.
Pewne jest jednak to, że niepokój panuje także w tym ugrupowaniu. Pojawiał się bowiem, zupełnie niespodziewanie, trzeci wielki gracz, o zgrozo, nie wywodzący się z solidarnościowego styropianu. Pisałem już kiedyś, że PO i PiS walczą ze sobą na śmierć i życie, ale tak naprawdę mają te same programy, ich liderzy ulepieni są z tej samej gliny, mają taką samą, rusofobiczną wizję polityki zagranicznej, i jedno spojrzenie na najnowszą historię Polski, polegającą na ciągłym obrzucaniu błotem PRL i świętowaniu kolejnych rocznic „odzyskania wolności” w stylu PZPR. Obie partie uważają, że ponieważ „historia przyznała im rację”, to i władza należy im się niejako z urzędu.
Oczywiście, na scenie politycznej mogą istnieć inne, niesolidarnościowe byty, ale tylko w ograniczonej postaci. Co najwyżej jako „przystawki”, pomocne w uzyskaniu większości nad rywalem z tego samego obozu. PiS traktowało LPR i Samoobronę jako wroga, którego należy zniszczyć i pożreć. PO jest bardziej cywilizowana i nie dążyło do unicestwienia PSL, ale w paru przypadkach odnotowano praktyki „dyscyplinowania” koalicjanta i danie mu do zrozumienia, że w razie czego może przestać istnieć.
Wybory samorządowe pokazały jednak, że monopol partii styropianowych nie jest dany raz na zawsze. Ideologia permanentnego konfliktu, zarządzanie chaosem i kryzysem, nachalna indoktrynacja historyczna, wreszcie nieznośne chełpienie się „obaleniem komuny” – nie budzi już zachwytu opinii. Głosy oddane na PSL świadczą, że normalna Polska ma tego dosyć. PSL wyszło z wyznaczonego mu jako teren łowiecki skansenu. Problem w tym, żeby nie dało się z powrotem do niego zapędzić.
Jan Engelgard
http://www.mysl-polska.pl