W XII 2017 roku Donald Trump ogłosił nową Strategię Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Strategy of United States of America), dostępną na stronie internetowej Białego Domu. Jakkolwiek dokumenty tego typu zwykle są pisane bełkotliwym językiem, pełnym patosu, wielkich słów i ideologicznych haseł, to każdy, kto zajmuje się na stosunkami międzynarodowymi wie, że należy je czytać, ponieważ – za całym tym parawanem wielkich słów – kryje się ogólna wizja polityki zagranicznej i priorytetów danego państwa.
Tak jest i tym razem. Roi się tutaj od frazesów o demokracji, o godności człowieka i o amerykańskim zbawieniu świata. Możemy sobie te elementy pominąć, acz i tutaj znajdziemy elementy nowe, które w poprzednich strategiach nie występowały, a mianowicie jasno wyrażony amerykański nacjonalizm, przechodzący w imperializm. Trump nie ukrywa, że nie chodzi mu o zbawienie świata, a jedynie o własną ojczyznę. Dlatego dokument ten stanowi pomieszanie tradycyjnej racji stanu z mesjanistyczną narracją. Proponuję od razu przenieść się na stronę 45, gdzie zaczyna się dział poświęcony stricte stosunkom międzynarodowym, aby zobaczyć co tam jest i w jakiej kolejności, co pokazuje priorytety.
I od razu zaskoczenie: omówienie sytuacji międzynarodowej nie zaczyna się od Europy i konfliktu z Rosją, ale od Pacyfiku i konfliktu z Chinami! Czytajmy: „Chiny używają środków nacisku ekonomicznego, lobbują i wysuwają groźby militarne wobec innych państw, aby wymóc na innych pożądane zachowania polityczne i związane z bezpieczeństwem. Chińskie inwestycje w infrastrukturę i strategie handlowe wzmacniają ich aspiracje geopolityczne. Dążą do zbudowania i militaryzacji stosunków w basenie Morza Chińskiego, zagrażając wolnemu handlowi i suwerenności innych narodów, a więc i regionalnej stabilizacji. Chiny rozpoczęły gwałtowne zbrojenia, których celem jest ograniczenie dostępu Stanów Zjednoczonych do tego regionu, aby uzyskać w nim wolną rękę. Chiny swoje ambicje przedstawiają jako korzystne dla wszystkich, ale chińska dominacja to groźba zmniejszenia suwerenności wielu państw regionu indo-pacyficznego. Dlatego też państwa tego regionu wzywają Stany Zjednoczone do przewodzenia we wspólnej odpowiedzi na zagrożenie regionalnego porządku i szacunku dla suwerenności i niepodległości”.
Do tej pory dyplomacja amerykańska jako wroga nr 1 oznaczała Rosję. Z tekstu wynika, że sytuacja się zmieniła i zagrożeniem najważniejszym dla amerykańskiej dominacji nad światem są Chiny. Zaraz za nimi plasuje się Korea Północna, z racji swoich zbrojeń nuklearnych.
Dopiero dalej znalazła się Europa i jej problemy, stwarzane przede wszystkim przez Rosję, o której czytamy: „Rosja stosuje taktykę partyzancką aby osłabić wiarygodność amerykańskiego zaangażowania w Europie, podkopać jedność transatlantycką, a także osłabić europejskie instytucje i rządy. Wraz z inwazjami na Gruzję i Ukrainę, Rosja pokazała swoją zdolność do gwałcenia suwerenności państw tego regionu. Rosja kontynuuje niepokojenie swoich sąsiadów grożąc im środkami nuklearnymi i pokazując im swoje siły ofensywne”. Nie dość, że fragment o Rosji jest znacznie krótszy od chińskiego, to Strategia zaraz znów wraca do polityki Pekinu: „Chiny zdobywają w Europie strategiczne pozycje za pomocą nieuczciwych praktyk handlowych i inwestycji w kluczowe gałęzie przemysłu, zasadnicze technologie i infrastrukturę”. Następnie mamy parę słów przeciw islamskim ekstremistom w Europie, a na koniec potwierdzenie amerykańskich zobowiązań, wynikłych z art. 5 NATO, w wyniku których USA zobowiązały się militarnie bronić „suwerenności” i „niepodległości” państw naszego regionu.
Ciekawostką tego fragmentu o Europie jest nie tylko jego relatywna krótkość, w stosunku do problemu chińskiego, ale także wplecenie jeszcze weń Chin (obok dzihadystów), a także deklaracje o roli art. 5 w obronie „suwerenności” i „niepodległości” państw europejskich nie po opisaniu zagrożenia rosyjskiego, lecz chińskiego i islamskiego. Wynika z tego, że NATO ma już kilku równorzędnych wrogów równocześnie w Europie: Rosję, Chiny i radykalny islam. Pośród partnerów Stanów Zjednoczonych z nazwy wymieniona została tylko Wielka Brytania, z którą USA chcą nawiązać – zapewne po Brexicie – specjalne stosunki handlowe. Polska i inne kraje naszego regionu zostały określone pogardliwym (ja to przynajmniej tak odbieram) pojęciem „wschodniej flanki” NATO. Na samym końcu mamy sprawy Bliskiego Wschodu, gdzie wrogiem nr 1 jest Iran.
Z prezentowanego dokumentu wyłania się nam Trumpowa lista „państw zbójeckich” (używając pojęcia G. Busha), w następującej kolejności: Chiny, Korea Północna, Rosja, Iran. Jeszcze raz podkreślam kolejność wymienionych wrogów, potwierdzającą przeniesienie centrum amerykańskiego zainteresowania z Rosji na Chiny, ale bez wykreślenia z niej Moskwy. Myśl tę uważam za politycznie błędną, ponieważ prowadzi do autentycznego snu-koszmaru amerykańskiej polityki zagranicznej, a mianowicie do zabetonowania katechonicznego sojuszu rosyjsko-chińskiego, wspartego w dodatku przez Iran i Koreę Północną, co oznacza stworzenie wielkiego azjatyckiego sojuszu lądowego skierowanego przeciw Amerykanom. Co więcej, w Strategii znajdują się dodatkowo szpileczki przeciwko Unii Europejskiej (pochwała Wielkiej Brytanii, nieustanne podkreślanie roli suwerenności państw kontynentalnych). Sugeruje to amerykańską chęć do konfliktu dosłownie na wszystkich frontach, czego efektem może być powstanie euroazjatyckiej koalicji Pekin-Moskwa-Berlin-Paryż.
Stary Metternich nauczał, że stosunki międzynarodowe dążą do równowagi i gdy jedno mocarstwo wyrasta zbyt wysoko, to wszystkie inne wchodzą w sojusz, aby sprowadzić je do „normalnych” rozmiarów. Ta przyszłość wyłania się ze Strategii. Problem w tym, że Polska, jako „wschodnia flanka”, czyli amerykański lotniskowiec, znajduje się w samym środku Eurazji. Jeśli Amerykanie tę wojnę przegrają, to odpłyną za Atlantyk, a my z tym pasztetem zostaniemy.
Adam Wielomski
Tekst ukazał się w tygodniku „Najwyższy Czas!”
(…)Jakkolwiek dokumenty tego typu zwykle są pisane bełkotliwym językiem, pełnym patosu, wielkich słów i ideologicznych haseł, to każdy, kto zajmuje się na stosunkami międzynarodowymi wie, że należy je czytać, ponieważ – za całym tym parawanem wielkich słów – kryje się ogólna wizja polityki zagranicznej i priorytetów danego państwa.(…)
Bynajmniej… niech tylko przypomnę przemówienie Trumpa w Warszawie i ostatnie poczynania Tillersona…
A co do priorytetów… to faktycznie mamy pivot, który prawdopodobnie wymaga likwidacji wschodniej flanki.
A co do Rosji… śledztwo Muellera sugeruje współpracę administracji Trumpa z Rosją.