W czym się ona przejawia? Ano w tym, że bez względu na okoliczności i temat, który podejmuje, zawsze powraca do głównego wątku swych zainteresowań. A są nimi neoimperialne zakusy Rosji (Rosja Putina tylko czyha, aby zająć Polskę, a silniki rosyjskich czołgów w obwodzie kaliningradzkim już się grzeją…) oraz wszechwładne „siły razwiedki” (red. Michalkiewicz się kłania), czyli po prostu rosyjskie specsłużby.
Te ostatnie, jak powszechnie wiadomo, za główne swoje zadanie mają sianie terroru, strachu i dokonywanie skrytobójczych mordów, tak u siebie, jak i za granicą. W udzielonym niedawno dla „Rzeczypospolitej” wywiadzie („Rosjanie też mają duszę”, „Rz” z 10-11. 03. br) prof. Nowak mówi wprost: „Jeśli ktoś chce zrozumieć sytuację w Rosji, nie może uciec od słowa «służby». Steven White z uniwersytetu w Glasgow prześledził biografie tysiąca najważniejszych osób w Rosji z lat 2004-2006. Byli tam ministrowie, członkowie Dumy i najważniejsi urzędnicy. Otóż 70 proc. z nich było funkcjonariuszami służb specjalnych”. Wywód prof. Nowaka (który na zdjęciu ilustrującym wywiad prezentuje w klapie swojej marynarki znaczek Ruchu Smoleńskiego w kształcie lotniczej szachownicy) wyraźnie wstrząsnął przeprowadzającym wywiad Robertem Mazurkiem, którego stać było jedynie na jękliwe: „niewiarygodne…”. Nowak, chcąc „dobić” swego rozmówcę, dodaje: „Przypominam, że nie mówimy o tajnych współpracownikach, bo ich liczby nie znamy, lecz o etatowych pracownikach (…) W ciągu dekady Putina liczba funkcjonariuszy FSB wzrosła pięciokrotnie (z 70 tys. w 1999 r. do 350 tys. w 2008 r. – przyp. M.M.)”. I co z tego, chciałoby się rzec, w każdym kraju silne i sprawne służby stanowią o bezpieczeństwie i suwerenności państwa, nie inaczej jest na przykład w Stanach Zjednoczonych, nie dla wszystkich jak widać jest to jednak oczywiste. Idźmy jednak dalej.
W dalszej części wywiadu możemy się bowiem dowiedzieć, że ludzie z FSB zdolni są jednak także i do głębszych uczuć. Nowak, parafrazując słowa Juliusza Słowackiego wypowiedziane przez wieszcza w okresie powstania listopadowego, mówi: „I w FSB żyją ludzie, i oni mają duszę”. Niepokojący ton pytającego i przywołujące Nowaka (a nuż powiedziałby coś jeszcze, nie daj Boże, o głębokiej słowiańskiej duszy) do porządku krótkie acz stanowcze: „Nie rozumiem”, pozwalają wyjaśnić, o jakie uczucia „ludzi z FSB” faktycznie chodzi (przez co tytuł wywiadu nabiera prześmiewczego wymiaru): „To nie są roboty, tylko ludzie – czasem zazdroszczą bogatszym, czasem nienawidzą przełożonych, chcą awansować na pierwsze miejsce. Są tam ludzie, którzy zazdroszczą Putinowi nie tylko władzy, ale i majątku 130 miliardów dolarów” (Mazurek na to: „Ilu?!”). I to właśnie te uczucia mogą być, zdaniem Nowaka, katalizatorem zmian na szczytach władzy w Rosji: „przypominam, że najsilniejszą w historii ZSRR (cóż za, jak mawiał klasyk, „fatalny” błąd ze strony prof. Nowaka, nie użył terminu „sowieckich”! – M.M.) odwilż zainicjował szef NKWD Ławrientij Beria. Tak samo pierestrojkę lat 80. przygotowywał szef KGB Jurij Andropow. Obecne demonstracje nie rozwalą systemu, ale może je wykorzystać ktoś z elity, kto wbije Putinowi nóż w serce”. No cóż, z całą pewnością finezji Profesorowi odmówić nie można, charakterystyczne jest jednak, że gdy prowadzący rozmowę Mazurek przez moment przypadkiem próbował skierować swojego interlokutora na interesujący trop mówiąc: „W Rosji biznesmeni występujący przeciw władzy kończą albo w Izraelu, albo w Londynie (azyl dla współczesnych zawodowych rewolucjonistów walczących z Rosją – M.M.), albo w więzieniu”, Nowak w odpowiedzi nie omieszkał zadeklarowania swojego szacunku dla Władimira Bukowskiego…
W przypadku braku zmian w Rosji Nowak wieszczy całej Europie czarną przyszłość: „uda mu się (Putinowi – M.M.) narzucić swoją wolę Europie i zrusyfikować ją. Oczywiście nie mówimy o rusyfikacji dosłownej, ale narzuceniu jej rosyjskiej kultury politycznej, czyli kultury imperiów XIX wieku”. Jak należy się domyślać w roli „czynownika” w tym procesie (inne ulubione, a dziś nieco zapomniane słowo-klucz współczesnych rusofobów) wystąpią siły „«zbrodniczego reżimu» (wzięte przez prof. Nowaka w cudzysłów, zapewne dla uniknięcia ciągania po sądach) Tuska”. Ciekawe też, że Nowak bez żadnego skrępowania (typowego dla przedstawicieli sił konserwatywno-patriotycznych) posługuje się prawnoczłowieczą argumentacją: „martwi mnie, że na szczytach Unia Europejska – Rosja trzy lata temu zniknął temat praw człowieka (…) Jeśli Europa zrezygnuje z praw człowieka i wolności słowa, a skoncentruje się tylko na interesie ekonomicznym, to Putin będzie mógł powiedzieć swoim liberałom: «Nie macie alternatywy. Europa tańczy, jak jej zagram, bo to jedyny realistyczny sposób rządzenia światem. Odłóżcie więc swoje mrzonki o wolności»”.
Komentując zaś wyniki ostatnich wyborów prezydenckich w Czeczenii Nowak dodaje: „Putin dostał 99,7 proc. głosów przy 99-proc. frekwencji! To oznacza, że problem czeczeński jest ostatecznie rozwiązany. Oczywiście ciarki przechodzą po plecach na myśl, co znaczy owo «ostateczne rozwiązanie»”. Pomijając oczywiste analogie (Putin jak Hitler i Stalin), dla obozu polskiej rusofobii „ostateczne rozwiązanie problemu czeczeńskiego” oznacza z całą pewnością brak dalszej możliwości grania kartą „wolnej Czeczenii”. Prof. Nowak, pomimo szermowania prawnoczłowieczą retoryką, jawi się jednak jako zwolennik stosowania tradycyjnych metod uprawiania polityki – dyskursu z pozycji siły. Nie inaczej bowiem odczytać można utyskiwania w rodzaju: „czy można bać się Polski pod rządami Bronisława Komorowskiego?”. Chcąc być złośliwym, można byłoby pytanie odwrócić i spytać, czy można się było bać Polski pod rządami Lecha Kaczyńskiego? Tak, bo groziło to pęknięciem ze śmiechu…
O tym, że prof. Nowak nie jest jednak rusofobem integralnym świadczyć może fragment wypowiedzi, obrazujący jego fascynację rosyjską kulturą: „Porównajmy kino rosyjskie z tak chwalonym kinem polskim – tam, przy dużej produkcji tandety wciąż jest wiele dzieł, a nawet arcydzieł. Fascynująca jest tamtejsza żywość debaty intelektualnej zarówno w Internecie, jak i w niskonakładowych czasopismach. My tu, w Polsce, kłócimy się bardzo często o sprawy banalne, a oni wciąż martwią się o ludzkość”. Na koniec wreszcie jeszcze jedna wypowiedź Profesora, która stawia jego poprzednie wywody w nieco dwuznacznym świetle: „Powiedzmy szczerze: on i tak by te wybory wygrał, bo ma poparcie większości Rosjan, którym żyje się lepiej niż 12 lat temu, kiedy obejmował władzę”. W innym zaś miejscu jest mowa o tym, że odsetek ludzi żyjących w biedzie spadł w Rosji w ostatnich latach czterokrotnie i że udało się zahamować znacząco (z 700 tys. do 400 tys. rocznie) spadek liczby ludności dzięki „kosztownej polityce pronatalistycznej” ekipy Putina. Ostatnia z cytowanych wypowiedzi prof. Nowaka niech posłuży też za kończącą pointę, oddaje ona bowiem jak w soczewce podstawowy dylemat współczesnych rusofobów – jak przekonać samych Rosjan, że to tak naprawdę my wiemy, co jest dla nich najlepsze.
Maciej Motas
Myśl Polska Nr 13-14 (25.03-1.04.2012)
aw