Wielomski: Putin i putinizacja

Piszę ten tekst 23 lutego 2023 roku, czyli w przeddzień rocznicy rosyjskiego ataku na Ukrainę. Myślę, że rok od wybuchu wojny to dobry czas na małe podsumowanie sytuacji światowej i wewnętrznej, która wynika z wydarzeń za naszą wschodnią granicą. Zaznaczam, że tekst stanowi moją autorską analizę politologiczną i fragmentów dotyczących rosyjskiego rozumowania nie należy odczytywać jako pochwały tej agresji.

Po rosyjskim ataku wielu komentatorów zastanawiało się co było iskrą, katalizatorem wybuchu wojny? Oczywiście, od 2014 roku obydwa państwa były w fatalnych stosunkach. Rosja nigdy nie uznała przewrotu na Majdanie i nowej ekipy, która wtenczas doszła do władzy, dodatkowo anektowała Krym i wspierała separatystyczne państewka w Doniecku i Ługańsku. Od kilku lat od czasu do czasu Ukraińcy ostrzelali pobliski Donieck, a w miarę często dochodziło do strzelanin na granicach. Jednak od potyczek do wojny jest sporo miejsca. Dlaczego wojna nagle wybuchła na całego? Dziś znamy już odpowiedź. Najprawdopodobniej bezpośrednią iskrą była wyrażona przez Kijów chęć wstąpienia do NATO, co oznaczałoby przesunięcie granic tego paktu mocno na wschód i możliwość budowy amerykańskich baz wojskowych pod rosyjskim nosem. Prawdopodobnie Ukraińcy negocjowali także z Amerykanami i Brytyjczykami rodzaj oddzielnego paktu wojskowego, w wyniku którego bazy takie mogłyby powstać bez czekania na akcesję, lecz na ten temat mamy tylko pogłoski, a wywiady wszystkich stron pilnie strzegą swoich tajemnic. Rosyjski atak miał na celu zapobieżenie obydwu tym możliwościom, stanowiąc akt wojny prewencyjnej. Jakkolwiek może się to nam wydać dziwne, to z punktu widzenia rosyjskiego mamy do czynienia z wojną prewencyjną, a więc obronną. Sytuacja stała się analogiczna do kryzysu kubańskiego z 1962 roku, gdy Amerykanie byli gotowi zaatakować Kubę, gdyż wykryli na niej radzieckie rakiety z głowicami atomowymi. Wtedy też mocarstwo bało się słabszego państwa, które mogłoby zostać użyte jako platforma rakietowa. Przewidział ten rozwój wydarzeń już kilka lat temu amerykański analityk prof. John Mersheimer, pisząc, że w momencie w którym NATO rozpocznie negocjacje z Ukrainą, to Rosja uderzy. I miał rację. Niestety.

Jakie były cele Putina? Wedle niemieckich analityków z German Foreign Policy, w kwietniu 2022 roku – po dwóch miesiącach walk – na stole znajdowało się porozumienie pokojowe. Na jego mocy Ukraina miała zapisać w konstytucji neutralność i zakaz przebywania na jej terytorium obcych wojsk, a także uznać status quo terytorialne na Krymie, w Doniecku i Ługańsku. Tekst układu miał odrzucić Kijów za brytyjskim podszeptem. Skoro Putin był gotowy porozumienie podpisać, to zawierało ono spełnienie rosyjskich celów minimum. Neutralność + status quo graniczne.

Warunki te wydają się nam logiczne, jeśli popatrzymy na sposób w jaki Rosjanie dokonali agresji. Zaatakowali ze wszystkich możliwych kierunków – od Kijowa po Chersoń – mając do dyspozycji armię mniejszą od ukraińskiej. Braki liczebne nadrabiali wielokrotną przewagą w czołgach, rakietach, artylerii i lotnictwie. Jednak siły rosyjskie były mocno rozproszone, co zmuszało je do toczenia bitew granicznych na całej linii frontu, tak jak gdyby nie chodziło o Blitzkrieg do określonego punktu, tylko o wymuszenie na Ukrainie akceptacji warunków pokojowych. Wojna na całego, tak naprawdę, to rozpoczęła się od kontrofensywy wojsk ukraińskich i odbicia tzw. Charkowszczyzny. Wtedy dopiero Putin zrobił to, co powinien zrobić pierwszego dnia: ogłosił częściową mobilizację, aby zniwelować przewagę liczebną armii ukraińskiej. Gdy piszę te słowa, czekamy na wielką rosyjską kontrofensywę siłami wojsk wzmocnionych przez rezerwistów. Skończył się pokaz siły Moskwy i czas negocjacji. Teraz dopiero wojna zacznie się na całego.

Przy okazji zmieniły się i jej cele. Początkowo Putinowi chodziło o neutralność Ukrainy i o traktat pokojowy legalizujący terytorialne status quo. Obecnie chodzi o aneksję wszystkich ziem rosyjskojęzycznych Ukrainy, czyli o ok. 1/3 jej terytorium. Moskwa zdaje sobie sprawę, że po tej wojnie żadnej przyjaźni rosyjsko-ukraińskiej już nie będzie. Dlatego trzeba przyłączyć tyle ziem rosyjskojęzycznego wschodu, ile się da. Pozostałe terytorium jest obracane w ruinę za pomocą ataków rakietowych. Miliony Ukraińców uciekło z kraju, którego ludność zmniejszyła się z 44 milionów do ok. 20-25. Najwięcej uciekło młodych ludzi, co widzimy na polskich ulicach. Uciekli za granicę i większość z nich już nigdy nie wróci. Po wojnie Ukraina będzie pustynią, gdzie pozostaną sami emeryci, ze zniszczoną infrastrukturą, prawdopodobnie pozbawiona ziem wschodnich, na dziesiątki lat zadłużona w USA i przejęta za bezcen przez zachodnie korporacje. Celem rosyjskim przestała być neutralizacja militarna Ukrainy, lecz jej maksymalne zniszczenie i depopulacja przez wymuszoną emigrację.

Przy okazji doszło do putinizacji świata zachodniego. Wojna i wskazanie wroga elity rządzące zawsze traktowały jako znakomity pretekst do ograniczenia swobód. Wolność została postawiona pod znakiem zapytania już przy tzw. pandemii, a mobilizacja wojenna jeszcze ten proces pogłębiła. Gdy Joe Biden wygłasza w Warszawie wielką mowę o walce z Putinem o „wolność”, to w tym czasie służby wyłączają portal „Najwyższego Czasu!”. Dlaczego? Ano dlatego, że walczymy z Putinem o wolność słowa. Dlatego, że Putin cenzuruje Internet. Dlatego państwa liberalno-demokratyczne muszą czynić to samo, tyle, że w imię obrony „wolności”. Najpierw ocenzurowano portale uznawane za prorosyjskie – i nikt nie protestował. To przyszedł drugi etap: cenzurowanie portali antyrządowych, sympatyzujących z Konfederacją. W ramach walki z Putinem na Zachodzie dochodzi zatem do własnej wersji putinizacji. Krytycy są blokowani, zwalniani z pracy, dostają z KRRiT kary za… brak rejestracji swoich kanałów na YT. Takie szykany w stylu Łukaszenki, które będą narastać z każdym miesiącem. Walcząc z Putinem świat zachodni wybrał własną wersję putinizacji.

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 102 Average: 4.5]
Facebook

16 thoughts on “Wielomski: Putin i putinizacja”

  1. Cel utrzymywania separatystycznych państewek jest ten sam, co w przypadku Naddniestrza, Osetii Południowej czy Abchazji. Członkowie NATO nie będą chcieli przyjąć państwa będącego aktualnie w konflikcie o granicę, gdyż zmuszałoby NATO do zaangażowania w konflikt. Utrzymywanie niewielkim kosztem Doniecka i Ługańska wydawało się racjonalne i dlatego wielu realistycznie patrzących komentatorów było zaskoczonych zeszłorocznym ruchem Putina.

    Moim zdaniem pełnoskalowa inwazja na Ukrainę jest desperacką i spóźnioną reakcją Rosji na procesy narodotwórcze będące skutkiem istnienia bytu państwowego. I co (dla Putina) najgorsze nieskuteczną, bo gdyby Rosja szybko zajęła terytoria, zwykli ludzie jakoś by się dopasowali do status quo. Długotrwała wojna na wyniszczenie jest zbyt wielkim cierpieniem dla zbyt wielu ludzi, i to właśnie tych z regionów potencjalnie prorosyjskich. Rosja obecnie niszczy swoje przyszłe ziemie (w razie sukcesu).

    Putin nie potrafił przełożyć przewagi jakościowej na sukces militarny. Symbolem niepowodzenia ataku było zatrzymanie kolumny idącej na Kijów. Właśnie korzystając z tego, że dla Ukraińców priorytetem było utrzymanie stolicy, Rosjanie odnieśli znaczne sukcesy na innych frontach. Większy sens miałby pozorowany atak na Kijów i realne uderzenie z innych kierunków, ale zapewne rosyjskie dowództwo miało więcej optymizmu niż wyobraźni.

    Obecnie mobilizacja może dać Rosji przewagę ilościową, ale będzie to wojsko gorszej jakości ze względu na zachodnie uzbrajanie Ukrainy. Oczywiście nie bezinteresowne, bo Rosja nie tylko marnuje zasoby ludzkie i materiałowe, ale też wojna stanowi poligon doświadczalny łączenia działań konwencjonalnych i nowoczesnych.

  2. Panie profesorze, niestety, ale ma pa 100% racje.
    Żal mi tylko Ukraińców , wyjdą na tej wojnie jak mudżahedini w Afganistanie i Kurdowie w Syrii.
    Żeleński może podzielić los Saddama Husajna on też był przyjacielem Ameryki tak długo jak długo bił się z Iranem.
    Gwoli uzupełniania gorąco polecam krótki esej – link https://www.theamericanconservative.com/the-gathering-storm/ naprawdę warto przeczytać, w razie potrzeby wujek Google przetłumaczy na język polski.

  3. Po pierwsze, mógłby zapytać pilaster, kiedy dokładnie i w jakiej formie Ukraina „wyraziła chęć” wstąpienia do NATO. Zapytać oczywiście mógłby, ale przecież i tak nie otrzymałby żadnej merytorycznej odpowiedzi.

    Po drugie, nawet jak Ukraina wyraziłaby taką chęć, to od chęci, do faktycznego wstąpienia, jest jeszcze bardzo długa droga.

    Po trzecie taka Finlandia nie tylko wyraziła chęć wstąpienia do NATO, ale i faktycznie wstąpiła. Granica Rosji z NATO wydłużyła się przez to kilkukrotnie, a Petersburg, drugi najważniejszy rosyjski ośrodek miejski, znalazł się tym samym w natowskich „kleszczach” od północy i południa. Jeżeli ten fakt nie spełnia definicji „NATO pod rosyjskim nosem”, to żaden inny nie spełnia.

    Mimo tego, ani katechon Putin, ani nikt inny z rosyjskich decydentów, nie jest tym faktem jakoś szczególnie zbulwersowany. Dlaczego Rosja miałaby się bać Ukrainy w NATO, skoro nie boi się ani Finlandii ani Estonii w NATO i skoro samo członkostwo Ukrainy w NATO było, w przeciwieństwie do Estonii i Finlandii, bardzo, ale to bardzo, hipotetyczne.

    Po czwarte, takie kraje jak Szwajcaria i Austria są otoczone przez NATO ze wszystkich tron, a sam Wiedeń znajduje się od natowskich baz i rakiet raptem 30 km. A jakoś nikt w Austrii ni w Szwajcarii nie czuje się tym faktem w najmniejszym stopniu zaniepokojony.

    Analogia z kryzysem kubańskim jest kompletnie nieadekwatna. Wtedy te rakiety z głowicami jądrowymi faktycznie się na Kubie znalazły. Amerykanie zaś pozbyli się ich, nie najeżdżając zbrojnie Kuby. Kuba zaś nigdy do Układu Warszawskiego nie przystąpiła. Na Ukrainie póki co, żadnych rakiet z głowicami jądrowymi nie było, i nie zanosiło się na ich pojawienie się w żadnej przewidywalnej przyszłości.

    Po piąte, wojna na Ukrainie nie zaczęła się w 2022 roku. Katechon Putin najechał zbrojnie ten kraj już osiem lat wcześniej, kiedy o żadnym „NATO na Ukrainie” w ogóle mowy być nie mogło i nie było.

    Istnienie mniemanej propozycji pokojowej z kwietnia zakładającej rzekomo powrót do terytorialnego status quo ante i neutralizację Ukrainy jest oczywiście kompletną bzdurą. Katechon Putin miał to samo już przed 24 lutego, bez żadnej wojny. Uznając istnienie tzw. „republik ludowych” mógł ten stan bez trudu utrwalić w negocjacjach z Zachodem, z całkowitym pominięciem Ukrainy. Tylko że Krym i kawałki Donbasu, oraz ukraińska neutralność, nie były i nie ą wcale tym, co zadowalałoby Rosję.

    Ukraina nie dlatego jest zagrożeniem dla Rosji, że mogłaby chcieć wstąpić do NATO, bo katechon Putin i jego funfle doskonale wiedzą, że NATO dla Rosji nie jest żadnym zagrożeniem, tak samo jak nie jest zagrożeniem dla Austrii i Szwajcarii i Finlandia z Estonią w NATO nie spędzają im jakoś snu z powiek. Jest dokładnie na odwrót. Ukraina mogłaby dążyć do członkostwa w NATO, w obawie o swoje bezpieczeństwo, WŁAŚNIE DLATEGO, że jest zagrożeniem dla Rosji. Sama Ukraina, a nie NATO. Gdyby Ukraina została przyjęta do NATO po 2014 roku, dzisiejszej wojny, w ogóle by nie było.

  4. Podobnie jak przyczyny wojny, również jej przebieg jest przedstawiony w powyższym artykule w sposób daleko odbiegający od prawdy. Mógłby się pilaster zapytać skąd pochodzi i na ile miarodajna jest informacja, że na Ukrainie zostało już tylko 20 mln obywateli. Mógłby się pilaster zapytać, ale przecież nie otrzymałby żadnej sensownej merytorycznej odpowiedzi. Ruchy ludności przez granicę są bardzo duże, ale bilans netto wcale na takie liczby nie wskazuje.

    Celem Rosji, jak już pilaster w poprzednim wpisie uzasadniał, nigdy nie było i nie mogło być żadne utrzymanie status quo, choćby z tego powodu, że nic kompletnie reżimowi katechona Putina owe status quo na dłuższą metę nie dawało. Celem „operacji specjalnej” była właśnie operacja specjalna. Obalenia rządu ukraińskiego i zainstalowanie w Kijowie własnego, narodowego, niepodległościowego, suwerennego, antyglobalistycznego reżimu z jakimiś Janukowyczami i Miedwiedczukami na czele, którzy się oczywiście na wszystkie układy o „wzajemnej pomocy” ochoczo zgodzą i bez problemu wszystko podpiszą, także rozbiór własnego kraju, bo przecież Janukowycz już w roku 2014 pokazał, że nie ma nic przeciwko temu.

    Najwyraźniej w Moskwie naprawdę uważano, że w Kijowie nastąpi jakiś przewrót, armia ukraińska nie będzie stawiać żadnego oporu, a ludność przywita najeźdźców kwiatami. Inaczej decyzji katechona Putina nie da się w żaden sposób racjonalnie wyjaśnić.

    Co więcej, kiedy nic z tego nie wyszło, Kreml nie miał i nadal nie ma żadnego planu B. Nadal liczy na upadek ukraińskiej władzy i na rozsypkę ukraińskiego państwa, pod presją kosztów wojny, zwłaszcza, gdyby udało się jakoś zniechęcić Zachód do przesyłania Ukrainie pomocy. Bez tego żadne rosyjskie zdobycze terytorialne na Ukrainie nigdy nie będą trwałe, zwłaszcza, że są to zdobycze nader skromne. Bajanie o 1/3 rosyjskojęzycznego terytorium Ukrainy to tylko bajanie. Z pośród najważniejszych obwodowych (wojewódzkich) miast ukraińskich, Moskwie udało się zdobyć jedynie Chersoń, a i to na krótko. Z innych większych miast, jedynie Mariupol, niszcząc go przy tym doszczętnie i zamieniając w stos gruzów. Nie zdobyto ani położonego tuż przy granicy Charkowa, ani tym bardziej Odessy. Obydwa te wielkie rosyjskojęzyczne miasta są zresztą skrajnie antyrosyjskie a tamtejsi, nie znający języka ukraińskiego, mieszkańcy prezentują postawy głęboko ukraińsko – patriotyczne. W przyśpieszonym tempie, wspomaganym przez działania katechona Putina, państwo ukraińskie, państwo skorumpowane, pokraczne, koślawe i nieudolne, ale zarazem jednak wolne, stworzyło wolny, wieloetniczny i wielojęzyczny naród, który za nic w świecie nie chce teraz żyć w ruskim mirze i który woli raczej zginąć, niż w nim znów wylądować. Bo wolne, demokratyczne, państwo zawsze można naprawić i zreformować, bogactwo w nim wypracować i zakumulować, a ruski mir to niewola, nędza, brud smród i ubóstwo już na zawsze i na stałe. Nawet gdyby nikt Ukrainie nie pomagał, walczyłaby ona dalej i na żaden „russki mir” nadal by się nie zgadała. Ukraina, co na Kremlu nikomu się po prostu w głowie nie może zmieścić, podobnie zresztą jak Estonia, czy Litwa, ma bowiem własną podmiotowość, własną wolę i własne aspiracje.

    Ucieczka Ukraińców, w tym rosyjskojęzycznych, z ruskiego mira, jest właśnie tym, co stanowi największe zagrożenie dla Rosji i władzy katechona Putina. Bo stanowi, zwłaszcza gdyby się udała i pociągnęła za sobą również Białoruś, istną katastrofę dla samych fundamentów władzy reżimu w Rosji, opartych na przekonaniu o odrębności i niekwestionowanej wyższości rosyjskiej (anty) cywilizacji nad wszystkimi innymi dookoła, oraz na niezłomnej, przeogromnej potędze rosyjskiego państwa, potędze, której nikt i nic na całym wiecie, nawet NATO, nie jest w stanie się przeciwstawić w osiągnięciu tego, po co akurat Rosja ma ochotę sięgnąć. Wolna i będąca częścią „globalizmu” Ukraina zadałaby, inaczej niż Finlandia czy Estonia, szczególnie jaskrawy kłam tym uroszczeniom i dałaby fatalny przykład samym Rosjanom

    Autor powyższego artykułu, też przecież zresztą jest przekonany, że potęga katechona Putina, Rosji i jej armii jest po prostu niepodważalnym prawem przyrody i nie może być przez nikogo w żaden sposób zakwestionowana. Jeżeli do tej pory Rosja nie zdobyła Charkowa, Kijowa, Odessy, Lwowa, Wilna, Warszawy, Paryża i Lizbony to przecież nie dlatego, że nie mogła, ale tylko dlatego że nie chciała. Ale teraz przecież już, jak pisze prof Wielomski, od września zeszłego roku, raczyła mieć taki kaprys podbicia wszystkich „rosyjskich” (tj naprawdę rosyjskojęzycznych) ziem Ukrainy. Marzec ma się już ku końcowi i nadal jest od tego równie daleko jak we wrześniu. Chyba trzeba będzie w końcu uznać, że Rosja przecież żadnych „rosyjskich” ziem Ukrainy podbić nie chciała, skoro ich jednak nie podbiła. W miarę zaś, kiedy rosyjskie wojska będą nadal słabnąć i w gestach wolnej woli uciekać z kolejnych „rdzennie rosyjskich” okupowanych terenów ukraińskich, przyjdzie pora na dalszą redukcję tego co Rosja „naprawdę chce”. 🙂 Ciekawe jakie będą cele rosyjskie, kiedy Ukrainie uda się wyzwolić Krym.

    1. Ukraina już przegrała demograficznie i gospodarczo. Militarna klęska jest tylko kwestią czasu.
      Po wojnie Ukraińcy wybiorą wygodne życie na zachodzie zamiast powrotu na zrujnowaną Ukrainę. Patriotyzmu nie włożą do garnka, a nienawiścią nie rozpalą w piecu.

      1. Oczywiście Ukraina już przegrała. Przecież Moskwa powtarza to w kółko od ponad roku, zatem to prawda. 🙂

        A po wojnie, kiedy Ukraina zacznie się szybko rozwijać (w tej chwili to najbiedniejszy kraj w Europie), to nie tylko Ukraińcy wrócą, ale i wielu innych ludzi do pracy przyjedzie, zwłaszcza, ze względu na bliskość kulturową, z dawnej Rosji.

  5. Wojna miała się „rozpocząć na całego” a jakoś się nie rozpoczęła. Przekonanie o przemożnej potędze Rosji, która po prostu nie może przegrać i musi zwyciężyć, na mocy samych odwiecznych praw natury, bardzo daleko odbiega od prawdy. Od czasu, kiedy do Rosji zaczęła docierać rewolucja przemysłowa, czyli mniej więcej od połowy XIX wieku z toczonych przez siebie „dużych” wojen, Rosja wygrała wojnę z Turcją w 1878 roku, wojnę z Finlandią w 1940 i II wojnę światową w 1945, tą ostatnią z olbrzymią pomocą Zachodu. Przegrała natomiast wojnę krymską w 1856, wojnę z Japonią w 1905, I wojnę światową w 1917, wojnę z Polską w 1920 i wojnę w Afganistanie. Bilans wcale nie jest dla Rosji korzystny.

  6. pisze autor to co wie i w porównaniu z tym co piszą niepolskojęzyczne-amerykańskie konserwatywne źródła-wychodzi na to, że wie niewiele – klasyczne odmóżdżenie edukacją post1989
    za to pielęgnując swoje konserwatywne naukowo umocowane fobie i w zasadzie zwisa mi to kalafiorem>wy młode będziecie sobie żyły w tej oazie szczęśliwości zwanej Ukropolin>pielęgnując KACZYZM 'spieprzaj dziadu’ bo jako młodsi będziecie żyli w szwabusowej rzeczywistości i zapewniam was>nie należycie do interesariuszy.
    Piszę te słowa bo dzisiaj rano słuchałem w TVPinfo zarówno dumy Błaszczaka (jak umacniamy wschodnią flankę)-STAŁA obecność wojsk amerykańskich w Ukropolin-
    jak również mędrca z UKSW (czyli pomiot edukacyjny autora), który wyrażał zachwyt z tego powodu – klasyczna political correctness 'zjednoczonych prawiczków’ aka patriotów.
    Śmieszą mnie te wasze 'zdziwienia’ na równi z waszą dbałością o wyedukowane fobie
    i zadedykuję WAM słowa pastora Martina Niemöller’a
    Als die Nazis die Kommunisten holten,
    habe ich geschwiegen;
    ich war ja kein Kommunist.
    Als sie die Sozialdemokraten einsperrten,
    habe ich geschwiegen;
    ich war ja kein Sozialdemokrat.
    Als sie die Gewerkschafter holten,
    habe ich nicht protestiert;
    ich war ja kein Gewerkschafter.
    Als sie die Juden holten,
    habe ich geschwiegen;
    ich war ja kein Jude.
    Als sie mich holten,
    gab es keinen mehr, der protestierte.“
    i jeszcze zadedykuję słowa rycerza Götz von Berlichingen za Goeth’em
    LECK MICH AM ARSCH
    i jak se misie ptysie wykonacie trywialne dzieło -linking dots – to dojdziecie do tych samych wniosków co amerykańscy konserwatyści>Ukronazi to Ukronazi pod żydowskim kierownictwem.

  7. Żeby nie było, Ukraina faktycznie zgłosiła swój akces do NATO. Jednak, jak już pilaster pisał, od akcesu do przyjęcia jest bardzo długa droga. A, co jeszcze ważniejsze, Ukraina ten akces zgłosiła …30 września 2022 roku. 🙂 Czyli ponad siedem miesięcy PO rosyjskiej inwazji, której powodem rzekomo ów akces miał być.

    Zaiste ten katechon Putin to nie tylko nadludzki geniusz polityki i strategii, ale i prorok co się zowie. Już w lutym zareagował stanowczo i bezwzględnie na to, co się miało stać dopiero we wrześniu. 🙂 Tytuł katechona to dla niego dużo za mało…

  8. Nieważne jaki będzie wynik – Ukraina jest już skończona i tego sie raczej nie da już odwrócić. Dodatkowo obciąży to Polskę na dekady. Kijowska junta na skutek korupcji dopuściła sie czystki etnicznej i to zostanie zapamiętane, a dla USA taki reżim będzie raczej kolejnym ciosem w mesjańską wizję „niesienia demokracji” . Ludzie w końcu przyjdą po Zelenskiego , bo banderowski watażka ma jednak trochę przeciwników. Nawet ukraińskie jednostki które nie mają zbyt wiele wspólnego z Rosją dają o sobie znać. Nie wydaje mi sie że kwestia przystąpienia Ukrainy do NATO grała taką rolę jaka sie w Polsce przypisuje.

    1. Zełenski to libertarianin, nie żaden tam banderowiec. To istny szermierz wolności, własności i sprawiedliwości.

    2. Nie, to Rosja jest już skończona i tego nie da się już odwrócić, zresztą nikt nawet nie próbuje.

      Co do Ukrainy to nadal znajduje się ona w stanie swoistej nieoznaczoności kwantowej. Może wygrać, jeżeli faktycznie zreformuje się po zwycięstwie w stronę zachodniego modelu ustrojowego, albo przegrać, kiedy po militarnym triumfie pozostanie nadal uwięziona w ustroju pozostałym po ruskim mirze. Wygląda na to, że rząd ukraiński ma świadomość tego stanu rzeczy i wolę przeprowadzenia reform, ale czy da radę to uczynić, tego nie wiadomo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *