Moją wyobraźnię rozwijają wydarzenia, które są metaforą sytuacji politycznej i czegoś szerzej. Dzisiejsza środa jest taką metaforą, bo to jednego dnia Popielec i Walentynki. Obecna debata polityczna w Polsce to taka wojna postu z karnawałem. Polska postu jest wiecznie umęczona, krzywdzona, zakompleksiona i niesprawiedliwie oceniana. Polska karnawału chce przejąć co się da z zewnątrz, żeby jak najbardziej upodobnić się do świata z którego nastąpiła inwazja walentynek i uważa, że tradycyjna polskość jest zbędnym balastem przez co pokazuje, że jest nie mniej zakompleksiona niż Polska postu, ale z innej strony. Polska postu nie ufa i nawet nienawidzi Polski karnawału. Polska karnawału gardzi Polską postu.
Adolf Nowaczyński powiedział, że do porozumienia obu stron wystarczy, żeby miały jak najgorsze mniemanie o sobie. Kryterium jak najgorszego mniemania o sobie Polska popielcowa i Polska walentynkowa wypełniają z naddatkiem. Niestety nic nie zapowiada porozumienia, ale dramatycznie rosnącą przepaść. Choć bliżej mi do Polski popielcowej, to tylko w ograniczonym stopniu utożsamiam się z nią. Mam sporo dobrych znajomych z Polski walentynkowej z którymi w latach prezydentury dobrze mi się współpracowało i mimo dużych różnic politycznych potrafiliśmy zrobić dużo dobrego dla Stalowej Woli. Z przykrością zauważyłem, że ostatnie spory na tle zmian w ustawie o IPN czynią rozmowę prawie niemożliwą. Jeżeli ktoś mówi mi, że Polacy są współodpowiedzialni za holokaust, to uważam, że albo nie wie, co mówi, albo kłamie. Wręcz przeraża mnie zaciekłość stron sporu i coraz większa odporność na rzeczowe argumenty. Mam wrażenie, że na moich oczach Polacy dzielą się na dwie grupy; tych, którzy chcą być narodem polskim i tych, którzy może i chcą być Polakami, ale nie chcą być polskim narodem. Nie ma w tym sprzeczności. Niestety tak się u nas porobiło. Widzę więcej przesłanek za tym, że ten proces będzie się pogłębiał.
Do czego doprowadzi? Zastanawiam się nad tym i żadne dobre myśli nie przychodzą mi do głowy. Mam z tym osobisty problem, ponieważ nie widzę siebie po żadnej ze stron, co nie znaczy, że siedzę okrakiem na barykadzie. Polska postu i Polska karnawału napędzane są siłą wzajemnego konfliktu i zajmują coraz więcej miejsca. Dla takich, jak ja zaczyna brakować miejsca i obawiam się, że jak się w końcu nie opowiem po którejś stronie, to obie zgodnie mnie stratują. Ale ja się nie opowiem po żadnej z nich.
A Państwo wybieracie Polskę popielcową, czy walentynkową?
Andrzej Szlęzak
za: facebook
Zdecydowanie opowiadam się za Polską Postu, i to na najbliższe 3-4 pokolenia, bo w tym czasie, chcę wierzyć, fantasmagorie karnawałowiczów ostatecznie wyparują z niemądrych głów przebierańców.
Świetny tekst, gratuluję.