Poznaliśmy ostateczne wyniki drugiej tury wyborów samorządowych. Wbrew propagandzie TVP Info zakończyły się one dla PiS klęską. Kampania wyborcza prowadzona przez partię, dobór ludzi na listach wyborczych, program pozwalają postawić tezę o początku końca PiS. Mnie jako osobę o narodowo-konserwatywnych poglądach wizja Polski bez tej formacji jak najbardziej cieszy.
Totalną klęską dla PiS były wybory prezydentów miast. Większość pieniędzy, etatów w państwowych spółkach nie znajduje się w sejmikach wojewódzkich, a w urzędach miejskich. Przegrana w miastach oznacza brak etatów dla aktywu partyjnego. Spowoduje to bez wątpienia niezadowolenie w szeregach postsolidarnościowej partii.
Wynik PiS w dużych miastach, w porównaniu do wyborów sprzed 4 lat, jest dużo gorszy. We Wrocławiu, Białymstoku, Warszawie, w przeciwieństwie do 2018 roku, odbyły się wtenczas II tury wyborów, w których wzięli udział kandydaci Prawa i Sprawiedliwości. We Wrocławiu Mirosława Stachowiak-Różecka uzyskała 45,28%, w Warszawie Jacek Sasin 41,36 %, w Białymstoku Jan Dobrzyński zdobył 36,24%. Także w miastach gdzie odbyła się II tura wyborów kandydaci PiS uzyskali lepsze wyniki w 2014 roku. W Gdańsku w 2014 roku Andrzej Jaworski uzyskał 38,75%, natomiast w 2018 roku Kacper Płażyński zdobył 35,20% głosów. Podobnie sytuacja wygląda w Krakowie gdzie Marek Lasota uzyskał 41,23 w 2014 roku, natomiast w 2018 roku Małgorzata Wassermann osiągnęła wynik na poziomie 38,06%.
Kampania PiS była prowadzona ospale, bez wizji. Aktywność lokalnych polityków sprowadzała się praktycznie do czekania na przyjazd prezesa Kaczyńskiego i premiera Morawieckiego. Dodatkowo na listach pojawiali się byli członkowie PO, co tylko potwierdzało, że te dwie postsolidarnościowe partię różnią się tylko w trzeciorzędnych sprawach. Najlepszym przykładem klęski takiego działania był mój rodzinny Chorzów. Kandydatem PiS na prezydenta w tym mieście był wieloletni senator PO Leszek Piechota, który zmienił barwy partyjne u szczytu popularności rządzącej w kraju partii . Urzędujący prezydent z Platformy Obywatelskiej uzyskał ponad 65%, a kandydat PiS 14,60%. Co ciekawe, w skrzynkach pocztowych jeszcze przed wyborami były materiały na temat niegospodarności rządzącej w Chorzowie PO, kilka dni później w skrzynkach pocztowych znajdowały się podobne ulotki tym razem informujące o niezasłużonych korzyściach finansowych, jakie otrzymali politycy PiS z Chorzowa od władzy centralnej. Więcej podobnych przesyłek w poczcie nie było, co tylko potwierdza tezę, że obie partie w sposobie działania, stosunku do publicznych pieniędzy niczym się nie różnią. W mieście było widać prowadzoną kampanię wyborczą przez KO i komitety lokalne. Aktywność PiS sprowadzała się do rozwieszenia plakatów wyborczych. Na listach Prawa i Sprawiedliwości wyborczych dominowały osoby starsze, co chociażby z racji wieku utrudnia prowadzenie aktywnej kampanii wyborczej.
Warto zwrócić uwagę, że w sąsiednich Świętochłowicach, gdzie struktura ludności rodzimej i napływowej jest podobna, wyniki wyborów różnią się znacząco. PiS poniósł katastrofalną klęskę rejestrując listę wyborczą tylko w jednym z czterech okręgów wyborczych. Tym samym nie mógł wystawić kandydata na prezydenta w tym mieście. Jeśli partia rządząca w kraju nie jest w stanie zebrać około 30 osób i do tego uzbierać podpisów w mieście liczącym około 50 tysięcy? To nie najlepiej o niej świadczy. Wybory w Świętochłowicach pokazały także, że możliwa jest porażka urzędującego prezydenta. Prezydent z PO przegrał z kandydatem miejscowego komitetu. Porażka urzędującego prezydenta dokonała się dzięki determinacji środowisk lokalnych.
Porażka PiS dokonała się także „dzięki” prorządowej propagandzie w TVP. Politycy tej partii myśleli, że skoro tak miło jest w Telewizji Polskiej, sondaże są wysokie, to nie trzeba nic robić. Zachowywali się dokładnie jak PO oraz były prezydent Bronisław Komorowski w 2015 roku. Politycy PO tak przywykli do ciepłego studia w telewizjach, wazeliniarskich dziennikarzy, że kiedy trzeba było wyjść w teren, wysłuchać niewygodnych pytań od ludzi, to zwyczajnie się gubili. Przykładem jest były prezydent Bronisław Komorowski, który nie radząc sobie z trudami kampanii, wybuchał agresją.
PiS przegrał także w swoim mateczniku w Przemyślu. W mieście co do którego mają roszczenia terytorialne neobanderowscy koledzy Kaczyńskiego z trybuny na Majdanie. Kandydat PiS dokonał rzeczy niemożliwej. W drugiej turze uzyskał procentowo i ilościowo mniej głosów niż w pierwszej turze (kolejno: 6363 głosów (26,41%) oraz 5944 (25,16%). Nie pomogło wsparcie Jarosława Kaczyńskiego, który opowiadał bajki o tym, że tylko jego partia jest gwarantem silnego państwa polskiego. Silne państwo polskie z niekontrolowaną migracją z Ukrainy i krajów muzułmańskich? Dodatkowo PiS zarejestrował listy tylko w dwóch z czterech okręgów do rady miejskiej w Przemyślu.
Wynik wyborów w Przemyślu pokazuje, że elektorat prawicowy wcale nie jest skazany na rządzącą partię. Wielu prawicowych wyborców z zaciśniętymi zębami głosuje na PiS. Wspólny start prawicowych partii do Parlamentu Europejskiego może spowodować, że wielu ludzi nie będzie głosować na Prawo i Sprawiedliwość oraz nie ulegnie pseudo szantażom o nierozbijaniu patriotycznych głosów. Wspólna uniosceptyczna lista miałaby przy niskiej frekwencji i mobilizacji elektoratu szanse na 12-15% .. Wywołałoby to panikę na Nowogrodzkiej.
Prawo i Sprawiedliwość obejmując w 2015 roku władzę, miało jakąś wizję reform. Politycy PiS mieli jakieś pomysły na naprawę państwa. Obecnie partia rządząca jedynie co robi, to tworzy nowe podatki, żeby zadowolić kolejne grupy roszczeniowe. Nie wspominając już o prowadzeniu upokarzającej polityki zagranicznej. PiS zraził do siebie wszystkie grupy elektoratu. Elektorat prawicowy nie wybaczy hipokryzji w kwestii migrantów. Wymowne jest, że tygodniki opinii popierające partię rządzącą tracą najwięcej czytelników. Tacy ludzie zrażeni nie pójdą na wybory lub co bardziej optymistyczne, zagłosują na partię rzeczywiście prawicową. PiS kolejnymi podatkami, skrajnym biurokratyzmem, etatyzmem nie przyciągnie do siebie osób przedsiębiorczych, zaradnych. Prawo i Sprawiedliwość próbuję utrzymać elektorat socjalny. Jak pokazuje historia wielu takich królów, polityków, którzy chcieli zadowolić lud, kończyło marnie. Elektorat socjalny przyzwyczaja się do korzyści i oczekuje więcej, przy czym zapomina komu je zawdzięcza. Elektorat socjalny w dużej mierze nie chodzi też na wybory, przy czym może bez oporów zagłosować na kogoś, kto zaoferuje więcej.
Jedyną szansą Prawa i Sprawiedliwości na utrzymanie władzy jest rozbicie głosów eurokratycznej opozycji i ugrupowań prawicowych. Z jednej strony w TVP Info będzie promowany Robert Biedroń, z drugiej strony Marek Jakubiak. Dogadanie się polityków prawicowych, pójście z jasnym przekazem w wyborach do PE, piętnowanie hipokryzji PiS może doprowadzić do szybkiej marginalizacji tej partii.
Kamil Waćkowski