Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana w życiu osobistym i narodowym Polaków jest wydarzeniem dziejowym w wymiarze nie tylko religijno-antropologicznym, eschatologicznym i moralnym, ale również politycznym, społecznym i kulturowo-cywilizacyjnym. Mimo, iż Akt ten nie został przez jego promotorów określony mianem intronizacji, posiada jej znaczenie. Świadczą o niej te fragmenty jego tekstu, w których jest mowa o uznaniu panowania Chrystusa we wszystkich sferach naszego życia. Potwierdza to również jasno wyrażona intencja intronizacyjna Aktu „Uznajemy Twe panowanie nad Polską i całym naszym narodem, żyjącym w kraju i w świecie” – zgodna z założeniami encykliki Piusa XI Quas primas oraz orędziem Rozalii Celakówny. Fundamentaliści intronizacyjni nie chcą tego zauważyć, dzielą włos na czworo i podważają znaczenie Aktu ze względu na jego formę i przedstawicielstwo narodu wobec Chrystusa. Wprowadzają tym samym chaos w świadomości Polaków zawierzających Jego panowaniu swe życie osobiste i narodowe. Tymczasem najważniejszy jest fakt, że panowanie to uznał naród poprzez swoich wiernych – nie tylko w Łagiewnikach, ale również we wszystkich parafiach Polski. Wobec tego faktu obecność prezydenta RP i kilkunastu polityków – podobnie jak nieobecność kilkuset -na centralnej uroczystości intronizacyjnej 19 listopada nie ma znaczenia dla samej intronizacji. Unaocznia się to w fundamentalnych dla niej wymiarach: religijno-antropologicznym, eschatologicznym i moralnym. Naród może bowiem odrodzić się niezależnie od władzy, a nawet wbrew niej. Odrodzony, może ufać, że Jego Król będzie dla nawracających się miłosierny. Obecność czy też nieobecność ludzi władzy na uroczystości łagiewnickiej w niczym nie wpływa na sam Jubileuszowy Akt. Podobnie było w przypadku napisanych przez ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego Jasnogórskich Ślubach Narodu Polskiego, które złożone zostały w 1956 roku w Częstochowie nie tylko bez udziału władz, ale nade wszystko pomimo ich sprzeciwu.
Natomiast nieobecność .polityków przypisujących sobie rolę reprezentowania polskich katolików w organach władzy ma znaczenie w wymiarze społecznym oraz kulturowo-cywilizacyjnym intronizacji – tam, gdzie oczekujemy realizacji wartości chrześcijańskich. Ci, którzy wygrywali i chcą wygrywać w jakiejkolwiek walce wyborczej pod szyldem tych wartości, mieli okazję dać im świadectwo. Ci, którzy głośno krzyczą, że wybrał ich „suweren”, naród, polscy obywatele, mieli okazję, aby ich reprezentować na łagiewnickiej uroczystości. „Reprezentantom” polskich katolików, którzy mają pełnię władzy w naszym kraju, nikt przecież nie mógł zabronić uczestnictwa w uroczystości uznającej panowanie Chrystusa nad Polską i Polakami. Chyba, że słuchają dyrektyw płynących z jakiejś ambasady albo loży. W tej kwestii nikt jednak nie jest w stanie nikomu z nieobecnych napisać usprawiedliwienia -żaden proboszcz, biskup, kardynał ani sam papież. Podobnie jak nikt nie jest w stanie usprawiedliwić tych „katolickich”polskich polityków, którzy z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele ratyfikowali Traktat Lizboński – odcinający Europę od chrześcijańskich korzeni – czy głosowali przeciwko społecznemu projektowi „Stop aborcji”. Konkluzja jest jedna: polscy katolicy muszą wybrać innych swoich reprezentantów politycznych. Takich, którzy nie będą się wstydzić chrześcijańskich wartości i bać poparcia dla nich- jak to miało miejsce w Łagiewnikach 19 listopada 2016 roku i następnego dnia w polskich parafiach. Takich, którzy będą je rzeczywiście wcielać w życie naszej wspólnoty narodowej, nie zaś tworzyć symulacje ich realizacji. Takich, którzy w pełni będą się solidaryzować ze swoimi wyborcami i uznawać ich duchowe, a nie tylko materialne aspiracje. Etyki fałszywych reprezentantów i symulantów nie można określić inaczej niż etyka nihilizmu. Takim mianem nazwał postawę dziewiętnastowiecznych rosyjskich rewolucyjnych socjalistów Siemion Frank w tomie Drogowskazy (Wiechi), mając na uwadze szczególny atrybut ich mentalności: działanie dla dobra ludu rosyjskiego, odrzucające jednak jego religię i chrześcijańskie normy etyczne.
W Łagiewnikach okazało się, że spektakularne „miłosierdzie” katolickich symulantów dla naszego „bezpieczeństwa” – tarcza antyrakietowa czy bazy NATO – i dla polskiej biedy – 500+, etc. – nie jest jednak miłosierdziem dla polskiego ducha – zawiera bowiem odmowę większości z nich do odbycia wspólnej z narodem drogi samodoskonalenia pod sztandarem Chrystusa Króla. Sam język intronizacji, poprzez który otwieramy drzwi Chrystusowi, stanowi dla nich istotny problem. Symulanci starannie bowiem oddzielają język Chrystocentryczny od języka politycznej poprawności, którym się posługują w przestrzeni politycznej, społecznej, kulturowo-cywilizacyjnej. Dali tego przykład, pochylając się nad Traktatem Lizbońskim. Dołożyli wszelkich starań, aby nie pojawiły się w jego tekście słowa-klucze: Chrystus, chrześcijaństwo, chrześcijańskie wartości. Jeszcze większym problemem są dla nich takie fundamentalne wartości chrześcijańskie jak pokój, którego znak przekazujemy sobie w czasie Eucharystii. Żaden z nich nie mówi o pokoju w Europie i świecie – wszyscy mówią o wojnie z Rosją, którą USA i NATO mają prowadzić na naszym obszarze.
Co więcej, uważają, że godność nasza ogranicza się do „bezpieczeństwa” i materialnego statusu. Mówią coś o repolonizacji banków i mediów oraz o polskiej gospodarce, ale nie chcą zauważyć, że Polacy mają większe aspiracje, aniżeli bazy NATO czy 500 + – aspiracje duchowe, dla których takie bonusy stanowią jedynie materialny instrument osiągania dobra wyższego. Takiego, które możliwe jest pod panowaniem Chrystusa. Dali temu wyraz, uczestnicząc w Jego intronizacji 19 i 20 listopada 2016 roku. I choć katoliccy symulanci w większości byli na niej nieobecni, amedia „narodowe” zmarginalizowały łagiewnicką uroczystość i jej parafialny wymiar przemilczały – intronizacja staje się rzeczywistością. Nie oznacza ona przymusu wiary i praktyk religijnych, ale przypomina o kierunku rozwoju osobowego i wspólnotowego. Pozwala odczytać na nowo sens i cel naszego istnienia – degradowany, marginalizowany, negowany przez współczesne trendy globalne, kształtujące NWO. Trendy nie tylko ateistyczne, ale nade wszystko antychrześcijańskie.Intronizacja przywraca naszemu paradygmatowi cywilizacyjnemu nie tylko autentyzm, ale również nadzieję metafizyczną – doskonalenie duchowe i moralne, ukierunkowane na Tego, który wskazuje drogę prawdziwego życia.
Uznanie panowania Chrystusa nad Polską i „całym naszym narodem, żyjącym w kraju i w świecie” jest dla współczesnych trendów globalnych zagrożeniem wyjątkowym. Ich ideologom uniemożliwia bowiem uzurpację do rządu naszych dusz – do ingerowania w tę sferę naszej świadomości i tożsamości, która jest niezależna od wszelkich rządów tego świata. Globaliści otrzymali jasny sygnał: Polacy odzyskują wyższy sens istnienia osobowego i wspólnotowego w sferze kulturowo-cywilizacyjnej, społecznej oraz politycznej. Sens usytuowany w przestrzeni panowania Chrystusa – niezależnej od UE-USA-NATO-CETA-TTIP i innych przemijających struktur.
Anna Raźny