Jedno trzeba przyznać – jak miało być infantylnie, tak jest do końca. Nawet w nazwie… A swoją drogą to nawet pomocne – jak w nazwie od razu zawrzeć czas trwania danej partii. I jak szczerze, żadna tam Kadencja. Jedna Wiosna – i szlus…!
Wszystko nudne, przewidywalne do bólu, lukrowo śliczne, obłe, żeby każdemu weszło – taka recepta na partię o niczym znana jest od lat. To tak zwana zmyłka Kansas City – elektorat patrzy w lewo, to cwaniaki wchodzą z prawej, wyborca odwraca głowę – ciach, to odwrotnie. Wszystko dla zmylenia i zajęcia czymś wyborców niechcących do końca ulec systemowi i zagłosować na którąś z wyprofilowanych dla nich partii przeznaczonych wprost do zarządzania naszym krajem.
Niedoszły Führer polskiego nacjonalizmu
Weźmy choćby najprostszy przykład. Istnieje anegdotka, że przed założeniem swojej partii, Janusz Palikot zlecił badania – na poważnie, bo na użytek własny i sponsorów. Badana była kwestia: jaki jest zestaw poglądów charakterystyczny dla grupy wyborców największej poniżej 5 proc.? Mówiąc prościej: jakie hasło (niereprezentowane dotąd w Sejmie) zdobywa samo ok 4 proc. głosów tak, żeby nazwisko Palikota i trochę pieniędzy pozwoliło przejść próg wyborczy.
Z badania wyszło, że takie kryterium spełniają łącznie antyklerykalizm i radykalne formy wyrazu mniejszości seksualnych – stąd Ruch Palikota sfokusował się jako antykościelna partia dziwolągów, plus dodatki typu legalizacja maryśki itd. – akurat, żeby wyszło planowo te pięć z groszami, co udało się zresztą, ku zdziwieniu samego założyciela podwoić.
Nie na tym jednak polega dowcip. Otóż podobno drugie miejsce w badaniu zajęły… nacjonalizm, antysemityzm i ksenofobia. Niewiele zatem zabrakło (a może gdyby tylko badano w innych miejscach), by mając w ręku wynik dający przewagę ilościową takim postawom nad antyklerykalizmem – Janusz Palikot ogłosił się jedynym przywódcą Polski Narodowej Wolnej Od Żydów i Innych Obcych.
Dziś ciekawostką jest co wyszło z badań Biedronia – meteopatia?
Jak utulić sieroty
Na początku lat 90-tych w zbliżony sposób zarządzano grupą określaną umownie jako „elektora Tymińskiego”, do której zagospodarowania delegowano np. Unię Pracy. Później chodziło m.in. o sieroty po KPN, a potem zwłaszcza o te po Lepperze. Wracając do analogii z Palikotem – pamiętam obrazek z kampanii 2011 r. Jadąc sobie przez Lubelszczyznę zobaczyłem oto stylizowane na kserówkę-samoróbkę plakaciki „Janusz Palikot zaprasza na targowicę w Bychawie„. Pomyślałem: A ten co tam robi??? Aż pójdę posłucham. No i wysłuchałem, jak Palikot ledwie, że nie w gumofilcach stał na platformie i obiecywał rolnikom „że tam, w Warszawie pokaże TAMTYM i dokończy dzieła zamordowanego właśnie Andrzeja Leppera!„. Tego samego Leppera, którego prywatnie i publicznie lżył zawsze chętnie słowem ostatnim. O cholibcia, pomyślałem, idzie po wiela…! I tak też się stało.
Dziś elektorat Samoobrony głosuje dziś na PiS , podobnie jak i znaczna część aktywu partii jest dziś w szeregach Zjednoczonej Prawicy. Dorósł jednak nowy elektorat sprzeciwu i to jego należy kanalizować. W tym celu już na potrzeby kończącej się kadencji Sejmu próbowano sprokurować parodię-parodii, czyli niby palikoto-podobną .Nowoczesną, która jednak przecież miała w założeniu pełnić rolę Poważnej Partii Liberalnej, z błogosławieństwem samego Nad-Boga Balcerowicza. Coś podobnego dla „korwinistów bez Korwina” szykowane jest zresztą zdaje się i dziś. Reszta ma dostać produkt jeszcze bardziej laboratoryjny, obliczony na krótkotrwały efekt nowości i wyjścia poza dotychczasowych „onych”. Coś jak oferta przyćpanego sexu bez zobowiązań po imprezce. Po wyborach obudzi się wyborca koło takiego Biedronia, jęknie tylko „o, k…!” i będzie usiłował wymknąć się po cichu.
Kto liczy…?
Chociaż… Legendarny, acz miejscami niesmaczny Mel Brooks, silny swym pochodzeniem – pozwolił sobie niegdyś na żarcik, w postaci filmu „Producenci” – opowiastce o dwóch koszernych cwaniakach, którzy chcą ukryć bankructwo i inne szwindle wystawiając skazany na klapę, najgorszy na świecie musical. Wybierają więc sztuczydło świra-nazisty pod soczystym tytułem „Wiosna dla Hitlera”, obsadzają pretensjonalnego geja w roli Führera, podpisują masę nowych czeków bez pokrycia i czekają na plajtę. Niestety, to, co oni zrobili serio – widownia bierze za celowy pastisz, ryczy ze śmiechu i jest sukces, dla obu kreatorów kończący się odsiadką.
Pytanie brzmi: czy dziś Wiosna dla Biedronia to poważny plan klapy, który może się udać, czy mimowolny pastisz, z klęską wliczoną w koszty? W końcu polska widownia wyborcza bywa nieobliczalna, ale i tak liczy się tylko kto liczy wpływy z biletów…
Konrad Rękas