Staram się nie zajmować Kościołem katolickim, jako instytucją. Jestem obojętny religijnie. Nie biorę udziału w religijnych praktykach, nie daję na tacę, więc Kościół jako instytucja mnie nie obchodzi. Jednak Kościół jest tak powszechnie obecny w życiu publicznym, że nie da się go unikać. Niestety dotyczy to zwłaszcza życia politycznego. Polski Kościół jest bardzo zaangażowany w politykę. To by mi nie przeszkadzało, gdyby Kościół brał udział w polityce na tych samych zasadach, jak każda partia polityczna. Tymczasem Kościół wymaga specjalnego traktowania, jak instytucja sytuująca się wyżej moralnie. Swojego politycznego przekazu nie traktuje, jak agitacji prowadzonej przez wszystkie partie, ale jak moralne wskazania, mające obowiązywać wszystkich.
Tymczasem sam Kościół ma coraz większe problemy sam ze sobą. Powtarzam ten pogląd po raz kolejny. Pogłębiające się podziały wewnętrzne w Kościele przenoszą się do politycznych sporów, niewątpliwie zaostrzając je. Odnoszę wrażenie, że im bardziej Kościół traci wpływ na wiernych w wymiarze religijnym, tym mocniej chce wpływać na ich decyzje polityczne. Tym decyzjom politycznym stara się nadać właśnie wymiar religijny.
Ten stan rzeczy otwiera dodatkowe pole konfliktów, których i bez tego w polskim życiu politycznym za dużo. Kardynał Kazimierz Nycz nie chce odprawić mszy przed Marszem Niepodległości i z tego wyrasta konflikt polityczny. Arcybiskup Grzegorz Ryś kwestionuje sens celibatu, a to jego wystąpienie traktowane jest, jak manifest polityczny. Moim zdaniem pokutuje tu całkowicie już nieaktualny pogląd Romana Dmowskiego, że „katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości”. W mniejszym i większym zakresie ma on cały czas wpływ w polskiej polityce, zwłaszcza wśród partii i środowisk uważających się za prawicowe. Tymczasem zmienił się i zmienia tak katolicyzm, jak i Kościół jako instytucja. W Polsce Kościół jako instytucja ma dla wiernych – wyborców nieporównanie większe znaczenie niż teologiczno – filozoficzny wymiar katolicyzmu. Mam na to aż nadto wiele przykładów choćby w najbliższej rodzinie. Przeciętny katolik nie zna, a jak nawet zna, to nie rozumie prawd wiary. Natomiast dociera do niego, że PiS jest katolicki, a PO nie, ponieważ tak powiedział ksiądz na kazaniu.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Kościół jest w kryzysie i coraz bardziej się w nim pogrąża. Te środowiska i ugrupowania polityczne, które widzą w nim ostoję i oczekują wsparcia w działalności politycznej, skazane są na pogrążanie się wraz z nim. To pewnie działa również w drugą stronę. Kościół licząc na to, że środkami politycznymi będzie ratował swój autorytet, również skazany jest na pogrążanie się w politycznym chaosie.
Kościół mnie nie obchodzi. Obchodzi mnie polska polityka w zakresie dbania o polski interes narodowy. Uważam, że Kościół katolicki w Polsce w swoim obecnym stanie jeżeli jeszcze nie szkodzi, to już na pewno ciąży realizacji polskiego interesu narodowego.
A Państwo uważacie, że nadal katolicyzm nie jest dodatkiem do Polskości?
Andrzej Szlęzak
za: FB
„Przeciętny katolik nie zna, a jak nawet zna, to nie rozumie prawd wiary. Natomiast dociera do niego, że PiS jest katolicki, a PO nie, ponieważ tak powiedział ksiądz na kazaniu”.
Chyba nawet bardziej dociera to do lewej strony sceny politycznej. Gdyby lewica wiedziała jak jest na prawdę, to by nie reagowała aż taką paniką na PiS. Lewica nie dostrzega też pewnych subtelności wrzucając PiS do jednego worka z narodowcami.
Kościół dosięgnął kryzys po soborze watykańskim II, a rozwiązaniem na problemy kościelne jest tradycjonalizm katolicki i integryzm.
To, że Kościół wpływa na politykę jako instytucja, a nie jako strażnik wiary i moralności wynika ze światopoglądowej laicyzacji państwa, a że Kościół nadal stanowi potężną instytucję to siłą rzeczy jakoś musi wpływać na państwo, z powodu laicyzacji niestety nie w sposób religijny i moralny. Rozwiązaniem w tej kwestii jest skończenie z laicyzacją i pluralizmem na rzecz totalizmu katolickiego.
Pan Szlęzak niestety nie po raz pierwszy dowodzi, że z konserwatyzmem to się w gruncie rzeczy raczej rozmija.
Zamiast komentować ten antykatolicki, a co gorsza nielogiczny i wewnętrznie niespójny wywód, pozwolę sobie przywołać deklarację nieodżałowanego prof. Wolniewicza: „Jestem rzymskim katolikiem niewierzącym”. Nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś, kto ma na tyle rozumu, by docenić cywilizacyjny wymiar i znaczenie katolicyzmu, jest obojętny religijnie, czy nie.