Miasto nad Łabą na literę D…

Do Drezna z Wrocławia jedziemy niemieckim składem Regio. Wystarczy zebrać pięć osób, a podróż tam i z powrotem wyniesie po 63zł na głowę. Opłaca się, zwłaszcza, że to tylko ponad dwie godziny jazdy w klimatyzowanym składzie. Dobrze, że są takie połączenia, dzięki którym o wiele łatwiej zdobywać świat, nawet jeśli to nie są jego antypody, a jedynie ziemia saksońska. W każdym razie ilość pasażerów w wagonie świadczy, że był to pomysł przedni.

   

Wyruszamy o 7.05 z Wrocławia. Pociąg ma do pokonania około 265km. Zatrzymuje się po drodze w kilku miastach, więc już po 10.30 jesteśmy na Dresden Hauptbahnhof. Ludzi mnóstwo, tłok na dworcu i tłok na mieście, bowiem trwa festiwal muzyki amerykańskiej, a Niemcy- sama młodzież po sześćdziesiątce głównie, wyległa na Prager- i Seestrasse. Wszędzie porozkładane sceny i jazzmani sascy grają standardy nowoorleańskie. Dookoła pełno straganów, zapach jedzenia pomieszany z wyrazami zachwytu nad golonką z grilla i zimnym drezdeńskim piwem. Palce lizać.

   

Nie stanowimy w tym tłumie wyjątku, bowiem Drezno przyciąga sporo turystów, głównie z Rosji. Mowa Puszkina jest wszechobecna na tutejszych ulicach i placach. Ale wizyta Rosjan nie ma charakteru handlowego, o nie. To dzisiaj turyści, korzystający z życia, ciekawi świata i doznań artystycznych. Polacy, którzy tez stanowią tutaj niemałą grupę, mają podobne nastawienie.  W końcu miasto, które raz umarło i zmartwychwstało, aby mogło nadal zachwycać współczesnymi obrazami dawnej świetności, przyciąga turystów. Przyciągnęło i nas.

   

Drezdeńska galeria starych mistrzów zachwyci każdego konesera sztuki. Rubens, Tycjan, Durer, Rembrandt, Cranach i najważniejsze dzieło- Madonna Sykstyńska. Bilet kosztuje 10 euro, ale dla samej Madonny mistrza Rafaela warto zapłacić kilka razy więcej. Jest poza tym prawdą, iż wszystkie obrazy mistrzów posiadają w sobie zaklęty urok, nieporównywalny z żadną współczesna sztuką. Ta galeria zachwyci chyba każdego, nawet największego sceptyka. Zresztą, nie ma co opowiadać, trzeba przyjechać i przekonać się samemu.

   

Drezno powstało z gruzów. Dzisiaj już niewiele osobliwości przypomina tragiczne dni tego miasta z lutego 1945 roku. Jedynie fotografie i niektóre fragmenty budowli, wciąż wołają głosami tamtej apokalipsy. Teraz, to miasto tętni życiem, a z wieży kościoła Frauenkirche, można podziwiać zakola Łaby. Uliczki Drezna przeżywają swój kulturalny renesans. Patrząc przez pryzmat rekonstrukcji budowlanych- dokładnie odtworzonych kamienic i gmachów, warto się zastanowić nad historią tego miasta, malowaną również pędzlem Canaletta. On zapisał Drezno swoimi obrazami w czasach, kiedy cywilizacja mówiła jeszcze głosem piękna i duszy.

   

Z Mostu Augusta podziwiamy zabytkowe centrum. Na rzece spory ruch. Pływają statki z kompletami pasażerów. Brakuje nam jednak czasu na te wszystkie atrakcje, ale obiecujemy sobie, ze wrócimy tutaj jeszcze nie raz. Sama Galeria, to minimum trzy godziny zwiedzania, oczywiście w tempie przyśpieszonym.

W katedrze Hofkirchie kilka osób zajęło miejsca w ławkach. Chociaż na zewnątrz bryła kościoła robi kolosalne wrażenie, to w środku tylko w niewielkim stopniu przypomina katolicką świątynie. Na szczęście wszechobecna protestancka biel schodzi na drugi plan, dzięki barokowej sztukaterii, której przybywa. Obok wejścia głównego odnawia się kaplicę św. Jana Nepomucena. Niebawem święty powróci na swoje miejsce.

 

Oprócz zabudowy centrum są w Dreźnie jeszcze inne atrakcje i ciekawostki. Nie wszystko, rzecz jasna da się obejrzeć w przeciągu tych kilku godzin, ale jedna jest szczególna, jak na centrum chrześcijańskiej Europy.  To potężny meczet, widoczny niemalże z każdego zakątka miasta. Budowla wpisana w krajobraz rodzimych trendów architektonicznych, burząca łaciński porządek i proporcję. Meczet o monumentalnej kopule, wysokim minarecie, jakiego nie powstydziłaby się ani Arabia Saudyjska, ani Maroko, ani Turcja. Ciekawe, że im dalej od Mekki, tym wyższe minarety… Islam uber alles? Saraceni u wrót!

Żegnamy stolice Saksonii w deszczowe popołudnie, które zmyło nagłą ulewą ludzi z ulic i ogródków kawiarnianych. Pochowali się mimowie, grajkowie, kuglarze uliczni, sprzedawcy pamiątek. Deszcz, choć gwałtowny, szybko przeszedł. Miasto ożywiło się ponownie. To nie bomby leciały teraz z nieba, to tylko ogromne krople wody w upalne popołudnie…

Jeszcze wrócimy do Drezna, na pewno. Kolej polsko – niemiecka zachęca do takich wojaży. Na peronie czka na nas ten sam skład. Na rozkładzie wyświetla się nazwa „Wrocław”, choć przez megafony zapowiadają, że odjazd do Breslau o 17.32. A po drodze Budziszyn, Zgorzelec, Węgliniec, Bolesławiec, Legnica i moje miasto, szykujące się gorączkowo na Euroklapę 2012.

tekst i zdjęcia: Tomasz J. Kostyła

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook