Jak już wszyscy wiedzą wskutek odśpiewania (z całą pewnością nie na serio!) piosenki, która wszak nie powinna być rozumiana inaczej niż żartobliwie – śpiewak Kazik został przesunięty do sekcji gimnastycznej.
Ośmiorniczki PiS-u?
Nie wiadomo, czy – jak słusznie zapytał kol. mec. Ludwik Skurzak – to już ośmiorniczki PiS-u, ale z pewnością jest już bliżej niż dalej. Mamy bowiem do czynienia z kolejnym z ciągu pozornie nieznaczących zdarzeń, jako całość zadającego jednakże kłam popularnej tendencj, , by to otwieranie kolejnych pól konfliktów traktować jako dowód szczególnej makiawelicznej chytrości Jarosława Kaczyńskiego grającego jakieś plany ukryte w planach. A przecież co najmniej równie prawdopodobnym jest wyjaśnienie, że po prostu zrobiła się już z niego stara, upierdliwa i małostkowa dziadyga, która w dodatku coraz słabiej kontroluje co wyrabiają te miernoty pod nią!
Powinniśmy wszak pamiętać, że podobnie rządząc poprzednim razem PiS pośliznęło się licząc, że wyborcom spodoba się nagonka na lekarzy. Teraz wrogiem publicznym mają z kolei być prezenterzy radiowi (uzupełniający długą listę wcześniejszych niebłagonadiożnych) Może więc Jarosław Kaczyński już naprawdę zapomniał, że jedną z miar polityką – jest również format jego wrogów? Wszak fakt, że rozrywka (w tym muzyka popularna) jest interesem, podobnie jak dajmy na to sport – nie jest chyba nikomu tajny. Tylko czy zajmowanie się powiązaniami między firmami fonograficznymi, a radiowymi DJ-ami – to naprawdę jest zajęcie dla POWAŻNEGO państwa?
„Jesteś ch…!”
W dodatku, na zupełne już nieszczęście PiS-u – piosenkę Kazika się całkiem zgrabnie zwulgarnia, więc JK może być już pewien, że będzie ona wykonywana gdzie się tylko pokaże i to w stylu „Twój ból jest większy niż mój – JESTEŚ CH…!„.
Brak poczucia humoru i dystansu do siebie tej ekipy jest zresztą antywartością stałą, co o tyle dziwne, że sam JK (w przeciwieństwie choćby do swojego brata) – przynajmniej kiedyś był człowiekiem całkiem dowcipnym i inteligentnie (auto)ironicznym. Cóż, nie od dziś jednak wiadomo, że nadgorliwość jest gorsza od kaczyzmu, zaś poziom kadr partyjnych, zwłaszcza intelektualny – obniża się proporcjonalnie do odległości od centrum kierowniczego…
Skądinąd zresztą PiS jakoś perwersyjnie lubi podawać takie piłki na nogi krytyków. Nie inaczej było np. z zrobieniem ze słowa KON-STY-TU-CJA sloganu sprzeciwu, choć – jako żywo – do niedawna ustawa zasadnicza była przez partię rządzącą łamana raczej rzadko, a i wcześniej ani Polaków grzała, ni ziębiła. A jednak oddano to pojęcie tzw. opozycji, zamiast samemu zajechać je we własnej propagandzie, tworząc dajmy na to Kluby Przyjaciół Ładu Konstytucyjnego w oparciu o redakcję GaPola. Przecież po paru miesiącach ludzie już by nie mieli siły słuchać o żadnych OTUA!
Tymczasem wzorce prawidłowego postępowania dali już spece PRL-owscy. Dość wspomnieć jękliwie pretensjonalną piosenkę „Żeby Polska…”, którą Jerzy Urban proponował zrobić… hymnem stanu wojennego, puszczając do znudzenia w radiu i telewizji (idealnie o niczym słowa znakomicie by pasowały), przez co w efekcie zamiast antyrządowego szlagieru – opozycja dostawałaby torsji na same te dźwięki (na Pietrzaka się w Partii nie zgodzono, ale już takiego rosiewiczowego „Michaiła” tym samym chwytem Urban sprytnie podkradł, robiąc z piosenki w założeniu prześmiewczo-złośliwej – wyraz poparcia dla Gorbaczowa, linii reform i odnowy itd.). Tak trzeba grać, bo gdy się ktoś, a zwłaszcza władza odyma i obraża – to przecież tym mocniej chce się ją drażnić. A władza taka jak PiS-owska – sieriozna, epatująca własną mądrością i wielkością – zapracowuje na takie przekomarzanki po wielokroć.
A przecież warto by mieć na uwadze także inny przykład PRL-owski, tym razem negatywny. PZPR miała przez całe 45 lat nadmiernie nabożny, iście XIX-wieczny stosunek do inteligencji, kultury i sztuki, wiecznie się przejmując a to czy jacyś literaci się nie nadąsali, a to czemu aktorzy tacy obrażeni, a to czy szansoniści wystarczająco ulegli. I stąd marnowanie czasu i wysiłku na jakieś zabiegi cenzorskie, rozmowy wyjaśniające, całe strategie programowe wobec zagadnień interesujących może same tzw. środowiska twórcze, a często i to niekoniecznie. Rzeczywiście milczącą realną większość, mającą tę wadę, że nie pisała, nie śpiewała i nie występowała w filmach nie tyle zaś lekceważono, co uważano za odfajkowaną po własnej stronie właściwie bez dalszych zabiegów, które można było już całości poświęcać inteligentom. Wobec takowych taktykę kija, wbrew dzisiejszym legendom, stosowano zaś wówczas raczej rzadko, a już nieudolne naśladowanie takich metod współcześnie – zakrawać musi na parodię. Tym bardziej, że przecież ostatecznym problemem dla władzy okazali się nie ci nadąsani inteligenci (z którymi raz dwa Partia znowu zawarła nowy deal), tylko przesunięcie w stronę opozycyjną najaktywniejszego modułu tej właśnie, zaniedbanej milczącej większości.
Nurkowanie d…ą
Obecny rząd z mniejszym lub większym zaangażowanie, może i prymitywnie, ale skutecznie zajmował się własnym odpowiednikiem tych cichych, ale głosujących – zaś swoją wyższość nad znów nadąsaną liberalną ćwierćinteligencją okazywał drażniąc ją częściej niż samemu dając wyprowadzić się z równowagi. To jednak wydaje się zmieniać i to na obu poziomach. Po pierwsze – PiS zdecydował się na rozwiązanie siłowe wobec krytykujących restrykcje koronawirusowe. Wprawdzie po dawnemu próbuje się przedstawić ich jako ONYCH – „biznesmenów=złodziei” i „sieroty po palikociarni”, ale przecież jasnym jest, że w istocie zagazowano niedawnych swoich, tych dotąd milczących, bo byli ZA, a teraz wyszli, bo naprawdę ich własny rząd odebrał im dochody.
A po drugie – ekipa rządząca dała się wciągnąć w idiotyczną kotłowaninę o piosenkę, której przecież żadną miarą wygrać nie może. Ba! Z której nie może wyjść bez ośmieszenia i utraty dotychczasowej przewagi nad złośliwymi inteligenciakami. Bo rzeczywiście – jeśli ktoś (zapewne w ogóle nie zastanawiając się nad skutkami propagandowymi) ot tak, uznał, że czy to rzeczywiście z jakichś powodów formalnych, czy (co gorsza…) „dla politycznego bytu państwa” należy dłubać w choćby i najsłynniejszej (zwłaszcza w najsłynniejszej!) radiowej liście przebojów – to znaczy, że wróciliśmy do punktu opisanego przez innego klasyka doby PRL, Marka Piwowskiego:
„Gdy Kaczka traci orientację – to zaczyna nurkować dupą!”
I to chyba rzeczywiście jest już ten moment.
Konrad Rękas