Ziętek-Wielomska: Konsens Waszyngtoński a schizofrenia polskiej prawicy

Upadek Związku Radzieckiego rozpoczął nową erę w stosunkach politycznych świata. Rywalizacja dwóch mocarstw – lądowego i morskiego skończyła się przegraną tego pierwszego. Zwycięstwo USA jako światowego hegemona zostało przez Francisa Fukuyamę ogłoszone końcem historii, a jego geopolitycznym wyrazem miał być tzw. Konsens Waszyngtoński.

Pojęcie Konsensu Waszyngtońskiego zostało po raz pierwszy przedstawione w artykule z 1989 roku przez Johna Williamsona, ekonomistę z Institute for International Economics, międzynarodowego think-tanku ekonomicznego z siedzibą w Waszyngtonie. Williamson użył tego terminu do określenia wspólnych wytycznych polityki zalecanej ówcześnie głównie krajom Ameryki Łacińskiej przez instytucje z siedzibą w Waszyngtonie. Pod pojęciem „Waszyngtonu” Williamson rozumiał „zarówno polityczny Waszyngton Kongresu jak i wyższych rangą członków administracji, oraz technokratyczny Waszyngton międzynarodowych instytucji finansowych, agencji gospodarczych rządu USA, Rady Rezerwy Federalnej i think-tanków”1. Do międzynarodowych instytucji finansowych wspomnianych przez Williamsona należały przede wszystkim Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy. Amerykańskim organem, który najintensywniej realizował politykę Konsensu Waszyngtońskiego był Departament Skarbu USA.

Wytyczne tej polityki autor podzielił na dziesięć punktów, które przedstawiały podstawowe instrumenty polityki gospodarczej, które autor uważał za ważne dla „Waszyngtonu”, i co do których istniał pewien konsens wśród wspomnianych członków elit waszyngtońskich – stąd też określenie Konsensu Waszyngtońskiego. Nie był to konsens ustalony między różnymi państwami świata, tylko konsens elit waszyngtońskich co do tego, jak państwa na całym świecie powinny być rządzone. Autor krytycznie stwierdził, że Waszyngton oczywiście nie zawsze sam praktykuje to, co narzuca obcokrajowcom.

Podstawowe wytyczne są następujące: 1. Dyscyplina polityki fiskalnej, przy unikaniu dużych deficytów budżetowych w stosunku do PKB; 2. Przekierowanie wydatków publicznych z dotacji w kierunku świadczenia na szeroką skalę kluczowych prowzrostowych, korzystnych dla ubogich usług, takich jak edukacja podstawowa, podstawowa opieka zdrowotna i inwestycje infrastrukturalne; 3. Reforma podatkowa, poszerzenie podstawy opodatkowania i przyjęcie umiarkowanych krańcowych stawek podatkowych; 4. Liberalizacja rynków finansowych w celu ujednolicenia stóp procentowych; 5. Utrzymywanie jednolitego kursu walutowego na poziomie gwarantującym konkurencyjność; 6. Liberalizacja handlu: liberalizacja importu, ze szczególnym naciskiem na zniesienie ograniczeń ilościowych (licencjonowanie itp.); 7. Liberalizacja zagranicznych inwestycji bezpośrednich; 8. Prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych; 9. Deregulacja: zniesienie regulacji utrudniających wejście na rynek lub ograniczających konkurencję, z wyjątkiem tych uzasadnionych względami bezpieczeństwa, ochrony środowiska i konsumentów oraz nadzoru ostrożnościowego nad instytucjami finansowymi;10. Ochrona prawa własności.

Wytyczne te stanowią esencję neoliberalizmu gospodarczego, który wraz z zasadami liberalnej demokracji miały stanowić podstawę modelu organizacji całej ludzkości – stąd tez hasło „końca historii”. Ludzkość, aby cieszyć się pokojem i dobrobytem miała przeprowadzać w swoich państwach reformy według przedstawionego powyżej schematu. Kolejne państwa, w tym te byłego bloku wschodniego były „przyjmowane” do grona państw „ucywilizowanych”. W gronie tym znalazła się także i Polska.

Upadkowi komunizmu i wprowadzaniu Polski do NATO i UE towarzyszyła silna indoktrynacja polskiego społeczeństwa. Neoliberalizm gospodarczy jak również ideologia liberalnej demokracji prezentowane były jako bezalternatywne rozwiązania – rzekomo niezbędne do tego, by Polska stała się drugą Ameryką. Co ciekawe, neoliberalizm był przyjęty przez wszystkie główne siły polityczne polski, nawet te postkomunistyczne. Idea państwa jako aktywnego podmiotu kształtującego swoją politykę gospodarczą i społeczną nie znalazła prawie żadnych zwolenników – jednym z niewielu wyjątków był Andrzej Lepper, który szczerze i konsekwentnie obnażał prawdę, czy raczej nieprawdę o dobroczynnych skutkach neoliberalizmu dla całego społeczeństwa.

Neoliberalizm jako część „pakietu prawicowego” kupiła także polska prawica. Ronald Reagan i Margaret Thatcher byli hołubieni jako „konserwatyści”, którzy – wraz z JP II – dzielnie obalili „komunę”.

Neoliberalizm

Prawdziwa twarz neoliberalizmu była jednakże wtedy zakryta dla polskiej prawicy, w tym konserwatystów. Najgorsze jest to, że zakryta zostaje do dziś. Przyczyniają się do tego same środowiska amerykańskich konserwatystów, którzy spreparowali stereotyp negatywny „marksizmu kulturowego”. Rzekomo to właśnie marksizm ma być odpowiedzialny za degrengoladę moralną współczesnego świata. W filmie Jamesa Jaegera Cultural Marxism: The Corruption of America z 2010 roku znajdziemy cały pakiet wierzeń, który za pomocą różnych tub propagandowych został kulturowo narzucony polskiej prawicy.

Marksizm kulturowy oczywiście kojarzy się Polakom z PRL, a ten ze Związkiem Radzieckim – upadek cywilizacyjny świata zachodniego ma stanowić rzekomo kontynuację tego, co się działo za Żelazną Kurtyną. W wersjach bardziej „hardcorowych” marksizm kulturowy ma jeszcze kojarzyć się ze współczesną Rosją, bo zgodnie z doktryną transatlantycką przecież Rosja stanowi największe cywilizacyjne zagrożenie dla świata.

A jak wygląda prawda? Za przerażający upadek cywilizacyjny współczesnego świata odpowiedzialny jest neoliberalizm i amerykańskie elity polityczne, finansowe, gospodarcze i medialne, jak również skorumpowane przez nie elity poszczególnych państw. To właśnie stamtąd popłynęła niszczycielska fala, której skutki możemy dzisiaj oglądać.

Jak do tego doszło?

Przyjrzyjmy się najpierw temu, czym jest neoliberalizm gospodarczy. Najbardziej znaną definicję tego pojęcia sformułował David Harvey w pracy Neoliberalizm. Historia katastrofy:

Neoliberalizm jest przede wszystkim teorią praktyk polityczno-ekonomicznych, która głosi, że ludzkiemu dobrobytowi najlepiej służyć będzie uwolnienie przedsiębiorczości w ramach instytucjonalnych, których cechy charakterystyczne to: mocne prawa własności prywatnej, wolne rynki i wolny handel. Rola państwa polega na kreowaniu i utrzymywaniu odpowiednich ram instytucjonalnych. Państwo ma gwarantować, na przykład, dobrą jakość i moc pieniądza. Musi ono również ustanawiać takie struktury i funkcje militarne, obronne, policyjne oraz prawne, jakich wymaga zabezpieczenie prywatnych praw własności oraz zagwarantowanie, w razie potrzeby siłą, prawidłowego funkcjonowania rynków. Co więcej, jeśli jakiś rynek jeszcze nie istnieje (w obszarach takich jak ziemia, woda, szkolnictwo, opieka zdrowotna, bezpieczeństwo socjalne czy zanieczyszczenia środowiska), to należy go stworzyć, w razie potrzeby aktem państwowym. Poza te zadania jednak państwo nie powinno wykraczać2.

Neoliberalizm narzuca wszystkiemu i wszystkim logikę urynkowienia – bo rzekomo to co nie jest na rynku, nie może być odpowiednio wycenione. Wszystko staje się towarem – łącznie z człowiekiem. Najważniejszy jest zysk i pieniądz:

Jako że neoliberalizm nadaje wymianie rynkowej wartość „etyki samej w sobie, zdolnej kierować wszelkimi działaniami człowieka i zastępować wszystkie wcześniej wyznawane przekonania etyczne”, kładzie on nacisk na znaczenie stosunku opartego na kontrakcie neoliberalnym. Utrzymuje, że maksymalizacji społecznego dobrobytu sprzyja maksymalizacja zasięgu i częstości transakcji rynkowych, a zatem stara się rozciągnąć sferę rynku na wszelkie przejawy ludzkiej działalności. Potrzebne są do tego technologie tworzenia informacji praz możliwości gromadzenia, przechowywania, przekazywania, analizowania i wykorzystywania potężnych baz danych, którymi można się będzie kierować w podejmowaniu decyzji na globalnym targowisku. Stąd wielkie, teoretyczne i praktyczne zainteresowanie neoliberalizmu technologiami informacyjnymi i zaangażowanie w ich propagowanie (…). Technologie te umożliwiają coraz większe zagęszczenie transakcji rynkowych w czasie i przestrzeni3.

Istotą neoliberalizmu jest więc poddawanie logice rynkowej kolejnych dziedzin życia, bez względu na społeczne skutki takich działań, gdyż jego świętym prawem jest prawo kapitału do bezgranicznego pomnażania się. Wszelkie granice dla pomnażającego się kapitału mają być obalane: moralne, prawne, narodowe, kulturowe czy religijne. Wytyczne Konsensu Waszyngtońskiego de facto do tego się sprowadzają. Pomnażanie zysku bez granic – oto prawdziwa twarz neoliberalizmu. Stąd też faworytami neoliberalizmu są globalne korporacje, gdyż one najskuteczniej mogą generować nowe, globalne rynki. Mogą podporządkowywać sobie całe państwa i społeczeństwa. Mogą za pomocą globalnych agencji medialnych „resocjalizować” całe narody, „wychowując” młode pokolenia w kulcie pieniądza i pogardzie dla biednych.

Korporacje dorabiają się na nieszczęściach wojny, głodu, klęski ekologicznej a także technologiach, których nikt z zewnątrz nie ma prawa kontrolować. W tym kontekście Harvey w sposób wymowny dzieli się swoimi obawami: „Nasuwa się obawa, czy nie jest tak, że wiele z owych katastrof czy sytuacji bliskich katastrofy zostało potajemnie wyreżyserowanych dla korzyści korporacji”4.

Wśród beneficjentów neoliberalizmu jedna branża jest szczególnie uprzywilejowana: finansjera. Od połowy lat 70-tych rośnie rola nowojorskich banków, które wytrwale obalają wszelkie bariery dla świata finansów:

Neoliberalizacja oznaczała więc, krótko mówiąc, finansjeryzację wszystkiego. Umocniła ona dominację finansów nad wszystkimi innymi sferami gospodarki, a także nad samym aparatem państwowym i (…) nad życiem codziennym5.

Na rynkach finansowych wprowadzane są nowe produkty i usługi, które mają już czysto spekulatywny charakter. Wartość firm nie jest już mierzona w oparciu o ich realną działalność tylko oczekiwania i wyobrażenia inwestorów. Ostatecznie doszło to przesunięcia z sektora produkcji na świat finansów.

Skutkiem „marszu neoliberalizmu przez instytucje” jest pogłębiające się rozwarstwienie społeczne na całym świecie. Obok pogłębiającej się biedy powstają olbrzymie fortuny. Tworzy się nowa globalna elita, skupiająca prezesów koncernów (CEO), najaktywniejszych członków ich zarządów, wiodące postacie aparatów finansowych, prawniczych i technokratycznych. Ich przedstawicielami są choćby główny sponsor organizacji lewicowych na całym świecie George Soros, maniak globalnego ocieplenia Bill Gates czy szara eminencja globalnej polityki Klaus Schwab.

Człowiek neoliberalny

Agenda neoliberalna nie mogłaby odnieść tak spektakularnego sukcesu, gdyby nie stworzyła „nowego człowieka”, dla którego oczywistą oczywistością jest, że świat po prostu tak ma wyglądać. To nie marksiści, lecz neoliberałowie są głównymi beneficjentami wydarzeń 1968 roku. Robotnicze organizacje marksistowskie były natomiast ich największymi przegranymi. Protestujący studenci walczyli o prawo do „ekspresji swojej tożsamości” a nie poprawy warunków życia dla ludzi pracy. Najważniejsze było własne ja, indywidualna wolność i prawo do lekceważenia wszelkich norm społecznych jako form opresji. Rację ma Harvey kiedy pisze, że praktyczna strategia neoliberalizmu:

„(…) kładła nacisk na konsumencką swobodę wyboru, nie tylko w stosunku do konkretnych produktów, ale także w odniesieniu do stylów życia, form ekspresji i szerokiej gamy przejawów kultury. Neoliberalizacja wymagała, ze względów zarówno politycznych, jak i ekonomicznych, skonstruowania neoliberalnej, rynkowej, populistycznej kultury zróżnicowanego konsumpcjonizmu i indywidualistycznego libertarianizmu. W takiej otoczce okazała się ona zgoła nietrudna do pogodzenia z prądem kulturowym zwanym „postmodernizmem”, który od dawna czaił się gdzieś niedaleko, lecz teraz mógł w pełni dojść do głosu jako dominujący ton w życiu kulturalnym i intelektualnym. Oto wyzwanie, które korporacje i elity klasowe zaczęły rozgrywać na swoją korzyść w latach 806.

Ofiarami neoliberalizmu padły media. Zamiast uczyć i wychowywać, mają zarabiać, co doprowadziło do tego, że w poszukiwaniu zysku media funkcjonują według logiki sensacji. Spada poziom szkół, bo po co komu ogólne wykształcenie humanistyczne? I już nie tylko chodzi o znajomość łaciny czy greki, ale nawet literatury narodowej i światowej. Jakość produkcji spada na łeb i szyję – rzeczy mają być krótkotrwałe, żeby klient musiał szybko kupić nowy produkt. Naprawa się nie opłaca, dominuje paradygmat wymiany. Takie podejście przerzuca się na relacje międzyludzkie – wymiana partnerów jest bardziej atrakcyjnym rozwiązaniem niż naprawa związków. Religia czy etyka są zbędne, bo liczy się tylko tu i teraz – człowiek ma tyle możliwości przyjemnej konsumpcji, więc po co miałby się jej pozbawiać w imię jakiś „religijnych mrzonek”? Cel uświęca środki, a tym celem jest bycie trendy, cool i zbieranie lików na Facebooku. Zawodowym powołaniem – zostanie wpływowym youtuberem.

Największym wrogiem neoliberalnych elit jest oczywiście klasa średnia, stanowiąca jądro państw narodowych. Klasa średnia kieruje się inną logiką działania niż globalny kapitał i globalne korporacje: rozwoju powstrzymywanego. Z natury rzeczy jest prorodzinna, konserwatywna i zainteresowana silnym państwem, który będzie chronił ją przed globalną oligarchią. Klasa średnia lubi się kształcić i interesuje się kulturą wyższą. Chce po sobie coś więcej zostawić niż tylko kupę śmieci.

NATO – zbrojne ramię Konsensu Waszyngtońskiego

Neoliberalizm wdrażany jest na całym świecie według kilku scenariuszy. Według jednego z nich zadłużone państwo prosi Międzynarodowy Fundusz Walutowy o pomoc i wtedy dostaje ultimatum: kredyt, ale pod warunkiem wprowadzenia „zaleceń” MFW, Banku Światowego i amerykańskiego Ministerstwa Skarbu. Jeśli państwo się ugnie – a większość nie ma wyboru – zaczyna prywatyzować swoje przedsiębiorstwa, które przejmowane są głównie przez amerykańskie korporacje. W ten oto sposób globalny rynek wkracza do tych państw. Inny wariant to zamach stanu organizowany i finansowany przez USA, w wyniku którego władzę w danym państwie przejmują elity przyjazne instytucjom międzynarodowym i Amerykanom. Dalszy przebieg jest taki sam jak w pierwszym scenariuszu. Trzeci wariant to „interwencja humanitarna” czy też otwarty atak militarny, jak to miało miejsce np. w przypadku Iraku.

Konsens Waszyngtoński narzucany jest więc innym państwom za pomocą międzynarodowych organizacji, w tym przede wszystkim MFW i BŚ, amerykańskich służb wywiadowczych, armii USA oraz NATO. Kto się nie podporządkuje skończy jak Milosevic czy Kadafi.

Ambasada USA a gender

Szukając opracowań na temat Konsensu Waszyngtońskiego czy neoliberalizmu nie znajdziemy praktycznie nic „po prawej stronie”. Jesteśmy „skazani” na opracowania autorów lewicowych, takich jak choćby cytowany Harvey, Joseph Stiglitz czy Colin Crouch. Można nie zgadzać się z tymi autorami na poziomie ich ideałów, ale ich książki zawierają do bólu merytoryczną analizę aktualnych procesów społeczno-politycznych. Problem polega jednakże na tym, że prawica TAKICH autorów nie czyta. Bo to przecież „lewactwo”, a czasem nawet marksiści!

Zamiast tego polska prawica żyje zwalczaniem propagandy gender i środowisk LGBT, nad którymi parasol ochronny rozpościera ambasada USA. Ta sama, która brutalnie forsuje interesy przemysłu amerykańskiego. Polskiej prawicy to jednakże nie przeszkadza, bo to przecież nasz sojusznik…

Postawa taka jest wyrazem schizofrenii prawie całej polskiej prawicy, która żadnej alternatywy dla sojuszu z USA nie widzi. Rosja, Chiny, Iran jako potencjalni sojusznicy Polski w ogóle nie są brani pod uwagę. Iran bo muzułmanie, Chiny bo komuniści a Rosja bo Rosja, wiadomo – symbol antycywilizacji. To, że we wszystkich tych państwach agenda LGBT jest zakazana, dla prawicy walczącej z genderem nie odgrywa kompletnie żadnej roli! Zrozumienie faktu, że sojusz z USA połączony jest z pakietem neoliberalnym, w tym agendą LGBT, przekracza możliwości intelektualne wielu polskich narodowców, patriotów czy konserwatystów.

LGBT jest złe, ale USA, z których cała tak antykultura płynie – dobre. Putin, Chiny, Iran, które tępią u siebie genderowców– są złe. A LGBT to rzekomo marksizm kulturowy, więc prawicy wychodzi chyba na to, że stoją za tym komunistyczne Chiny czy postkomunistyczna Rosja. Tak w przybliżeniu wygląda świat mentalny polskiej prawicy. A jak w tym samym czasie wygląda świat mentalny polskiej lewicy? Że za polską prawicą stoi … Rosja i Putin. Putin, który na całym świecie ma finansować konserwatystów, pro-life i zwalcza LGBT. Tak, ten sam Putin, który polskiej prawicy kojarzy się z marksizmem kulturowym, bo marksizm to ZSRR, a Putin to post-ZSRR. Patrząc na to z boku widać tylko obłęd. Obłęd mentalny zarówno lewicy jak i prawicy.

Co robić?

Jeśli popatrzymy na ostanie trzydzieści, a nawet 40 lat historii naszego narodu trudno nie dostrzec, że kierunek jego rozwoju – a raczej zwijania się – został zaprogramowany przez amerykańską agendę ideologiczną. Nawet polski antykomunizm przestał ideologiczne opierać się na własnych narodowych przesłankach i treściach intelektualnych, jak choćby twórczości Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego, który komunistów krytykował z zupełnie innej strony, niż robili to intelektualiści będący na żołdzie CIA. Tym samym polskie elity całkowicie straciły zdolność do tworzenia własnej narracji, ideologicznej, strategicznej i propagandowej, a przez to uprawiania samodzielnej i suwerennej polityki. Stan umysłu polskich narodowców, konserwatystów czy patriotów nie odbiega tutaj od normy. Odzyskanie suwerenności przez Polskę może dokonać się tylko poprzez odzyskanie suwerenności ideologicznej, a wręcz mentalnej. Jednym z elementów procesów narodowej „reedukacji” musi być udowodnienie, że w 1989 r. wcale nie nastąpił koniec historii lecz początek globalnej hegemonii Wall Street, Doliny Krzemowej i całego amerykańskiego kompleksu gospodarczo-wojskowego, która nie jest bezalternatywna. Polska, żeby była Polską, musi pilnie odciąć się od ideologicznego pakietu po cichu narzucanego nam już od lat 80tych. W tym celu potrzebna jest intensywna praca intelektualna, tak byśmy wypracowali nasz własny pomysł na urządzenie naszego państwa. To jest warunek sine qua non naszej suwerenności.

Magdalena Ziętek-Wielomska

Instytut Badawczy Pro vita bona

1 Por. J. Williamson, What Washington Means by Policy Reform, https://web.archive.org/web/20150817130637/http://www.iie.com/publications/papers/paper.cfm?researchid=486.

2 D. Harvey, Neoliberalizm. Historia katastrofy, tłum. J. Listwan, Warszawa 2008, s. 9.

3 D. Harvey, Neoliberalizm, s. 10-11.

4 D. Harvey, Neoliberalizm, s. 52.

5 D. Harvey, Neoliberalizm, s. 45.

6 D. Harvey, Neoliberalizm, s. 59-60.

Pomnażanie zysku bez granic i ponad granicami – oto prawdziwa twarz neoliberalizmu.


Dziękujemy za zainteresowanie czasopismem „Nowoczesna Myśl Narodowa”. Liczymy na wsparcie informacyjne: Państwa komentarze i polemikę z naszymi tekstami oraz nadsyłanie własnych artykułów. Można również wpierać nas materialnie.

Dane do przelewów:

Instytut Badawczy Pro Vita BonaBGŻ BNP PARIBAS, Warszawa

Nr konta: 79160014621841495000000001

Dane do przelewów zagranicznych:

PL79160014621841495000000001

SWIFT: PPABPLPK

Click to rate this post!
[Total: 17 Average: 4.8]
Facebook

21 thoughts on “Ziętek-Wielomska: Konsens Waszyngtoński a schizofrenia polskiej prawicy”

  1. Nawiązując do paranoi szukania wszędzie śladu komunizmu i Rosji. Poniższe 2 zdania będą z punktu widzenia polskiego rusofoba z manią szukania wszędzie marksizmu.

    Ostatnia część artykułu zatytułowana została „Co robić?”. Jest to podprogowa wskazówka dla czytelnika, aby sięgnął do pracy Lenina „Что делать?”.

  2. Acha. Czyli prawica sprzeciwia się wolnemu handlowi (pkt 6), własności prywatnej i prywatyzacji, (pkt 8, 10) niskim podatkom (pkt 3), ale za to popiera wysoki deficyt budżetowy (pkt 1). I co więcej mityczna „klasa średnia” też ma takie „prawicowe” poglądy 🙂

    To czym się zatem owa „prawica” różni od lewicy?

    Dobrze by zresztą było, gdyby Autorka dokładniej sprecyzowała co konkrtenie rozumie przez „klasę średnią”, bo pilaster ma wrażenie, że coś zupełnie innego niż to się powszechnie przyjmuje.

    W rzeczywistości jest jednak jakoś tak, że kraje „neoliberalne” (czyli z grubsza te o wysokim wskaźniku Index of economic freedom – IEF), są bardziej zamożne i cywilizowane niż kraje „konserwatywne” (Wenezuela, Kuba, Rosja, Białoruś, Korea płn, etc)

    1. Niestety pilastrowi nie powiedzano więc nie wie, że liberalizm to lewica a pierwotna prawica(według podziału francuskiego) odpowiadała się zawsze za etatyzmem w gospodarce. Więc jak zwykle wszyscy mają wrażenie, że pogląd na świat pilastra ogranicza się jedynie do wyczytanych w internecie pustych cyferek, których zresztą nie umie on prawidłowo interpretować.

      1. Etatyzm jest systemem mniej efektywnym niż wolnorynkowy kapitalizm. W efekcie system ten przegra zimną wojnę z kon-libem, a kraj nim objęty ulegnie rozpadowi niczym ZSRR. Powiem więcej, nawet narodowy kapitalizm jest ustrojem ekonomicznym o mniejszej wydajności niż kosmopolityczny kapitalizm i koniec końców poniesie sromotną klęskę. Różnica polega jednak na tym, że ta zimna wojna może potrwać tak ze 3 razy dłużej niż w przypadku konfrontacji USA-ZSRR. W praktyce bijemy się o ustrój maksymalizujący wydajność gospodarki. To tak jak z silnikami – wprawdzie silnika Carnota nie zbudujemy, ale trzeba cisnąć, ile się da.

        1. Ewentualna zimna wojna potrwa o wiele krócej. Im wyższy poziom rozwoju, tym niższe stopy procentowe i tym samym mniejsze znaczenie inwestycji kpitałowych. Im wyższy poziom rozwoju osiągnie dany kraj tym większa jest jego czułość na jakość ustroju i rządu (z grubsza na poziom IEF). Nawet drobne różnice w jakości rządzenia zaczynają mieć duży wpływ na wyniki ekonomiczne. Dzisiejsza Rosja ma dużo lepszy ustrój niż miał go ZSRR, ale popadła w stagnację i weszła w fazę rozpadu dużo szybciej iż on. Izolacjonizm, próby zbudowania autarkii gospodarczej, czy inne podobne eksperymenta są dzisiaj dużo bardziej zabójcze niż były jeszcze 50-60 lat temu.

        1. Pilastrowi nie powiedziano, że podział prawica-lewica nie ogranicza się do kwestii ustroju gospodarczego

          1. A do czego się ogranicza? Jeżeli ten podział nie jest kwestią ekonomiczną, to nie ma on żadnego realnego znaczenia. Nie większe niż miał podział na „żydów” i „chamów” w PZPR

            1. Są na świecie wartości wyższe niż organizacja ekonomii. Podział ten dotyczył kwestii przede wszystkim ideowo-filozoficznych, ale to zbyt ciężkie do ogarnięcia dla pilastra wyznającego kult mamony

    2. @pilaster – nie przeczytał Pan ze zrozumieniem. To raz. Dwa, powiela Pan błędne mity. Za początek weźmy fetyszyzację PKB jako najważniejszego wskaźnika życia, rozwoju, gospodarki etc.

      Sytuacja. Posiada Pan dom. Chuligan rozbija Panu szybę w domu. Musi Pan kupić nową szybę. Zakup nowej szyby powoduje wzrost PKB. Statystycznie – chuligan przyczynił się do wzrostu PKB a przez to do wzrostu bogactwa. W praktyce – w danym scenariuszu pomimo wzrostu PKB gospodarka straciła.

      A teraz druga sytuacja. Jest powiedzmy Jan Kowalski. Jan Kowalski jest TikTokerem, zarabia robiąc głupie filmy na TikToku. Przyczynia się do wzrostu PKB? Tak. Jaki jest jego realny wkład do gospodarki? Żaden.

      I teraz trzecia sytuacja. Jest powiedzmy rodzina Nowaków. Z punktu widzenia zewnętrznego prowadzą zamożny dobry tryb życia, wedle statystyk też im się powodzi im się dobrze, stać ich na nowoczesne auto itd. Problem jest jeden – zamożność oparta jest bardziej na kredytach niż na pracy a z czasem kredyty są dla tej rodziny faktycznie nie do spłaty. Czy ten tryb funkcjonowania przyczynił się do wzrostu PKB? Tak. Czy dzięki temu realnie gospodarka stała się zamożniejsza? Nie.

      Zastanawiał się Pan dlaczego kierowca autobusu w Szwecji ma kiludziesięciokrotnie wyższą wypłatę niż kierowca autobusu w Indiach, pomimo tego że wedle klucza kompetencji i umiejętności to kierowca indyjski ma znacznie lepsze parametry (typu refleks, reagowanie na nietypowe zjawiska na drodze itd.) oraz ma znacznie więcej klientów w perspektywie miesiąca? Kierowca indyjski wygeneruje bezpośrednio mniejszy wzrost PKB niż kierowca szwedzki, chociaż realny wkład w gospodarkę tego pierwszego jest większy niż tego drugiego.

      Chociaż większość obecnych tzw. „zwolenników wolnego rynku” zapiera się rękami i nogami przed keynesizmem, to ostatecznie i tak kręcą się w około wizji tego nurtu. A fetyszyzacja PKB jest jego objawem.

      Opowiem Panu pewną historię. Był kraj, który ignorował prawa patentowe, władze naciskały na posiadaczy kapitału w co i jak mają inwestować, posiadał silną politykę protekcjonistyczną itd. I był drugi kraj, w którym szanowano prawa patentu, posiadaczom kapitału pozostawiono co i jak mają inwestować, polityka handlowa była leseferystyczna itd. Czyli przeciwieństwo kraju pierwszego. I oba kraje miały „zdrową demokrację”. I teraz zgadnie Pan który z tych dwóch krajów stało się „Arsenałem Demokracji” a które stało się memem nieudolności w walce. Inny kraj podążał ścieżką podobna jak kraj pierwszy, dodatkowo władza nie była już tak demokratyczna a naciski wojska na gospodarkę i politykę były znaczne. I teraz wyobrazi sobie Pan, że tenże kraj potrafił pokonać światowe mocarstwo prowadzące politykę w stylu kraju drugiego oraz je upokorzyć, proklamując cesarstwo na jego terytorium. A następnie ten sam kraj potrafił prowadzić wojnę na wielu frontach i dominować nad przeciwnikami przez wiele lat, będąc niemal w całkowitej izolacji ekonomicznej.

      Dziwne, nieprawdaż? Powinno być inaczej. USA, Prusy/Niemcy, Wlk. Brytania, Korea Południowa, Japonia i wiele innych potęg gospodarczych – te kraje doszły do wielkości gospodarczej kompletnie nie realizując koncepcji „Konsensusu Waszyngtońskiego” oraz innych postulatów bliskich sercu „wolnorynkowców”.

      I nie, nie uważam że alternatywą wobec kompletnie wolnego rynku jest gospodarka typu sowieckiego. Ta manichejska dychotomia funkcjonująca wśród „wolnorynkowców” jest bardziej przejawem przerzutu gnostyckiej filozofii. A fanatyczna postawa wobec „indeksu wolności gospodarczej” bliższa jest dogmatyzmu gospodarczego twardogłowych planistów Breżniewa, bez patrzenia pragmatycznego.

      1. Te defekty PKB są faktem, ale jak zwykle – ważna jest ich skala. Nie są one na tyle poważne, aby zaorać koncepcję PKB. Zresztą – jeśli odrzuci się jakiś wskaźnik, to wypadałoby zaproponować coś lepszego, bo stłuczenie termometru nie wiele pomoże. Zamiast szkiełka i oka pozostanie nam wiara i czucie.

        1. @Hans – a czy ja napisałem by całkowicie z niego zrezygnować? Nie. Pisałem o zaprzestaniu jego fetyszyzacji.

          Kiedyś istniała teoria, że o bogactwie narodów świadczy dodatni bilans handlowy plus rezerwy kruszcu. Zwolennicy tej idei fetyszyzowali bilans handlowy kompletnie ignorując zapaść gospodarczą w np. Kolonialnej Portugalii która miała i dodatni bilans handlowy i sporo kruszcu. Ignorowali, że państwa Czarnej Afryki mają bilans handlowy i kruszec dzięki sprzedaży swoich poddanych jako niewolników. Nic, tylko bilans i kruszec.

          I część współczesnych do PKB ma podobny stosunek jak merkantyliści do swojego fetysza.

      2. 1. Stłuczenie szyby nie zwiększa PKB. Wydatki na szybę oznaczają, że tych pieniedzy nie wyda się na coś innego, bardziej użytecznego.

        2. Prowadzenie polityki protekcjonistycznej może przejściowo, przez agresywną politykę inwestycji kapitałowych, przyśpieszyć rozwój gospodarczy, ale rozwój ten się zatrzyma, kiedy średnia stopa zwrotu spadnie poniżej pewnej wartości minimalnej – nazywa się to pułapką średniego rozwoju. Polityka liberalna pozwala uniknąć tej pułapki. Wlk Brytania, wbrew powszechnemu mniemaniu prowadziła w XIX wieku bardzo liberalną politykę handlową z minimalnymi stawkami celnymi.

        3. Niemcy swój sukces gospodarczy odniosły właściwie dopiero po II wojnie światowej. Wcześniej był to kraj, w porównaniu z Francją czy Wlk Brytanią zapóźniony gospodarczo, technologicznie i cywilizacyjnie. Poleca pilaster książkę Adama Tooze „Cena zniszczenia”, w której dokładnie pokazano jak bardzo gospodarka niemiecka była wtedy zacofana i nieefektywna w porównaniu z gospodarkami krajów Zachodu – Wlk Brytanii, USA, a nawet Francji.

        I oczywiście PKB, jak niejednokrotnie pilaster pisał, ma swoje wady jako wskaźnik (można go chwilowo sztucznie napompować poprzez rabunkową eksploatację surowców i agresywną politykę inwestycji kapitałowych, co swego czasu robił ZSRR, a obecnie ChRL) i dlatego musi być uzupełniany o inne parametry, IEF, CPI, etc..

        Natomiast jeżeli się go chce odrzucić w całości, to należy zaproponować alternatywną metodę pomiaru. Takiej alternatywnej, co najmniej nie gorszej niż PKB metody, nie ma.

        1. Ad1. Zwiększy. PKB to parametr statystyczny w skład którego wejdzie i zarobek szklarza. A czy ów zarobi z powodu chuligana czy z powodu modernizacji budynku? Na liczenie PKB w danym sezonie nie ma znaczenia. Dla gospodarki ma, ale dla statystyk nie. Tak samo z szarą strefą, narkobiznesem i innymi potencjalnie szkodliwymi elementami gospodarki (np. Całościowe koszty gospodarcze alkoholizmu przekraczają potencjalny wkład alko-biznesu do PKB).

          AD2. UK mogło w XIX wieku trzymać teoretycznego leseferyzmu z 1 powodu. Byli przez długi czas bezkonkurencyjni. A o braku protekcji – to żart chyba. Wspomnę przykład Persji gdzie to UK zrobiło mocne naciski by mieć liczne monopole w tym na telegraf. Nawet Wojny Opiumowe czy podbijanie Indii to też zasługa protekcji biznesmenów brytyjskich a nie podejście nieinterweniowania w ekonomię. Termin „Dyplomacja Kanionierek” i podobne nie wzięła się z realizacji lefeseryzmu, ale z protekcji biznesu UK w XIX wieku… Pułapka średniego rozwoju zaś dotyczy bardziej krajów, które opierają się na taniej sile roboczej bez chęci i prób przekształceń. Polska jest na tej drodze. Nie zaś protekcjonistyczne Niemcy, które mają mocniej wyśrubowane normy dla importu niż dla krajowych producentów (zarówno dla masarni jak i dla kolejnictwa). Protekcjonizm to nie tylko cła…

          Ad3. Tooze się myli 🙂 Niemcy przewyższyły PKB Francji już na przełomie lat 80 i 90 XIX wieku. Jeżeli chodzi o per capita to już początek XX wieku. Polecam bazę danych Maddison, bo to najlepsza baza danych dot. ekonomii w delcie czasu. Stereotyp, że „made in Germany to szmelc” miał miejsce w międzywojniu i odnoszono się porównywalnie jak na przełomie wieku XX-XXI do chinszczyzny. Ale historia zjednoczonych Niemiec to nie tylko międzywojnie+Hitler ale i wiele innych czasów 😉

          Do uwag dot. PKB warto dodać że np. wpływ szarej strefy i wiele innych ocenianych jest przez władze. Do tego odnosi się do produkcji na terenie kraju X podczas gdy możliwy jest transfer kapitału (np. do kraju macierzystego czy rajów podatkowych).

          A o co mi chodzi? Jak napisałem – by nie fetyszyzować. Bo np. Meksyk ma dość niezłe PKB. Tylko że sporo oparte jest na szacunkach obrotów karteli, które przez CIA oceniane są za najbogatsze grupy przestępcze. Ale czy narkobiznes i faktyczna wojna domowa dobrze wpływają na gospodarkę, chociaż w teorii podbijają PKB (a podbijanie widać w tym, że regiony z najwyższym PKB per capita są uznawane za centrale 2 czy 3 głównych karteli a przed wojną karteli były raczej przeciętne)? Warto wspomnieć o upadku Acapulco, które niegdyś było w czołówce generowania PKB.

          Nie ma metody. Ale chodzi by nie fetyszyzować. Jak Hansowi pisałem porównanie z merkantylistami i ich fetyszem

          1. 1. Nie zwiększa. Pieniądze nie wydane na wybitą szybę zostałyby wydane na coś innego i to coś innego by zwiększyło PKB. Co więcej ten alternatywny wydatek byłby bardziej efektywny niż odtworzenie stanu budynku i tym samym wybicie szyby ZMNIEJSZA PKB, chociaż oczywiście znacznie mniej niż koszt tej szyby.

            2. Stawki celne na import produktów do WLk Brytanii w XIX wieku można znaleźć w publikaji Clarka „Pożegnanie z jałmużną” – poleca pilaster. Ogólnie były minimalne.

            3. Wg Maddisona PKB per capita

            Rok 1901

            Niemcy – 2 871 $
            Francja – 2 826 $
            Wlk Brytania – 4 450 $
            USA – 4 464 $

            Rok 1932

            Niemcy – 3 362 $
            Francja – 3 959 $
            WLk Brytania – 5 148 $
            USA – 4 908 $

            Rok 1944

            Niemcy – 6 084 $
            Francja (okupowana) – 2 422 $
            Wlk Brytania – 7 405 $
            USA – 12 333 $

            Oczywiście, jak wielokrotnie tu podkreślano, sam PKB to nie wszystko. Ale nawet tutaj widać prewagę Anglosasów nad Niemcami i co najmniej równorzędną pozycję Francji (dopóki nie została okupowana) Tak czy inaczej Tooze ma rację – zresztą prosze przeczytać, fascynująca lektura.

            Przypomina pilaster, że nadal żadna alternatywa dla PKB nie została zaproponowana. Zatem cała dyskusja jest bezprzedmiotowa.

            1. 0. Jeżeli uważa pan, że brak zaprezentowania alternatywy oznacza brak przedmiotowości dyskusji to oznacza, że sam siebie pan wyklucza 🙂 Widać po tym brak doświadczenia w pracy na stanowisku gdzie wymagana jest inwencja oraz ścieranie się z realnymi problemami albo chociaż brał aktywny udział w życiu naukowym. A ma pan chociaż świadomość, co jest tematem? Czy tematem jest (A) demonizacja PKB jako kompletnie nieużytecznej koncepcji (B) zaprzestanie fetyszyzacji PKB? Ponieważ pańskie podejście jest takie, jakby tematem było (A). To w takim razie polecam cofnąć się odpowiednio i poczytać właściwe słowa. Obrana przez pana tutaj taktyka to jest taktyka trollingu, bazująca na tym żeby tak zakręcić by nikt nie wiedział o czym właściwie była mowa. Sorka, ale nie ze mną te numery.

              1. Zwiększa. Nawet nie potrafi pan właściwie sparafrazować Bastiata. I jeżeli dalej pan się upiera, że nie zwiększa, to tylko ukazuje głębokie braki w edukacji dot. nauk ekonomicznych. Nawet gdyby był pan na poziomie przeciętnego studenta 1 roku sięgnąłby pan do takiej wikipedii i (czy to na polskiej czy angielskiej) znalazł metody liczenia PKB (po angielsku GDP dla przypomnienia) i zaprzestał twierdzenia, że kupno towaru X nie powoduje generowania PKB. Ale jak pisałem – generacja PKB nie jest tożsame z generacją bogactwa. Bo w przypadku mitu zbitej szyby mamy taki przypadek, ale by to wiedzieć trzeba znać wzory i definicje. Pan widocznie nie zna i jedynie pobieżnie kojarzy mit o którym piszę. Heh…

              2. No i co to ma do rzeczy? Znowu pan nie czyta tego, co piszą inni ale w swoim zaślepieniu ideologicznym pisze coś bardziej do siebie niż do tematu. Ja napisałem, że rząd brytyjski używał brutalnych środków aby zyskiwać monopole oraz preferencyjne warunki w krajach innych, wraz z użyciem armii, łamiąc koncepcje leseferyzmu. Jeżeli brytyjska firma zajmująca się telegrafią nie potrafiła sama zwyciężyć przetargu w Persji to, zgodnie z zasadami leseferyzmu, rząd londyński nie powinien kiwnąć palcem. A co zrobił rząd jej królewskiej mości? Użył licznych nacisków (w tym i groźby interwencji zbrojnej) aby to jednak brytyjska firma postawiła telegraf. A II wojna brytyjsko-birmańska to co? Prywatna Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska nie potrafiła sama zrealizować swoich celów logistyczno-handlowych. A jednak anglosasi tak wszystko robili, że jak doszedł problem to go rozeskalować i rozpętać wojnę. By zrealizować cele prywatnej Brytyjskiej Kompanii Wschonioindyjkiej. A wojna w Zanzibarze? Po przewrocie pałacowym było ryzyko, że Zanzibar z kraju który był w strefie handlowej Wlk Brytanii wszedłby w silne relacje gospodarcze z Niemcami. To przez kilkadziesiąt minut ostrzeliwano Zanzibar z dział okrętowych. Ale to przecież nic nie znaczy, panskim zdaniem? Londyn nie chronił interesów przedsiębiorstw brytyjskich bo wolny handel – „sorki Kompania, sama musisz sie dogadać z władzami Birmy, nie licz na czerwone kurtki”. Bardziej głośne i znane wojny opiumowe czy wojny burskie funkcjonowały na zasadzie „Londyn wesprze ekonomiczne interesy prywatnych firm w dzikich regionach” a nie na zasadzie „jak prywaciarz nie daje rady handlować opium to niech się przebranżowi”. Historia tak nie działa, a koncepcja że jedynym czy najważniejszym wyznacznikiem stopni protekcji gospodarczej, naprawdę wskazuje na braki w edukacji ekonomicznej. Do tego dochodzą też braki edukacji historycznej.

              3. Ok, no i co z tego? Podał pan wartości z dat które no za bardzo ne obrazują niczego. Co rok 1932 ma do Jaki proces to obrazuje? Jaki wniosek z tego można wyciągnąć? Nic nie obrazuje, oraz niczego nie można wyciągnąć.

              W 1820 GER w znaczeniu „wszystkie kraje z regionu dzisiejszych Niemiec”, podobnie USA

              1820 FRA 35,468 GER 26,819 UK 36,232 USA 12,548
              1870 FRA 72,100 GER 72,149 UK 100,180 USA 98,374
              1913 FRA 144,489 GER 237,332 UK 224,618 USA 517,383

              Dlaczego takie lata? Ponieważ przez ten czas polityka gospodarcza tych krajów się radykalnie nie zmieniała a jednocześnie żadne z tych państw nie doświadczyło głębokiego kryzysu. Delta polityki gospodarczej dokonała się dopiero podczas wojny, kiedy to wszystkie duże kraje walczące (za wyjątkiem Rosji carskiej) wprowadziły to, co Niemcy później nazwą Kriegsozialismus. I tak po wojnach napoleońskich Francja rywalizuje z UK, kraje dawnej Rzeszy w tyle. 1870, zjednoczenie Niemiec – Niemcy przegoniły Francję, UK wyrwało się do przodu. 1913, przedednie 1 wojny światowej. Niemcy przegoniły UK, Francja w tyle. USA uzyskiwały najbardziej spektakularne wzrosty. Wniosek? Pruska/Niemiecka oraz amerykańska polityka gospodarcza była skuteczniejsze niż brytyjska i francuska, pomimo tego że była bardziej protekcjonistyczna, znacznie bardziej swobodnie traktowała sprawy patentowe (jak np. do pierwszych maszyn parowych), gdzie polityka miała prawo ingerencji w działanie firm oraz przy znaczniejszym udziale czynnika militarystycznego. Cóż – zgodnie z oficjalnymi doktrynami współczesnych twardogłowych „wolnorynkowców” tak być nie powinno. To Francja i Wielka Brytania powinny utrzymywać przewagę wobec USA i Niemiec. I owszem, można powiedzieć że Francja przegrała wojnę z Prusami, to z powodu kontrybucji dostała nieco hamulca. Ale relatywnie szybko je spłaciła. W tym samym czasie USA miała totalną i wyniszczającą wojnę domową, stałą wojnę z Indianami oraz inne trudności. Cóż – jednak rzeczywistość jest w sprzeczności z twoimi ideami…

  3. Brawo. Niezwykle trafne uwagi. Ale niestety w tej pułapce intelektualnej jesteśmy od trzech wieków. To choroba przewlekła i nie widać jej końca.

  4. Nie daj Bóg, aby gospodarka trafiła w ręce narodowców. Zafundują oni system, przy którym rządy PiS to istny leseferyzm. Problemem narodowców jest to, że postrzegają oni system społeczno-ekonomiczny nie jako żywy organizm, ale jako machinę. Jedyne, co mają do zaoferowania, to sterowanie gospodarką na wzór znany z kierowania wojskiem – tyle a tyle samolotów, czołgów, czy litrów dostępnej ropy, takie a takie racje żywieniowe. W praktyce może to i działa, ale na najbardziej prymitywnym poziomie, gdy gospodarka industrialna dopiero raczkuje. Późne gospodarki postindustrialne cechują się wieloma niuansami, wobec których takie toporne, ręczne kierowanie jest bezsilne, bo nie pozwala ani przewidzieć ewolucji zbyt złożonych zjawisk społecznych, ani uzyskać sensownej, racjonalnej wyceny towarów i usług. Znów królują „ceny społecznie uzasadnione”, limity, racje, przydziały, oraz sztucznie ograniczane ceny. To może jest skuteczne, ale w przypadku jakiś horrendalnych katastrof żywiołowych.

    1. Niewiele pod tym względem narodowcy różnią się od komunistów. Centralne planowanie i własność społeczna/narodowa to u nich grunt. 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *