Engelgard: Film „Niepodległość” – dotknięcie i historii i… propaganda

Film „Niepodległość” emitowany 12 listopada w telewizji Polsat i TVP 1 – przykuł uwagę kilku milionów ludzi. 1,5 godziny pokolorowanych, w dużej mierze nieznanych do tej pory kronik filmowych i ujęć – robi naprawdę duże wrażenie. Nie wypowiadam się na temat techniki kolorowania zdjęć, bo się na tym znam średnio, choć odnotowuję glosy krytyczne.

Myślę wszakże, że dla przeciętnego widza jest to niedostrzegalne – on będzie chłonął historię ożywioną cyfrowo i w kolorze. I to jest niepodważalne – trzy lata pracy twórców filmu jak najbardziej zasługują na uznanie, nawet jeśli coś mogło być lepiej zrobione. Dla historyka najważniejsze są te fragmenty filmu, które pokazują do tej pory nieznane materiały filmowe, a jest tego sporo. Przede wszystkim sekwencje z przyjazdu do Polski Armii Polskiej gen. Józefa Hallera, przywitanie w Wielkopolsce (Leszno, gdzie widać na peronie młodego ppłk. Władysława Andersa), entuzjazm tłumów, powitanie w Warszawie. Na drugim miejscu wymieniłbym fragmenty, gdzie pokazuje się „żywy” Roman Dmowski – rozmowy z żołnierzami Armii Polskiej we Francji (1918), zdjęcia wykonane tuż przed konferencją w Paryżu, wreszcie powitanie Ignacego Paderewskiego przyjeżdżającego do Paryża w kwietniu 1919 roku (ujęcia na peronie dworca Gare de l`Est). Pokazany jest także fragment wielkiego marszu Narodowej Demokracji w Warszawie w dniu 17 listopada 1918 roku. Sporo jest także fragmentów z Ignacym Janem Paderewskim.

W filmie dominuje jednak Józef Piłsudski, zdjęć z jego udziałem jest mnóstwo – w tym do tej pory nieznane, takie jak przejazd do Sejmu 10 lutego 1919 roku, uroczystości 3 maja 1919 w okolicach Cytadeli, zwiedzanie X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, czy zdjęcia z frontu wojny 1920 roku. Piłsudski jest także dla twórców filmu postacią centralną, czego oczywiście należało się spodziewać. Są jednak pewne granice, których przekraczać nie wolno – albowiem nie można historii naciągać, przemilczać niewygodne kwestie lub interpretować je bałamutnie. A tak niestety jest. Komentarz autorstwa prof. Grzegorza Nowika budzi zastrzeżenia a w niektórych przypadkach zdumienie. Choć z drugiej strony, ten znany z bezkrytycznego stosunku do postaci Józefa Piłsudskiego historyk – niejako „gwarantował”, że tak będzie. Owszem, dla większości widzów te propagandowe zabiegi będą niewidoczne, bo z jednej strony wpisują się w dominującą narrację na temat tego fragmentu naszej historii, a po drugie nie będą oni w stanie wychwycić niuansów, które odczytać mogą tylko historycy znający dobrze fakty.

Biorąc pod uwagę to, że ten film będzie pewnie wykorzystany w pracy edukacyjnej, a może nawet trafi jako obowiązkowy do szkół – powierzenie prof. Grzegorzowi Nowikowi zadania napisania komentarza do filmu uznać należy za niefortunne. Myślę, że o wiele lepiej pracę te wykonałby inny konsultant filmu – prof. Wojciech Roszkowski lub np. dr hab. Paweł Skibiński, autor monumentalnej i bardzo obiektywnej książki „Polska 1918”. A teraz ad rem, najpierw ewidentne pomyłki:

– Premiera Francji Georgesa Clemenceau w filmie określa się jako „prezydenta Francji”, choć wiadomo, że był nim Raymond Poincare.

– Kraków nazwany jest „pierwszą stolicą Polski”, choć wiadomo, że było nią Gniezno.

– Komitet Narodowy Polski w Paryżu nazwany jest „Polskim Komitetem Narodowym”.

Ale o wiele gorsze są historyczne przekłamania i manipulacje, dotyczą one prawie wszystkie oceny polityki Józefa Piłsudskiego:

– Mówiąc o roku 1914 autor komentator używa sformułowania, że „Józef Piłsudski zawarł sojusz z Austriakami”. Noc cóż, można mówić o układzie, i to głównie z wywiadem czy dowództwem wojskowym, ale „sojusz”? Sojusze zwierane są między państwami, a w tym przypadku tak nie było.

– Mówiąc o listopadzie 1918 roku autor używa takiego sformułowania: „Józef Piłsudski konsoliduje scenę polityczną”. To nieprawda – on skonsolidował w tym czasie wyłącznie lewicę (PPS, PSL „Wyzwolenie”), trzymając na dystans całą prawą stronę sceny politycznej, co wywołało gwałtowne protesty.

Jeszcze bardziej bałamutnie omówiona jest sprawa słynnej depeszy notyfikującej powstanie państwa polskiego, sygnowanej 16 listopada 1918 przez Piłsudskiego i nadanej z Cytadeli. W komentarzu powiedziane jest, że „akcja się udała”, bo depeszę odnotowała jakaś radiostacja w Szwecji a jej treść drukowały gazety zagraniczne. Tymczasem na depeszę odpowiedziały oficjalnie tylko Niemcy, natomiast państwa Ententy (Francja, Anglia i USA) nie. Francuzi oddali depeszę Romanowi Dmowskiemu. Rząd Jędrzeja Moraczewskiego znalazł się w izolacji, nie był uznawany przez nikogo poza Niemcami. Niosło to ze sobą wielkie niebezpieczeństwo dla Polski, która mogła być uznana za państwo sprzymierzone z przegranymi państwami centralnymi (tak jak Bułgaria). Ale o tym ani słowa, tymczasem sprawa ta uzmysłowiła Piłsudskiemu, że bez porozumienia z Dmowskim i Komitetem Narodowym Polskim nie da się ustabilizować sytuacji w Polsce i wokół Polski. Taka była geneza kompromisu między Piłsudskim a Dmowskim, tymczasem o tym nie mówi się nic.

– Kiedy na ekranie widzimy wielki pochód narodowy w Warszawie (17 listopada 1918) – w komentarzu nie mówi ani kto, ani po co ten pochód zorganizował. Jest tylko pokrętne stwierdzenie, że Piłsudski musiał wyciszać skrajne postawy i zachowania.

– Mówiąc o pierwszych wyborach do Sejmu Ustawodawczego w 1919 roku – ani słowem nie powiedziano, kto je wygrał! Autorowi komentarza trudno było pogodzić się z tym, że w Królestwie lista Narodowej Demokracji zdobyła 53 a w Wielkopolsce 97 proc. głosów. Nagle okazało się, że PPS, na której opierał się Piłsudski – ma poparcie marginalne.

– Komentując wyprawę wileńską Piłsudskiego i zdobycie Wilna (kwiecień 1919) – autor komentarza omawia odezwę Naczelnika Państwa „Do mieszkańców b. Wlk. Księstwa Litewskiego”, przekonując, że została ona „entuzjastycznie przyjęta przez Polaków”. Jest to całkowita nieprawda! Została przyjęta, zarówno przez Polaków mieszkających w Wilnie, jak w głębi kraju ze zdumieniem. Powszechne nastroje były takie – Wilno i Wileńszczyznę należy przyłączyć do Polski, a nie snuć jakieś fantasmagorie na temat jakiegoś Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nikt tego nie rozumiał i prawie nikt (poza obozem piłsudczykowskim) nie akceptował.

– Osobna sporawa to omawianie polityki wschodniej Piłsudskiego, która – jak wiadomo – o mało nie doprowadziła do utraty świeżo odzyskanej niepodległości. Tymczasem w filmie przekonuje się nas, że „Piłsudski szukał wszelkich sposobów na stabilizowanie sytuacji na wschodzie”. Jak wiadomo, było dokładnie odwrotnie.

– Zdumiewająco brzmi „informacja”, że decydując się na wyprawę kijowską – Piłsudski chciał „uprzedzić rosyjskie uderzenie na Kijów”. Kijów był cały czas w rękach bolszewików (po wyparciu jesienią 1919 roku armii Denikina), więc o jakim „rosyjskim uderzeniu na Kijów” mówimy? No chyba nie chodzi o armię Piotra Wrangla stacjonującą na Krymie? Tak, to była armia rosyjska, ale autor komentarza ma na myśli oczywiście armię bolszewicką określając ją jako „rosyjską”. Ale ważniejsze jest coś innego – motywem przewodnim operacji kijowskiej był program federacyjny Józefa Piłsudskiego – i próba budowy „niezależnej” Ukrainy. Cel wojny był więc ideologiczny, i temu celowi podporządkowane były racje wojskowe, które przemawiały za czymś zupełnie innym (wielkie siły bolszewickie koncertowały się na Białorusi a nie na Ukrainie). Ten kardynalny błąd Piłsudskiego o mały włos nie doprowadził do upadku Polski.

– Omawiając bitwę warszawską autor komentarza ani razu nie wspomina o roli gen. Tadeusza Rozwadowskiego, a całą bitwę sprowadza do rozkazu Piłsudskiego z 6 sierpnia i uderzania znad Wieprza. Nie ma ani słowa o rozkazie Tadeusza Rozwadowskiego z 9 sierpnia i uderzeniu 5 Armii nad Wkrą i 1 Armii pod Warszawą. Na mapie pokazującej bitwę pokazano tylko atak znad Wieprza, co jest jawnym zafałszowaniem przebiegu bitwy.

Tyle podstawowych uwag na temat komentarza do filmu. Jeszcze raz chcę podkreślić, że nie chodzi o to, żeby deprecjonować udział i zasługi Piłsudskiego w tym kluczowym dla Polski momencie historii, bo były one niezaprzeczalne. Ale nie można godzić się z tym, żeby przy tej okazji naginać fakty, podawać nieprawdziwe informacje i pomijać zasługi i intencje innych. Film „Niepodległość” był zbyt ważnym przedsięwzięciem, żeby pozwolić sobie na takie zabiegi. Szkoda, bo – jak już wspomniałem – film jako całość jest wielkim dotknięciem polskiej historii i będzie na lata kształtował wiedzę i wyobrażenie o naszych dziejach.

Jan Engelgard
„Niepodległość”, film dok. (2018), reż. Krzysztof Talczewski, 87 min.

za: http://www.mysl-polska.pl/

Click to rate this post!
[Total: 20 Average: 4.5]
Facebook

1 thoughts on “Engelgard: Film „Niepodległość” – dotknięcie i historii i… propaganda”

  1. Słuszny komentarz red. Engelgarda. Dodałbym do tego deprecjonowanie traktatu wersalskiego, który Piłsudski nazwał „podarkiem Zachodu”, podczas gdy traktat ustanawiał niepodległość Polski oraz sankcjonował naszą granicę z Niemcami, czyli sprawy fundamentalne dla państwa polskiego powracającego na mapę Europy. Przypomina mi się wykład na studiach kiedy wykładowca powiedział, że „głupich profesorów jest proporcjonalnie tyle samo co głupich studentów”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *