Eckardt: Nie patrzeć zezem

Informacja o zatrzymaniu przez ABW obywatelki Federacji Rosyjskiej Jekateriny C. pod zarzutem „działań hybrydowych wymierzonych w Polskę” pokazuje, że polskie służby zdecydowanie wkroczyły w obszar będący dotychczas, jak mogłoby się wydawać, jedynie przedmiotem teoretycznych rozważań speców od bezpieczeństwa. W przypadku Rosjanki chodzi o obszar związany z cyberbezpieczeństwem, który nasze służby od dłuższego czasu traktują priorytetowo.

O ile samo zatrzymanie i wydalenie obywatela obcego państwa, którego działalność narusza interesy Polski nie jest niczym nadzwyczajnym, o tyle w przypadku Rosjanki powód merytoryczny tego zatrzymania, pozwolił poznać wykładnię obowiązującą w polskich służbach przy namierzaniu  potencjalnych wrogów państwa polskiego. Otóż, nie wnikając w materiał operacyjny, którego nie znamy, dowiedzieć się możemy, że działaniem na szkodę państwa polskiego jest „podsycanie animozji polsko-ukraińskich w sferze społecznej i politycznej oraz kwestionowanie i podważanie polskiej polityki historycznej i zastępowania jej narracją rosyjską”.

Sformułowanie to, którym posłużył się rzecznik ABW Stanisław Żaryn, może budzić zdziwienie. Wprawdzie nie wiemy, co pod sformułowaniem „podsycanie animozji polsko-ukraińskich w sferze społecznej i politycznej” rozumie ABW, to jednak trudno uciec od konstatacji, że makabryczny bilans okrucieństwa Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz pozostałych formacji banderowskich w stosunku do ludności polskiej na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej, animozje te w naturalny sposób pobudza, tym bardziej, że władze Ukrainy uczyniły z morderców polskich dzieci, kobiet i starców fundament tożsamości narodowej, nie oglądając się na skutki takiego działania.

Nie ukrywam, że od lat poruszam temat relacji polsko-ukraińskich, strzępiąc klawiaturę, że jedynie pełna prawda historyczna o tamtych wydarzeniach jest warunkiem sine qua non ułożenia poprawnych relacji z naszym wschodnim sąsiadem. Nie dbałem przy tym, nie dbam i nie zamierzam dbać o żadną poprawność polityczną w tym temacie. Być może dołączam tym samym do grona wichrzycieli, godzących w relacje sojusznicze Rzeczypospolitej, na których państwo musi mieć baczne oko, by czasami nie przyszło im do głowy rozrzucać stonkę na pięknie obsiane pola polsko-ukraińskiego braterstwa, które choć obficie obornikiem nawożone, to po majdanowej rewolucji wzejść jakoś wciąż nie chcą.

Trudno dociec, czy „podsycaniem animozji” jest również posiadanie poglądu, że w interesie Polski jest Ukraina raczej słaba, będąca de facto strefą buforową pomiędzy Polską a Rosją, wyprana z toksycznych ideologii, w naturalny sposób ciążąca ku Polsce, jako antidotum na oligarchiczno-rekieterski bajzel, jaki dzisiejsza Ukraina sobą przedstawia. Jako że jest to pogląd daleki od miłościwie nam panującej opinii, że w żywotnym interesie Polski leży tylko silna Ukraina, sprzęgnięta z Polską w antyrosyjskim sojuszu, to być może pogląd taki jest już na indeksie. A że indeks taki istnieć musi, to jest sprawą oczywistą, bo kto to widział szukać wrogów po omacku.

Co do „kwestionowania i podważania polskiej polityki historycznej i zastępowaniu jej rosyjską”, to tutaj też wesoło, acz nie do końca. Jak świat światem, każde państwo ma swoją politykę historyczną. My też. Co oczywiste, polityki te nie są ze sobą tożsame, a nawet, co również oczywiste, wzajemnie się zwalczają. I choć naszą uważam za słabą (nie mówię o historykach), to nie tyle jednak, by trzeba było robić w portki przed narracją rosyjską, która finezją nigdy nie powalała i z daleka widać było, o co w niej chodzi.

Nawet za komuny każdy średnio rozgarnięty Polak wiedział, że ruska wersja historii, to czysta dialektyka i nie kupował kota w worku, poza kiepami i aparatczykami systemu, wierząc że w Katyniu Polaków wymordowali Niemcy i że dopiero niezwyciężona Rosja sowiecka odkryła tę przykrą prawdę. Dlatego trudno mi sobie wyobrazić, by ktokolwiek dał sobie nałożyć rosyjskie szkła na polską wizję historii, poza poputczikami, których nigdzie przecież nie brakuje. Nie obawiam się zatem jakiejkolwiek konfrontacji z rosyjską polityką historyczną. Co innego propaganda. Tutaj sobie wyraźnie nie radzimy, ale za to odpowiada państwo, które mając odpowiednie instrumenty i środki nie potrafi z nich skutecznie korzystać.

Przy okazji rodzi się pytanie, czy polskie służby, skoro już włączyły w zakres swojego działania ocenę i rozpracowywanie zagrożeń związanych z wojnami historycznymi, równocześnie rozpracowują agentury propagujące antypolską narrację historyczną o proweniencji niekoniecznie rosyjskiej? Nie da się bowiem nie zauważyć, że funkcjonują w Polsce środowiska „historyczne”, niestety uwieszone u państwowego cycka, wspierane także z zewnątrz, które za pomocą lansowanej przez siebie narracji historycznej, czynią Polskę współodpowiedzialną za Holocaust, co jest ewidentnym działaniem defamacyjnym, osłabiającym siłę Polski na arenie międzynarodowej, a w konsekwencji czyniącą ją bezbronną wobec ataków grup, których celem jest wyłudzenie nienależnych im odszkodowań.

Jeśli przyjąć na serio, że zadaniem ABW jest „ochrona państwa przed planowymi i zorganizowanymi działaniami, które mogą stwarzać zagrożenie dla niepodległości lub porządku konstytucyjnego Polski, zakłócić funkcjonowanie struktur państwowych bądź narazić na szwank podstawowe interesy kraju”, to zajęcie się tymi właśnie środowiskami, byłoby par excellence wypełnianiem tej misji. No bo skoro ABW wkroczyła na grunt polityki historycznej, to tylko kompletny gamoń mógłby nie zauważyć, że mamy tutaj do czynienia z „planowanymi i zorganizowanymi” działaniami, mającymi „narazić na szwank podstawowe interesy kraju„. Skoro powiedziało się „a”, to wypada powiedzieć „b”.

Optymizm każe zakładać, że ABW ślepa nie jest i że – jak na porządną służbę przystało – wzrok ma sokoli. Ale ten optymizm kończy się, kiedy uzmysłowimy sobie, że wzrok ten, tak naprawdę nie jest wzrokiem ABW, a wzrokiem państwa. A państwo, no cóż, raz patrzy zezem, raz majstruje przy dioptrze, a to niestety sprawia, że na niektórych kierunkach dostaje wyraźnego oczopląsu. I nawet ślepemu nietrudno zauważyć, jakie to są kierunki.

Maciej Eckardt

za: prawica.net i wsensie.pl

Click to rate this post!
[Total: 8 Average: 4.5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *