Wszyscy pytają czy Donald Trump zakończy wojnę na Ukrainę i przyniesienie nam pokój? Powiem szczerze: nie wiem, lecz mam taką nadzieję. Warto jednak zastanowić się kto tego pokoju chce, a kto go nie chce? I dlaczego?
Pokoju z pewnością chce Donald Trump i część popierającego go establiszmentu. Dlaczego? Z powodów geopolitycznych i biznesowych. Zacznijmy od geopolitycznych. Trump ma świadomość, że głupia polityka ekipy Joe Bidena doprowadziła do powstania sojuszu Moskwa-Pekin, a potencjał łączny tego sojuszu może równać się z amerykańskim. Nowy prezydent za głównego wroga amerykańskiej hegemonii światowej postrzega Chiny, w Rosji widząc mocarstwo regionalne, próbujące zabezpieczyć swoje interesy w granicach byłego ZSRR. Stąd pierwsza zapowiedź wszczęcia wojny celnej z Pekinem. Geopolitycznie osłabienie Chin wymaga rozerwania sojuszu Moskwa-Pekin. Nowa administracja będzie chciała to osiągnąć uznając rosyjskie podboje na Ukrainie i obiecując, że powojenna Ukraina nie wejdzie przez następnych 20 lat do NATO. Trump chce zakończyć tę wojnę także z powodów biznesowych, ponieważ konflikt ten postrzega jako amerykańską inwestycję. Okrojona terytorialnie, wyludniona i spustoszona Ukraina nie będzie w stanie spłacić swoich długów wobec USA przez kolejne stulecie. Kolejne pożyczki w praktyce byłyby darowiznami. Tym samym poparcie dla Kijowa traci swój sens „inwestycyjny”.
Pokoju chce również Putin, lecz na swoich warunkach. Jest jeden punkt w którym Rosja nie odpuści, gdyż prawdopodobnie był to główny powód rozpoczęcia konfliktu zbrojnego. Jest to wpisanie do konstytucji Ukrainy statusu państwa neutralnego, na którym nie mogą stacjonować żadne obce wojska (czyli wojska NATO). W mojej ocenie jest to punkt dla Rosjan znacznie ważniejszy niż przynależność do Federacji Rosyjskiej kilku miast i miasteczek. Od Doktryny Primakowa, przez Doktrynę Miedwiediewa, aż po różne wypowiedzi Putina mamy ciągle to samo żądanie: stworzenia strefy buforowej pomiędzy NATO a Rosją, dającej tej ostatniej gwarancję, że nie stanie się celem agresji zachodniej. Oczywiście, Putin nie śpieszy się, gdyż wojnę powoli wygrywa. Ukraina nie ma już rezerw demograficznych, a po wycofaniu amerykańskiego finansowania i dostaw uzbrojenia będzie skazana jeśli nie na kompromisowy pokój, to na końcową kapitulację. Czas działa na korzyść Rosji, a z każdym tygodniem armia tego państwa zajmuje kolejne miasteczka i wioski. Dlatego Putin nie prze do negocjacji, bo po co? Ale jeśli dostanie dobrą ofertę, to zapewne ją przyjmie.
Do kontynuacji wojny prą na Zachodzie ośrodki globalistyczne: towarzystwo związane ze Światowym Forum Ekonomicznym, kamaryla Kamali Harris, Komisja Europejska, Wielka Brytania i francuski wychowanek Klausa Schwaba – Emmanuel Macron. Po objęciu prezydentury przez Trumpa możliwości wspierania konflikt przez amerykańskich globalistów będą słabe, wyjąwszy kampanie organizowane przez media należące do globalnych korporacji. W tej sytuacji w Unii Europejskiej i w Wielkiej Brytanii coraz głośniej mówi się, że w razie wycofania się Trumpa ze wsparcia dla Ukrainy, państwa UE będą musiały przejąć finansowanie i zaopatrywanie Kijowa. Inicjatywę tę najbardziej wspierają Wielka Brytania, Francja i – mająca jak widać nadwyżki budżetowe i w sprzęcie wojskowym – rządzona przez Donalda Tuska Polska. Duchowy patronat tej operacji dadzą Parlament Europejski i Ursula von der Leyen. Jeśli w Niemczech, po wyborach, dojdzie do władzy CDU, to Berlin z pewnością przystąpi do tej inicjatywy.
Dlaczego środowiska globalistyczne występują przeciwko inicjatywie pokojowej Trumpa, a ich aktywność rośnie wraz z doniesieniami, że Putin wyraził nią zainteresowanie, o ile członkostwo Ukrainy w NATO nie zostanie odroczone, lecz definitywnie odrzucone? Przyczyn jest kilka. Pierwszą jest sama natura globalizmu. Skoro świat ma być rządzony globalnie, to musi zostać zjednoczony. Dlatego w wojnie ukraińsko-rosyjskiej ośrodkom globalistycznym nie chodzi o odzyskanie przez Kijów Donbasu i Krymu, lecz o wywołanie w Rosji tzw. kolorowej rewolucji, obalenie Putina i usadowienie na Kremu Jelcyna 2.0. Tenże Jelcyn 2.0 poddałby „prywatyzacji” rosyjskie surowce i za kilka procent ich realnej wartości padłyby łupem międzynarodowych korporacji. Przede wszystkim Jelcyn 2.0 zerwałby sojusz z Chinami, odciąłby je od syberyjskich surowców i przyczyniłby się w ten sposób do spowolnienia lub nawet zatrzymania chińskiego wzrostu gospodarczego. W projekcie globalistycznym, przypominam, chodzi o poddanie całego świata dominacji Zachodu. O tym pisze i mówi raz po raz Anne Applebaum, będąca jedną ze znanych na całym świecie rzeczniczek tej koncepcji świata.
Drugą przyczyną poparcia Unii Europejskiej dla Ukrainy są jej surowce i możliwości. Wyraził to wprost jeden z niemieckich parlamentarzystów oznajmiając, że Zielona Rewolucja UE będzie trudna bez ukraińskich zasobów tzw. metali ziem rzadkich, konkretnie litu. Inni politycy unijni mówią wprost, że należy wygasić europejskie rolnictwo, a żywienie nas mają przejąć wielkoobszarowe, całkowicie zmechanizowane gospodarstwa na czarnoziemach Ukrainy. Dodajmy, że zachodnie korporacje już przecież tę ziemię wykupiły, a Putin ją im zajął!
Przyczyną trzecią jest paliwo konieczne do stworzenia armii europejskiej, wspólnej unijnej polityki obronnej i zagranicznej, a w efekcie tzw. federalizacja Unii Europejskiej. Aby wymusić na państwach i narodach wahających się rewizję traktatów unijnych, elity unijne potrzebują wojny, potrzebują realnego zagrożenia, strachu przed wojną nuklearną, etc. Propaganda niemiecka od samego początku łączy wojnę ukraińsko-rosyjską z projektem federalizacji UE, a ostatnio w tym samym kierunku poszła propaganda francuska. W Polsce prawie wprost mówią o tym Donald Tusk, Rafał Trzaskowski i Radzio Sikorski. Słowem, federalizacji UE potrzebna jest wojna. Wojna, wojna tylko może stworzyć Imperium Europae.
Ktoś spyta o Ukrainę? Niestety, ten nieszczęsny kraj nikogo nie interesuje…
Adam Wielomski
Można dodać czwartą przyczynę: dzięki podsycanej przez propagandę atmosferze strachu przed Putinem globaliści niepostrzeżenie przejdą do porządku nad resztką bajkowych opowieści o demokracji, we the people i takich tam.
Chinom nie są aż tak bardzo potrzebne rosyjskie surowce. Pekin wychodzi dużo lepiej zaopatrując się w Arabii Saudyjskiej, Iranie, Turkmenistanie czy Kazachstanie. Chińczycy nie są tak głupi jak Niemcy i dywersyfikują dostawy.
Natomiast CDU jest partią centroprawicową, burżuazyjną i prokapitalistyczną. To jest główny powód, dla którego chadecy tak bardzo nienawidzą Rosji. Rosja to spadkobierca skrajnie lewicowego, socjalistycznego ZSRR. Putin wywodzi się z KGB, która od zarania była organizacją komunistyczną, więc ultralewicową. Tak samo jak Thatcher czy Reagan, chadecy nie trawią komuchów i wolą „włazić w tyłek USA”.
Socjaldemokraci to różowi, więc się dogadają z czerwonymi z Moskwy i Pekinu.
Siergiej Wesołowski: Małe, ale kategoryczne Wyjaśnienie
Małe, ale kategoryczne Wyjaśnienie.
Ukraina — słowo przekleństwa.
Pod tą nazwą nie powinno być żadnej państwowości. Miała szansę stać się prawdziwie suwerennym krajem (patrz deklaracja suwerenności z 1991 r.), ale przekształciła się w nowotwór złośliwy na ciele Europy, zdolny, jeśli nie do przeprowadzenia intensywnej chemioterapii (denazyfikacji), do uwolnienia przerzutów i zabicia wszystkich żywych istot wokół niej.
Ukraina, nawet „prorosyjska” (o czym łatwo się przekonać nawet bez wychodzenia z telegramu), niesie śmiertelne zagrożenie dla wszystkiego, co żywe i zdrowe. Niech więc sami zdecydują, kim mają być: Polakami, Węgrami, Rumunami, czy Rosjanami. Ale nigdy więcej Ukraińców.
(Źródło: https://poland.news-pravda.com/ukraine/2024/12/23/81135.html )
ja bym się raczej zamartwiał 'co z polską’ jesteśmy na równi z ukrainą 'w ciemnej dupie” z tą drobą różnicą, że to MY całujemy ukrainę w dupę i płacimy (a ukrainie płacą np jankesi czy te pacany z eu. Wg opinii 'niezależnych’ na zachodzie eu (czyli my tyż) to NATOstan i mogą sobie tuski-applebaumy-michniki-cohn bendity pierdzielić co im ślina na język przeniesie: tzw. WEST (czyli my tyż) jest w całkowitym upadku CYWILIZACYJNYM i 'une’ (czyli nasi tuski-applebaumy-michniki-cohn bendity) to wiedzą i stąd to branie nas za pyski. Sugeruję: zimna krew i ciepłe gacie.
Od prawie trzech lat czytamy na pisowskich portalach o nieustającym zwycięstwie rosyjskim na Ukrainie. Wojska katechona Putina zwyciężają i zwyciężają, a trzydniowa operacja specjalna zaraz będzie trwała, no cóż, trzy. Lata.
Dolar, który od trzech lat upada i już dawno został zastąpiony przez jakiś nowy rubel transferowy autorstwa BRICS, kosztuje już 110 rubli – przed rosyjską napaścią z 2022 na Ukrainę kosztował 70 rubli, a przed pierwszą napaścią w 2014 nawet tylko 30 rubli.
Rentowność rosyjskich obligacji 10 letnich obija się już o barierę 17%
Turyści rosyjscy zniknęli już nie tylko z krajów UE, jak Grecja, ale także np z Egiptu, który nigdy żadnych sankcji na Rosję nie nakładał i który jest razem z nią w BRICS
Na Ukrainie wojskom katechona Putina nadal nie udało się zająć choćby jednego miasta obwodowego (wojewódzkiego). Z jedynego, które zajęli na początku inwazji, – Chersonia – musieli uciekać.
No, ale Rosja wygrywa. Tak trzeba w PIS powtarzać. 🙂
Tak btw, przyczyną rosyjskiej agresji wcale nie był strach przed NATO. Rosja napaści ze strony NATO wcale się nie obawia, czego dowodem jest, że praktycznie nie zareagowała, kiedy do NATO przyjęto Finlandię.
Natomiast Ukrainy nie przyjęto i przed rosyjską agresją nie zanosiło się wcale, aby w jakiejś wyobrażalnej przyszłości Ukraina do NATO przystąpiła. A gdyby nawet, to byłaby to sprawa miedzy Ukrainą a NATO, a Rosji nic do tego.
„No, ale Rosja wygrywa. Tak trzeba w PIS powtarzać.”
PiS jest tak samo „chory na Moskala” jak i POpaprańcy — dlaczego „pilaster” udaje, że o tym nie wie?
PiS i PO to dwie strony jednej i tej samej —˛„magdalenkowej” — monety, udające konflikt dla celów manipulacji wyborcami. Najnowszy dowód: właśnie PiS jednak dostaje pieniądze na wybory, aby czasem wyborcy nie wyszli z zaklętego kręgu wyboru „między PiS-owską dżumą a PO-wską cholerą”. Tusk pokrzyczał, pokrzyczał — „chamówy” narobił — jakiemuś Romanowskiemu pogroził (a i tak na Węgry go wypuścił) i na tym się „rozliczanie PiS” kończy. Podobnie będzie, jeśli do władzy powróci Kaczyński i jego (również (pro)ukraińska) banda.
„Dolar kosztuje już 110 rubli” – przypominam, że wieszczyłeś w 2023 roku, że kurs rubla będzie gwałtownie leciał na łeb na szyję i to był ostatni rok zagranicznych wakacji Rosjan. Teraz jak widzę budujesz narrację opartą o opowieści o zniknięciu rosyjskich turystów z krajów UE czy z Egiptu. Z krajów UE jest to efekt sankcji. W Egipcie jednak nadal jest ich masa (artykuł WP z początku maja 2024 r.) a do tego Rosjanie po prostu wybierają inne kierunki i np. Tajlandia, Turcja czy Malediwy są przez nich oblegane.
Ale OK – Ukraina będąca krajem historycznym wygrywa wojnę. Oczywiście jak będziemy się trzymali akrobacji i co chwilę zmieniali definicję wygranej, to może komuś się będzie to jakoś spinało, ale z rzeczywistością, czyli kompletną destrukcją społeczną przez straty (emigrację, demografię), gospodarczą i utratą 20% terytorium ma to niewiele wspólnego. A fakt jest taki, że początkowe śmieszki pilastra z powolnego przesuwania się wojsk Rosji na terenie Ukrainy obecnie wyglądają tak:
„Wojska rosyjskie zajęły w 2024 r. 3985 km kw. terytorium Ukrainy, czyli prawie siedmiokrotnie więcej niż w 2023 r., gdy opanowały obszar o powierzchni zaledwie 584 km kw. – poinformowała we wtorek agencja AFP, powołując się na dane amerykańskiego think tanku Instytut Studiów nad Wojną (ISW)”
I nie wygląda to dobrze bez względu na zaklęcia mainstreamu powtarzane przez pilastra.