Piszę te słowa w dzień po zamachu na premiera Słowacji Roberta Fico i, prawdę mówiąc, nie wiem czy ten polityk będzie jeszcze żył, gdy będziecie Państwo czytali te słowa. Osobiście mam nadzieję, że nie tylko przeżyje, lecz i powróci do polityki i nadal będzie premierem Słowacji.
Gdy na wiadomość o przeprowadzonym przez „uśmiechniętego” zamachowca akcie terroru politycznego zacząłem w swoich mediach społecznościowych zamieszczać posty z sympatią dla Roberto Fico, pojawiły się trzy rodzaje komentarzy: 1/ wyrażające solidarność z ciężko rannym, czy to ze względu na ludzkie współczucie, czy też z powodu sympatii dla prowadzonej przezeń polityki zagranicznej; 2/ pełne nienawiści wpisy „uśmiechniętych” demoliberałów, którzy nawet nie kryli swojej radości z możliwej śmierci „wroga Ukrainy” i „onucy Putina”; 3/ wpisy w stylu „Dlaczego popiera Pan Roberta Fico, skoro to socjalista?”. O ile pierwszy typ wpisów jest po prostu ludzki, drugi świadczy o demoliberalnym odczłowieczeniu, to trzeci wymaga poszerzonej odpowiedzi. Szczególnie, że już wielokrotnie pytano mnie dlaczego popieram „socjalistów” takich ja Fico, Orban i Marine Le Pen.
Wyznam, że kompletnie nie interesują mnie poglądy gospodarcze wspomnianych powyżej Fico, Orbana, Marine Le Pen czy kogokolwiek innego, o ile tylko nie próbują tych poglądów na sprawy ekonomiczne narzucać Polsce. To zresztą wyżej wymienionych różni od Ursuli von der Leyen czy Olafa Scholza, pragnących narzucić nam formuły niemieckiego tzw. zorganizowanego kapitalizmu, czyli miksu państwowego interwencjonizmu i oligopolizacji gospodarki przez wielkie korporacje. Generalną zasadą mojej oceny poszczególnych polityków i partii politycznych w Unii Europejskiej jest ich przydatność lub szkodliwość dla polskiego interesu, dla polskiej racji stanu. Rację stanu Polski w chwili obecnej zdefiniowałbym zaś w kilku następujących punktach:
1/ Anihiliacja, rozbicie imperium niemiecko-europejskiego w postaci ciążącej ku federalizacji Unii Europejskiej. Najlepiej, aby UE w ogóle się rozpadła, ale póki istnieje, to należy ją maksymalnie dekoncentrować wzmacniając państwa narodowe.
2/ Emancypacja spod panowania anglosaskiego, nieformalnie, lecz skutecznie dominującego nad polską polityką za pomocą naszej autochtonicznej, jak to nazywam, „elitki infantylno-agenturalnej”. Polski rząd ma realizować cele ustalane w Warszawie, a nie w Waszyngtonie lub w siedzibie CIA w Wiedniu. Nie oznacza to wyjścia z NATO, ponieważ znajdująca się pomiędzy mocarstwami Polska musi być się w jakimś sojuszu wojskowym, aby nie stać się polem bitwy mocarstw jak to się stało z Ukrainą. Przykłady Francji, Turcji, Węgier i Słowacji dowodzą dobitnie, że można być członkiem tego paktu, nie stając się amerykańską marionetką.
3/ Zapobieżenie wciągnięcia Polski w wojnę na Ukrainę i zmniejszenie ponoszonych przez nas w związku z tą wojną kosztów finansowych. Odesłanie do domów uchodźców obciążających polskiego podatnika. Blokowanie wejścia Ukrainy do UE, gdyż stałoby się to na koszt europejskiego, a więc i polskiego podatnika.
4/ Ustabilizowanie pogranicza NATO-Rosja poprzez szybkie zawarcie pokoju Moskwy z Kijowem, w wyniku którego Ukraina stanie się państwem buforowym (neutralnym) oddzielającym granicę NATO (czyli także Polski) od Rosji. Ukraina winna znajdować się między blokami, czyli bez rosyjskich i amerykańskich baz na swoim terytorium, przy czym delimitacja granic między Rosją i Ukrainą ma dla nas znaczenie trzeciorzędne i powinna nastąpić w wyniku zawarcia traktatu pokojowego.
5/ W związku z wyraźnym zmierzchem potęgi Zachodu na rzecz szybko rosnącej w siłę Azji, nawiązanie możliwie dobrych relacji politycznych i handlowym z państwami BRICS, wykorzystując dogodne położenie geograficzne jako stacji przekaźnikowej w handlu między Europą Zachodnią a Chinami, które w XXI wieku najprawdopodobniej zdobędą pozycję homogeniczną nad Eurazją, wypierając Stany Zjednoczone.
Na ile sprawy widzę z Polski, rząd Roberta Fico wpisuje się mniej więcej we wszystkie te pięć punktów, które uważam za priorytety polskiej racji stanu. I zadacie pytanie: „No i cóż z tego, skoro Robert Fico jest socjalistą?”. A niech sobie będzie. Dla realizacji wskazanych przeze mnie pięciu postulatów wypełniających polską rację stanu jest mi kompletnie wszystko jedno jakie sojusznik w tym dziele ma zdanie na temat podatku progresywnego, obniżki VAT-u czy prywatyzacji hut na Słowacji, Węgrzech czy we Francji. Nie będąc socjalistą, nie mam nic przeciwko wspólnym profanowaniu zwłok Unii Europejskiej wespół ze słowackimi czy portugalskimi socjalistami, jak również wraz z francuskimi nacjonalistami i włoskimi anarchistami.
Wiem, że jest to stanowisko w Polsce kompletnie odosobnione, ale w polityce międzynarodowej mnie interesuje tylko i wyłącznie Polska i jej interes. Nie walczę o demokrację na Białorusi, o obniżkę podatków na Słowacji, prawa kobiet w Indonezji, etc. Oczywiście, w każdej z tych kwestii mam swoje zdanie i nie zawaham się go wyrazić, gdy ktoś mnie o to spyta, lecz nie ma to najmniejszego znaczenia przy zawieraniu sojuszy międzynarodowych. Wiem, że w Polsce to pogląd zupełnie abstrakcyjny, lecz sojusze międzynarodowe wynikają z interesów państw, a nie z podobieństwa poglądów na podatki. I to nie tylko na podatki, lecz także ze względu na wyznawaną ideologię, a nawet religię. Przypomnę, że katolicka Francja w XVI wieku najpierw zawiązała sojusz z islamską Turcją przeciwko katolickim Habsburgom (tzw. sojusz bezbożny), a stulecie później kardynał katolicki Armand de Richelieu w Wojnie Trzydziestoletniej poparł niemieckich protestantów, obawiając się zjednoczenia przez Habsburgów Rzeszy i przekształcenia jej w mocarstwo niemieckie. Dlaczego Richelieu tak uczynił, choć we Francji wysyłał protestantów na galery, traktując jako stronnictwo heretyków i buntowników w jednym? Ponieważ taka była racja stanu Francji w XVIII wieku. Racja stanu to jedyna uznawana przeze mnie polityczna „bogini”, a z Fico jest nam akurat po drodze.
Adam Wielomski
za: https://nczas.info/
Można sobie wypisać listę życzeń tylko w polityce transakcje są ze sobą wiązane. NATO nie jest po to bo amerykański Johny pragnie umierać za Wiesia, tylko Wiesiu ma raczej mu się podporządkować i jak przyjdzie czas zginąć za niego. Jak zachodowi coś się nie podoba szybko zaś daje sankcje, a nie wchodzi w dialog. Turcja jest zachodowi potrzebna militarnie, zabiegają o nią, jest potęgą regionalna i zagrożeniem ewentualnym dla Europy. Polska jest potrzebna tylko jako przedsionek do zdobycia Rosji i Polacy mają czuć się wdzięczni że zostali przyjęci. Tym samym zapomnijmy o handlu z Brics , choć USA cały czas handluje z Rosją . A gdy USA się wycofa to nie Polska stanie się regionalna potęgą tylko Niemcy.
daremny trud a inaczej: wishfull thinking albo jak mówił Wańkowicz: chciejstwo
chociaż skądinąd ta durna unia sama sobie strzela w stopę.
No tak. Zastanawia mnie skąd siła w tych małych narodach słowackim i węgierskim do samostanowienia. I skąd u nas w Polsce taka niemoc jakby nam wyniki wszystkie zęby. Niemoc do niezależności, do dbania o siebie, do przyziemnych zwykłych prawd, do samodzielnego myślenia i działania.W to miejsce wybieramy jakieś mgliste idee, których nikt tak naprawdę nie rozumie: żeby było europejsko, tak jak na zachodzie, solidarnie, demokratycznie. I wierzymy w te slogany. Wolimy się słuchać innych. Jesteśmy albo konformistami albo mamy już kompletnie wyprane mózgi albo to i to. Sterują nami jakieś social media zarządzane z Waszyngtonu. Tylko tiktok nie może – bo chiński. Wydaje mi się że nawet gdyby doszła do władzy jakaś niezależna opcja polityczna, z miejsca zostałaby obalona rękami niezadowolonego tłumu, „spontanicznie” zebranego w milionach z pomocą facebooka
Skąd u nas taka niemoc? No przecież sam Pan sobie odpowiedział w ostatnim zdaniu: jesteśmy w „żelaznym uścisku” obcych służb specjalnych, bo Polska — z uwagi na położenie i rozmiar — jest o wiele ważniejsza, niż Słowacja, czy Węgry. Więc sytuacji u nas pilnują o wiele staranniej — co nie znaczy, że nie dbają o „porządek” na takiej Słowacji również, „jak widać na załączonym obrazku”.
Naród węgierski i słowacki leżą bardziej na uboczu i elity ich nie są w takim stopniu pokrewne etnicznie z elitami Waszyngtonu jak elity polityczne Polski i Ukrainy.
Węgry nie są krajem na tyle silnym i położnym strategicznie jak Polska. Nie mogą liczyć na zainteresowanie Anglosasów, więc są w większym stopniu narażeni na hegemonię Niemiec. Dlatego próbują balansować pomiędzy RFN, FR a Turcją.
Odmiennie o racji stanu do sztambucha prof. Wielomskiemu.
https://m.youtube.com/watch?v=pfmKb_8vJdM
Wegry sa kijem wsadzonym w szprychy niemieckiego parowozu . Niemiecki plan polegal na rozbijaniu panstw na wojewodztwa i nadawaniu im quasi suwerennosci , a nastepnie podejmowaniu przez wojewodztwa decyzji o oderwaniu sie od panstwa narodowego i tworzeniu federacji z Bruksela. Wegrzy zaczeli realizowac niemiecki plan , ale w swoim interesie. To spowodowalo obumarcie calej koncepcji. Do 15 pazdziernika zeszlego roku istnialo porozumienie miedzy Polska i Wegrami w jednej kwestii , czyli blokowania przeglosowania jednego ze zbuntowanych krajow . Nagle ,gdy zabraklo Polski , albo , gdy juz szlo ku temu , pojawila sie Slowacja . Nie twierdze od razu , ze Fico i Orban nie realizuja wlasnych planow , ale ktos im pomaga , poniewaz brykanie Ficy i Orbana jest zgodne z jego zamiarami