Piętka: W marszu z Banderą

24 sierpnia w Kijowie – z okazji święta niepodległości Ukrainy – odbyła się coroczna parada wojskowa. W tym roku wzięło w niej udział 4,5 tys. żołnierzy ukraińskich oraz 231 żołnierzy z 10 państw, z których osiem należy do NATO: USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Polski, Rumunii, Litwy, Łotwy, Estonii, Mołdawii i Gruzji. Oprócz szefa Pentagonu Jamesa Mattisa do Kijowa przyjechali ministrowie obrony Czarnogóry, Estonii, Gruzji, Litwy, Łotwy, Mołdawii, Polski i wiceminister obrony Wielkiej Brytanii[1].

Przed tym wydarzeniem pojawiły się informacje, że podczas parady w Kijowie odegrany zostanie marsz (hymn) Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i 29 polskich żołnierzy z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich będzie maszerować do muzyki tego marsza[2]. Ostatecznie marsz OUN nie został odegrany, ale polski oddział maszerował na tle czerwono-czarnych flag OUN-Banderowców i razem z oddziałami ochotniczymi wywodzącymi się z Prawego Sektora. Jeden z defilujących oddziałów ukraińskich otrzymał na paradzie imię Jewhena Konowalca – twórcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, odpowiedzialnego za terrorystyczne działania wobec Polski w latach 30. XX wieku.

Minister obrony narodowej Antoni Macierewicz – gość honorowy kijowskiej parady – tego dyskretnie nie widział. Nie zauważył też, że odbierał defiladę organizacji paramilitarnych i politycznych Ukrainy z czerwono-czarnymi sztandarami upowskimi i portretami Stepana Bandery. To wszystko w żaden sposób mu nie przeszkadzało. Po zakończeniu parady minister Macierewicz spotkał się ze swoim odpowiednikiem Stepanem Połtorakiem oraz prezydentem Poroszenką i zadeklarował jednostronne wsparcie polityczne i wojskowe Polski dla Ukrainy. Pozwolił sobie przy tym na następujące stwierdzenia, które zacytowała służba prasowa administracji prezydenta Poroszenki: „Europa bez Ukrainy nie będzie pełnowartościowa ani w sensie politycznym, ani gospodarczym, ani wojskowym. Polska jest i pozostanie razem z Ukrainą, ponieważ wasz kraj broni Europy. (…) to na Ukrainę spada dzisiaj główny ciężar obrony Europy przed barbarzyństwem, które grozi całej Europie, ale przede wszystkim flance wschodniej”[3].

Są to twierdzenia całkowicie oderwane od rzeczywistości, których wypowiadanie nie przystoi członkowi rządu. Dowodzą one tylko, że polityka wschodnia prowadzona przez PiS i popierana przez opozycję liberalną nie ma żadnego celu, bo nie można za takowy uznać wykonywania zaleceń Starszego Brata zza Oceanu Atlantyckiego.

Polityka musi mieć jakiś cel – słuszny lub fałszywy. Jednakże tego, co robią Macierewicz i reszta jego obozu politycznego względem Ukrainy nie można nazwać polityką. To jest z jednej strony żyrowanie w ślepo wszystkiego co zrobi pomajdanowa władza w Kijowie, a z drugiej strony dążenie do budowania siły Ukrainy polskim kosztem i polskim wysiłkiem. Gdyby Polska prowadziła wobec Ukrainy politykę, tzn. zamiast wykonywać instrukcje płynące z ambasady USA przyjęłaby za punkt odniesienia swoją rację stanu, to jednostronne deklarowanie wobec Kijowa wsparcia politycznego, wojskowego i gospodarczego nie mogłoby mieć miejsca bez rozwiązania kwestii spornych, np. w dziedzinie polityki historycznej czy blokowania przez Ukrainę eksportu polskiego mięsa.

Żeby odpowiedzieć na pytanie jak powinna wyglądać polska suwerenna polityka wobec Ukrainy, trzeba zadać sobie pytanie jaki jest polski suwerenny interes na Wschodzie. Zgadzam się, iż w interesie Polski leży, żeby pomiędzy Polską a Rosją istniała strefa buforowa w postaci Ukrainy. Ale równocześnie w interesie Polski leży też, żeby na Ukrainie nie było renesansu banderowskiego oraz żeby Ukraina była słaba i trwale skonfliktowana z Rosją, a więc taka jak obecnie. Tymczasem minister Macierewicz deklaruje coś wręcz przeciwnego, a mianowicie polskie wsparcie dla budowania siły państwa, które odwołuje się do antypolskiej ideologii szowinistycznej, wskrzesza jej upiory i gloryfikuje sprawców ludobójstwa na narodzie polskim. Czyli państwa, które wcale nie rokuje nadziei na wzajemnie przyjazne ułożenie stosunków teraz i w przyszłości.

Ponadto poważny polityk suwerennego państwa nigdy nie nazwałby „barbarzyństwem” poważnego i liczącego się mocarstwa, nigdy nie mówiłby publicznie, że ze strony tego mocarstwa grozi Europie jakieś niebezpieczeństwo, nawet gdyby to była prawda i nigdy nie nazwałby oficjalnie swojego kraju „flanką wschodnią”.

W Kijowie, inaczej niż w Warszawie, potrafią myśleć w kategoriach racji stanu i tam wiedzą, że w interesie Ukrainy leży Polska trwale skonfliktowana z Niemcami i Rosją oraz skłócona wewnętrznie, którą można wykorzystywać do realizacji własnych celów politycznych i przeciwko której można będzie w przyszłości wystąpić np. w sojuszu z Niemcami. Takie cele polityki Kijowa wspiera silne lobby ukraińskie, które ma wpływy i w PiS, i w PO, i w różnych mediach. Narracja tego lobby jest traktowana przez polski mainstream polityczny poważnie i co najgorsze – jest przedstawiana społeczeństwu jako obiektywny polski punkt widzenia. Postsolidarnościowy mainstream polityczny przyjął narrację lobby ukraińskiego za swoją własną i uważa ją za realny opis rzeczywistości. Stąd narracja ta staje się coraz bardziej radykalna.

Przykładem radykalizacji lobby ukraińskiego jest ostatnia wypowiedź red. Andrzeja Talagi z dziennika „Rzeczpospolita”. Odnosząc się do informacji o planowanym odegraniu podczas parady w Kijowie hymnu OUN, postulował on na łamach „Rzeczypospolitej”, żeby Polska milczała w sprawie gloryfikacji OUN i UPA na Ukrainie. Zdaniem Talagi „racja stanu (…) nakazuje nam milczeć i budować jak najlepsze stosunki z Kijowem pomimo gloryfikacji OUN i UPA”. Żeby ten bulwersujący absurd uzasadnić, Talaga sięgnął po wypróbowaną strategię lobby ukraińskiego straszenia Polaków Rosją i uderza z grubej rury: „utrata Ukrainy na korzyść Kremla zasadniczo zmienia na niekorzyść strategiczne położenie Polski i powinniśmy robić wszystko, by uniknąć takiego scenariusza”.

Mamy tu dwie nieprawdy: kreowanie Rosji jako strony agresywnej, podczas gdy w rozgrywce politycznej na Ukrainie stroną agresywną od 2014 roku są USA i NATO, oraz kreowanie wizji odrodzenia imperializmu rosyjskiego, kiedy obecna polityka rosyjska faktycznie nie ma takich ambicji. Dąży ona mianowicie nie do odbudowy Imperium Rosyjskiego lub ZSRR, ale do zachowania status quo. Tzn. do to tego, by nie dopuścić do kolorowej rewolucji w Moskwie i rozpadu Federacji Rosyjskiej, co jest celem tzw. neokonserwatystów amerykańskich, którego nie ukrywali i nie ukrywają. Aneksja Krymu została podyktowana względami bezpieczeństwa Rosji w sytuacji przejścia Ukrainy po przewrocie w 2014 roku do strefy wpływów USA, a nie była przejawem imperializmu rosyjskiego. Talaga kreuje fałszywą rzeczywistość, bo przed Polską wcale nie stoi alternatywa marszu „z Banderą lub z Moskwą” – i tę fałszywą rzeczywistość przedstawia jako obiektywną.

Odegrawszy scenę straszenia Polaków Rosją Talaga proponuje, żeby „wziąć rozbieżności w ocenie działalności banderowców w nawias, tak aby nie wpływały na inne wspólne działania, uprawiać politykę proukraińską pomimo gloryfikacji UPA przez Kijów”. W konkluzji przekracza granicę nonsensu: „Ukraina z Banderą nie wejdzie do UE – to znany cytat obrazujący obecną postawę Polski. Niechaj wejdzie choćby i z samym diabłem, jeśli miałoby to poprawić bezpieczeństwo Polski”[4].

Konrad Rękas skomentował te wynurzenia następująco: „Talaga minął już Himalaje absurdu i zbliża się powoli do Księżyca w swojej drodze na Mars głupoty. Dobrze, że ktoś taki jak Talaga istnieje, bo artykułowanie wprost tak bzdurnych i szkodliwych poglądów otwiera ludziom oczy na ewidentne konsekwencje konotacji polityki obecnego rządu. A więc dobrze, że tego typu radykałowie i wariaci mówią głośno to, co Macierewicz, Waszczykowski i inni robią po cichu”[5].

Nie zgodzę się z tym, że red. Talaga jest głupcem. Moim zdaniem jest on przedstawicielem silnego w Polsce lobby ukraińskiego lub amerykańskiego, jak wielu innych publicystów oraz zinstytucjonalizowanych propagatorów doktryny Giedroycia i „wiary ukrainnej”. Natomiast prawdą jest, że polski mainstream polityczny uznaje takie poglądy za obiektywne i przyjmuje je za swój punkt widzenia, który niekoniecznie od razu wyraża głośno i otwarcie. Wszak jeszcze polska opinia publiczna nie została całkiem przerobiona w duchu „wiary ukrainnej”.

Należy zatem po raz kolejny zadać pytanie – dokąd postsolidarnościowy mainstream polityczny chce maszerować ze Stepanem Banderą, jak mu podpowiada red. Talaga. Stosunki polsko-ukraińskie wcale nie stały się lepsze pomimo chowania przez polskie władze głowy w piasek wobec polityki historycznej Kijowa, czyli wszechstronnej heroizacji OUN i UPA, oraz jednostronnego polskiego wsparcia dla Ukrainy na płaszczyźnie politycznej, wojskowej i gospodarczej. Pomajdanowa Ukraina, która swojej tożsamości historycznej szuka wyłącznie w tradycji banderowskiej i w tym celu doprowadziła do prawdziwego renesansu banderowskiego, jest partnerem, który bierze, ale nic nie daje w zamian. Popularne w kręgu „Gazety Polskiej” twierdzenie, że broni Polskę przed Rosją należy do kategorii tzw. humoru zeszytów albo humoru szkolnego.

Jest to partner, który na polskie wsparcie coraz bardziej odpowiada jawną wrogością. Ekshumacje na Wołyniu – nie tylko ofiar UPA, ale także legionistów Piłsudskiego poległych w 1916 roku pod Kostiuchnówką – po raz kolejny zostały zablokowane przez nacjonalistę ukraińskiego Światosława Szeremetę, który jest sekretarzem Państwowej Międzyresortowej Komisji ds. Wojen i Represji Politycznych[6]. O profanacjach polskich miejsc pamięci narodowej na Ukrainie, które miały miejsce w pierwszej połowie 2017 roku, już nie będę wspominał. Jak i o zamachu terrorystycznym na konsulat w Łucku. Polskiej opinii publicznej wyjaśniono, że były to „prowokacje rosyjskie”, ale do dzisiaj tych „prowokatorów” nikt nie wykrył. Polscy politycy nie są, bo nie chcą być świadomi tego z jakimi w rzeczywistości partnerami politycznymi mają do czynienia na Ukrainie.

Dziwne milczenie w PiS i jego mediach zapadło w sprawie ukraińskiej Fundacji Otwarty Dialog, której przewodniczący Bartosz Kramek upublicznił podczas antyrządowych manifestacji w lipcu plan prawdziwej wojny hybrydowej z rządem PiS. Najpierw próbowano przedstawić Fundację Otwarty Dialog jako „agenturę rosyjska”, później Ministerstwo Spraw Zagranicznych zapowiedziało kontrolę, a prokuratura śledztwo, a potem zapadła cisza. Przerwana informacją, że PO miała zaproponować Kramkowi miejsce na swoich listach wyborczych we Wrocławiu[7]. To jeszcze jeden ewidentny dowód na to jak lobby ukraińskie rozgrywa postsolidarnościową scenę polityczną.

Jakie są skutki masowego sprowadzania indoktrynowanych ideologią banderowską Ukraińców do Polski i po co są sprowadzani przez „polski biznes” pokazuje zeznanie jednego ze świadków przed sejmową komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji. Zeznał on mianowicie, że właściciel „zreprywatyzowanej” kamienicy przy ulicy Poznańskiej 14 w Warszawie umieścił w niej grupę ukraińskich robotników. Ci zastraszali lokatorów, żeby zgodnie z wolą właściciela zmusić ich do opuszczenia kamienicy. Wśród gróźb padających ze strony Ukraińców były także groźby pozbawienia życia. „Gdy zwróciłem im uwagę to powiedzieli, że mogą nam zrobić Wołyń” – zeznał świadek[8].

Ukraińcy są sprowadzani do Polski m.in. po to, żeby utrwalić jej status jako skansenu neoliberalizmu z niskimi płacami i odbiegającymi od europejskich standardami pracy oraz samowolą prywatnych właścicieli i pracodawców. Warto zwrócić uwagę na to, że przez 25 lat nie było w Polsce pracy dla Polaków, a praca dla Ukraińców znajduje się natychmiast. Uczelnie, tak oszczędne w przydzielaniu stypendiów polskim studentom i doktorantom, natychmiast znajdują środki na stypendia dla studentów z Ukrainy. Identycznie jak samorządy, które oferują imigrantom ukraińskim mieszkania.

Odpowiedź na pytanie dokąd postsolidarnościowy mainstream polityczny chce maszerować ze Stepanem Banderą pod rękę jest dwojaka. Marsz ten może doprowadzić do uwikłania Polski w wojnę Kijowa z separatystami w Donbasie lub nawet w wojnę ukraińsko-rosyjską. Celem rządu w Kijowie, którego nie ukrywa, jest doprowadzenie do umiędzynarodowienia konfliktu w Donbasie, a celem nacjonalistów ukraińskich i neokonserwatystów amerykańskich, którego też nie ukrywają, jest doprowadzenie do wojny ukraińsko-rosyjskiej. Ponadto maszerujący z Banderą mainstream postsolidarnościowy naraża kraj na problemy polityczne i ekonomiczne wynikające ze stworzenia w Polsce znaczącej liczebnie mniejszości ukraińskiej, złożonej z ludzi zindoktrynowanych ideologią nacjonalistyczną, nastawionych antypolsko i roszczeniowo. Ukraińcy nigdy nie potrafili zbudować swojego państwa, ale są mistrzami destabilizacji. Nie tylko własnego kraju. Czy trzeba przypominać historię działalności terrorystycznej OUN w II RP i czy trzeba jeszcze raz to przerabiać?

Marsz polskiego mainstreamu z Banderą jest więc drogą donikąd. Jest działaniem antypolskim. Będę to powtarzał do znudzenia. Nie mainstreamowi, ale tej części opinii publicznej w Polsce, która jeszcze potrafi myśleć.

Bohdan Piętka

[1] „W Kijowie odbyła się parada z udziałem wojsk NATO z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy”, www.pl.sputniknews.com, 24.08.2017.

[2] „Polscy żołnierze będą maszerować do hymnu OUN. MON nic o tym nie wie”, www.kresy.pl, 17.08.2017.

[3] „Macierewicz: Polska stoi po stronie Ukrainy, bo broni ona Europy”, www.kresy.pl, 24.08.2017.

[4] „Talaga („Rzeczpospolita”): lepiej maszerować z Banderą niż z Moskwą”, www.kresy.pl, 23.08.2017.

[5] „Polska w złym towarzystwie”, www.pl.sputniknews.com, 25.08.2017.

[6] „IPN bezradny wobec złośliwości Ukrainy”, www.pl.sputniknews.com, 27.08.2017.

[7] A. Wiejak, „Nasz news: PO zaproponowała Bartoszowi Kramkowi miejsce na listach w przyszłych wyborach”, www.prawy.pl, 15.08.2017.

[8] Świadek komisji weryfikacyjnej: robotnicy z Ukrainy grozili, że „zrobią nam Wołyń”, www.kresy.pl, 30.08.2017.

Click to rate this post!
[Total: 7 Average: 4.4]
Facebook

1 thought on “Piętka: W marszu z Banderą”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *