Luma: O JKM. Wdzięczność i realizm

Oczywiście chodzi o p. Janusza Korwina Mikke. Postać nietuzinkową, obecną w polityce i w mediach od wielu lat. Kto się zetknął z polityką na przełomie PRL i III RP ten wie, że dominującym bytem społeczno-politycznym była wtedy  Solidarność. Alternatywa była, ale w postaci niewielkich ruchów opozycyjnych, czasami kanapowych, wielkomiejskich (RMP, monarchiści). Była jeszcze Konfederacja Polski Niepodległej, organizacja radykalnie antykomunistyczna, ale piłsudczykowska. Nie wszystkim to odpowiadało. Po latach okazało się, że ten antykomunizm KPN-u to taka fasada, mająca za cel przelicytować Solidarność. Pamięć po założycielu tej partii Leszku Moczulskim nie jest najlepsza. A jeszcze w ostatnich latach wdał się we flirt ze środowiskami KOD-u… W tamtym czasie wyboru zbyt dużego więc nie było.

Takim głosem wołającym na puszczy był wtedy niewątpliwie śp. Stefan Kisielewski. Słynny Kisiel – bo tak go nazywano – był publicystą  m.in. Tygodnika Powszechnego. Można go uznać za prazałożyciela ruchu konserwatywno-liberalnego w Polsce. Popierał Solidarność, bo uznał, że to jego powinność jako Polaka, ale był też dość sceptyczny co do reform przeprowadzonych przez związek zawodowy, który w swojej zasadzie jest ruchem robotniczym, a nie prokapitalistycznym. Dlaczego piszę o Kisielu? Bo dokonał u mnie – i zapewne u wielu młodych wtedy Polaków – pierwszej secesji myślowej od dominującej opcji solidarnościowej i zachęcił do szukania czegoś nowego. No i nauczył nas przekory myślowej, z którą niezbyt łatwo się żyje w obecnym społeczeństwie (polityczna poprawność, media lewicowo-liberalne, brak zrozumienia dla poglądów różnych od oficjalnych opcji parlamentarnych).

Czytając Kisiela zastanawiałem się nad celowością reform i działań Solidarności. I wtedy, bodajże w 1991 r., na dworcu w Toruniu, kupiłem po raz pierwszy tygodnik ,,Najwyższy Czas”. Tak z ciekawości. Zacząłem czytać i bardzo szybko stwierdziłem, że faktycznie to już nie jestem solidarnościowy i zapewne nigdy w całości nie byłem. Precyzja wywodów, ten ogień, polemiki, dyskusje – to było to. Artykuły Prezesa (bo tak należy Go nazywać) zawsze kontrowersyjne, ciekawe, zmuszające do myślenia. Po przeczytaniu człek zagryzał wargę z irytacji, ale na drugi dzień przyznawał rację. Szkoła liberalnego myślenia o gospodarce i konserwatyzmu społecznego w bardzo dobrym wydaniu. Cały tygodnik zresztą ,,połykało się” niemalże na poczekaniu. Jednak po wielu latach ta kusząca opcja liberalna czy libertariańska stawała się coraz mniej atrakcyjna i nie dawała odpowiedzi na wiele pytań. Coraz bardziej przypominała utopię, która w zasadzie nigdzie nie istnieje, a jeżeli gdzieś częściowo jest, to sprzyja dużemu biznesowi i jest wykorzystywana przez potężnych graczy tego świata. Liberalizm wszak to tolerancja dla wszystkiego, to istnienie obok siebie katolicyzmu i satanizmu, to brak porządku i wystawienie państwa polskiego na ciosy z zewnątrz. I druga część linii programowej ,,Najwyższego Czasu” (przypominam, że założycielem tego tygodnika jest Janusz Korwin-Mikke) to konserwatyzm. Tu nie ma rozczarowania. Konserwatyzm jest obecny, a artykuły stoją na dobrym poziomie. Konserwatyzmu się raczej normalny człowiek nie pozbywa, nie wyrzeka. Z wiekiem życie, a bardziej może doświadczenie, przyznaje rację zasadom konserwatywnym. Wrócę jednak do p. Prezesa, bo o nim przecież jest ten artykuł.

Prezes jest niewątpliwie postacią nietuzinkową. Niemalże całe życie poświęcił wolności. Założył Oficynę Liberałów, Ruch Polityki Realnej (w 1989 r. przekształcony w UPR), tygodnik ,,Najwyższy Czas”. Wydał wiele książek. Swoimi poglądami wychował wielu odważnych młodych ludzi. Zmuszał do myślenia nawet najbardziej opornych, a szokował swoimi wypowiedziami także swoich zwolenników. Szokował… I właśnie tu jest problem. Przechodzę łagodnie od wdzięczności do realizmu. Prawica pozaparlamentarna przeciętnemu Polakowi kojarzy się z p. Januszem Korwin Mikke. Niestety, tak jest. Jego wypowiedzi są wszędzie cytowane. Pokazuje się co może grozić Polsce pod rządami ,,takiej” prawicy. Kobiety, niepełnosprawni, socjaliści, Hitler – to tematy chętnie poruszane przez p. Prezesa. I nie chodzi tu o rację, o logikę wywodów. Pewnie w normalnej dyskusji da się te tezy obronić, ale dzisiejszy świat jest, niestety, medialny. Dziennikarze tylko czekają na newsy, na tematy dnia, na wypowiedzi kontrowersyjne. P. Prezes, niestety, psuje wizerunek grup politycznych, które aspirują do objęcia, w jakiejś przyszłości, władzy w Polsce. Z doświadczenia wiemy, że są ludzie – symbole, zupełnie nie nadający się do budowania obozów politycznych, do jednoczenia, do łączenia, do pragmatycznej walki o władzę w chorym – ale jednak realnie istniejącym – systemie demokratycznym. Do takich ludzi należy p. Prezes. Czytam, analizuję i słucham, i myślę, że p. JKM powinien pozostać symbolem, powinien brać udział w panelach dyskusyjnych, pisać, być doradcą, ale niech wyjdzie z realnej polityki. Jest tyle aktywnych grup na prawicy z ogromnym potencjałem intelektualnym. Powoli nacjonalizm (reakcja na lewicowo-liberalne pomysły paneuropejskie) staje się poważną siłą w Europie, a sytuacja w polityce międzynarodowej jest bardzo dynamiczna. Nie można sobie pozwolić na proste błędy w działalności politycznej. Panie Prezesie: Nec Hercules contra plures.

Jarosław Luma

Click to rate this post!
[Total: 14 Average: 4.5]
Facebook

1 thoughts on “Luma: O JKM. Wdzięczność i realizm”

  1. Jako, że nie mam fb, to pozwolę sobie tutaj odpisać p. Weinertowi. Szanowny Panie – jeśli ruch libertariański (celowo nie nazywam go konserwatywno-liberalnym, bo z konserwatyzmem ma on jednak niewiele wspólnego) istnieje tylko dlatego, że w przestrzeni publicznej funkcjonuje tak nieudolny polityk jak Janusz Korwin-Mikke, to oznacza to tylko tyle, że ów ruch nie dorósł do uprawiania polityki. Dodatkowo należy pamiętać, że przy JKM u sterów, ten ruch absolutnie nic nie osiągnie. Już dawno temu pisałem na tym portalu, że jestem wdzięczny prezesowi za to, że wielu przekonał do odrzucenia socjalizmu. Niestety na tym jego pozytywna rola się kończy i należy spojrzeć prawdzie w oczy. Ten człowiek nie jest w stanie uprawiać polityki w profesjonalny sposób i mogą być tutaj dwie przyczyny: 1. albo jest szaleńcem, który musi czasami palnąć głupotę; 2. albo jest przez kogoś sterowany. W obu przypadkach JKM dawno powinien zostać odsunięty od uprawiania polityki (choć w tym drugim byłoby to bardzo trudne), bo jego działalność szkodzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *