— Mateusz Morawiecki w poniedziałek został powołany na urząd premiera i we wtorek wygłosił w Sejmie swoje expose. Po burzliwej dyskusji Sejm udzielił wotum zaufania jego rządowi. Teraz politycy i obserwatorzy analizują i komentują mowę programową Morawieckiego. Jak Pan może skomentować główną tezę premiera, że jego rząd będzie rządem kontynuacji? Jeśli tak, to, po co prezes Jarosław Kaczyński dokonał roszady Morawiecki za Szydło?
— To jest bardzo dobre pytanie i w gruncie rzeczy pytanie, nad którym wszyscy się zastanawiają. Spodziewano się — i ja też się spodziewałem — że wymiana premiera, czy właściwie zamiana wicepremiera na premiera i odwrotnie, będzie wiązała się z jakąś mniejszą lub większą rekonstrukcją personalną rządu, ponieważ wtedy taka wymiana ma sens. Do żadnej rekonstrukcji nie doszło poza wymianą nazwisk.
Mówi się, że rekonstrukcja nastąpi dopiero w styczniu po Świętach. Pojawia się zatem pytanie, skąd jest ten pośpiech z wymianą Prezesa Rady Ministrów? Ja odpowiedzi na to pytanie nie znam, aczkolwiek wydaje mi się, że jest to przede wszystkim związane z jedną rzeczą. Otóż, media w Polsce coś tam tylko wspomniały, nie zatrzymując się na tej sprawie, iż na Zarządzie PiS Jarosław Kaczyński, podobno uzasadniając tę zmianę personalną, miał ją uzasadnić potrzebami polityki zagranicznej. Myślę, że to jest tak naprawdę klucz do tej zmiany.
Polska, w moim przekonaniu, chce dokonać poważnej wolty w polityce zagranicznej i to wymaga, po pierwsze, zmiany osoby premiera. A po drugie, myślę, że w styczniu na pewno dojdzie do zmiany ministra spraw zagranicznych i być może ministra obrony narodowej.
— 70 minut Morawiecki mówił o Polsce i raczej na marginesie jego expose znalazły się sprawy polityki zagranicznej. Czy jest coś nowego na tym polu, skoro Pan już poruszył ten temat?
— Myślę, że jest coś nowego. Stoję na stanowisku, że Jarosław Kaczyński zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że polityka amerykańska pod kierunkiem Donalda Trumpa zaczyna się stopniowo wycofywać z Europy. Widać to po gasnącym zaangażowaniu Ameryki w konflikt na Ukrainie. Widać też po tym, że z projektu Międzymorza, poza tym, że go ogłoszono i sprzedano nam gaz, też nic więcej nie wynika.
W tej sytuacji zwróciłbym uwagę na kilka wypowiedzi ministra Waszczykowskiego a także szefa jego gabinetu politycznego Jana Parysa, o czym rozpisywały się szeroko media w Polsce. A mianowicie wypowiedzi świadczące o odcinaniu się od polityki ukraińskiej i wzmianki o ułożeniu lepszych stosunków polsko-rosyjskich. To jest z jednej strony. Z drugiej strony postać nowego premiera jest lepiej odbierana na Zachodzie. Pamiętajmy, że jest to osoba wcześniej związana z bankami zachodnimi, szczególnie niemieckimi. I myślę, że jest to konsekwencja generalnej refleksji Jarosława Kaczyńskiego, słusznej zresztą, że USA zmniejszają swoje zaangażowanie w tej części świata, a więc to oznacza konieczność odprężenia z jednej strony w stosunkach polsko-rosyjskich, a z drugiej strony zdecydowanego zbliżenia się do kręgów elit politycznych Unii Europejskiej, do czego potrzebna jest osoba zupełnie nowego premiera i nowych dwóch ministrów, o czym już wspominałem.
W polityce zagranicznej jest przyjęta taka zasada, że jak się zmienia linia polityczna państwa to, żeby tę linię uwiarygodnić, zmienia się twarze, które mają ją realizować. Taka jest moja interpretacja tego wydarzenia. Ale czy jest to interpretacja słuszna, to dowiemy się dopiero w styczniu, kiedy nastąpi zapowiadana rekonstrukcja rządu i zobaczymy, jak będą wyglądały zmiany w dwóch resortach, uważanych za najbardziej kontrowersyjne z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej.
— Tym niemniej uwadze obserwatorów nie umknął fakt, że w mowie programowej posłowie nie usłyszeli dwóch ważnych słów, a mianowicie — Rosja i Niemcy. Przecież to są sąsiedzi Polski.
— Zgadza się. Niemcy niejako pojawiły się w postaci zawoalowanej — chodzi o Unię Europejską. Rosja się nie pojawiła i to jest rzeczywiście zmiana, ponieważ nie została wskazana jako zagrożenie, ani o charakterze militarnym, ani o charakterze ekonomicznym, np. bezpieczeństwo gazowe. I to jeszcze jeden dowód na to, że następuje reorientacja polskiej polityki zagranicznej.
— Jak długi żywot rokuje Pan profesor rządowi Morawieckiego? O jego rekonstrukcji jest nadal mowa. Więc kogo z ministrów Morawiecki (rzecz jasna za zgodą Kaczyńskiego) się pozbędzie? No i nazwisko samego Kaczyńskiego też jest na stole…
— Myślę, że Jarosław Kaczyński nie zostanie premierem. Nie zdecyduje się na taki błąd polityczny dlatego, że nie jest w Polsce politykiem lubianym. Ma olbrzymi negatywny elektorat i to z punktu widzenia PiS byłby wielki błąd.
A jak długo przetrwa premier Morawiecki? To w znacznej mierze zależy od tego, w jaki sposób przyjmie go elektorat PiS-u. Rozmawiałem z sympatykami PiS-u i obserwuję ich wypowiedzi w mediach społecznościowych. Generalnie powiem, że dzielą się na dwie kategorie. Kategoria pierwsza to ci, którzy z góry akceptują każdą decyzję prezesa i uważają ją za znakomitą i genialną. I druga kategoria, co ciekawe to są zwolennicy najbardziej radykalni PiS-u, którzy poczuli się oszukani i zdradzeni, którzy od zawsze patrzyli z dużą niechęcią na Mateusza Morawieckiego jako przedstawiciela środowiska bankowego. W polskim internecie prawicowym często nazywanym środowiskiem „banksterów”, czyli wielkiego kapitału, jak czasami się mówi nomadycznego, spekulacyjnego.
Część elektoratu PiSu zawsze uważała, że Morawiecki nie pasuje do rewolucji zapowiadanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Moim zdaniem tak rzeczywiście jest. Dlatego w znacznej mierze będzie to zależeć od tego, jak będzie postrzegany przez elektorat. Ja się spodziewam, że może nastąpić zmniejszenie popularności rządu, co się przełoży na zmniejszenie popularności samego Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli tak się tak stanie, to może Jarosław Kaczyński zdecyduje się na wymianę Mateusza Morawieckiego na kolejnego premiera.
Przy wszystkich moich zastrzeżeniach do premier Beaty Szydło, trzeba zwrócić uwagę, że cieszyła się bardzo dużą popularnością w Polsce, co wynikało z faktu, że „Polska powiatowa” widziała w niej osobę sobie bliską — z małego miasteczka, nie z wielkiej metropolii. I tam cieszyła się olbrzymią popularnością. Mateusz Morawiecki reprezentuje takie coś, co się w Polsce, poza Warszawą, pogardliwie określa mianem „Warszawki”. To znaczy warszawskie elity polityczno-finansowe. Nie wiem zatem czy Morawiecki zostanie po prostu zaakceptowany na tym stanowisku przez znaczną część elektoratu własnej partii.
Rozmawiał Leonid Sigan
za: https://pl.sputniknews.com/polska/201712136913393-Sputnik-Polska-Morawiecki-nie-pasuje-do-rewolucji-Kaczynskiego/
„Pamiętajmy, że jest to osoba wcześniej związana z bankami zachodnimi, szczególnie niemieckimi.” – Wydaje mi się, że to jest nieścisłość, jedyny „epizod niemiecki” można znaleźć w życiorysie M. Morawieckiego w latach 1995-1997 (najpierw staż w w Deutche Banku, potem praca naukowa). W późniejszym okresie pracował w BZ WBK, którego pakiet większościowy posiadał najpierw bank irlandzki (Allied Irish Banks), następnie hiszpański (Santander). Przed połączeniem banki BZ i WBK były zdaje się polskie, o ile mnie pamięć nie myli.
(…)I myślę, że jest to konsekwencja generalnej refleksji Jarosława Kaczyńskiego, słusznej zresztą, że USA zmniejszają swoje zaangażowanie w tej części świata, a więc to oznacza konieczność odprężenia z jednej strony w stosunkach polsko-rosyjskich, a z drugiej strony zdecydowanego zbliżenia się do kręgów elit politycznych Unii Europejskiej, do czego potrzebna jest osoba zupełnie nowego premiera i nowych dwóch ministrów, o czym już wspominałem.(…)
Wymiana twarzy na nową do zbliżenia z zachodem nie starczy… do tego może doprowadzić wycofanie się z „powstawania z kolan” albo zawarcia nieprzyzwoitych układów.
(…)W polityce zagranicznej jest przyjęta taka zasada, że jak się zmienia linia polityczna państwa to, żeby tę linię uwiarygodnić, zmienia się twarze, które mają ją realizować.(…)
To pozbycie się żelaznego elektoratu za nic… bo nowy elektorat będzie dopatrywała się w niej fałszu.