Śmiech: Sprawy ukraińskie z Trumpem w tle

 

Tak, wiem, kolejność tytułu jest nieprawidłowa. Donald Trump i jego zaprzysiężenie zasługują na pierwsze miejsce. Część emocji rozpalających Amerykanów i cały świat, w tym Polskę, znalazła ujście w ceremonii inauguracji nowego prezydenta USA. Teraz, kiedy Donald Trump objął oficjalnie stanowisko, pozostaje nam czekać już nie na domysły i na przerzucanie się przez strony medialną propagandą, ale na konkrety. W najbliższym czasie przekonamy się, ile z zapowiedzi Trumpa i w jakim kształcie zostanie rzeczywiście zrealizowanych. W czasie pierwszego przemówienia nowy przywódca Stanów mówił bardzo pięknie. Każdy z zainteresowanych przyszłością światowego bezpieczeństwa mógł znaleźć w tym przemówieniu symptomy zmiany. Głównym przesłaniem było „America first” (Ameryka przede wszystkim) oraz zapewnienie, że Stany Zjednoczone „nie chcą narzucać amerykańskiego stylu życia innym krajom, ale chcą być (dla nich) przykładem”. Trump podkreślił też. że „będą chronić stare sojusze i tworzyć nowe”.

Wkrótce potem na stronach Białego Domu ukazały się publikacje zawierające cele polityki zagranicznej i militarnej nowej administracji. Głównym celem ma być zniszczenie ISIS i innych grup radykalnych islamistów. Nie wyklucza się użycia siły poza granicami i zapowiada kontynuację budowy systemy obrony antyrakietowej. Trudno w tych ogólnikach znaleźć, przynajmniej literalnie, zapowiedź jakiejkolwiek zmiany. A jednak powtórzono i tam, że „świat musi wiedzieć, że (…) zawsze jesteśmy zadowoleni, kiedy starzy wrogowie stają się przyjaciółmi, a starzy przyjaciele zostają sojusznikami”. Stwierdzenie to przyjmuje się powszechnie, przez jednych z nadzieją, przez drugich ze zgrozą, jako zapowiedź nowego resetu z Rosją. Zatem, musimy czekać. Z nadchodzących wiadomości nie wyłania się spójny obraz, raczej obraz swego rodzaju chaosu informacyjnego płynącego z obozu nowego prezydenta. Jest to prawdopodobnie zamierzone. Z jednej strony mamy bowiem przesłuchania kongresowe nominatów Trumpa na Sekretarzy Stanu i Obrony, odpowiednio Rexa Tillersona i Jamesa Mattisa, którzy w ich trakcie powtarzają neokonserwatywną papkę o „zagrożeniu rosyjskim” (Tillerson), czy nawet o „konieczności przygotowania USA do zbrojnej konfrontacji z Rosją, która próbuje zniszczyć NATO” (Mattis). Także nominowany na Sekretarza Skarbu Steve Mnuchin podczas przesłuchań stwierdził, że będzie „na 100%” egzekwować dotychczasowe sankcje wobec Rosji, ale dodał, „chyba że nastąpi jakieś porozumienie z Rosją”. Komentatorzy antyestablishmentowi przyjmują te stwierdzenia w najlepszym wypadku bez entuzjazmu, podkreślając jednak, że wobec Kongresu zdominowanego przez War Party i oportunistów, musieli tak a nie inaczej mówić, żeby w ogóle objąć stanowiska. Pozostaje nam jedynie podzielić ich nadzieje i oczekiwania. Tym bardziej, że, z drugiej strony, sam Trump wypowiedział się zupełnie odmiennie, w swoim znanym bezkompromisowym stylu, w wywiadach udzielonych dwu europejskim gazetom – The Timesowi i Bildowi. Trump pogratulował Brytyjczykom Brexitu, uważając wyjście Zjednoczonego Królestwa z UE za „wielką rzecz” i uznał, że kolejne kraje i narody powinny pójść śladem Wielkiej Brytanii i opuścić Unię. Jego zdaniem narody i państwa pragną [utrzymania i zachowania] własnej tożsamości a to kłóci się z charakterem UE, nazywając przy okazji politykę imigracyjną „otwartych granic” „katastrofalną pomyłką”. W innym miejscu opisał Unię jako instrument niemieckiej dominacji z celem w postaci pokonania USA na rynku międzynarodowym. Agencja Bloomberg uważa nawet, że Trump może wywrócić dekady tradycji wspierania przez USA RFN i wejść w spór z Angelą Merkel w takich kwestiach, jak wolny handel, imigracja, ale także bezpieczeństwo i rola Unii Europejskiej w świecie. Słowa Trumpa i ich oceny są tym ważniejsze, że nie poprzestał on na krytyce UE, ale powtórzył i rozszerzył swoje zastrzeżenia wobec NATO. Po pierwsze, wg Trumpa, „NATO jest instytucją przestarzałą, gdyż zostało stworzone wiele, wiele lat temu, po drugie, państwa członkowskie nie płacą [za jego funkcjonowanie] tyle ile powinny, a ponadto, NATO nie poradziło sobie z terroryzmem”. Poza sprawami bieżącymi, warto dodać, że Trump odnosząc się do decyzji Busha o inwazji na Irak, uznał ją za „być może największy błąd w historii USA”.

Jak widać, komentatorzy giną w domysłach. Wydaje się, że najlepszym podsumowaniem będzie rada, jakiej udzielił w ostatnich dniach nowemu prezydentowi USA Richard Haas z Council on Foreign Relations, który zwrócił się następującymi słowy: „proszę nie wykonywać żadnych pochopnych ruchów!”. Haas uważa, że prezydent powinien najpierw zebrać swoją Narodową Radę Bezpieczeństwa, która będzie rozważać wszystkie za i przeciw przed podejmowaniem decyzji oraz antycypować ich konsekwencje, w pierwszym rzędzie w takich sprawach, jak ewentualne pogrzebanie porozumienia atomowego z Iranem, przeniesienia ambasady USA z Tel Avivu do Jerozolimy, czy zapowiedzi zestrzeliwania ćwiczebnych rakiet Korei Północnej.

Tak, czy inaczej, wracamy do już wyżej wyrażonej konkluzji – czekajmy. O ile wypowiedzi współpracowników Trumpa o Rosji miały najpewniej charakter koniunkturalny wynikający z architektury Kongresu, o tyle zapowiedzi wobec Chin i Iranu niepokoją. A jak słusznie zauważył Paul Craig Roberts, nie chodzi o samą tylko Rosję. Działaniami War Party zagrożona jest nie tylko Rosja, ale oś Rosja – Syria – Iran – Chiny. Ten sam komentator komplementuje jednak Trumpa mówiąc: „krótkie wystąpienie inauguracyjne było wypowiedzeniem wojny całemu panującemu amerykańskiemu establishmentowi. Trump pokazał najzupełniej jasno, że najwięksi wrogowie Ameryki są w niej samej: globaliści, neoliberalni ekonomiści, neokonserwatyści i inni pragnący narzucić Amerykę światu i wciągający nasz kraj w niekończące się, kosztowne wojny oraz politycy, którzy służą panującemu establishmentowi zamiast służyć narodowi(…)”.

Tymczasem w Polsce panuje paraliż myślowy wywołany aksjomatem – „im gorsze stosunki USA z Rosją, tym lepiej dla Polski”. To polityka przekonywania Polaków, że jest bezpieczniej gdy jest niebezpieczniej… I jeszcze ten serwilizm wobec sprowadzanych pospiesznie do naszego kraju (element akcji War Party przeciw Trumpowi) wojsk amerykańskich. Mówię pas!

Tymczasem sprawy ukraińskie nie pozwalają o sobie zapomnieć. Z wielką osobistą przykrością przeczytałem słowa p. Ewy Siemaszko w sprawie Huty Pieniackiej. Niestety, poszła ręka w rękę ze wszystkimi Piekłami i Żurawskimi vel Grajewskimi oraz de facto, z MSZ Ukrainy i Wiatrowyczem.

Zniszczenie krzyża to jest jej zdaniem typowo bolszewickie zachowanie. Zawarta jest tu sugestia, że owe bolszewickie zachowania to norma współczesnej Rosji po 25 latach od likwidacji ZSRR i partii, przynajmniej teoretycznie bolszewickiej, i że Ukraińcy, w tym także nacjonaliści, nie dokonaliby tego. Po pierwsze, prawosławie rosyjskie nie świętuje rocznic bolszewickich i nie obnosi czekistów na sztandarach, a rzekomy bolszewik prezydent Putin, czy się to komu podoba czy nie, w swoich oficjalnych państwowych orędziach (które każdy może przeczytać) odwołuje się do chrześcijańskich i konserwatywnych wartości. Po drugie, współczesne ukraińskie marsze nacjonalistyczne przeciwnie, odbywają się pod krzyżem i portretami świętych, które towarzyszą portretom ludobójców, a pomniki tychże święcone są przez duchownych grekokatolickich. Po trzecie, osoba tak dobrze znająca zbrodnie ukraińskie jak p. Siemaszko twierdzi, że dzisiaj nacjonaliści ukraińscy krygowaliby się krzyżem, podczas gdy doskonale wie i ona i my wszyscy, że świętość kościoła nie stanowiła dla nich nigdy przeszkody w czasie wojny, a księży polskich mordowano bez skrupułów i szczególnie brutalnie, także podczas obrzędów i w święta. Naiwnie brzmią rozważania p. Siemaszko o błędach ortograficznych, których nie popełniliby Ukraińcy (przywołuje nawet odnośne oświadczenie… Prawego Sektora; cóż za zaufanie!), a które w związku z tym wskazują na Rosjan. Rzeczywiście, ci bolszewiccy agenci to jacyś niedouczeni są. Wreszcie p. Ewa mówi: „Minister Witold Waszczykowski pojechał do Donalda Trumpa zaniepokojony oświadczeniami o polepszeniu stosunków między Stanami Zjednoczonymi a Rosją”. Obyśmy tylko takie powody do niepokoju mieli.

Uważam, że do sprawy Huty Pieniackiej należy podchodzić ostrożnie, ale przyznaję, że skala jednomyślności polskich ukrainofili z neobanderowcami i prawie żadna reakcja władz Polski, skłania mnie do przypuszczenia, że być może zdarzenie zaaranżowano właśnie po to, aby tak entuzjastycznie i wspólnie z Ukraińcami ogłosić rosyjską odpowiedzialność za nie, i podkreślić nasz bezalternatywny sojusz dając odpór bolszewikowi/Moskalowi.

Wreszcie ostatnia sprawa – oto, Rząd RP przechodzi do konkretów, jeśli chodzi o odbudowę potężnej mniejszości ukraińskiej w Polsce. Niedawno, w tekście „Ukraina do konstytucji” pisałem m.in. właśnie o tym: Zapowiedziano również cztery dodatkowe przejścia graniczne i ułatwienia dla Ukraińców w przekraczaniu granicy z Polską. Zatem utrwalony zostanie proces imigracji z Ukrainy do Polski, który już w chwili obecnej liczony na 1,5-2 miliony prowadzi do najistotniejszej zmiany demograficznej w Polsce po przesiedleniach w drugiej połowie lat czterdziestych XX wieku – do odbudowy potężnej mniejszości ukraińskiej i zmiany oblicza etnicznego naszego kraju.

Obecnie otrzymaliśmy od rządu zapowiedź oficjalnego programu „Restytucji mniejszości ukraińskiej w Polsce”, oczywiście bez nazwania tego w ten sposób. Dziennik Gazeta Prawna z 18.01.17 podaje m.in. następujące pomysły rządu w tej kwestii:

– nowa polityka migracyjna nastawiona głównie na Ukraińców ma być skuteczną receptą na demograficzne kłopoty Polski.

– rząd stawia na młodych. Większość Ukraińców przyjeżdża do Polski w ramach procedury oświadczeń. Maksymalnie mogą zostać przez pół roku. Rząd myśli o wprowadzaniu ułatwień w dawaniu wiz na dłuższe pobyty.

– ułatwienia dla rodzin. Dzieci imigrantów zyskają szerszy dostęp do edukacji. Niewykluczone, że dzieci osób z pozwoleniem na stały pobyt w Polsce zostaną np. objęte programem 500 plus.

– Rząd będzie zachęcał Ukraińców do uzyskiwania kart stałego pobytu oraz obywatelstwa.

Uważam, że jest to zaplanowana, celowa robota, która ma jeszcze silniej od deklaracji politycznych związać Polskę i Polaków z interesami Ukraińców wbrew nam samym. Już od jakiegoś czasu na uczelniach, w sklepach, wśród ekip technicznych jest coraz więcej Ukraińców, a teraz jeszcze mają uzyskać dodatkowe ułatwienia i to głównie ludzie młodzi. Cóż, monoetniczność Polski po 1945 r. stała zawsze kością w gardle naszym wrogom (a szczególnie asymilacja dużej części Ukraińców po Operacji Wisła, nie mówiąc już nawet o emigracji pomarcowej), dlatego znaleźli drogę obejścia – i to nawet, jeśli mamy świadomość tego, że część importowanych Ukraińców potraktuje Polskę jako przystanek w drodze na zachód. Dzieje się to przy pomocy polskich fanatyków walki z Rosją, którzy w sposób całkowicie nieodpowiedzialny wzdychają do tych stepów bezkresnych, do tego, co było, wciągając w swoje deliryczne działania cały naród i kraj. Tamtych ziem nikt im nie wróci, więc będą budować ukraiński Piemont w obecnej Polsce. Przypominam, że w I RP złudzenia skończyły się hajdamackimi rzeziami, zaś w II RP kresowym ludobójstwem. Próba zawrócenia biegu historii w obecnym przypadku, skończy się kiedyś bez wątpienia kolejnym dramatem. Proszę zwrócić uwagę, że rząd państwa polskiego nie propaguje np. osiedlania się Polaków na Ziemi Czerwieńskiej (pomyślmy, jaki ryk podnieśliby wówczas Ukraińcy), ale odwrotnie. Zamiast przywrócenia Polsce milionów Polaków, którzy wyjechali z kraju na skutek „sukcesów” rządu PO, rząd PiS będzie nam ukrainizował Polskę. I to urzędowo.

Tylko niech ktoś za lat naście, czy dziesiąt, nie mówi, że „my nie wiedzieliśmy, nie spodziewaliśmy się, nie przewidywaliśmy”. Po tragicznych dziejowych doświadczeniach Polski takie zgrane frazesy nie mogą być już nigdy więcej wytłumaczeniem dla skrajnego politycznego obskurantyzmu współczesności.

Adam Śmiech

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

4 thoughts on “Śmiech: Sprawy ukraińskie z Trumpem w tle”

  1. Z tym mieszaniem ras i narodów, to jakoś wszyscy dziwnie omijają masoński plan solve et coagula. Za to mówi się o „błędach” Merkel, czy „niedopatrzeniach” naszego rządu. A przecież jawnie nawoływał do tego już choćby G. Mazzini, czy „nasz” Ratinger. Zmowa jaka, żeby okrywać dyskrecją, czy co?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *