Na co dzień daleki jestem od udziału w ideowych sporach w środowisku, jednak tym razem nie sposób powstrzymać się od zabrania głosu. Czytając tekst p. Marty Brzezińskiej byłem szczerze zdumiony, że artykuł pisany w takim tonie pojawia się na portalu podającym się za prawicowy. Nie dlatego, że należałoby go z miejsca uznać za w stu procentach błędny i całkowicie bezwartościowy, ale dlatego, że istnieje już pewna gazeta, bardzo popularna w pewnych kręgach zresztą, która specjalizuje się w pisaniu artykułów utrzymanych w podobnej stylistyce.
Wstęp artykułu brzmi jakby rzeczywiście wyszedł spod pióra redaktorów znanych z tego, że po godzinach dorabiają dystrybucją gwizdków. Nie jestem w stanie definitywnie ocenić, czy manifestacja narodowców wyglądała faktycznie tak jak opisuje to Autorka, jednak sugerując się doświadczeniem i oglądając dostępne w internecie zdjęcia widzę zupełnie inny obraz, zresztą standardowy dla tego typu akcji. Wyjścia są więc dwa – albo ta manifestacja była kompletnie inna niż wszystkie inne (co wydaje mi się mało prawdopodobne), albo Autorka najzwyczajniej w świecie posługuje się lewacką retoryką (czyt. kłamie vel przedstawia alternatywne fakty), choć szczerze chcę wierzyć, że ten drugi wniosek jest błędny.
W Białymstoku, w którym podobno naziści są wszechobecni koszulkę B&H widziałem dosłownie jeden raz w życiu, trudno więc przypuszczać, że nagle ta grupa, która niby jest, a nikt nie widział, tak zyskała na popularności. Pisanie o (czasem) faszyzujących MW i ONR stanowi kolejny chwyt rodem z naszej ulubionej gazety – czego jak czego ale żadnej z tych grup faszyzmu zarzucić nie można. Nie bez przyczyny ONR pośród narodowych radykałów przezywany bywa Obozem Narodowo-Liberalnym – ich współczesna działalność nie jest tak bliska idei NR jak mogłoby się wydawać, o faszyzmie już nie wspominając.
Podobnie jak piszący już przede mną nie widzę żadnego powodu, dla którego na kontrmanifestacji miałyby się pojawiać rodziny z dziećmi. Właśnie po to narodowcy na ulice wychodzą, żeby uchronić te rodziny z dziećmi od takich widoków. Pozostańmy prawicą – nie popadajmy w demoliberalizm, to nie są wybory parlamentarne, gdzie wygrywa ładniejszy kandydat, tylko to jest walka o zachowanie cywilizacji przed barbarzyńcami. Kolorowe baloniki, uśmiechy i wesołe śpiewy są dobre na marsze życia, gdzie są wręcz pożądane, bo wydźwięk takiego marszu ma być w 100% pozytywny i radosny.
W przypadku kontrmanifestacji nie bez powodu używa się przedrostka kontr. Oznacza to dokładnie tyle, że nie jest to manifestacja za czymś, lecz przeciw. Gdyby organizatorzy kontry chcieli konkurować z tęczowymi na zasadzie kto się szerzej uśmiechnie to lepiej by było, gdyby poszli do domu, a lewactwo przemaszerowało niedostrzeżone – organizowanie kontrmanifestacji jakby nie patrzeć zwykle prowadzi do nadania rozgłosu sprawie. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem dla pokojowych manifestacji są wspomniane marsze życia i rodziny, czy też zorganizowanie rodzinnego pikniku w jakimś parku – niech ludzie przyjdą i się przekonają, która strona jest właściwa. Osobiście uważam, że kontrmanifestanci obchodzą się z tęczowymi wręcz niezwykle liberalnie – jeśli państwo nie potrafi zadbać o ochronę dobrych obyczajów, to aż dziw, że polskie kontry nie poszły śladem swoich wschodnich odpowiedników i nie próbują własnoręcznie wyeliminować istotnych problemów społecznych.
Tyle o postrzeganiu kontrmanifestacji. Jest ona zgodnie z nazwą nastawiona na konfrontacje i nie powinno dziwić, że właśnie tak wygląda. Inną sprawą są skutki opublikowanego tekstu. Nie mam wątpliwości, że Autorka miała jak najbardziej dobre intencje – jasno wskazują na to zawarte w artykule wypowiedzi, świadczące, że jej również zależy na wyeliminowaniu tęczowego terroru z naszego życia. Jednak słowa jakich użyła w stosunku do ogółu narodowców, bo tak można wnioskować, kiedy Autorka nieustannie wspomina o łysych, neonazistach, faszystach itp. wywołały określone skutki. Te skutki nie dziwią, są w pełnie zrozumiałe, choć w żaden sposób nieusprawiedliwione. Nic dziwnego, że środowiska narodowe dały upust swoim emocjom, bo mają prawo czuć się tak a nie inaczej, kiedy na prawicowym, zdawałoby się, portalu pojawia się tekst utrzymany w krytycznym tonie do złudzenia przypominającym propagandę, przy pomocy której środowisko nacjonalistyczne od lat jest oczernianie. Niektóre polemiki (choćby wypowiedź p. Roberta Winnickiego) reprezentowały wysoki poziom. Inne, głównie te jednozdaniowe, facebookowe, są zdecydowanie niegodne miana osób, które mienią się obrońcami cywilizacji łacińskiej, bo wyjątkowo chamskie wyzwiska kierowane pod adresem oponenta, szczególnie, gdy oponentem jest kobieta, są zdecydowanie niedopuszczalne.
W tym miejscu należy się zgodzić, że poziom kultury niektórych osób utożsamiających się z prawicą lub nacjonalizmem wręcz woła o interwencję polonistów i na to trzeba zwracać uwagę. Wszelkie k…, ch…., i inne zwroty zaczerpnięte z podwórkowej łaciny powinny być eliminowane ze wszelkich manifestacji – reprezentujemy cywilizację stojącą w niepodważalnej wyższości w stosunku do wprowadzanej kultury neobarbarzynców i naszą postawą powinniśmy to potwierdzać o każdej porze dnia i nocy. Wystarczy przyjrzeć się transparentom, jakie lewactwo zabiera na swoje manifestacji i blokady, by przekonać się czyją domeną jest taki rynsztokowy język.
Sebastian Bachmura