Rozmawiałem ostatnio z jednym, ze znanych dziennikarzy. Tematem był prezydencki pomnik na Krakowskim Przedmieściu. Tłumaczenie, że nie można go postawić jest dziecinne. Krakowskie Przedmieście jest długą ulicą. Stoi na nim pomnik Kardynała Wyszyńskiego, wystawiony mu przez komunistów. Skoro oni znaleźli miejsce dla pomnika Prymasa, to także Hanna Gronkiewicz-Waltz może takie miejsce znaleźć dla Lecha Kaczyńskiego. Po tej rozmowie, urodziło mi się jednak jedno pytanie. Pomnik powinien być elementem zgody, łączyć, a nie dzielić. Mała jest na to szansa, ale żeby istniała, to można go postawić dopiero po zakończeniu śledztwa. No bo trzeba wyjaśnić kilka spraw. Choćby jaka jest odpowiedzialność służb rządowych i prezydenckich za organizację lotu? Czy i dlaczego – zdaniem generała Petelickiego – najwyżsi urzędnicy rządowi wysyłali sobie medialne instrukcje co do interpretacji katastrofy?
Kolejne pytania: czy stawiamy pomnik prezydentowi – ofierze wypadku lotniczego? Czy prezydentowi – ofierze rosyjskiego zamachu? Czy może prezydentowi, który lekkomyślnie zabrał na pokład samolotu całą czołówkę polskiej armii i polskiego państwa? Czołówkę armii, której zależało na przedłużeniu wojskowych nominacji leżących w gestii właśnie Głowy Państwa? Trudno ocenić ludzkie intencje. Może zabrzmi to ostro, ale powiem czemu ja sam nie pojechałem do Katynia. W 70-tą rocznicę śmierci pochowanego tam mojego dziadka. Nie pojechałem, bo miałem wrażenie, że obok autentycznych motywów patriotycznych, były i motywy inne. Że niektórzy jechali tam, by być widzianymi. Być widzianymi przez tych, którzy za czas jakiś będą decydować o miejscach na poselskich listach, a którzy słusznie obecność tam uważali za poselski obowiązek. Czy taki mechanizm istniał wśród tych przedstawicieli polskiej armii, którzy w Smoleńsku stracili życie? Trudno to jasno ocenić, ale chyba właśnie tak ocenili to sami piloci TU-154. Tak przynajmniej ja rozumiem zapisy stenogramów. Jest więc pytanie, czy ze szlachetnych pobudek, ale jednak, Prezydent do tego mało szlachetnego wyścigu nie dopuścił? Jak wyglądała ostatnia rozmowa Prezydenta z bratem? I czy mogła dotyczyć lądowania, jak przypuszczają niektórzy ci, którzy często z Kaczyńskimi podróżowali? Na te wszystkie pytania trzeba odpowiedzieć. Zanim postawimy pomnik na Krakowskim Przedmieściu. Bo od tych odpowiedzi zależy choćby kształt samego monumentu.
Jan Filip Libicki
[aw]
1. Fajnie, możemy postawić pomnik, ale za co? Że zginął? To jest osiągnięcie? 2. Problem nie w pomniku, ale w tym co się z nim stanie. Przecież to będzie nie pomnik a sanktuarium Sekty Smoleńskiej (SS)
Dwa osiągnięcia Lecha Kaczyńskiego wykraczają stanowczo poza horyzont jednej kadencji prezydenckiej i mają wymiar historyczny: 1) Taktat Lizboński pozbawiający Polskę suwerenności (precyzując pojęcia za pomocą ścisłych definicji akt ten jest dalej idący w kategoriach prawnych niż sytuacja w okresie PRL-u, gdzie PRL był państwem o ograniczonej niepodległości, ale suwerennym; tymczasem III RP jest teraz wciąż formalnie niepodległa, ale już nie suwerenna). 2) Utrącenie poprawek konstytucyjnych dotyczących ochrony życia od poczęcia.