Rękas: Ukrainizacja czy hybrydyzacja? O wojnie kulturowej

Byłem i jestem wielkim fanem oryginalnego „Sługi Narodu”, serialu będącego trampoliną wyborczą Wołodymyra Zełeńskiego, zrealizowaną w czasach, gdy tego skądinąd znakomitego komika zatrudniał jeszcze Ihor Kołomojski. Dowiedziawszy się, że Polsat wyprodukuje i wyemituje polską wersję tej komedii – śmiałem się szczerze jeszcze przed emisją pierwszego odcinka. Wszak kupując licencję na hit z Ukrainy – kierownicy rozrywki i popkultury III RP przyznali tym samym, że nasz kraj jest podobnie skorumpowany, podzielony między wpływy oligarchów i niewładny politycznie, jak nasz kochany ukraiński sojusznik, udatnie sportretowany w satyrze Студія Квартал 95.

Nie regulować niebiesko-żółtych odbiorników?

Oczywiście jednak nie można nie zauważać utrwalania się obecności ukraińskiej już nie tylko w polityce, ale i w tym, co z braku lepszych kulturalnych określeń nazywa się dziś polską… kulturą, w każdym razie tą masową. Faktycznie, włączając telewizor czy robiąc szybki przegląd imprez organizowanych w polskich miastach i miasteczkach, teatrach, ośrodkach kultury, bibliotekach, ale także klubach i po prostu na placach i ulicach – na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z postępującą ukrainizacją polskiej przestrzeni publicznej. Ukraińskie reklamy w telewizji i bilbordy na ulicach, ukraińskie transkrypcje filmów i programów, ukraińskojęzyczny kanał z kreskówkami na popularnej platformie cyfrowej, występy ukraińskich zespołów, ukraińskie lokale i restauracje w polskich miastach, pomysł wysłania ukraińskiej wokalistki (Aelin) jako polskiej kandydatki na konkurs Eurowizji itd. Można mnożyć przykłady, dzięki którym media i otoczenie komercyjne w Polsce wyglądają jak jeden wielki niebiesko-żółty (a czasem nawet czarno-czerwony) jarmark.

Batko Nasz Bandera, a Wyklęci szwagry…

Realnie jednak po bliższej obserwacji łatwo dostrzec, że rzekoma ukrainizacja jest bardziej niż powierzchowna. Nie tylko ogranicza się do wybranych elementów popkultury, prymitywnej rozrywki i promocji, ale w istocie nie tyle ma kultywować ukraińskość, co ją kreować i kierunkować. Chodzi raczej o hybrydyzację – stworzenie nowej wykorzenionej papki mającej zastąpić tak świadomość ukraińską, jak i polską w ramach nowego tworu geopolitycznego, będącego w całości dziełem kulturowej i ideologicznej hegemonii anglosaskiej. To antykulturowa indoktrynacja, zagrażająca zarówno Polakom, jak i Ukraińcom, czyli poniekąd powtórzenie w mniejszej skali nieudanego eksperymentu neoeuropejskiego, w ramach którego podobnie, rzeszom imigrantów oferowano bez prawa odrzucenia pakiet wykorzenienia i prymitywizmu, obliczony na stworzenie docelowego Człowieka/Europejczyka Bez Właściwości. Podobnie ma zdaje się wyglądać lumpenproletariat UkroPolinu, zadowalany mieszanką disco-ukro i garścią importowanych przez oligarchów słodyczy, za to w tle z obowiązkowym Wysokim „C” banderowsko-wyklętym, gwarantującym zachowanie równowagi między namiastką konsumpcji i emocjami pseudopatriotycznymi , w zależności od tego czy akurat potrzebni będą wyrobnicy czy mięso armatnie.

Trzeci poziom

Dzięki wojnie na Ukrainie zaostrzyła się cenzura i spotęgował glajchszalt elementów kultury wysokiej, kojarzonych czy to z Rosją, czy z Polską, czy z własną ukraińską, ale obecnie nieprawomyślną, bo np. komunistyczną czy tylko nie nazistowską przeszłością. Co gorsza, procesy te niepokojąco zaczynają się komponować z analogicznymi zjawiskami obserwowanymi i przyspieszanymi obecnie w III RP. Upodabniamy się do Ukrainy nie tylko przez seriale, ale stając się bliźniaczym konglomeratem disco-polo i wyklętyzmu, flankowanymi co najwyżej przez euroliberalny transfajnizm. Stajemy zatem nie tylko wobec załamania ekonomicznego, będącego skutkiem globalnego kryzysu kapitalizmu, spotęgowanego w naszym przypadku fatalnymi dla Polski następstwami transformacji energetycznej i polityki lockdownów oraz napływem ukraińskich przesiedleńców. To nie tylko paląca kwestia bezpieczeństwa państwa, zagrożonego wciągnięciem do wojny i nie wyłącznie egzystencjalny problem naruszenia monopolistycznej dotąd (przynajmniej formalnie) pozycji narodu polskiego jako podmiotu politycznego. Znajdujemy się w stanie wojny kulturowej, czyli wojny hegemonicznej, w której zarówno ogłupianie Polaków, jak zwłaszcza hybrydyzacja dominującej świadomości zbiorowej stanowią niebezpieczeństwo nie mniejsze niż recesja i rakiety.

To alert trzeciego poziomu. Tego, który być może najbardziej zaważy na przyszłości obu integrowanych na siłę społeczeństw. To kwestia być albo nie być polskiej kultury i narodowej świadomości. Możemy więc śmiać się z komedii, ale nie zapominajmy, że w realnym świecie wokół nas rozgrywa się dramat. Cóż z tego, że z elementami tragifarsy…

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 42 Average: 4.3]
Facebook

9 thoughts on “Rękas: Ukrainizacja czy hybrydyzacja? O wojnie kulturowej”

    1. Powyżej widzimy wyznanie młodzieńca poszkodowanego „wykształceniem” w warunkach „zreformowanego” systemu oświaty. A będzie pod tym względem coraz gorzej.

  1. Skoro kultura (popkultura) ukraińska znalazła się w polskiej przestrzeni medialnej, a w marketach pojawiły się „ukraińskie regały”, to po prostu znaczy że jest na to rynkowe zapotrzebowanie. Biznes na wolnym rynku natychmiast na takie trendy reaguje i stara się na nich zarobić.

    Konrad Rękas tęskni do PRL, kiedy o tym co będzie w sklepach, albo w kinach decydowała wyłącznie, kierując się wyłącznie dobrem Narodu, Partia. Coca cola była anglosaskim imperializmem w płynie, a banany przyczyną i symbolem zepsucia i deprawacji.

    1. Tak, bo krajowa (nie użyję określenia „polska”) tzw. „przestrzeń medialna” to faktycznie kieruje się regułami wolnego rynku.
      „Pilaster” — czyli niejaki Marcin Adamczyk — po prostu postanowił udawać głupszego, niż jest.

      1. Pomijając media tzw. „publiczne”, owszem. Polska przestrzeń medialna kieruje się regułami wolnego rynku. Stara się sprzedać jak najwięcej czasu reklamowego po jak najwyższej cenie.

    2. Pan Pilaster zbyt jednostronnie pojmuje rzeczywistość. Tu chodzi o coś więcej niz komercja. Ta dominacja komercji doprowadziła polski film, telewizję, wokalistykę do kryzysu.

      1. …do kompletnego upadku, mówiąc ściśle. Przecież właściwie wszystko, co wartościowe, powstało w PRL-u. Co mamy z lat po 1989 r.? Ot, „disco-polo”.

        1. Co wartościowego w polskiej kulturze powstało w czasie PRL?

          Od momentu ustanowienia literackiej nagrody Nobla, do powstania PRL (45 lat), Polacy dostali dwie takie nagrody (Sienkiewicz i Reymont). Podczas kolejnych 45 lat PRL tylko jedną a i to na emigracji (Miłosz). W ciągu kolejnych 34 lat po upadku PRL znów już dwie (Szymborska i Tokarczuk)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *