Antoine Ratnik: W pierwszej części naszej rozmowy poruszyliśmy zagadnienie Zachodu –oblężonej twierdzy. Najpierw najazdy barbarzyńcόw (przykładowo: przed inwazją barbarzyńcόw Galia miała 5 mln. mieszkańcόw, a po najeździe już tylko 500 tys.) pόźniej utrata przez chrześcijaństwo Wschodu i Afryki Pόłnocnej na rzecz muzułmanόw. Trzeba było budować od nowa i stale żyć w warunkach silnego zagrożenia. Jak wyglądała sytuacja w kraju, ktόry pozostał po Wschodzie (wiem, że upraszczam), w Rosji? Mόwił Pan o reformach Piotra Wielkiego – prosiłbym o rozwinięcie tego tematu.
Jan Przybył: Jak już wspomniałem, z chwilą wstąpienia na tron Piotra Wielkiego, w Rosji zaczęły się nowe porządki. Car, w ramach „europeizacji” i „oświecania” Rosji, rozpoczął bezwzględną walkę z dawnoruską kulturą, w tym z tradycyjnym prawosławiem i jego wpływami. Jego politykę kontynuowali następcy. Na dworze brylowali Niemcy – protestanci; a sam car rychło został okrzyknięty przez lud Antychrystem. Mało kto wie, że słynne klasztory na Wyspach Sołowieckich, które miały służyć jako pustelnie dla podwiżników, czyli mnichów praktykujących surową ascezę, zaczęły być wykorzystywane jako miejsca zsyłki dla nie dających się „zreformować” duchownych. Cerkwią nie zawiadywał już Patriarcha, lecz Oberprokurator Synodu, powoływany na urząd przez cara spośród ludzi świeckich. Idea „Świętej Rusi” była na każdym kroku ośmieszana, podobnie jak długowłose, brodate duchowieństwo, a zwłaszcza mnisi – asceci.
Początki odrodzenia nastąpiły dopiero pod koniec wieku XVIII, kiedy to z Atosu przybył Paisij Wieliczkowski, przywożąc ze sobą greckie pisma Ojców Kościoła poświęcone modlitwie i życiu ascetycznemu – Filokalię, którą przetłumaczył na starocerkiewnosłowiański. Odtąd Dobrotolubije stało się podstawową lekturą tych, którzy poszukiwali wskazówek do prowadzenia prawdziwie chrześcijańskiego życia.
Odrodzenie prawosławia rosyjskiego rozpoczęło się na dobre w latach 20. XIX wieku w klasztorach optyńskich (Optina Pustyń, koło Kozielska), w tych samych, w których później (po wyrzuceniu mnichów, obrabowaniu i zdewastowaniu) NKWD trzymało polskich oficerów przed wywózką do Katynia i innych miejsc kaźni.
Prawosławie rosyjskie ma swój bardzo charakterystyczny rys – jest silnie związane z ideą „Świętej Rusi”, co już jest rzeczą podejrzaną dla np. Greków, gdyż jest silnie związane z kulturą, językiem i – co najważniejsze – terytorium byłego Cesarstwa Rosyjskiego. Dla wielu nierosyjskich wyznawców prawosławia idea „Świętej Rusi” jest bluźnierstwem, ponieważ jest już Ziemia Święta i jedynie jej należy się ten tytuł. Tym, który przez całe życie liczył na odrodzenie się Świętej Rusi po upadku komunizmu, był Aleksander Sołżenicyn; po powrocie do Rosji przeżył wielki zawód, a w Putinie postrzegał nowego Piotra Wielkiego.
Poważnym problemem rosyjskiego prawosławia jest dotkliwy brak autorytetów duchowych. Bolszewicy przerwali dwuchsetletnią tradycję „starców”, których dziś pozostało tak niewielu, że ludzie podróżują tysiące kilometrów, by takowego spotkać. A była to kiedyś postać bardzo ważna. Wystarczy poczytać sobie, jak wielkie tłumy ciągnęły do takich ludzi ducha jak św. Serafin z Sarowa, starcy z Pustelni Optyńskiej czy św. Jan z Kronsztadtu. Bez rozmowy ze „starcem” nie podejmowano kiedyś żadnej ważnej decyzji życiowej, takiej jak na przykład decyzja o zamążpójściu, małżeństwie czy wybraniu stanu duchownego. Szczególnie w tym ostatnim przypadku, wizyta u starca była czymś wręcz koniecznym. Prozorliwyj stariec miał dar duchowego rozeznania i decydował o tym, czy ktoś nadaje się do stanu duchownego. Dziś, gdy starców jest mało, do seminariów duchownych i akademii teologicznych idą ludzie „nie rozeznani”, częstokroć kierując się wcale nie duchownymi intencjami. Stąd też sporo słychać tam narzekań na niski poziom moralny i duchowy ludzi, którzy powinni służyć przykładem wiernym…
Po upadku Związku Sowieckiego działy się rzeczy niesamowite. Weźmy na przykład Ukrainę, którą znam: po powstaniu niepodległego państwa, bardzo szybko zabrano się za odbudowę obiektów sakralnych i budowę nowych. Wybudowano dziesiątki tysięcy cerkwi, ale… skąd od razu wziąć tylu duchownych do ich obsadzenia? Cóż, zastosowano starą, komunistyczną zasadę: „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera” i potworzono przyspieszone, kilkumiesięczne kursy dla swiaszczenników. Znajomi opowiadali mi o byłych sekretarzach partii, Komsomołu czy dyrektorach kołchozów, którzy straciwszy dotychczasową „fuchę”, szli na kursy i zostawali „batiuszkami”…W tej sytuacji prawdziwie głęboką pobożność i prawdziwie głęboką duchowość – jak zwykle zresztą – można znaleźć w klasztorach i skitach (pustelniach)…
Dane mi było kilka razy spotkać starca i za każdym razem było to wydarzenie, które mnie zmieniało. Pamiętam jeden przypadek, jakiego w Polsce nie widziałem: podczas trwania liturgii w Ławrze Peczerskiej, do Soboru wszedł maleńki, mocno zgarbiony staruszek o lasce. Ludzie przyklękali przed nim, całując go w rękę, on zaś błogosławił ich. Z szeregu wiernych wyszedł potężnie zbudowany władyka (biskup) i też przyklęknął przed staruszkiem, prosząc go o błogosławieństwo. Ów staruszek wcale nie musiał mieć żadnych święceń: mógł być prostym mnichem! Ale to z pewnością był starzec. Znam przypadki, że taki starzec tylko spojrzał na człowieka i powiedział mu, z jakim problemem ów człowiek do niego przychodzi…
Antoine Ratnik: Na Zachodzie taką rolę odgrywali niektόrzy duchowni, np. św. Proboszcz z Ars czy św.Ojciec Pio. Właśnie problemem wspόłczesnego katolicyzmu jest nieobecność mężόw bożych, a tymczasem według zgodnej opinii wielu mnichόw, np. Benedyktynόw Tradycji, wystarczyłoby dziś nawet tylko dwόch wielkich świętych, żeby Zachόd się odrodził. Brak wiekiej świętości jest dziś ogromną bolączką Zachodu. Są nadal święci, np. takim był François Brunet – chłopiec zmarły niedawno w wieku 19 lat, ale mężόw bożych dziś na Zachodzie nie ma.
Jeszcze pytanie z zakresu problematyki wyznaniowej. Jakie są głόwne rόżnice między prawosławiem a katolicyzmem?
Jan Przybył: Różnic pomiędzy rzymskim katolicyzmem, a prawosławiem jest wiele, ale z najważniejszych ludzie nie zdają sobie sprawy. Kwestie takie, jak filioque, zwierzchnictwo papieża czy istnienie czyśćca, to jedynie czubek przysłowiowej góry lodowej. Przede wszystkim prawosławie za obowiązujące wszystkich chrześcijan uważa dogmaty i nauki ogłoszone na siedmiu Soborach Ekumenicznych, czyli tych, które miały miejsce w czasach, gdy Kościół stanowił jedność; więc nie uznaje tych dogmatów, które zostały uchwalone na Zachodzie w późniejszych wiekach. Nota bene, uchwała jednego ze Soborów Ekumenicznych głosiła, że nie będzie się już uchwalać nowych dogmatów… i została także zatwierdzona przez Zachód.
Błędem jest sądzić, że tak, jak teologia łacińska opiera się na Arystotelesie, tak wschodnia, prawosławna na Platonie. Rzecz w tym, że prawosławie bardzo podejrzliwie traktuje filozofię jako taką i obca jest mu drobiazgowa systematyzacja tak charakterystyczna dla teologii łacińskiej. Dla prawosławia źródłem teologii są Pismo Święte, Tradycja Ojców Kościoła i doświadczenie wewnętrzne, którego prawdziwość badana jest właśnie przez pryzmat Biblii i Tradycji. Teologia łacińska dla prawosławia jest nie do przyjęcia z jednego, prostego powodu – prawosławie odrzuca filozoficzne narzędzia, jako wymysł człowieka i uważa, że błędem (co najmniej błędem!) są próby wnikania w świat Ducha za pomocą narzędzi wymyślonych przez człowieka, ponieważ takowe próby zawsze muszą skończyć się niepowodzeniem. Podobnie, jak w Kosmosie panują warunki, w których prawa rządzące rzeczywistością na Ziemi się nie sprawdzają, w Świecie Ducha też obowiązują inne prawa, które można jedynie poznawać Duchem. I teologia nie rodzi się w filozoficznej refleksji, lecz najgłębszym doświadczeniu wewnętrznym, czyli w „chodzeniu z Bogiem” i modlitwie.
Prawosławiu obce są ekstazy, wizje itp., tak charakterystyczne dla religijności Zachodu. Co więcej, częstokroć są one uważane za wytwór ludzkiej fantazji, niezdrowej egzaltacji, histerii czy wręcz diabelskich oszustw. Absolutnie niedopuszczalne są praktyki polegające na wyobrażaniu sobie czegokolwiek związanego z Bogiem, tak często polecane przez wielu zachodnich mistyków. Prawosławni podają przykłady wielu Ojców Kościoła, którzy na jakiekolwiek pojawianie się świętych, Matki Bożej czy Chrystusa reagowali pokorą (jestem biednym grzesznikiem i nie jestem godzien…) i zjawa znikała, częstokroć ujawniając przy tym diabelskie pochodzenie. Prawosławni Ojcowie bardzo są uczuleni na tego typu historie, uważając, że są one w większości próbami skuszenia pobożnego człowieka i zaszczepienia w nim duchowej pychy, która następnie prowadzi do upadku.
Antoine Ratnik: Zachόd też ma bardzo niechętny stosunek do ekstaz. Podręczniki życia duchowego każą odrzucić każde „zachwycenie”. Święci, ktόrym się to przydarzało mieli zawsze ogromne problemy. Spekulatywny, suchy charakter filozofii i teologii Zachodu wynika z niezwykle prostej przyczyny. Od samego początku Zachόd , ktόry jak już mόwilem musiał budować od podstaw po zagładzie cywilizacji antycznej – zmuszony był walczyć z immanentyzmem. Plotynizm i immanentyzm dosłownie zatruły wszelką filozofię. Nawet św. Albert Wielki dał się początkowo nabrać na pewne pomysły gnostyckie. I stąd taki nacisk na to, że wiara pochodzi ex auditu i że nihil est in intellectu quod non prius fuerit in sensu. Jeżeli zrezygnujemy z tych dwόch fundamentalnych zasad – cywilizacja zachodnia runie, gdyż gnoza jest ciągłym zagrożeniem. Nie prόbujemy wkraczać w sferę Ducha, tylko chcemy uniknąć immanentyzmu witalnego. Sobόr Watykański Drugi i wcześniej modernizm, teologia Karola Wojtyły etc. to właśnie nawrόt immanentyzmu. Francuski historyk filozofii i apologeta Etienne Couvert twierdzi, że cała myśl nowożytna jest gnostycka i wskazuje jako na źrόdło na Plotyna i wcześniej na szkołę aleksandryjsą. Rozwijaliśmy się w innych warunkach niż Wschόd, groziły nam odmienne niebezpieczeństwa i stąd rόżnice w ujęciu zagadnień filozoficznych.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Antoine Ratnik
Link do pierwszej części wywiadu: https://konserwatyzm.pl/artykul/12361/rozmowa-z-dr-janem-przybylem—cz-i-nt-wschodniego-chrzescij
Jak się ma immanentyzm do gnozy? Czy nie jest aby tak, że immanentyzm to stwierdzenie, że nasze postrzeganie to WYŁĄCZNIE efekt pracy naszego mózgu/ducha/duszy, czyli, podobnie jak mawiają niektórzy buddyści – maya /(majak)/złudzenie? Czy chodzi o to, że zdaniem niektórych gnostyków świat materialny/realny nie istnieje, a bodźce rzekomo z niego dochodzące sa iluzją? Ale, jeśli iluzją, to czyją? Czy podmiot iluzji jest też iluzją, czyli: mamy jakąś rekurencję, iluzje w iluzji etc. etc.? Z kolei niektórzy gnostycy mówili wręcz o wywieraniu przez (oświeconego/inicjowanego) ducha na REALNĄ materię, wiec o jakiej gnozie jest mowa w powyższym artykule?
Immanentyzm to sobie p. Ratnik wymyślił sam lub pospołu z E. Couvertem. Ludzie, którzy siedzą oderwani od świata w książkach, tworzą w końcu własne wizje rzeczywistości, w których „widzą” sens całej historii. Kłopot polega na tym, że takie wizje są tylko w ich głowie (co jasno i Pan Jezus mówi). Ale to jest ich ekstaza, którą właśnie powinno się odrzucić: nada. Ale odrzucić nie chcą, bo się boją, że im sens zniknie. Przecież są tacy pobożni. Prawosławny mnich by to wyśmiał. Św. Tomasz też by miał zastrzeżenia: wszystko słoma. Proszę zauważyć, że Ratnik niby to robi wywiad, ale komentuje (całkiem nie na temat) wypowiedzi swego rozmówcy. Ostatni akapit to sam groch z kapustą. Co to ma wspólnego z prawosławiem? Współczesna filozofia analityczna od Wittgensteina po dziś dzień jest komentarzem na temat „ex auditu i nihil est in intellectu quod non prius fuerit in sensu”. Komentarzem jakiego świat jeszcze nie widział, co p. Ratnik raczy sobie nazwać „modernizmem”. Św. Jan Paweł II też został modernistą. Tomista – modernistą! Wolne żarty! Faktem jest jednak, że „nihil est in intellectu quod non prius fuerit in sensu” pojawiło się w DOPIERO XII wieku m.in. dzięki „gnostykowi” Albertowi Wielkiemu. Wcześniej teologia była augustiańska (plotyńsko-immamentna) i nikt nie odróżniał wiary od wiedzy. Dowody istnienia Boga były czysto aprioryczne tj. oparte na pojęciach, czyli Bóg był mniej lub bardziej oczywisty dla doświadczenia wewnętrznego. Dopiero Akwinata stwierdził, że istnienie Boga wcale nie jest oczywiste, a treści umysłu w całości pochodzą ze zmysłów. Bóg jako duch jest zmysłowo nieuchwytny i powstaje problem jak Boga wydedukować ze zmysłowo poznawanych rzeczy? To była prawdziwa rewolucja. Za to szybko Tomasza potępiono. Sporządzono listę 126 błędnych tez tomistycznych i gdyby nie dominikanie, każdy tomista kończyłby na stosie jako „modernista”. To samo teraz p. Ratnik raczy robić z SWII i współczesną teologią. Dla niego to wszystko modernizm. Idę o zakład, że sam jest „immanentystą” jak augustianie w XIII wieku. Ma swoje własne „wizje” i nie chce się od nich odkleić. Jak sam zauważył, będzie miał „ogromne problemy”.