Dobrze się składa, że dzisiaj 5 grudnia. To dobry dzień, żeby porozmyślać o moich przykazaniach endeka w sprawie polityki wobec Ukrainy. Drugiego grudnia 1991 roku Polska jako pierwsze państwo na świecie uznało niepodległą Ukrainę. Na dobrą sprawę było to pierwsze i raczej ostatnie słuszne posunięcie w polityce wobec Ukrainy. Potem to już nieprzerwany ciąg błędów, zaniechań i poniżających porażek. Grzech pierworodny tej polityki, to umieszczenie Ukrainy wyłącznie w kontekście polityki antyrosyjskiej. Z tego powodu kompletnie nie zajmowano się w Polsce politycznym kształtem niepodległej Ukrainy. Ukraina mogła sobie być jakakolwiek byle była antyrosyjska. Zakładano, że antyrosyjska Ukraina siłą rzeczy będzie przyjazna Polsce. W tej koncepcji jest trochę z myśli Jerzego Giedroycia i trochę z geopolityki Zbigniewa Brzezińskiego.
Nie wnikając w intencje jej współczesnych kontynuatorów w niemal wszystkich polskich rządach po 1989 roku, trzeba dobitnie powiedzieć, że przybrała ona obecnie kształt jaskrawo sprzeczny z polskim interesem narodowym. Polityka wobec Ukrainy nie realizuje polskich interesów narodowych, a jest całkowicie podporządkowana polityce USA w stosunku do Rosji. Amerykanom póki co nie przeszkadza, że prym w antyrosyjskiej polityce na Ukrainie wiodą ugrupowania ściśle nawiązujące do tradycji OUN – UPA. Amerykanów nie obchodzi, że te ugrupowania równie wrogo odnoszą się do Polski. Nie wiem czy Amerykanie zdają sobie sprawę z tego, że banderyzm jest doskonałym instrumentem dla Rosjan do rozgrywania Ukrainy przeciw Polsce, a jestem przekonany, że z różnych względów Rosja taką politykę prowadzi.
Dzisiejszy rozkwit ideologiczny banderyzmu i rozwój organizacji odwołujących się do tej tradycji na Ukrainie, to najskuteczniejsza przeszkoda w zbudowaniu dobrosąsiedzkich relacji między Polską a Ukrainą. Takie dobre relacje są na prawdę obu państwom i narodom potrzebne. Dzisiaj to wygląda tak, jakby banderowska Ukraina pluła w twarz ekipom rządzącym Polską, a te ekipy od PiS-u do PO, od „Gazety Wyborczej do „Gazety Polskiej” udają, że deszcz pada. To się dla Polski dobrze skończyć nie może. Na Ukrainie postępy banderyzmu zaszły tak daleko, że zmiana tej sytuacji będzie bardzo trudna, o ile w ogóle możliwa. Trzeba sobie zdać sprawę, że na dobrych, opartych na prawdzie historycznej i bez pretensji terytorialnych relacjach polsko – ukraińskich nie zależy Rosjanom, Amerykanom, Niemcom czy Żydom. W tym interes mają póki co tylko Polacy i Ukraińcy. Dramatu dopełnia fakt, że obecnie rządzący w Polsce i na Ukrainie nie mają o tym pojęcia.
A Państwo jakie myśli nasuwają się w związku z wydarzeniem z drugiego grudnia 1991 roku?
Andrzej Szlęzak
za: FB
Nasze myśli są takie, że Bandera podobnie jak Chmielnicki należą do tradycji ukraińskiego państwa narodowego. Ukraińcy nie zakazują nam dzisiaj czcić pamięć Romana Dmowskiego, który odmówiwszy narodowości ukraińskiej posiadania własnego państwa ukraińskiego w 1918 r. (bo uważał słusznie, że to państwo będzie sojusznikiem śmiertelnego wroga Polski – Niemiec) forsował koncepcję inkorporacji ziem ukraińskich i ich podziału pomiędzy Polskę i Rosję, co ostatecznie dokonało się w traktacie ryskim w 1923 r.
W porównaniu z czasami Dmowskiego zasadnicza różnica jest taka, że NIE MA DZIŚ problemu spornej granicy polsko-ukraińskiej, która fundamentalnie dzieliłaby Polskę od Ukrainy (abstrahuję tu od mało wpływowych grupek po obu stronach granicy). Dlatego Ukraina dziś to ważny dla Polski bufor przed rosyjskimi wpływami. Jeśli są Polacy, którzy chcieliby mieć „Donbas” na Lubelszczyźnie to raczej Dmowski miałby ich dzisiaj za pożytecznych idiotów Kremla.