Wielomski: Utopia konstruktywizmu rojalistycznego

Czasami spotykam się z oczekiwaniami, a nawet pretensjami, że nie formułuję planów restauracji monarchii, nie opisuję ani jak powinna wyglądać przyszła monarchia, nie typuję kandydatów, ani sposobu obioru pierwszego dynasty. A przecież podobno powinienem, jako Prezes Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego.

Próby projektowania przyszłej monarchii podejmowano wielokrotnie, także i w Polsce. Ostatnią z nich jest niedawna seria szkiców autorstwa prof. Jacka Bartyzela, którą opublikował na facebooku, a którą przedrukowało kilka portali, min. konserwatyzm.pl, gdzie sam te teksty umieściłem, mimo dużych wahań. Skąd te wahania? Dostrzegam silne napięcie występujące między elementem rojalistycznym a konserwatywnym, który znajduje się we wzmiankowanym powyżej cyklu tekstów, a które pojawia się zawsze, gdy tylko konserwatyści przedstawiają wizje przyszłej monarchii i drogi dojścia do niej.

Konserwatystów od rewolucjonistów wszystkich nurtów – od leninistów po konstytucyjnych liberałów – różniło zawsze specyficzne podejście do rzeczywistości politycznej. 200 lat temu Louis de Bonald, opisując filozofię oświeceniową i rewolucyjną ukuł, nieznany językowi francuskiemu, czasownik „ideować” (idéer), który na język polski należałoby przełożyć jako „wymyślać światy alternatywne”. Jego zarzut w stosunku do rewolucyjnej myśli politycznej, podobnie jak i innych ojców konserwatyzmu (E. Burke, J. de Maistre) sprowadzał się do tego, że myśliciele tego kierunku rozpoczynają swoją refleksję nie od badania świata politycznego i społecznego zastanego, lecz gardzą empirią i budują utopijne światy alternatywne, gdzie wszyscy będą szczęśliwi, równi i wolni dzięki wywróceniu do góry nogami całego gmachu społecznego, negacji hierarchii społecznej, własności, tradycji, prawd Kościóła, etc. Konserwatyści wszystkich epok wskazywali, że każda próba wcielenia w życia takiej teoretycznej konstrukcji kończy się katastrofą. Rewolucjoniści francuscy zbudowali Terror Robespierre’a, rosyjscy sowieckiego potwora, a niemieccy III Rzeszę.

Czy to, że wszystkie rewolucje emancypacyjne, mające dać człowiekowi wolność i szczęście, zakończyły się krwawymi tyraniami jest rzeczą przypadku? Rewolucjoniści powtarzają, że „idee były dobre, tylko ludzie zawiedli” i trzeba spróbować raz jeszcze zrobić kolejną rewolucję, tylko lepiej dobrać przywódców, którzy zagwarantują, że tym razem z książek Jeana-Jaquesa Rousseau nie wyskoczy Robespierre, a z pism Karla Marxa Lenin i Stalin. Konserwatyści konsekwentnie negowali ten pogląd wskazując, że źródło totalitarnych despotii nie znajduje się w ludziach, nawet w emancypacyjnym ideologiach, lecz w samej metodzie myślenia.

Na czym opiera się metoda określona przez Bonalda jako „ideowanie”? Problem znakomicie ujęli Edmund Burke i Joseph de Maistre – uważni czytelnicy pism Davida Hume’a. Ten przedstawiciel szkockiego Oświecenia dużo miejsca poświęcił zasadom działania rozumu ludzkiego i krytyce pozornego racjonalizmu charakteryzującego myśl post-kartezjańską na której ufundowano francuskie Oświecenie. Otóż, pozorny racjonalizm XVIII wieku ufundowany został na uproszczeniu dotyczącym działania rozumu ludzkiego, jakim jest symplicystycznie ujęta zasada działania przyczynowo-skutkowego. Wedle fałszywego racjonalizmu 1 przyczyna powoduje 1 skutek. Dlatego, jeśli w społeczeństwie istnieje, dajmy na to, 278 bolączek, to trzeba uchwalić 278 ustaw, z których każda załatwi nam jedną bolączkę. Hume wskazuje jednak, że – czego ludzki rozum nie dostrzega i nie umie przewidzieć – każdy impuls ma zawsze skutki uboczne, gdyż działa nie tylko na zamierzony cel, ale wytwarza przy okazji impulsy dla otoczenia. Gdy sprawa dotyczy jednej bolączki i jednej ustawy, to łatwo zaradzić problemowi, gdy się uwidoczni. Gdy jednak 278 ustaw tworzy falę skutków ubocznych, to ustawodawca przestaje nad nią panować, leczy jedne problemy wprowadzając nowe ustawy, które rodzą kolejne iskrzenia, etc. Burke i de Maistre zauważają, że gdy próbuje się dokonać, wedle z góry zamierzonego planu, wielką zmianę polityczną, to nowe prawa, cele i produkty uboczne wywołują polityczną katastrofę, do opanowania której potrzebny jest rząd despotyczny, czyli mówiąc w języku współczesnym, totalitarny.

Tak rewolucje lewicowe z emancypacyjnych mutują się w totalitarne. Czy z tej ogólnej, empirycznie weryfikowalnej reguły, wymykają się rewolucje prawicowe (kontrrewolucje)? Tak, o ile myśliciele i politycy prawicowi mają innego mózgi, gdzie nie działa – opisana przez Hume’a – zasada, że jesteśmy przekonani, iż 1 przyczyna powoduje 1 skutek. Kontrrewolucje byłyby immunizowane od groźby przekształcenia się w systemy totalitarnego zamordyzmu, gdybyśmy dowiedli, że fałszem jest idea jedności gatunku ludzkiego, gdyż ludzie lewicy i prawicy mają inne mózgi. Tak oczywiście nie jest. Dlatego starannie zaplanowany projekt restauracji monarchii jest niczym innym, jak tylko kolejną utopią. Konserwatysta opisujący zasady powstania rady regencyjnej, sposobu zgłaszania kandydatów na króla, opisujący metody selekcji i obioru władcy niczym nie różni się, co do metody, od Rousseau piszącego Umowę społeczną i od Marxa pracującego nad Kapitałem. Jest zdolny do stworzenia utopii, która – jeśli doszłoby do jej zderzenia się z rzeczywistością polityczną – byłaby politycznie niebezpieczna, a doktrynerstwo prowadzi wprost do rządów utopii, a formą utopijnej władzy jest ideologiczny zamordyzm.

Osobiście nie wierzę, aby w epoce radykalnej sekularyzacji mogło dojść do restauracji prawdziwej monarchii, gdyż nie ma króla bez mitów politycznych i sakralnego charakteru. Gdyby jednak do niej doszło, to nie wedle z góry powziętego planu. Kandydat pojawi się sam, sam się koronuje, a rolą prawicowych filozofów politycznych będzie uzasadnienie jego praw i legitymizacja jego władzy ex post. Najpierw był Ludwik XIV, a potem dopiero Jacques Bossuet zaczął pisać swój słynny traktat o władzy królewskiej.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 17 Average: 3.9]
Facebook

8 thoughts on “Wielomski: Utopia konstruktywizmu rojalistycznego”

  1. Monarchia mogłaby być lepsza od demokracji, o ile władza nie inicjowałaby agresji wobec poddanych (chyba, że wobec tych, którzy sami się jej dopuszczają – żeby ich powstrzymać, ukarać i wymusić odszkodowanie na rzecz pokrzywdzonych). Podobnie funkcjonuje współczesny Kościół – członkostwo w tej wspólnocie jest dobrowolne, podobnie jak wszystkie datki na jej utrzymanie ( http://gps65.salon24.pl/612325,polska-tysiacem-watykanow ). Jak najbardziej popieram niedemokratyczną hierarchię jako strukturę naturalną (zgodną z Bożą wolą) dla ludzkości na jej obecnym poziomie rozwoju, ale trzeba szanować wolność i własność jednostki. Tego wymagają od nas Boże przykazania: „Nie zabijaj” i „Nie kradnij”. Zastanówmy się: czy rzeczywiście władza królewska była zgodna z wolą Boga, czy po prostu władcy wykorzystywali naszą świętą wiarę do swoich egoistycznych celów? Chyba chcemy być lepsi od pogan, którzy dopuszczali się takiego samego procederu, tylko posługując się innymi religiami. Nie zapominajmy też, że papieże błogosławili nie tylko polskich królów, ale i cara Rosji, który odbierał nam niepodległość w czasie zaborów. Oczywiście fakt, że chrześcijaństwo lub jakakolwiek inna religia (a nawet ateizm) mogą być wykorzystywane do manipulowania społeczeństwem, nie świadczy źle o tych systemach wierzeń, tylko o ludziach, którzy się tego dopuszczają. W dodatku, jeśli władca głoszący prawicowe poglądy (niezależnie, czy król, czy demokratycznie wybrany polityk) nadużywa swojej pozycji, to powoduje w ten sposób u wielu obywateli instynktowny bunt przeciwko wyznawanym przez niego wartościom.

    1. „fakt, że chrześcijaństwo lub jakakolwiek inna religia (a nawet ateizm) mogą być wykorzystywane do manipulowania społeczeństwem, nie świadczy źle o tych systemach wierzeń, tylko o ludziach, którzy się tego dopuszczają” – nieprawda. Istnieją takie systemy, których akceptacja założeń i wdrażanie w praktyce wiąże się z negatywnymi konsekwencjami to dla jednostki i/lub ogółu. Takim systemem jest np. ateizm, który powoduje, że podmiot nie ma żadnego gwaranta poznawczego i skręca w stronę zawsze szkodliwego relatywizmu.

  2. Szanowny Panie Profesorze,

    wobec wszystkich przytoczonych przez Pana informacji, nurtuje mnie jedna myśl:

    Po co utrzymywać sztucznie przy życiu Klub Zachowawczo – Monarchistyczny, skoro ten de facto już nie funkcjonuje i jest organizacyjną fikcją?

    Z wyrazami Szacunku.
    Czytelnik.

  3. @ Czytelnik – KZM przecież funkcjonuje. Jest wydawcą tej strony internetowej, Pro Fide (już wkrótce nowy numer – uprzedzam pytanie) i książek. Takich rzeczy nie może robić osoba fizyczna, choćby ze względów podatkowych, lecz fundacja lub stowarzyszenie. Nasz szyld do KZM.

    1. @Redakcja Konserwatyzm.pl – Rozumiem. W takim razie przepraszam za wywindowanie moich błędnych wrażeń do postaci komentarza.

  4. Konserwatyzm opierał się niegdyś na prawach zwyczajowych które w mniejszym lub większym stopniu też były konstuktywistyczne. Właściwie prawa zwyczajowe nie są tworem jednostkowego konstruktywisty, a tworem milionów drobnych konstruktywistów, seniorów, wasali i poddanych, którzy zawierali ze sobą kontrakty, umowy. Godzili się i kłócili. Dochodzli do pewnych wniosków. W każdym razie nie widzę sensu aby przyszłym królem Polski miał być potomek jakiegoś rodu który już od dawna nie jest żadną szlachtą czy rycerstwem, a już tym bardziej arystokracją wojskową. Dlatego przyszłego króla należałoby wybrać tylko i wyłącznie z elity wojskowej, elity generałów, a nie dziedzicznych gogusiów, którzy szczycą się rodowymi herbami których i tak nie potrafiliby dzisiaj obronić. Feudalizm był ustrojem wojennym, a nie ustrojem guśnych paniczów.

    1. Przy braku konstruktywizmu, to Niewidzialna Ręka X powinna „wybrać” króla, czyli de facto – pewien zbieg okoliczności, jakiegoś rodzaju ewolucja.

  5. ,,Najpierw był Ludwik XIV a potem…” już tylko dwóch Ludwikow
    Zapomniał pan dodać z jakich ksiązek Hitler wyskoczył
    A rewolucja protestancka to się chyba jako jedyna udała. Liberalizm, jej dziecko zatriumfowal na świecie, choć też odrzucala, zdaję się
    ,, prawdy Kościoła” itp.
    Po każdej rewolucji mniejszej czy większej ludzie całkowicie przestają w coś wierzyć stąd wszelkie kontrewolucje szlak trafił. Świat się coraz bardziej desekralizuje, Jeśli można by jakoś opisać jakąś tendencje w historii świata od czasu Egiptu – władca jest coraz mniej boski.
    A po 1918 (chyba nawet po 1914) prawie przestali wierzyć w Boga a już zupełnie w jego opatrzność mimo że żadnej rewolucji światowej nie było.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *