Jednym z głupszych, a popularniejszych argumentów przeciw kibicowaniu ruchowi na rzecz opuszczenia Unii Europejskiej przez Zjednoczone Królestwo – jest hasło, jakoby „BREXIT wzmacniał Niemcy”. Otóż tak je wzmocni, jak strzał w oponę poprawia zdolności jezdne samochodu.
Wszyscy ulegający bzdurnej tezie o „proniemieckości BREXITU” powinni zadać sobie i w miarę umiejętności odpowiedzieć na fundamentalne pytanie: w jaki niby sposób obecna obecność UK w UE równoważy czy choćby wpływa na dzisiejszą dominację niemiecką?
Amerykański świat
Jeszcze raz przypomnijmy sobie na jakim świecie żyjemy i w którym stuleciu. Za oknem nie suną sanie, nie słychać ręcznych trąbek pierwszych samochodów, nie dzwoni konny tramwaj, na morzach nie królują dreadnoughty – a oddechu świata nie wstrzymuje prawdziwa czy urojona rywalizacja niemiecko-brytyjska. Mamy wiek XXI, kolejną dekadę globalnej hegemonii Stanów Zjednoczonych, w ramach której zarówno Niemcy, jak i Wielka Brytania geopolitycznie są tylko krajami zależnymi od USA, generalnie bez większych kwestii spornych między sobą i z dwoma głównymi punktami stycznymi – a więc samą ową podległością oraz właśnie przynależnością do UE, która w tym aspekcie jest tylko formą oszczędzania pamięci imbecyli zostających amerykańskimi prezydentami, żeby nie musieli zapamiętywać tylu państw z osobna.
Oba te podmioty, ze względu na swój potencjał – gospodarczy, polityczny, militarny – dysponują pewną autonomię w interesujących je zakresach, co np. w przypadku Niemiec oznacza m.in. akceptację dla wchłonięcia Polski w obręb swego organizmu gospodarczego. Ewentualne wystąpienie UK z UE tej pozycji niemieckiej w żaden sposób dodatkowo nie umacnia bowiem raz, że nie bardzo już by się dało – jesteśmy gospodarczo częścią Niemiec, nie możemy w zasadzie być częścią czegoś jeszcze bardziej i więcej niż raz, skoro już do tego doszło. Dwa zaś – przecież i obecnie Londyn nie konkuruje z Berlinem na polu gospodarek środkowo-europejskich i jeśli w ogóle miałby kiedyś zacząć – to właśnie po uwolnieniu od Unii i obowiązującego w niej podziału stref, a nie w obrębie Wspólnot.
Brukselska Europa
Dalej – co oczywiste, BREXIT osłabia przede wszystkim samą Unię Europejską, a więc jeden z instrumentów wykorzystywanych przez Berlin w swej polityce hegemonii regionalnej. W dodatku – czego chyba szerzej przynajmniej środowiskom niekiedy myślącym udowadniać nie trzeba – Unia to podmiot, którego dalsze istnienie również na innych polach jest dla Polski jednoznacznie szkodliwe. Niezależnie czy mówimy o kwestii ponoszonych kosztów, czy o prowokowanym przez samą Unię marnotrawstwie środków, czy o lansowanych ideologiach, czy wreszcie o strategicznym celu tego nowego nad-państwa, którego można domyślać się w stworzeniu nowego, heterogonicznego narodu politycznego, odrębnego od nacji państw członkowskich w obecnym kształcie i wyobcowanego od dotychczasowych narodowych, czy nawet tradycyjnie i prawdziwie pan-europejskich wartości – we wszystkich tych kwestiach Unia jawi się wrogiem Polski i jako taka winna być w miarę wszelkich dostępnych możliwości osłabiania aż do ostatecznej likwidacji. Niezależnie więc czy BREXIT zachęci inne państwa do poszerzania własnej sfery niezależności kosztem Komisji Europejskiej aż do brania w całości przykładu z UK, czy też przeciwnie, zawęzi twarde jądro dotychczasowej Unii przy osłabieniu więzów krępujących członków peryferyjnych – tak czy siak ewentualne LEAVE byłoby krokiem w dobrym, przede wszystkim dla Polski – kierunku.
BREXIT per saldo osłabia więc i bezpośrednio UE, i pośrednio Niemcy – a zatem jakby nie patrzeć jest dla Polski korzystny w perspektywie europejskiej. Nie mówiąc już o oczywistych korzyściach z opuszczenia perspektywy euro-atlantyckiej, która po prostu zagraża biologicznemu przetrwaniu narodu polskiego. Zjednoczone Królestwo poza Unią Europejską – to koniec Wielkiej Brytanii, której istnienie zakończy nieuchronna wówczas secesja Szkocji. Sama zaś Anglia, bez bazy atomowych okrętów podwodnych i pocisków TRIDENT w Bazie CLYDE – to słabsze NATO, mniejsze zagrożenie wojenne i słabszy nacisk żołnierskiego buta na polskiej szyi. Ponadto zaś, o czym również warto przypominać stykając się drugim głupim argumentem anty-BREXIT-owskim, a mianowicie używanym poza „niemieckim” straszakiem „rosyjskim”: alternatywą dla obecnej światowej hegemonii amerykańskiej nie jest bynajmniej zastąpienie jej dominacją Rosji, która nie ma ku temu ani aspiracji, ani potencjału, tylko globalna wielobiegunowość – przy kilku silnych ośrodkach między którymi jest i miejsce dla mniejszych graczy, ochrony ich interesów i ambicji. To zaś oznacza szansę geopolityczną, jakiej Polska nie miała co najmniej od przedwojnia!
O polską politykę polską
Reasumując zatem – po pierwsze – ewentualny BREXIT byłby dla Polski korzystny, bo osłabiłby Unię Europejską, a więc zwiększyłby szanse na odzyskanie przez RP suwerenności politycznej oraz odbudowę własnej gospodarki. Po drugie zaś (jak pisałem już w innym miejscu) – czy wygra LEAVE, czy REMAIN to i tak samo referendum już wywarło znaczący wpływ na wewnętrzną sytuację polityczną na Wyspach, zwiększając szansę na rozpad Zjednoczonego Królestwa, a tym samym na osłabienie NATO, co z kolei byłoby korzystne dla Polski, otwierając drogę do odzyskania przez RP suwerenności geopolitycznej oraz zmniejszenia zagrożenie wojennego dla naszego kraju. Po trzecie zaś – zupełną już utopią jest wiara, że możliwa byłaby jakaś „lepsza Unia”, „Europa narodów” albo nawet przyszłe „Imperium Europejskie” wracające do tradycyjnej tożsamości i potencjalnie znaczące geopolitycznego. To już zupełna utopia ignorująca i cywilizacyjno-kulturową śmierć Zachodu, i przede wszystkim, że UE jest zupełnie odrębnym pomysłem ideologicznym i organizacyjnym, którego nie da się zmienić, ani wypełnić inną treścią, a zatem jeśli komuś się marzy odbudowa Europy jako pewnej wartości i bytu – to tym bardziej musi Unię chcieć zniszczyć, a nie naiwnie wierzyć w jej zdolność do zmiany,
Oczywiście, są to rozważania związane z polskimi implikacji BREXITU. Sytuacja w samym UK znacznie się jednak w ostatnich dniach skomplikowała. Już nie tylko traktowane i tu sceptycznie sondaże, ale uważane często za jedyny wiarygodny prognostyk, zakłady bukmacherskie – wskazywały do 16. czerwca na wyraźną przewagę zwolenników BREXITU. Wydawało się, że tylko jakiś kataklizm może tę tendencję odwrócić. I kataklizm się zdarzył. Zamordowanie Jo Cox, labourzystowskiej deputowanej do Izby Gmin opowiadającej się za REMAIN przez domniemanego zwolennika LEAVE – może doprowadzić do istotnych przetasowań, przeciągając niezdecydowanych, mobilizując przeciwników wyjścia i deprymując zwolenników opuszczenia Unia i to ledwie na kilka dni przed głosowaniem. Mimo deklaratywnego zawieszenia kampanii referendalnej – śmierć posłanki jest ewidentnie wykorzystywana przez zwolenników Unii do straszenia niezdecydowanych nadchodzącą groźbą „faszystowskich morderców”. 23. czerwca naprawdę więc wszystko może się zdarzyć – jednak o ile przeważnie Polacy nie miewają powodów, by nadmiernie ekscytować się wynikami głosowań w innych państwach, tak tym razem warto trzymać kciuki za BREXIT, nie bojąc się Niemców i Rosjan, a raczej przeciwnie – właśnie dla odbudowy pozycji Polski, nie tylko zresztą w relacjach z tymi akurat nacjami.
Konrad Rękas