Nie powinniśmy już dziś mieć żadnych wątpliwości, że wojna na Ukrainie była nieuchronna i zapewne wybuchłaby wcześniej czy później. Bodaj czy nie jeszcze ważniejszy jest jednak jej aspekt globalny, wręcz cywilizacyjny tej wojny.
Wojna tłumaczy wszystko
Jest zupełnie oczywiste, że wbrew własnej propagandzie – zachodnie elity finansowe i polityczne są głównymi beneficjentami konfliktu, dlatego z taką determinacją dążyły do jego eskalacji. Towarzysząca walkom wojna gospodarcza przeciw Rosji stanowi znakomitą zasłonę dymną dla przyspieszanej zwłaszcza w Zachodniej Europie transformacji energetycznej. Choć do pierwszych drakońskich podwyżek cen nośników energii doszło jeszcze wczesną jesienią 2021 r., na długo przed rosyjską inwazją – powszechnie obowiązującą wersją jest ta wiążąca kryzys energetyczny z wojną i celową polityką Rosji, choć przecież odcięcie się od rosyjskich dostaw gazu ziemnego było jednostronną decyzją rządów zachodnich, polskiego nie wyłączając. Odejście od paliw kopalnych realizowane jest w tempie niszczącym resztki europejskiego przemysłu i gwałtownie podwyższającym koszty życia mieszkańców, przy czym elementem całego procesu jest m.in. intensywny powrót do energetyki jądrowej, nierozerwalnie powiązanej z nowym atomowym wyścigiem zbrojeń. Z kolei eksponowane przejście do energii ze źródeł odnawialnych współgra z generalną strategią ewolucji kapitalizmu w kierunku „zerowego wzrostu”, odejścia od masowej konsumpcji na rzecz jeszcze większego uprzywilejowania klas wyższych, słowem stanu na kształt globalnego lockdownu dla proli, utrzymywanych w stanie biernej wegetacji za pomocą wirtualnej renty udzielanej od obrotów finansowych wyalienowanych od dotychczasowej sfery produkcji i usług. W dalszej perspektywie oznacza to także nieuchronność konfliktu Zachodu z Chinami, będącymi beneficjentem dotychczasowego modelu globalizacji.
Dający się przewidzieć ciąg zdarzeń obejmuje zatem zarówno utrwalenie stanu niesłusznie uznawanego za kolejny przejściowy kryzys kapitalizmu, będącego w istocie nowym stanem permanentnym globalnej gospodarki, jak i rosnące prawdopodobieństwo pełnowymiarowej wojny światowej, w tym także z użyciem broni jądrowej.
Wielka europejska przegrana
Mając ku temu kto wie czy nie najlepszą dotąd okazję – Europa nie wybiła się na podmiotowość przy okazji wojny na Ukrainie. Przeciwnie, tym usilniej realizuje własnym kosztem zadania zlecone przez Anglosasów. To z pewnością klęska dla Europejczyków, tym dotkliwsza, że potęgująca inne negatywne skutki realizowanej niezależnie polityki energetycznej i finansowej, w tym także dewastacji społeczno-gospodarczej okresu pandemii COVID-19. Odpowiedzią ze strony Niemiec i Francji ma być pogłębienie integracji, jednak próba jedynie politycznej ucieczki do przodu od problemów geopolitycznych i ekonomicznych wydaje się skazana na niepowodzenie. W ten sposób nie da się bowiem wyleczyć ani prawdziwych przyczyn, ani nawet złagodzić najbardziej dotkliwych objawów kryzysu struktur europejskich. Ten bowiem wynika przede wszystkim ze słabości strategicznej – podporządkowania Zachodniej Europy polityce amerykańskiej. Euro nie zyskało zdolności usamodzielnienia się od dolara, a co za tym idzie samo wzmacnianie Eurozony niczego istotnego w tym zakresie nie wniesie – bo to nie (tylko) nieprzystawanie Grecji czy Włoch stanowi problem, ale przewaga światowego długu i aktywów denominowanych w walucie amerykańskiej. Tę przewagę USA można by stopniowo równoważyć tylko wspólnie, w strategicznym trójkącie Chin, Europy i Rosji, przy aktywnym współudziale innych ekonomii BRICS, Iranu i krajów arabskich. Na to jednak w Europie Zachodniej nie ma przyzwolenia politycznego i kółko niemożności się zamyka. Tymczasem wokół prostego, socjalekonomicznego uzasadnienia takiego odwrócenia sojuszy można by łatwo zbudować zaplecze społeczne, do czego jednak wyalienowane europejskie elity po raz kolejny okazują się być całkowicie niezdolne.
Reszta to już rodzaj wysypki, nieprzyjemnych skutków ubocznych, jak zauważalne dezintegrowanie UE przez Anglosasów, zwłaszcza przy udziale Polski, Rumunii i Pribałtyki. Rozprasza to uwagę europejską, szczególnie niemiecką, każąc negocjować co najwyżej utrzymanie status quo przy obronie własnej pozycji w reorganizowanych strukturach, nie pozwala jednak na ich realne naprawienie, np. przez odrzucenie nadbudowy ideologicznej opartej o globalizm, neoliberalizm i post-humanizm. Dokładając do tego metodę zarządzania permanentnym kryzysem przez brukselską klasę biurokratyczną, nieudolne eksperymenty etnogenetyczne (związane z polityką imigracyjną) – wszystko to stawia Europę w ulubionej przez nią od przeszło stulecia pozycji zdeterminowanej samobójczyni.
I skoro zamiast odwrócić ten stan rzeczy Europejczycy dają się wodzić za nosy opowieściami o jakichś wymyślonych spiskach niemieckich monarchistów, powrocie COVID-a oraz wszechobecnej „agenturze Putina” – to znaczy, że być może będzie to nie tyle samobójstwo, co eutanazja…
Pawiopapuga
Na tym tle tym bardziej urojeniowo wypadają serwowane Polakom opowieści o „szczególnej pozycji” jaką uda nam się zająć w wyniku obecnych przemian. Cóż, z drugiej jednaj strony Polska nieodmiennie wszak pełni… szczególną rolę w Europie, szczególnie we własnym mniemaniu. U progu nowożytności sami i na własną prośbę zgłosiliśmy się do pełnienia roli peryferii Zachodu, z której nie wyszliśmy do dzisiaj, nadal tego jednak nie dostrzegając. Jeszcze w XVI wieku z własnej inwencji wymyśliliśmy sobie najbardziej niewydolny i podatny na wpływy zewnętrzne ustrój, sukcesywnie pozbawiając się wszelkiej międzynarodowej podmiotowości, której do dzisiaj nie odzyskaliśmy, beztrosko to jednak ignorując. Rezygnując z własnej woli ze wszystkich szans i możliwości rozwoju, zwłaszcza społeczno-gospodarczego, nie przestajemy obwiniać wszystkich naokoło za prawdziwe i urojone polskie krzywdy, straty, błędy i zaniechania. Na pocieszenie uważaliśmy się jednak zawsze i w wielkim stopniu uważamy nadal za kolejno wzór i obiekt zazdrości świata, Chrystusa i Winkelrieda narodów, oczko w głowie Matki Boskiej, ojczyznę husarii oraz największego z Papieży, za wyzwolicieli Europy Środkowej, wielkich pogromców wrogów wszelkich (na czele z Rosjanami, rzecz jasna), za genialnych wynalazców, odkrywców i nieposkromionych wielbicieli Wolności, dziwnym trafem jednak jakoś regularnie znów traconej. Słowem, mamy się za kraj niebywałych wręcz sukcesów i osiągnięć – w jakiś cudowny sposób jednak nadal muszący innych doganiać, domagając się głośno pochwał, uznania i prezentów za całą naszą wspaniałość.
Rok 2022 nie przyniósł, a rok 2023 nie przyniesie nie żadnych widoków na zmianę tego permanentnego polskiego upojenia samą polskością.
Pokój i deukrainizacja
Nie zanosi się też na żadne oprzytomnienie III RP wobec wojny na Ukrainie, a jedyne cele realizowane za pomocą Warszawy dyktowane będą w kolejnych telefonogramach z Waszyngtonu i Londynu. Kolejne rządy Polski po 1989 r. funkcjonują wyłącznie z obcego nadania i jako takie nie mają żadnych własnych celów, a już na pewno nie takich zgodnych z polską racją stanu.
Czym innym byłoby natomiast zastanowienie jakie są czy raczej powinny być polskie narodowe interesy w odniesieniu do wojny ukraińskiej czy w ogóle kwestii wschodniej. Oczywiście pierwszą odpowiedzią powinien być POKÓJ. Natychmiast i za wszelką cenę. Polska współ-ponosi gigantyczne koszty tego konfliktu, zmultiplikowane jeszcze przez masowe przesiedlanie się Ukraińców na nasze obecne terytorium. Paradoksalnie można by zauważyć, że za chwilę problem ukraińskiej obecnie większości na polskich Kresach Wschodnich zniknie samoczynnie, tak wielu spośród dotychczasowych mieszkańców już wyjechało lub właśnie się wybiera do Zakerzonia. W tym jednak rzecz, że w zwartej, blisko już 6 milionowej grupie – społeczność ta kolonizuje obecnie Polskę. Konieczny jest więc pokój i odesłanie tego towarzystwa czy to do Kijowa, czy dalej do Europy Zachodniej, jeśli znajdą się tam chętni na tanią siłą roboczą. Dla Polaków przybysze stanowią jednak zbyt duże obciążenie, którego należy się natychmiast pozbyć.
Pokój powinien być najcenniejszy nawet dla tych Polaków tradycyjnie nieufnych czy wręcz wrogich wobec Rosji. Podobnie bowiem jak w przypadku COVID-a również bojący się wirusa z czasem musieli przyznać, że stosowane środki są niewspółmierne do zagrożenia, a koszty społeczne i ekonomiczne – zbyt wysokie. Podobnie rzecz się ma z zagrożeniem rosyjskim wobec Polski: nieważne, prawdziwe czy urojone nie uzasadnia ono wyrzucanie setek miliardów złotych na pomoc dla Kijowa.
I wreszcie kwestia najbardziej kontrowersyjna – jasne, że znacznie korzystniej dla Polaków byłoby, gdyby konflikt zakończył się nie tylko szybko, przy niewielkiej ilości ofiar i bez kosztów po polskiej stronie, ale także gdyby w jego następstwie Ukraina została oczyszczona z niebezpiecznego również dla Polsko nazizmu, docelowo może sfederalizowana, co wzmocniłoby pozycję miejscowej ludności polskiej, a także bardziej otwarta na polską aktywność gospodarczą i kulturalną na naszych dawnych Kresach Wschodnich. Już wiemy jednak, że do takich pozytywnych zmian nie doszło i niemal na pewno nie dojdzie. Nikt dziś nie zna odpowiedzi na pytanie jaki kształt przyjmie powojenna Ukraina, a zatem Polacy muszą zachować wzmożoną czujność wobec sytuacji w Kijowie i (niestety) także już w naszych obecnych granicach, nasączanych ukraińskimi przesiedleńcami. Naszym celem pozostaje więc nie stracić jeszcze więcej niż już straciliśmy na wojnie, z której mogliśmy wyjść znacznie wzmocnieni, gdybyśmy mogli suwerennie kształtować swoją politykę.
Najgorszy scenariusz
Niestety jednak nie możemy, a suflowane nam scenariusze dzielą się na na pewno złe i potencjalnie tragiczne i dla Polski. Aktualne są i będą wszystkie albo żaden. Dopóki Anglosasi nie są pewni czy i jak skończy się konflikt na Ukrainie – wszystkie warianty leżą na stole. Newralgiczne może okazać się zapowiedziane zwiększanie stanów Wojska Polskiego, w tym objęcie ćwiczenia do 200 tysięcy żołnierzy rezerwy. To nie tylko deklaracje polityczne, typowe pobrzękiwanie szabelką, ale sygnał, że polscy żołnierze mogliby zostać użyci do uzupełnienia coraz dotkliwszych braków uzupełnień armii Ukrainy. Mogłoby się to nazywać w dowolny sposób, ale sprowadzało do tego samego – użycia polskiego mięsa armatniego na wojnie z Rosją. To scenariusz zdecydowanie najgorszy z możliwych, niestety coraz bardziej prawdopodobny.
Z kolei prawdziwie przerażające hasła „unii polsko-ukraińskiej” zostały wyraźnie wyciszone wobec wyraźnego braku entuzjazmu obu zainteresowanych narodów. Nie oznacza to jednak, że projekt ten umarł. Przeciwnie, gdyby walki zaczęły przygasać można by się spodziewać, że najbardziej radykalne elementy nazistowskie z Małopolski Wschodniej i Wołynia same byłyby zainteresowane takim skrótem do bezpośredniego członkostwa w NATO. Nie trzeba też dodawać, że jest oczywista sprzeczność między takimi pomysłami – a prawdziwymi interesami narodu polskiego. Otóż Zachód w pewnych warunkach mógłby wykreować UkroPolin, ale tylko po to, by zrobić w nim rezerwat dla ukraińskiego nazizmu. Tymczasem Polacy mogą i powinni domagać się godnego zadośćuczynienia za wypędzenie z Kresów – ale takiego, któremu obejmowałoby ich denazyfikację oraz gospodarczą i kulturalną repolonizację. Choć wobec znów pogarszającej się ukraińskiej sytuacji na froncie byłby to znakomity moment, by uzyskać takie ustępstwa – ten wariant możemy z przykrością uznać za niemal zupełnie nierealny.
Polski przegryw
Co zatem pozostaje jako polska perspektywa 2023 r.? Narastający kryzys energetyczny, napędzany rosnącymi cenami nośników energii, objawiany inflacją i powrotem bezrobocia na skalę nieznaną od półtorej dekady. Przesiedleńcy ukraińscy do Polski nie uratują gospodarki III RP, a przeciwnie dodatkowo obciążą ją dalszymi kosztami, podczas Niemcy i reszta Unii Europejskiej pod byle pretekstem utną nakłady ponoszone dotąd w Polsce, nie rezygnując jednak z czerpanych tu i transferowanych do siebie zysków. Okrzyczane sojusze z Anglosasami nie dadzą nam nic ekonomicznie, za to ostatecznie mogą ściągnąć na nas bezpośrednie zagrożenie wojenne. Nadal przy tym nie będzie wiadomo kto wygra wojnę na Ukrainie, coraz bardziej oczywiste będzie natomiast kto ją przegrywa.
Wojnę na Ukrainie przegr(yw)amy jako Polacy.
Konrad Rękas
Mocne rozczarowanie p. Rękasa, że wojska rosyjskie nie stoją jeszcze na linii Lwów-Brześć-Grodno-Mińsk-Kaliningrad. A winni temu Ukraińcy i Anglosasi. Tylko skoro wojna była nieuchronna to dlaczego Autor używa określenia „polski przegryw” ? Zaskakujące, że mierne postępy wojsk rosyjskich na Ukrainie mogą wywołać tak mocne frustracje.
W samo sedno.
Wojna wcale nie była nieunikniona. Przeciwnie, wynikła jedynie z totalnej głupoty katechona Putina i jego otoczenia, które wszczęło wojnę nie do wygrania.
Podobnie jak decyzja o wojnie, tak decyzja o pokoju leży nadal całkowicie w rękach katechona Putina. Jak tylko wycofa się on z Ukrainy, nastanie pokój. Jeżeli się sam nie wycofa, to stopniowo zostanie wycofany i pokój też nastąpi, tylko później i z większymi stratami dla Rosji, która zapewne tego nie przetrzyma.
Ukraińcy w Polsce nie są żadnym obciążeniem, ale przeciwnie – korzyścią dla polskiej gospodarki, w której już od dawna brakowało pracowników. Zresztą najlepiej świadczy o tym fakt, że mimo tytanicznych wysiłków pisowskiej i moskiewskiej propagandy, w tym samego Konrada Rękasa, nie udało się wywołać w Polsce zauważalnych nastrojów antyukraińskich. Nie ma wątpliwości że one się w końcu pojawią, ale dopiero wtedy, kiedy katechon Putin zostanie rozgromiony z kretesem a Rosja się do końca rozleci
Nie każdy pokój na Ukrainie jest korzystny dla Polski, ale jedynie taki, w którym Ukraina wygrywa, przynajmniej na tyle, żeby kosztem nawet jakiś strat terytorialnych, zachować niepodległość, przystępując później do NATO. Klęska Ukrainy i podporządkowanie jej Rosji w jakiejkolwiek formie, oznacza, że Polska staje się państwem frontowym w nowej zimnej wojnie i będzie ponosić koszty, przy których obecna pomoc dla Ukrainy jest symboliczna. Zresztą nawet uchodźców z Ukrainy będzie wtedy nie miliony, ale dziesiątki milionów. Dlatego polska pomoc dla Ukrainy to nie koszt, ale bardzo zyskowna inwestycja. Im większe będzie zwycięstwo Ukrainy, tym większy będzie zwrot z tej inwestycji. Najlepszy dla Polski wariant to oczywiście całkowity upadek i rozpad Rosji, co zresztą jest coraz bardziej prawdopodobne.
Interes Ukrainy i interes Polski (a także Litwy, Łotwy, Estonii, Białorusi, Mołdawii – po prostu całego dawnego RON wraz z okolicami) są w tej chwili praktycznie tożsame. Bardzo rzadko taka sytuacja zdarza się w stosunkach międzynarodowych
Ależ ty pierniczysz, biedaku, jak potłuczony.
W Polsce był i jest NADMIAR tzw. „rąk do pracy”; gdyby było inaczej, to Polacy nie emigrowaliby do Niemiec, UK i gdzie-tam-jeszcze. W Polsce po prostu zaczyna brakować frajerów do „zap…lania za miseczkę ryżu”, jak chciałby nas „ustawić” Pan Premier.
Jeśli ktoś nie może w Polsce znaleźć pracownika, zalecam prosty eksperyment: dać to samo ogłoszenie, tylko z zaoferowaną płacą 2-3 razy wyższą. Ręczę za pozytywny efekt!
A jeśli ktoś chce zatrudniać Pakistanów czy Ukraińców — niech się wynosi ze swoim interesem do Pakistanu, albo na Ukrainę, zamiast robić nam Pakistan z Polski. Proste?
W Polsce brakuje pracowników. Nadmiar to był w latach 90 XX wieku i jeszcze tak mniej więcej do 2010 roku. Od tego czasu niedobór narasta.
Podnoszenie płac powyżej poziomu rynkowego jest bez sensu, bo wtedy cała działalność przestaje się opłacać.
Dlatego pozostaje liczyć właśnie na Ukraińców, którzy ratują polski rynek pracy
1. Z Polski cały czas ludzie emigrują. Jest to dowodem, że znajdują zatrudnienie gdzieś indziej — a nie znajdują go w Polsce. To właśnie uwidacznia „zbędne w Polsce ręce do pracy”.
2. Jeśli komuś „działalność przestaje się opłacać” w momencie, gdy musiałby zapłacić za czyjąś pracę konkretnie, to niech taki lepiej nie „działa”. Bo nie da się u niego zarobić. Proste?
3. Tak, Ukraińcy na razie jeszcze godzą się na pracę za „miseczkę ryżu”, ale JUŻ NIE WSZYSCY. Tak więc liczenie na to, że pogodzą się z rolą pariasów jest bardzo krótkowzroczne, a wręcz po prostu głupie.
1. Z Polski ludzie już nie emigrują, na pewno nie w takiej skali jak 15-20 lat temu. Bilans migracyjny stał się dodatni. Więcej osób przyjeżdża niż wyjeżdża.
2.Jeżeli „komuś” się nie opłaca zapłacić więcej, to oczywiście ten ktoś może zbankrutować. Ale jeżeli nikomu się nie opłaca płacić więcej, to cała gospodarka hamuje, rośnie bezrobocie i cena pracy spada, aż ustali się nowy poziom równowagi rynkowej.
3. Ukraińcy nie pracują „za miskę ryżu”, tylko normalnie, za stawki rynkowe, tak samo jak Polacy. Tyle że kompetencje pracownicze Ukraińców są średnio niższe niż Polaków, zatem pracują średnio za niższe stawki niż Polacy
Nie sądziłem że napisze tutaj nam swój komentarz osobiście Pan Kaczyński z Blaszaka na Nowogrodzkiej ha ha ha ! XD
Takich bzdur nie czytalem jeszcze chyba nigdy, na zadnym blogu
Śmierć d***kratycznym imperialistom ze zgniłego Zachodu – przeklętym wrogom narodowo-katolickej, polskiej klasy chłopsko-robotniczej!
Uuurrraaa…!
„(…) elementem całego procesu jest m.in. intensywny powrót do energetyki jądrowej, nierozerwalnie powiązanej z nowym atomowym wyścigiem zbrojeń.”
Obecnie, to chyba jedynie Chiny zwiększają liczbę głowic jądrowych. Reszta stoi w miejscu.
Ta Ameryka to jednak potężna jest, co by się nie działo na świecie czy Hitler czy Stalin czy Putin, ona zawsze odpowiedzialna i trzymająca rękę na pulsie.
Orban kilka lat temu powiedzial , zeby nie bac sie kryzysu , poniewaz co prawda on stwarza zagrozenie , ale rownoczesnie jest szansa. 3 wrogie nam strony sa zaangazowane w te wojne i krwawia. Te 3 wrogie nam kraje , Ukraina jest przedmiotem polityki , wiec to nie o niej, odpowiadaja za nasze zalosne polozenie. Polska rowniez krwawi , ale dopoki nie padaja nas bomby i nie gina ludzie , to te krwawienie ma wymiar napecznienia dlugu , ktorego nigdy nie splacimy. Oddanie 240 leonardow , jak mawial Komorowski, jest bardzo dobra wiadomoscia , poniewaz oddala mozliwosc wepchniecia nas do wojny. Jednoczesnie bedzie dalszym oslabianiem 3 naszych wrogow w zwiazku z przeksztalceniem sie konfliktu w wojne na wyczerpanie.Najkorzystniejsze dla nas byloby zwyciestwo Rosji z uwagi na dlug i generalnie antyrozwojowe wobec nas plany zachodu. Dobra opcja bylby pat i brak rozstrzygniecia. Rozumiem sytaucje ,gdy USA , Niemcy lub Rosja chca nam zlikiwdowac gospodarke i nas zdepopulowac. Wtedy beda mogli nas i nasze zasoby eksploatowac ile dusza zapragnie przy niewielkich kosztach. To jest racjonalne. Natomiast nie ma sensu stworzenie takiej sytuacji we wszystkich krajach tzw. zachodu i tylko tam. To bedzie powtorzeniem eksperymentu sowieckiego z wiadomym skutkiem . Drugim problemem zwiazanym z budowa Zwiazku Sowieckiego 2.0 w krajach zachodu jest oczywista sprzecznosc celow tego programu. Ma zostac zaorana gospodarka i energetyka ,ale caly interes ma byc pilnowany przy pomocy internetu i komputerow. Nie da sie stworzyc czegos takiego jak wysoka technologia i ludzie noszacy ladunki na plecach , albo przewozacy je na wozkach recznych.
„Wojna rosyjsko-ukraińska”
To jest de facto wojna NATO-Rosja, co właśnie zostało oficjalnie przyznane, bowiem ukraiński minister obrony, Aleksy Reznikov, przyznał, że „Ukraina wypełnia misję NATO”:
„Kiev is shedding blood to carry out the mission NATO set for itself and expects the „civilized West” to provide weapons and ammunition in return, Ukrainian Defense Minister Aleksey Reznikov has said in an interview for a domestic TV channel. Appearing on the 1+1 network’s TSN channel on Thursday evening, Reznikov pointed out that at the Madrid summit last summer, NATO declared Russia the greatest threat to the US-led bloc. „Today, Ukraine is addressing that threat. We’re carrying out NATO’s mission today, without shedding their blood. We shed our blood, so we expect them to provide weapons,” he said. Reznikov also claimed that his NATO colleagues have told him, both in conversations and via text messages, that Ukraine is the „shield of civilization” and „defending the entire civilized world, the entire West.” ”.
Oznacza to, że Rosja została sprowokowana do uderzenia na Ukrainę i skoro to jest „misja”, to znaczy, że i wszystko to, co się działo wcześniej, to było „w ramach przygotowań” do niej.
@pilaster napisał: „Interes Ukrainy i interes Polski (a także Litwy, Łotwy, Estonii, Białorusi, Mołdawii – po prostu całego dawnego RON wraz z okolicami) są w tej chwili praktycznie tożsame…”
Bardzo jestem ciekaw, na czym ów TOŻSAMY interes wymienionych państw polega… Bo rozumiem, że my tu w Polsce najlepiej wiemy na czym polega interes takiej, np. Mołdawii, albo Białorusi?
Interes tych wszystkich krajów to oczywiście pozbycie się rosyjskiego zagrożenia i niezwykle szkodliwych rosyjskich wpływów raz na zawsze.
Rosja + Chiny = Prawica.
UE + USA = Lewica.
Problem w tym, że duża część społeczności tych krajów, tej warszawskiej narracji nie kupuje. A już w szczególności tej, że pozbycie się „niezwykle szkodliwych rosyjskich wpływów”, uczyni te narody szczęśliwymi. Taka Litwa jest tak szczęśliwa, że grozi jej demograficzne unicestwienie (z 3,6 mln. obywateli zostało 2,9 mln.). A Ukraina też stanie się krajem mlekiem i miodem płynącym, po wejściu do NATO i UE. Jakie to wszystko proste, tylko trzeba pozbyć się Moskali…
Jak duża część społeczności tych krajów „tej” narracji nie kupuje? Jak duża jest ta część, która chce dołączyć do ruskiego mira? Wiecznej nędzy?
„Taka Litwa jest tak szczęśliwa, że grozi jej demograficzne unicestwienie”
To grozi Rosji, nie Litwie. 🙂
„z 3,6 mln. obywateli zostało 2,9 mln.”
A jak na Litwę wtargną wojska katechona Putina i masowo, tak samo jak na Ukrainie, zgwałcą wszystkie kobiety w wieku rozrodczym, to nastąpi boom urodzeniowy i Rosja Litwę przed demograficznym unicestwieniem uratuje. To przecież oczywiste. 😉
„A Ukraina też stanie się krajem mlekiem i miodem płynącym, po wejściu do NATO i UE.”
Jakoś tak dziwnie się składa, że wszystkie te dawne kraje postkomunistyczne. które obecnie są w UE, są znacznie bogatsze i bardziej cywilizowane niż te, które w UE nie są, a i wśród tych ostatnich najgorzej jest w tych, które nadal tkwią w „ruskim mirze” katechona Putina.
„Jakie to wszystko proste, tylko trzeba pozbyć się Moskali…”
No cóż, sami doprowadziliście do tej sytuacji że nigdzie Was nie chcą, nigdzie Was nie lubią i wszędzie Was się boją.
Człowieku, właśnie dlatego „Junia” wyciera sobie Polską d..ę na każdym kroku, że duża a może nawet przeważająca część Polaków ma tak właśnie sprane lub genetycznie zniekształcone mózgi.
Fascynującym doświadczeniem jest obserwować jak pewne byty popierają Rosję. Nieraz są to byty które określają się jako prawica/konserwatyści. I w ogóle nie zauważają jak bardzo upadłym państwem jest Rosja. Państwo któremu przez ostatnie 30 lat, PKB urosło około 20% (dla porównania Polskie 200-300%). Państwo z epidemią chorób wenerycznych i HIV, z jednym z najwyższych wskaźników aborcji, religijnością dużo mniejszą niż w USA, ogromną przestępczością, korupcją wielokrotnie większą niż u nas, nie mówiąc o państwach Europy zachodniej, państwem które jest drenowane przez przestępców-miliarderów, którzy następnie kupują sobie wille i jachty na tzw. zgniłym zachodzie, i wysyłają swoje dzieci aby tam żyły. Rosja jest to państwo o kulturze wspak-kulturowej, to znaczy nie posiada w zasadzie kultury. Człowiek jest po prostu zasobem do wykorzystania przez władcę i jego świtę. Na dodatek ten byt jest sukcesorem ZSRR (który uśmiercił wiele milionów uczciwych ludzi), i co więcej Rosja (w każdym razie duży procent populacji obecnej Rosji) jest dumna z tego dziedzictwa. Nie pamiętam kiedy ostatni raz USA (albo UK albo Francja) groziła komuś atomowym zniszczeniem. Prokremlowscy propagandziści (i politycy) z namaszczenia władzy robią to regularnie. Przypominam, że groźby użycia siły w wielu państwach są karalne (propagandzistom zapewne nie przychodzi nawet na myśl, że popełniają przestępstwa w myśl zachodnich kodeksów). No i z takim państwem-bandytą musimy sobie żyć, które oskarża nas (Polskę, i Polaków) o wywołanie drugiej wojny światowej, bo oczywiście to nie pakt Ribbentrop-Molotov był bezpośrednią przyczyną, ale pakt polsko-niemiecki z 1934 roku. I tak dalej, i tak dalej. I oczywiście np. taki pan mapa struga głupa, i udaje, że nie wie o co chodzi z interesem państw Europy Środkowo-Wschodniej.
Śmieszy mnie owa dychotomia, tu wspaniały zachód, a tam upadła Rosja. Dużo można byłoby pisać o antycywilizacji, która powoli i systematycznie niszczy społeczeństwa zachodnie. Można byłoby pisać o zachodnich szaleństwach gender, ekologizmu, klimatyzmu, etc. Pewnie też trzeba byłoby wspomnieć, o spustoszeniu cywilizacyjnym, kulturowym, czy ekonomicznym, jakie Rosji przyniósł bolszewizm. Ale Szanowny Panie grzecznie pragnę zauważyć, że błędem osób takich jak Pan, jest po prostu przywiązywanie nadmiernej wagi do rosyjskiego zagrożenia, jakie rzekomo wisi nad Polską. Nadmiernego, bo dzisiaj ważniejszym dla nas zagrożeniem jest skuteczne wykorzenianie Polaków, jest przerabianie ich na modłę postmodernizmu, w którym nie ma prawdy, nie ma wiary, nie ma tradycji i nie ma narodu. Jest tylko konsument- obywatel świata, który pochyli się nad losem „prześladowanych mniejszości” i będzie przejmował się losem przeludnionej Ziemi. Który będzie walczył o prawa zwierząt, a będzie obojętny na los abortowanych dzieci. Nie znam Pana poglądów, ale każdy konserwatysta, opisywane przeze mnie zagrożenia musi uznać za istotne. Akurat tak się składa, że Rosja nie ma z nimi nic wspólnego.
PS. Tak, USA nikomu nie grozi, jak już, to po prostu działa w imię „demokracji i praw człowieka”. Policzył Pan ile ofiar pociągnęło owo amerykańskie wprowadzanie demokracji w Iraku, Jugosławii, Afganistanie, czy Syrii?
Obiektywnych faktów się nie oszuka. Rosja jest upadła, a Zachód, w porównaniu z nią, wspaniały.
Rosyjskie gwałty, rabunki, mordy, bezprawie, barbarzyństwo i nędza, są znacznie większym zagrożeniem, niż jakiś tam postmodernizm.
Najśmieszniejszy argument – w Rosji nie ma aborcji (sic!!!)
A policzył mapa ile ofiar pociągnął za sobą kacyk Saddam (np. mordując Kurdów), albo jakich zbrodni dokonali szowiniści w Jugosławii czy reżim okulisty w Syrii?