Wielomski: Czy Konfederacja ma drugą szansę?

Dawno już nie pisałem na tych łamach o Konfederacji. Przyznam, że wynik do Parlamentu Europejskiego mnie zaskoczył. Wydawało się, że lista walczy o 7-8, a nie przeszła progu 5%. Wśród działaczy i wyborców para wyraźnie opadła i obserwując całokształt sytuacji wiele osób uznało, że w wyborach do Sejmu Konfederacja nie ma już szans na 5%. Tak też zapewne porachowali sobie Marek Jakubiak, Liroy i Kaja Godek, odchodząc w polityczny niebyt.

Opisanie problemu jaki ma Konfederacja jest stosunkowo proste: stronnictwo to posiada zbyt mało własnego elektoratu. W Polsce elektorat prawicowy praktycznie nie istnieje, ponieważ nie istnieje baza społeczna dla prawicy. Nie ma konserwatywnego i narodowego mieszczaństwa, ceniącego własność, wolny rynek, afirmującego państwo narodowe i tradycyjną religię. Prawie cała polska „prawica” to zradykalizowany ideologicznie i społecznie elektorat z klas i warstw niższych, który z prawicowością łączą wyłącznie deklarowany katolicyzm i antykomunizm. Ten ostatni radykalizuje się zresztą coraz bardziej, odwrotnie proporcjonalnie do czasu od upadku komunizmu i procesu wymierania elit z dawnych PZPR i SB. Z punktu widzenia socjologii polityki to nie jest elektorat prawicowy, lecz zradykalizowany, często sfanatyzowany. Socjologicznie rzecz biorą jest radykalnie anty-prawicowy i rewolucyjny: nie szanuje hierarchii społecznej, nie szanuje własności, marzy o wywróceniu świata do góry nogami, aby ustanowić rodzaj patriotycznego socjalizmu. Gierek wymachujący krzyżem, w maciejówce i odśpiewujący Pierwszą Brygadę – oto ideał polskiej „prawicy”. To, co w Polsce nazywa się „prawicą” to ludzie o psychologii jakobinów i leninistów, tyle, że wyznający inne idee. Jednak rys psychologiczny jest właściwie identyczny.

Prawo i Sprawiedliwość wychodzi w pełni naprzeciw potrzebom tak pojętej „prawicy”: program Gierka za pomocą programów plusowych, do tego cały ten bazarowy patriotyzm, pełen egzaltacji i megalomanii, do tego deklarowana obrona katolicyzmu przed LGBT. Trzeba przyznać, że politycy i dziennikarze pisowscy genialnie wyjałowili debatę publiczną w Polsce, która jest dzisiaj znacznie prymitywniejsza niż była po 1989 roku, a którą pamiętam z czasów studenckich. Dziś cała debata została sprowadzona do przerzucania się oskarżeniami o rosyjską agenturalność i walki z urojonym marksizmem w różnych postaciach: a to z „postkomunistami”, a to z „marksizmem kulturowym”, etc. Wszystkie realne problemy Polski zostały odesłane na boczny tor. Gdy Polska stała się krajem kolonialnej eksploatacji Niemców i Amerykanów, to tubylców wpuszczono w ślepy zaułek ścigania „komunistów” i „marksistów kulturowych”. Już tak bardzo nie umiemy opisywać rzeczywistości, że George’a Sorosa oskarża się o „marksizm”, co jest tak samo mądre jak ewentualne oskarżenie Hitlera o filosemityzm.

W sytuacji całkowitej prymitywizacji debaty publicznej i prymitywizacji intelektualnej tego, co w Polsce określa się,  i jest określane, jako „prawica”, Konfederacja po prostu nie posiada znaczącego liczebnie elektoratu. Jest to przykre, gdy na FB widać cały tłum narodowców-pisowców, mających znaczki Konfederacji lub Ruchu Narodowego, zarazem łykających jak pelikany te pisowskie brednie o „marksizmie kulturowym” i „walce z komuną”. W gruncie rzeczy to nie są ludzie Konfederacji, lecz mentalni pisowcy, którzy zarzucają partii Jarosława Kaczyńskiego brak antykomunistycznego i antymarksistowskiego radykalizmu. Konsekwentnie, wszystkie problemy polskie definiują w pisowskiej narracji „marksizmu” i „komuny”. Dla pelikanów nawet wykup polskiej własności to „marksizm”. Słowem, nie są to żadni narodowcy i konfederaci, lecz super-pisowcy, którzy stając przed urną wyborczą reflektują się i… ostatecznie głosują na PiS, „bo tak trzeba”, „bo mniejsze zło”, „bo wygra PO”.

Słowem, elektorat własny Konfederacji oceniam na jakieś 2-3%, gdy reszta to zradykalizowani pisowcy, skrajnie niepewni w swoich postawach wyborczych, mający do PiS-u genetycznie wpisaną nostalgię. Stąd ten nagły spadek poparcia dla Konfederacji przed wyborami do PE, gdy rządowe media zaatakowały listę jako „prorosyjską” i „agenturalną”. Włączono pisowski guziczek z napisem „Ruscy” i z dnia na dzień znikła połowa elektoratu.

Czy więc Konfederacja ma szansę, aby tym razem przejść próg 5%? W samej strukturze elektoratu przez tak krótki czas niewiele się zmieniło, lecz polepszyły się warunki zewnętrzne, dające Konfederacji szanse na przekroczenie progu.

Po pierwsze, w wyborach do Sejmu nie będzie już starcia PiS versus Koalicja Obywatelska, skupiająca całą opozycję z lewej strony. To starcie bloków prowadziło do skrajnej polaryzacji sceny politycznej, na której nie było już miejsca na tych, którzy nie wpisują się w spór PiS-PO. Biorąc pod uwagę, że połowa elektoratu Konfederacji to zradykalizowani pisowcy, zadziałało to druzgocąco dla jej wyniku. W sytuacji, gdy jest oczywiste, że PiS wygra te wybory jako partia (niekoniecznie pozwoli mu to rządzić), może nie mieć miejsca mobilizacja elektoratu pisoidalnego, w efekcie czego część pisowskich radykałów odda głos na Konfederację, w geście protestu przeciwko umiarkowaniu i „zdradzie ideałów” przez rząd.

Po drugie, wreszcie pozbyliśmy się ze sceny politycznej tego czegoś, co nazywało się Kukiz’15, czyli stronnictwa ni to prorządowego, ni to opozycyjnego. Za Pawłem Kukizem do PSL jego elektorat nie przejdzie. Badania socjologiczne pokazują, że większość tego elektoratu przejdzie do PiS, a mniejszość do Konfederacji. To może być ten brakujący 1% konieczny do przejścia progu wyborczego.

Reasumując, stoję na stanowisku, że w związku ze znaczącą melioryzacją sytuacji partyjnej w Polsce w obliczu wyborów do Sejmu, Konfederacja staje przed szansą na przekroczenie progu wyborczego. Największy problem widzę w mobilizacji wewnętrznej, przezwyciężeniu „kaca” po ostatnich wyborach. Trzeba wstać, spojrzeć w lustro i zadać sobie pytanie: „czy wierzymy w siebie?”

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 24 Average: 3.8]
Facebook

1 thought on “Wielomski: Czy Konfederacja ma drugą szansę?”

  1. Walcząc z komuną o wolność Polacy mieli w gruncie rzeczy konsumpcyjne postulaty. Dodatkowo obiecywano, że w ciągu ćwierćwiecza dogonimy Zachód. Po 1990 r. nic z tych marzeń i obiecanek się nie ziściło dla powiedzmy 80 proc. Polaków. Te 20 proc. którym się powiodło są obiektem nienawiści, bo ludzi denerwują nierówności społeczne, a Polska właśnie pod tym względem jest w czołówce UE. W rezultacie skala frustracji, nienawiści i zazdrości, a nawet gniewu jest ogromna w społeczeństwie. Człowiek lewicy, David Ost, już wiele lat temu napisał, że nieudane reformy gospodarcze pogrążą liberalną demokrację w państwach postkomunistycznych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *