Udało się na razie obronić plac Wilhelma Szewczyka w Katowicach. Mam w tym swój skromny udział. Uczestniczyłem bowiem w społecznym proteście przeciwko zmianie nazwy placu, w tym w manifestacji w Katowicach 16 grudnia 2017 roku, a także opublikowałem dwa artykuły, w których przypomniałem postać Wilhelma Szewczyka i jego zasługi dla polskości Śląska.
Wykazałem w nich absurdalność politycznych oskarżeń formułowanych pod adresem pisarza i wielkiego społecznika przez IPN i PiS. 17 maja 2018 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach uchylił zarządzenie zastępcze wojewody śląskiego z 13 grudnia 2017 roku w sprawie zmiany nazwy placu Szewczyka na plac Marii i Lecha Kaczyńskich. Zarządzenie to zostało zaskarżone przez stowarzyszenie BoMiasto i Radę Miejską Katowic. Przeciwne zmianie nazwy placu były wszystkie większe partie polityczne w województwie śląskim z wyjątkiem PiS.
Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał, że zgodnie z tzw. ustawą dekomunizacyjną zakazane jest propagowanie komunizmu poprzez upamiętnienie osoby, która jest symbolem komunizmu, czyli kogoś, kto jednoznacznie się z tym ustrojem kojarzy. W przypadku uznania kogoś za symbol komunizmu – w ocenie sądu – „nie chodzi o sytuację, kiedy osoba jest związana z komunizmem, uczestniczyła w jakiś sposób w sprawowaniu władzy”.
Dlatego zdaniem sądu, choć nie ma wątpliwości, iż Szewczyk brał udział w sprawowaniu władzy w czasach PRL, to jednak symbolem komunizmu nie był. „Pojęcie symbolu to jest coś, co nam się jednoznacznie kojarzy, nie wyspecjalizowanemu gronu tylko osobie, która wychodzi z dworca w Katowicach i widząc nazwę »plac Szewczyka« kojarzy to z komunizmem” – stwierdził sąd w uzasadnieniu postanowienia. Mądre to słowa. Być może Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach otworzył furtkę prawną do podważenia wielu bulwersujących decyzji, jakie zapadły w związku z tzw. dekomunizacją. Takich jak te dotyczące np. działacza narodowego Jana Rychla, czy związanego z lewicą komunistyczną, ale przecież zasłużonego dla polskiej kultury pisarza Leona Kruczkowskiego.
Ponadto sąd uznał, że wojewoda śląski wydając zarządzenie zmieniające nazwę placu nie wykazał, iż ma obowiązek wydania takiego zarządzenia, a opinia IPN nie była kompletna. „Jeżeli ten człowiek był symbolem komunizmu, to dlaczego był w tym ustroju inwigilowany i miał problemy z cenzurą” – pytała podczas rozprawy przewodnicząca składu sędziowskiego Bożena Milczek-Ciszewska.
Trzeba zauważyć, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach uratował władze wojewódzkie PiS przed kompromitacją, ponieważ chciały dekomunizować nazwę, którą dawnemu placowi Dworcowemu w Katowicach nadały władze solidarnościowe w 1995 roku. Mało tego. W marcu 2016 roku, po przebudowie dworca kolejowego w Katowicach, radni miejscy PiS głosowali za pozostawieniem nazwy „plac Szewczyka”. Mimo to pełnomocnik wojewody śląskiego zapowiedział wniesienie kasacji postanowienia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Nie zmieni to już jednak faktu, że IPN i PiS politycznie przegrały w sprawie wywołanej przez siebie awantury dekomunizacyjnej w Katowicach.
Bohdan Piętka
za: http://www.mysl-polska.pl
Wielkie wyrazy szacunku dla Pana oraz dla wszystkich uczestników tego protestu. Fakt, że tak wiele różnych od siebie środowisk politycznych postanowiło dla tej jednej sprawy postawić się rządowi wraz z jego „Kaczokultem” napawa mnie optymizmem, pomimo czasem lat świetlnych dzielących mnie od niektórych z tamtejszych protestujących.