Starzyński: O swobodzie podróżowania (i nie tylko…..)

Przeglądałem ostatnio fragmenty książki „Historia Anglii 1914 – 1945”, napisanej przez świetnego, ale nieco zapomnianego dzisiaj historyka angielskiego, Alana Johna Percivala Taylora. Książka, wydana w 1965 roku, portretuje życie społeczne, polityczne i kulturalne Anglii, ale w dużej mierze również i Europy, sięgając swoim opisem (wbrew tytułowi) także końca XIX i początków XX wieku.
A.J.P Taylor był znakomitym wykładowcą historii w Oxfordzie. Wszystkie wykłady prowadził bez notatek, tłumy studentów gromadziły się w audytorium w którym wykładał. Zaczynał wykład punktualnie o godzinie 9 rano, jako jedyny wykładowca Oxfordu  nawet bez minuty spóźnienia. Pracownicy uczelni protestowali – w stylu typowo angielskim- że „trudno jest tak wcześnie rano przygotować śniadanie na czas„, ale Taylor  odpowiadał krótko: „Uczelnia istnieje po to, by promować wiedzę, a nie smakoszy” .
Z naszej, polskiej perspektywy, warto wspomnieć jego bardzo krytyczne, surowe i punktujące kłamstwa komunistów wystąpienie na „osławionym” Kongresie Intelektualistów we Wrocławiu w 1948 roku. Taylor był jednym z nielicznych prelegentów, który przeciwstawił się propagandzie radzieckiej i laurkowym wystąpieniom pozostałych „intelektualistów” na tym propagandowym Kongresie.

We wspomnianej „Historii Anglii” można znaleźć takie oto zdania, które szczególnie dzisiaj mają, według mnie, szczególny wydźwięk:

„Do sierpnia 1914 r. rozsądny, praworządny Anglik (i Europejczyk)  mógł przejść przez życie i prawie nie zauważyć istnienia Państwa, poza istnieniem lokalnej poczty i miejscowego policjanta. Mógł swobodnie podróżować. Mógł żyć tam, gdzie chciał i jak lubił. Nie miał oficjalnego numeru ani dowodu osobistego. Mógł wyjechać za granicę na krótko lub opuścić swój kraj na zawsze bez paszportu lub jakiegokolwiek oficjalnego pozwolenia. Mógł wymienić swoje pieniądze na dowolną inną walutę bez ograniczeń i limitów. Mógł kupować towary z dowolnego kraju na świecie na takich samych warunkach, jakie kupował w ojczyźnie. Cudzoziemiec mógł spędzić życie w takim kraju, jakim mu to pasowało, bez pozwolenia i bez powiadomienia policji. Ponadto w Anglii, w przeciwieństwie do krajów kontynentu europejskiego, państwo nie wymagało od swoich obywateli pełnienia służby wojskowej. Anglik mógł zaciągnąć się, jeśli chciał, do regularnej armii, marynarki wojennej lub terytoriów. Mógł też ignorować, jeśli chciał, żądania obrony narodowej.”

„Anglik płacił podatki na skromną skalę, mniej niż 8% swojego dochodu w 1913 roku.”

„Wszystko to zmieniło uderzenie Wielkiej Wojny”.

Wielu ludziom dzisiaj, po ponad 100 latach „eksperymentu demokratyczno-liberalnego” w Europie, być może trudno będzie w pełni zrozumieć znaczenie tych zdań. Kilkadziesiąt lat „prania mózgów” w powszechnej edukacji wyniosło demokrację i liberalizm do rangi religii, przedstawiając ten system jako „jedyny, najlepszy i niezastępowalny”. Także „swoboda podróżowania” przedstawiana jest jako osiągnięcie demokracji, liberalizmu i oczywiście postępu.
Ale tak naprawdę świat jeszcze nieco ponad  100 lat temu, przed Wielką Wojną czyli I Wojną Światową, był światem w znacznie większym stopniu wolnym, przyjaznym a przede wszystkim postrzegającym istotę ludzką jako w pełni wolną, niezależną i odpowiedzialną za siebie.
Jak słusznie pisze Hans Hermann Hoppe, wraz zakończeniem I wojny światowej zamknięty został proces odchodzenia całego świata zachodniego od rządów opartych na monarchii i niepodzielnej władzy królów na rzecz demokratyczno-republikańskich, niepodzielnych rządów „Ludu”.
Tak naprawdę proces ten rozpoczął się od Rewolucji Francuskiej, ale do roku 1914 w Europie istniały tylko trzy republiki: Francja, Szwajcaria i – od 1911 roku – Portugalia. W 1918 roku niemal wszystkie monarchie zniknęły, a w tych krajach, w których nominalnie zachowano monarchię – Wielkiej Brytanii, Włoszech, Hiszpanii, Belgii, Holandii i państwach skandynawskich – królowie nie sprawowali już faktycznie władzy i mieli niewiele do powiedzenia. Dynastie  Romanowów, Hohenzollernów i Habsburgów przestały sprawować władzę a Rosja, Niemcy i Austria stały się demokratycznymi republikami.
Jak słusznie zauważa Hoppe, tę historyczną przemianę można przedstawić jako przejście od systemu austriackiego do systemu amerykańskiego.
Wielka Wojna rozpoczęła się jako tradycyjny konflikt terytorialny, ale po włączeniu się do niej Stanów Zjednoczonych nabrała tak naprawdę ideologicznego charakteru.
Dla prezydenta Wilsona I wojna światowa w Europie stała się jego ideologiczną misją mającą na celu utorowanie wszędzie drogi dla demokracji i „uwolnienie” świata od władców dynastycznych.


Gdy w marcu 1917 roku sprzymierzony z USA car Mikołaj II został zmuszony do abdykacji, a w Rosji powstał demokratyczny, republikański rząd Kierenskiego, Wilson nie posiadał się z radości bowiem po abdykacji cara  wojna stała się wreszcie konfliktem czysto ideologicznym: „walką dobra ze złem”.
Wilson i jego doradcy w sprawach polityki zagranicznej np. George D. Herron czy Edward Mandell House nie lubili Niemiec, ale Austrii wręcz nienawidzili. Według nich, to Austria wywołała wojnę, a Ameryka miała doprowadzić do jej zakończenia. Austria przegrała, Ameryka zwyciężyła. W Austrii rządził monarcha – cesarz Franciszek Józef – a w Ameryce wybrany demokratycznie prezydent – Woodrow Wilson.

Jak opisywał Erik Kuehnelt-Leddihn :  „Dla Wilsona i Ameryki to Austria była znacznie bardziej odrażająca niż Niemcy. Jej istnienie stało w sprzeczności z ideą państwa narodowego Mazziniego. Austria była spadkobierczynią wielu tradycji i symboli, wywodzących się jeszcze od Świętego Cesarstwa Rzymskiego (dwugłowy orzeł, kolory czarny i złoty itd.); rządząca nią dynastia panowała kiedyś w Hiszpanii ; przewodziła kontrreformacji i Świętemu Przymierzu; walczyła przeciwko zjednoczeniu Włoch,zdławiła powstanie na Węgrzech, którego przywódcą był Kossuth (w Nowym Jorku jest jego pomnik), a także wspierała moralnie eksperyment monarchiczny w Meksyku. Samo słowo „Habsburg” przywodziło Wilsonowi na myśl skojarzenia z katolicyzmem, Armadą, Inkwizycją, Metternichem, uwięzieniem Lafayette’a w Olmütz i Silvia Pellico w fortecy Spielberg. Takie państwo musiało zostać zniszczone, taka dynastia musiała zniknąć z powierzchni Ziemi”.

Właśnie to, że I wojna światowa nie była wojną tradycyjną, nie ograniczała się do konfliktu o określone terytoria, lecz była wojną ideologiczną spowodowało tak istotne skutki dla Europy po jej zakończeniu. Po jej zakończeniu nastał czas rządów liberalnych, czas demokracji i de facto czas kontroli i  ograniczania wolności, także wolności podróżowania.

Przez całe wieki bowiem podróżowano w Europie zupełnie swobodnie. Jeżeli sięgniemy wstecz, to historia wskazuje, że pierwszym specjalnym dokumentem, który wydawano podróżnym w Anglii za czasów Henryka V (ustawa parlamentarna z 1414 roku) był tzw. „dokument bezpieczeństwa”, który trudno porównywać z dzisiejszym paszportem.  Jak pisze Mark Salter w swojej książce „Rights of passage: The Passport in International Relations„, ta ustawa brytyjskiego parlamentu z 1414 r. może być uważana za pierwszą pisemną wzmiankę o „paszporcie” we współczesnej historii. Ten bezpłatny dokument wydawano nie w celach kontrolnych, miał on raczej ułatwić handel i  podróżowanie głównie obcokrajowcom podróżującym w głąb lądu w celach handlowych. Dokumenty te były oparte na „dżentelmeńskiej umowie”, miały głównie na celu umożliwienie zagranicznym podróżnikom, wcześniej uważanym za wrogów, „przechodzenie do i z królestwa w celu handlu i  negocjacji”. Czasami poddani otrzymywali również ten dokument; jednak wówczas należało za niego zapłacić.

Samo słowo „paszport” ma nie do końca ustalone pochodzenie. W 1420 r. we Francji król Ludwik XI zaczął wydawać certyfikaty zezwalające na swobodny obrót towarami; przy czym pojęcie to zostało ostatecznie rozszerzone, w ograniczonym zakresie, na ogół francuskiego społeczeństwa w 1464 r. Z tego powodu sugeruje się, ze słowo to pochodzi od połączenia słów  „przepustka” i „port”, w odniesieniu do dostępu handlowego przez porty morskie; inni uważają, że słowo to pochodzi od francuskiego „port”, nawiązującego do bramy miejskiej.

Paszport jako dokument zbliżony swoją funkcją do dzisiejszego, czyli jako pewien instrument regulacji państwowej, narodził się dopiero w czasie Rewolucji Francuskiej 1789 r. Już tak wczesna biurokracja Republiki miała zapędy, aby kontrolować przemieszczanie się swoich obywateli. Początkowo zwykli ludzie otrzymywali przepustki jedynie dla kontroli ich przemieszczania się wewnątrz kraju, zwłaszcza kontroli wjazdu do Paryża. Ale po tym, jak król Ludwik XVI próbował uciec z Paryża, a zagraniczne mocarstwa zaczęto postrzegać jako zagrażające rewolucji, władze zaczęły wymagać takich dokumentów przy wyjeździe i wjeździe do kraju.

Przed końcem XVIII wieku, do czasów Rewolucji Francuskiej narodowość jednostki miała niewielkie znaczenie polityczne. Rewolucja stworzyła jedno z pierwszych na świecie „państw narodowych”, określone bardziej przez terytorialną i „narodową” tożsamość jej narodu niż przez podległość swojemu monarsze. To nowe rozumienie i upolitycznienie pojęć „obywatela” i „narodowości” sprawiło, że dokumenty tożsamości stały się integralną częścią tworzenia nowoczesnego państwa.

Na początku wieku XIX, wraz ze zwiększonym przemieszczanie się ludzi w latach poprzedzających rewolucję przemysłową, zaczęto postrzegać paszporty jako środek bezpieczeństwa i identyfikacji. Daleko jednak było tym dokumentom do dzisiejszych paszportów. Ponieważ coraz więcej osób rozważało migrację do innych krajów w poszukiwaniu lepszych możliwości życia, władze chciały znaleźć skuteczny sposób na zarządzanie tym procesem i  pierwsze „dokumenty paszportowe” były tak naprawdę wizami.
Z początkiem rewolucji przemysłowej, w drugiej połowie XIX wieku migracje ludności były postrzegane jako naturalny przejaw swobodnego handlu i podróżowania, nie wymagający kontrolowania. Jako dowód takiego rozumienia wolności podróżowania w tamtym czasie można podać przykład debat krytykujących jakiekolwiek paszporty ze względu na konieczność pisemnych opisów wyglądu fizycznego posiadacza takiego dokumentu, co, jak argumentowano, jest poniżające dla osób je noszących !
Doprowadziło to wręcz do czasowego zaprzestania wydawania jakiegokolwiek dokumentu paszportowego. Francja była pierwszym krajem, który złagodził wymogi paszportowe w 1861 r., a większość innych krajów europejskich wkrótce poszła w jej ślady.
Ale zbliżał się wiek XX i wróciły debaty na temat kontroli paszportowej.
Tuż przed I Wojną Światową ponownie zaczęto uważać, że w paszportach wymagana jest jakaś forma opisu fizycznego, głównie z powodu rosnącego strachu przed niemieckimi szpiegami w Wielkiej Brytanii. Jednak wraz z rozpowszechnieniem się fotografii na początku XX wieku zdjęcia szybko zastąpiły konieczność opisywania wyglądu fizycznego. Obywatele zostali poproszeni o przesłanie wybranego przez siebie zdjęcia do wykorzystania w dokumencie wydanym przez państwo, a niektóre rodziny decydowały się nawet na przesłanie zdjęć grupowych, które również były akceptowane.

Dodajmy jeszcze dla porządku, że paszporty stały się wymogiem podróży międzynarodowych zaraz po Wielkiej Wojnie, a w 1920 r. za pośrednictwem Ligi Narodów podjęto kroki w kierunku ujednolicenia współczesnego paszportu. W 1947 roku sprawa ta znalazła się w gestii Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego (ICAO), która do dziś wyznacza standardy paszportowe.

Dzisiaj próbuje nam się wmawiać, że to czego współcześnie doświadczamy, gdy chcemy wyjechać nieco dalej od domu, to jest właśnie „wolność podróżowania” – osiągnięcie najwspanialszej demokracji, liberalizmu, internacjonalizmu i czego tam jeszcze. Historia jednak odsłania inną prawdę. Szczególnie ostatnie  lata pokazały, jak złudne mogą być różnego rodzaju wolności, gdy są koncesjonowane przez omnipotentne rządy nie podlegające de facto żadnej kontroli. Trudno zresztą przypuszczać, aby wolny i rozsądny człowiek wierzył jeszcze, że żyjemy dzisiaj w wolnym świecie i w systemie tę wolność gwarantującym.

Sławomir Starzyński

Click to rate this post!
[Total: 23 Average: 5]
Facebook

4 thoughts on “Starzyński: O swobodzie podróżowania (i nie tylko…..)”

  1. Dzisiaj mamy „wybór” pomiędzy gangsterami którzy są jawnymi sprzedawczykami globalistycznego satanizmu i tymi, którzy służą tej ludobójczej klice skrycie-tak jak „premier” który nie chciał, krygował się, wzbraniał, ale i tak przyklepał literalnie wszystko czego sobie życzyli czciciele Księcia Ciemności z Unii Antyeuropejskiej. Moim zdaniem taką „zgodę” która jest jawnym oszustwem, obrazą rozumu i godności, można uważać za nieobowiązującą z racji „nakłonienia podstępem do niekorzystnego rozporządzenia mieniem”. Tylko co z tego. Gdy się porozmawia z „przeciętnym wyborcą” to ręce opadają i w tej pozycji pozostają. Kompletna ignorancja, kompletna ślepota, pełne zacietrzewienie. Znajomość historii żadna, znajomość technik manipulacji też żadna, całkowite zanurzenie w medialnym matriksie. Jak z takimi kadrami obrócić koło dziejów? Niewykonalne. Idziemy na przemiał razem z nimi jako nawóz historii. Obserwując diablęta które w tubylczym „parlamencie” raźno uwijają się dokładając do kotła w którym gotują „polską żabę” idzie dostać apopleksji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *