Rękas: Nowy Ład z polskich wad

Najzabawniejsze, że Polski Ład – to już ponoć tak fatalnie działał od wielu miesięcy. Ludzie jeszcze przed świętami słyszeli, że „panie, szwagra żony stryjka dziadka kolega to aż musiał przez ten Polski Ład firmę zamknąć!”. Przed startem zatem wizerunkowo wtopa.

Po co łatwiej – skoro można trudniej?

A dlaczego skonstruowano to w tak absurdalnie skomplikowany (nawet jak na standardy III RP) sposób? Łatwo zgadnąć. Dzięki systemowi ulg i zwrotów nawet gdyby coś miało pójść nie tak – to przecież ten zły pracodawca by pracownikowi odbierał. A dobry rząd potem wszystko zwracał i rekompensował. Tak sobie to w każdym razie zapewne wyobrażano. A wyszło jak zwykle… Właściwie PiSu broni już tylko to, że nadal w powszechnym mniemaniu „ci drudzy” – to już by na pewno nic nie dali! A i zabrać by mogli więcej. Niemniej zawsze, gdy tylko PiS się brał za „poważne rządzenie” i udowadnianie, że o, proszę, ma program – PR-owo kończyło się to jak najfatalniej. Oni się po prostu do tego nie nadają. To jest partia wrzutek medialnych, a nie realnego zajmowania się czymkolwiek. A już zwłaszcza nie gospodarką.

Pytanie brzmi na ile narracja „jest gorzej przez Polski Ład” się upowszechni. Na razie idzie nieźle, bańki FB łykają skutecznie, jednak znowu powtarzają to głównie ci od dzików, błyskawic, sądów i TVNów. Ci, co zawsze. Pytanie czy uwierzy ta reszta. Pomaga w tym naturalna skłonność do mnożenia renty kapitalistycznej – nie, przedsiębiorca nie ogranicza swojego zysku, by oszczędzić klientowi kosztu narzucanego przez rząd. Przeważnie raczej korzysta z okazji i do 50-procentowej podwyżki rządowej – dodaje jeszcze swoje 5 czy 10 punktów. Za fatygę. Bo i tak będzie na rząd. Ludzie o tym na FB przeczytają. I nie, żadna dłuższa czy pogłębiona kampania informacyjna nic by nie pomogła, bo ogółu ani nie da się nauczyć ekonomii, ani by nie był nią zainteresowany. A pani Zocha, księgowa i tak by sprawdzała, czy da się te odpisy i osłony polskoładowe zapisać amerykanką. Bo księgowi z zasady uczą się jeszcze wolniej. Zaufajcie mi, jestem księgowym.

Nie potrzeba nam konusów – to epoka klasy średniej!”

Dodatkowy dowcip polega na tym, że takie sytuacje wzmocnią dodatkowo przekaz „Rozumieta, musimy wam obniżyć – bo rzund kazał w tem swojem Ładzie! Złodzieje, wieta: i drożej przez nich – i zarabiać nie możeta! Słuchajta lepiej swoich panów i róbta po dawnemu, to wszystkim się w kuńcu poprawi. Jak już rzundu nie bydzie, się wie!”. Na razie jeszcze przekaz ten nie działa w pełni. Zbyt dobra jest pamięć czym realnie była polityka ciepłej wody w kranach i polskiej Irlandii, czyli poprzednich wersji Polskiego Ładu, jeszcze bardziej przecież i wyłącznie PR-owych. I nie, nie chodzi o to, czy dla ekonomicznych PiS-owskich wygibasów istnieje jakaś czytelna alternatywa – tylko, że one same nie są żadną alternatywą dla ładu prawdziwego, wciąż neo-liberalnego. Wynika to na poziomie strategicznym z niezmienienia imperatywu, wciąż obliczonego na trwanie w strukturach zachodnich, zaś pod względem uciążliwości dla ludzi – także z nadmiernego skomplikowania i kosztu utrzymywania całego mechanizmu redystrybucyjnego.

Oczywiście, możliwości uproszczenia przede wszystkim dziwacznej „ulgi dla klasy średniej” – była moc. Wystarczyłaby na przykład realnie progresywna składka zdrowotna zamiast dziwacznego systemu zwrotów. Ubzdurnienie systemu teoretycznie powinno zresztą być rajem dla księgowych – gdyby ludzie mojej wyuczonej profesji faktycznie lubili mieć roboty więcej, a nie mniej. Trudno zresztą oprzeć się wrażeniu, że poza wyjściem znowu na dobroczyńców – rządzącym chodziło o połechtanie próżności Polaków. Proszę – mówi system – oto dzięki mądrości PiS już niemal wszyscy jesteście klasą średnią (a nie biedotą z Biedronek). Taki sam numer zastosowano w latach 90-tych, kiedy to im bardziej odbierano ludziom pracę i dochody – tym mocniej wpierano okradanym, że są „rodzącą się klasą średnią”. Z widocznymi do dziś skutkami.

Mandaty Putina i chleb na kartki

Niektórzy jednak wskazują, że należało przeprowadzić efektywniejszą kampanię promocyjną – ha, to by dopiero było wyzwanie! Cóż, rząd zapewne sądzi, że takąż realizował, a na pewno opłacił, jak to na państwowym: długo, mozolnie, solennie i drogo. No, to właśnie sprawdzamy jak poszło. Na razie wygląda na to, że wszystkich min nie udało się rozbroić. No chyba, że jutro Wiadomości podadzą, że mandaty i punkty karne też przydziela Putin.

Inna rzecz, że partia rządowa odnosi też drobne PR-owe sukcesy. Przede wszystkim wynikające z naturalnej skłonności demokracji partyjno-medialnej do ulegania samodezinformacji. Weźmy taką sprawę „cen regulowanych na chleb, cukier i mąkę”. Już żyje nią cały internet – od memów przypominających kartki bony i talony, po mniej lub bardziej namaszczone analizy tłumaczące na czym polega mechanizm kształtowania cen w gospodarce rynkowej. Jasne, biorąc pod uwagę całokształt znanego nastawienia PiS-u do systemu gospodarczego państwa – wrzutka mogłaby wydawać się realna. Po pierwsze – cenę maksymalną, np. chleba poniżej kosztów jego wytworzenia można zagwarantować rekompensując wytwórcy różnicę. On sam nie ponosi straty, natomiast zwiększa się zakres redystrybucji, a zatem i nakładane gdzie indziej (?) obciążenie fiskalne. Obecny rząd z kolei w podobnych sytuacjach preferuje jeszcze inne „rozwiązanie”, uzupełniające i też redystrybucyjne, a mianowicie rekompensaty. Czyli rodzaj celowej renty socjalnej z danego zakresu, usług (a w tym przypadku towarów) dla gorzej uposażonych. Obok bonu turystycznego – mielibyśmy zatem bony na chleb i cukier. Czy to w formie kolejnego zasiłku, czy właśnie… kartek. Rządowej gwarancji zakupu w określonej cenie, wręczanej sprzedawcy czy piekarzowi, następnie się z tych dokumentów rozliczającego. Jednego możemy być pewni. Gdyby ten rząd naprawdę chciał pójść w tę stronę – z całą pewnością wybrałby system najmniej przejrzysty, za to najbardziej skomplikowany i absorbujący biurokratycznie.

Tyle tylko, że nic nie wskazuje, by celem wypowiedzi p. posła Smolińskiego (o ile w ogóle miała ona jakiś cel) było prawne uregulowanie rynku pieczywa – a raczej jak zwykle, zajęcie czymś opinii publicznej w momencie, gdy podejmowana jest zupełnie inna, znacznie ważniejsza decyzja ekonomiczna.

PiS w służbie zachodniej finansjery

W tym konkretnym przypadku – zapewne ta o kolejnym podniesieniu stóp procentowych. Będący ostatnio chyba drugim najbardziej wdzięcznym obiektem czarnego PR-u (po całym Nowym Ładzie) prezes NBP Adam Glapiński jest od wielu tygodni pod ogromną presją, by sprzeniewierzyć się całej swojej praktyce, swoim dotychczasowym przekonaniom odnośnie polityki pieniężnej i w efekcie podrożyć cenę kredytów w Polsce. W obecnej sytuacji jest to samobójstwo, powrót do najbardziej idiotycznych praktyk balcerowiczowskich i krok, który nie zdusi inflacji (nie odnosząc do jej przyczyn), za to zadławi inwestycje, których udział w PKB i tak zresztą twardo spada. Mówiąc prościej: NBP ulegając po latach oporu dogmatom neoliberalnym – zafunduje nam typowo neoliberalną stagflację. Jednocześnie zaś zrobi dobrze tylko jednej grupie – międzynarodowym instytucjom finansowym, do których należy co najmniej 41 proc. polskiego zadłużenia.

Wbrew bowiem powszechnemu poglądowi – to właśnie sektor bankowy jest z reguły najbardziej zainteresowany podniesieniem stóp i pozostaje głównym beneficjentem tego procesu. Przede wszystkim dzięki uzyskanemu w ten sposób wzrostowi kosztu obsługi długu publicznego, dokonywanego wszak przez… banki. To finansjera zarabia więcej robiąc tyle samo albo mniej, podczas gdy i realna gospodarka, i budżet obciążane są bardziej. Obserwowaliśmy to już przecież podczas kryzysu 2008 r. A inflacja? A inflacja będzie rosła, bo to nie NBP ją wszak wywołuje, więc i powstrzymać (w obecnym systemie) nie może. Faktyczną podaż pieniądza prowadzą już bowiem nie rządy i nawet nie banki centralne, tylko ten sam komercyjny system bankowy.

W tym kontekście rację ma choćby krytykujący obecną woltę Glapińskiego dr Dariusz Grabowski, gdy proponuje zamiast podnoszenia stóp – waloryzację oszczędności, czyli ratowanie siły nabywczej Polaków, a więc i zdolności inwestycyjnych tego, co zostało z polskiej przedsiębiorczości (choć zarazem myli się krytykując samą zasadę redystrybucyjną, przez obecne władze po prostu wadliwie, kosztochłonnie i krótkowzrocznie stosowaną). Oczywiście, dodać należałoby do tego także stabilizację polityczno-instytucjonalną, czyli trwałe i wiarygodne wyrzeczenie się polityki lockdownów. To jednak również jedna z wielu decyzji o znaczeniu ekonomicznym, które podejmowane są poza Polską, cokolwiek by obecny rząd III RP nie twierdził.

Wszystkie te procesy zachodzą wokół nas, nad nami i z bezpośrednim odniesieniem do naszych kieszeni. Możemy więc być zupełnie spokojni, że nic z tego nie zauważymy, aż będzie za późno. Uczestnicy większości dyskusji o wadach i zaletach Polskiego Ładu już o na nasze niedoinformowanie zadbają.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 16 Average: 4.3]
Facebook

5 thoughts on “Rękas: Nowy Ład z polskich wad”

  1. zjednoczone prawiczki aka patrioci – pod dyrekcją 'prezesa tysiąclecia’ jaro Kaczyńskiego realizującego testament prezydenta tysiąclecia lech 'melduję wykonanie zadania’ kaczyńskiego rąsiami Moravera>walczącego z komuną od maleńkości>spłodzony przez tatusia 'konspira’ aka „solidarność walcząca’ za dudki amerykańskie:
    realizują NEOLIBERALNĄ AGENDĘ >dzisiaj mającą postać Great Reset + 4th Industrial Revolution autorstwa NEOLIBERAŁÓW >
    USA-UN-WB-IMF-NATO
    a osoba Schwabusa>i WEF >to organizacja 'pozarządowa’ NEOLIBARAŁÓW
    a u nasz to się nazywa POLSKI ŁAD
    i jak nie wiadomo o chodzi>chodzi o kasę- jak to w kapitaliźmie-suma zadłużenia państw-ludności w BANKACH
    rośnie LAWINOWO>mówimy o KWADRYLIONACH USdolków
    i skrótowo> mamy ekonomię idioty wg recepty FIRE>finance-insurence-real estate (finanse-ubezpieczenia-nieruchomości) i ZERO produkcji (bo tą wyeksportowano w ramach off-shoring’)
    Identyczne problemy jakie mamy w Polin>są w USA, UK, Francji>>WSZĘDZIE
    i jest takie powiedzenie>przypisywane Albertowi Einsteinowi (a spopularyzowane przez Oliviera Stone’a w filmie 'WALL STREET: Money never sleep’
    'The definition of insanity is doing the same things over and over again, but expecting different results.
    czyli obłędem jest powtarzenie tego samego bez końca i oczekiwanie INNYCH WYNIKÓW
    i wartość tego co mówi Glapiński czy Smoleński czy dr Grabowski>JEST ZEROWA>kasę cały czas się DRUKUJE
    bo oprócz Keynes’a dorobiliśmy się (wolny demokratyczny świat) tzw. MMT>modern monetary theory>se wyguglajcie
    etc. etc, etc.
    Siedzimy i będziemy siedzieć>jako indywidua i jako państwo>w kieszeniach banków>bo ten DŁUG – kwadryliony USdolków i biliony złotówek jest nie do spłacania ale banki NIE MOGĄ ponieść straty>TOO BIG TO FAIL
    i państwa (banki centralne,) w podskokach>RATUJĄ banki kontynuując zadłużenie.
    Jest takie powiedzenie Karola Marksa:
    historia się powtarza, za pierwszym razem – dramat, za kolejnym razem GROTESKA
    i jesteśmy świadkami GROTESKI.

  2. Ten „Mao” przypomina trochę prof. Wielomskiego 😉

    A teraz do rzeczy – propaganda mikro, małej i średniej przedsiębiorczości to narzędzie niemieckiej hegemonii w naszej części Europy. Wszytko to zaraz obok volkizmu, landyzacji i RAŚ. Ma być tak miło, swojsko, lokalnie, ekologicznie i trochę przaśnie – jakiś ryneczek ze swojskimi wędlinami, bijący co godzinę kurant miejskiego ratusza, tu jakiś fryzjer, tam lokalna mydlarnia. Wszystko, byle nie wielkie, polskie koncerny, które mogłyby zaszkodzić budowie Mitteleuropy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *