Rękas: „Legalizm” i „legitymizm” jako preteksty polityczne

Czy „legalizm” i „legitymizm” władzy monarszej są ważne? – No pewnie, przecież w ich imię stoczono tyle wojen (nie tylko domowych…)! – zakrzyknie wierny tym zasadom. Ha, ale przecież właśnie fakt, że sięgano aż po najwyższy wymiar polityki, czyli wojnę – powinien nakazać szukanie leżących u jej podstaw interesów (wojna z całą pewnością nie jest bowiem zjawiskiem bezinteresownym). Skoro zaś mówimy o interesach – wówczas wszelkie wartości i hasła stają się tylko towarem i marketingiem, a sensem całego przedsięwzięcia okazuje się być zysk.

Średniowieczny pre-nacjonalizm

Jaki więc zysk stał u źródeł wymyślenia teorii, na których zbudowano następnie cały koncept „legitymizmu” i obiektywnie istniejącej władzy monarszej, w jej nieprzerwanej i niecedowanej ciągłości? Co do tego nie ma chyba wątpliwości – podstawą był opór elit francuskich przed obsadzeniem tronu Francji przez królów Anglii. Tak wymyślono (pardon, odkryto wiecznie obowiązujące…) prawo salickie. Przy czym jednak, żeby było śmieszniej – gdyby zastosowano je konsekwentnie, tzn. tak do domeny publicznej, jak i prywatnej – wówczas Robert d’Artois (taki średniowieczny de Gaulle) siedziałby sobie spokojnie w odziedziczonych włościach, zamiast jechać do Anglii i namawiać królową Izabelę i jej syna do interwencji na Kontynencie. Był to jednak (jak słusznie zauważa prof. Adam Wielomski) czysto utylitarny, pre-nacjonalistyczny projekt polityczny, wymierzony PRZECIW prawom dynastycznym w imię monarchii narodowej, a nie żadna „święta tradycja” i osnowa „legitymizmu„. Zrzeczenie się praw do tronu Francji przez „dobrego Hiszpana” – Filipa Andegaweńskiego, wywodzi się więc z tego samego nurtu, co odrzucenie legalności tychże praw przynależnych Wilczycy z Francji! Nie można jednego odrzucać jako aktu wprost wyrażonej woli, a drugiego akceptować tylko dlatego, że do takiego samego woluntaryzmu dopisano prawniczą teoryjkę.

Ci paskudni Orleanowie…

Dziś z kolei, tak zwany „legitymizm” francuski jest nie mniej polityczny i… woluntraystyczny. To po prostu sztuczka, mająca uwolnić część monarchistów od konieczności odnoszenia się do liberalnych poglądów hrabiego Paryża, głowy Domu Orleańskiego. Ten miły wieczny chłopiec, nazywany „Ludwikiem XX” – okazał się więc z tego punktu widzenia użyteczny, choć przecież sami „legitymiści” wiedzą, że gdyby nawet uznać absurdalne uroszczenia niezrównoważonego umysłowo dziadka Ludwika, księcia Jakuba – to i tak jego małżeństwo z babcią Ludwika było z punktu widzenia praw królestwa Francji de facto morganatyczne. Tradycyjnie więc, tzw. „legitymiści” w istocie bardzo pragmatycznie pomijają i naruszają te same zasady, które przy innych okazjach ogłaszają świętymi i nienaruszalnymi.

Nota bene takie są skutki monarchizowania w kraju, w którym dynastia istnieje i w związku z tym po prostu musi być kluczowym punktem odniesienia dla monarchizmu. Mając inny pogląd od króla z prawa czy posiadając własne ambicje – zostaje opowiedzieć się po stronie samozwańca, dorabiając oczywiście do tego szlachetną ideologię… Mówiąc prościej, część monarchistów francuskich nie lubi hrabiego Paryża, nie ufa księciu Vendôme (zapewne w obawie, że któryś następny Orlean tak czy siak znów okaże się liberałem) – więc sobie uznają za króla kogoś innego, kto im bardziej odpowiada ideologiczne i przy którym sami mogą być prezesami różnych rojalistycznych instytutów i stowarzyszeń. Fajne to, ale przecie żywcem skalkowane ze znanej doskonale polityki partyjno-demokratycznej, po cóż więc jeszcze nazywane „legitymizmem„?!

Inna rzecz, że ten (jako poezja) – to też, a może przede wszystkim estetyzm. Tak jak „legalnym prezydentem RP” nie mógł być Juliusz Nowina-Sokolnicki[i], bo łysy, uszaty i w pinglach – tylko Ryszard Kaczorowski, bo podobny do Mościckiego, tak i królem musi być śliczny pan de Dampierre, a nie stary dziad, hrabia Henryk! W sumie na podobnej zasadzie można by też rozstrzygnąć spory dynastyczne także wśród Burbonów Sycylijskich[ii] czy w Domu Cesarskim Brazylii…

Idea i wola

Warto też przypomnieć, że Jędrzej Giertych (w hiszpańskiej wojnie domowej, na przekór dominującym wśród polskiej endecji tendencjom pro-falangistowskim – kibicujący raczej karlizmowi) życzliwie powątpiewał w przywiązanie do starszej linii dynastii jako główny motor działania hiszpańskich monarchistów-tradycjonalistów. Przeciwnie wręcz – stawiał tezę, że wybór karlizmu był wtórny wobec ideowych przekonań, a zatem gdyby w sporze pierwotnym to Izabela reprezentowała monarchię reakcyjną, a Don Carlos liberalną – karliści i izabelici po prostu zamieniliby się miejscami, nie zawracając sobie szczególnie głowy odwrotnie „legalistycznym” i dynastycznym uzasadnianiem swych pretekstów. Co ciekawe – powojenne, współczesne losy karlizmu, w tym zwłaszcza perturbacje ruchu po przejściu Karola Hugona na pozycje społecznie postępowe – dowiodły, że analiza Giertycha była prawidłowa. Nie pretendent się liczył, ani jego „obiektywne prawa” – tylko zwykła, polityczna ideologia, tylko upudrowana, by broń Boże ideologią nie być ochrzczona.

Reasumując zatem, dyskusja monarchistycznych realistów i „legitymistów” – wygląda w skrócie tak:

PYTANIE: Czy istnieje wartość polityczna, ale obiektywna, niezależna od woli aktorów politycznych?

ODPOWIEDŹ 1: Nie istnieje, wszystko jest uznaniowe.

ODPOWIEDŹ 2: Istnieje, to zasada dziedziczenia tronu Francji!

ODPOWIEDŹ NA ODPOWIEDŹ 2: No ale przecież ta „zasada” została przyjęta uznaniowo…

Podstawą polityki jest wola. Jej pochodną – prawo stanowione na podstawie tejże woli. Wiara w zasadą tchnącą kędy chce albo przez dwa wieki uśpioną, niczym miecz Uthera w kamieniu w oczekiwaniu, aż ją jakiś głuchoniemy nimfoman wyciągnie – pozostaje piękną legendą. Oczywiście, gdyby przed 75 laty książę Jakub wtargnął do katedry w Reims koronując się i na czele wiernych oddziałów zajął Paryż – legenda zamieniłaby się w fakt polityczny[iii]. A tak „legitymizm” francuski nie różni się jednak jakościowo bardziej od wskrzeszania cesarstwa łacińskiego na uchodźstwie…

Rozbieżność między polityką a „legitymizmem” szczególnie widoczna jest także na innym historycznie miłym przykładzie – szkockim. Po wygaśnięciu Stuartów nikt już naprawdę nie przejmował się jakimi to skomplikowanymi koligacjami rodzinnymi prawa do trzech koron miały przepływać sobie między dynastiami Sabaudii, Modeny, Bawarii i Liechtensteinu. Z końcem dynastii – kwestia rojalistyczna straciła swój związek z narodową i dziś idea państwowa szkocka jest już nieodwracalnie republikańska.

Niech żyje król! Ktokolwiek nim będzie…?

Tak w historii bowiem, jak i dziś – monarchia okazywała swoją wyższość ustrojową wtedy i tylko wtedy, gdy pozostawała w zgodzie, a jeszcze lepiej na czele zorganizowanego interesu narodowego. Nie zaś, gdy widziano w niej jedynie abstrakt, w dodatku żywotne interesy narodowe ignorujący czy wręcz starający się im przeciwstawić – co oczywiście nie było jednak równoznaczne z uleganiem doraźnym, chwiejnym większościom czy trendom społecznym, przeciwnie, implikowało wręcz lepsze, dokładniejsze widzenie tendencji dziejowych, do czego przecież monarchia, z racji swego umocowania historycznego bywała naturalnie predestynowana. Niestety, w wielu przypadkach prowadziło to do nierozwiązywalnej sprzeczności z realnie funkcjonującą zasadą, zgodnie z którą państwo rozwija się i w ogóle istnieje tylko, jeśli działa w zgodzie z interesem dominującej klasy społecznej. Tam bowiem, gdzie monarchia w naturalny sposób związana była z interesami klas schodzących – tam też jej czas dobiegał końca. Mogła albo przenieść się do obozu zwycięskiego (niemal na całym świecie – burżuazyjnego), albo przestać istnieć wraz ze znikającą reakcją.

Jakakolwiek dyskusja na temat współczesnego monarchizmu musiałaby więc dotyczyć po pierwsze kwestii zgodności ustroju monarchicznego z interesem narodowym (i tu wśród myślących zgoda mogłaby i powinna być powszechną), po drugie zaś wskazania jaka grupa/klasa społeczna miałaby dziś definiować ów interes narodowy, a zatem ewentualnie monarchii potrzebować by go zabezpieczyć. Żadne przywoływanie „legalizmu” i „legitymizmu” nie zwolni od udzielenia odpowiedzi na te dwa podstawowe pytania – nie tylko w Polsce, gdzie (szczęśliwie czy nie) pojęcia te są w ogóle martwe i obce, nawet dla szeroko rozumianego środowiska monarchistyczno-reakcyjnego, ale także i tam, gdzie wciąż wywołują spory podzielonych rojalistów.

Król będzie więc ten, kto zasiądzie na tronie i przywróci samą zasadę – a jak ją nazwie, będzie już sprawą wtórną.

Konrad Rękas

[i] Nie wdając się w głębszą analizę czegoś tak pozbawionego realnego znaczenia politycznego, jak „legalizm uchodźstwa polskiego” po II wojnie światowej – przyczynkarsko tylko trzeba zauważyć, że jeśli podpis Augusta Zaleskiego na wskazaniu Nowiny-Sokolnickiego jako następcy na urzędzie prezydenta RP jest autentyczny – to był to akt legalny w rozumieniu konstytucji kwietniowej i to Nowina został „legalnie” prezydentem po śmierci Zaleskiego, a nie Stanisław Ostrowski, choć to zwolennicy tego ostatniego, chcący zakończyć spór z tzw. „obozem zjednoczeniowym” (czyli rozłamowcami przeciw „legalizmowi” – tak to się wszystko na emigracji na opak nazywało) opanowali tzw. „Zamek„. Wiedząc co Zaleski czynił wcześniej i jak głęboką odrazę budzili w nim „zjednoczeniowcy”, utożsamiani z aferą Bergu, czyli płatną agenturalnością na rzecz USA  – taki numer tuż przed zgonem idealnie do niego pasował.

A zatem jeśli dokument ten jest autentyczny – mielibyśmy na jego przykładzie znakomite rozróżnienie między następstwem legalnym, a faktycznym, opartym o wolę polityczną, ale nie literę prawa. Co oczywiście żadnej ze stron tego kabaretowego sporu „legalistów” nie przeszkadzało się uważać za jeszcze bardziej legalną od drugiej.

[ii] Karol książę Castro wyraźnie przystojniejszy od swego kalabryjskiego imiennika, już szczęśliwie jednak nieżyjącego…

[iii] Nie inaczej byłoby zapewne w bardziej realnym scenariuszu dotrzymania słowa przez generała de Gaulla, który (niekoniecznie szczerze) wśród kilku scenariuszy następstwa po sobie rozważał ponoć przywrócenie monarchii we Francji – oczywiście z hrabią Paryża na tronie. „Ma się pan szykować i trzeba, żeby te przygotowania były widoczne…” – jak nostalgicznie Cat-Mackiewicz wspominał rzekome polecenie generała skierowane do Henryka Orleańskiego. To samo polecenie, które potem niestety usłyszał także rzeczywisty następca, Georges Pompidou

Click to rate this post!
[Total: 11 Average: 3.3]
Facebook

1 thought on “Rękas: „Legalizm” i „legitymizm” jako preteksty polityczne”

  1. „Legalizm” czy „legitymizm” są ideami bardzo wtórnymi. Jako-tako ściśle związane z ustrojem feudalnym, gdzie to ziemia i prawo do niej były kwestiami kluczowymi w dziedzinie gospodarki i polityki. Ziemię i władzę jednak należało przejąć metodami siłowymi a dynastia czy władza, która się ugruntowała, zyskiwała legitymizację drogą zasiedzenia. Cała otoczka intelektualna jest tylko dodatkiem wobec prawa siły i reguły zasiedzenia i nie jest to ważne czy chodzi o „legalizm/legitymizm”, „mandat niebios”, „wierność ideałom republiki”, „tradycje rewolucji” czy coś innego – bez siły i zasiedzenia to wszystko są jedynie nic nie warte wydmuszki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *