Bunikowski: Krótki esej o nacjonalizmie i nie tylko

Całkiem niedawno jeden z byłych prezydentów, B. Komorowski, powiedział, że nie każdy nacjonalizm jest zły i godny potępienia[1]. Jest to ciekawe stwierdzenie, gdyż obecnie samo to słowo nie jest już mile widziane. Moja teza jest taka, że bez nacjonalizmu (w Polsce) nie byłoby niepodległości. Rozwój świadomości narodowej i walka o interesy narodu to zasługa nacjonalizmu. Nie każdy nacjonalizm jest zły. Nacjonalizm państwowy i inny jak społeczny czy prywatny jest faktem. Pierwsza część eseju zawiera rozważania teoretyczne, a druga – bardziej praktyczne, w tym uwagi z obserwacji własnej. Moje podejście jest filozoficzno-prawne i antropologiczne. Nie ma tu żadnej ideologizacji. A forma eseju pozwala na dość swobodną wypowiedź.

Faktem (1) jest, że każde państwo uprawia nacjonalizm umiarkowany. Jest tak w praktyce, to nie teoria. Na czym on polega?

            Każde państwo popiera:

  • interes wspólnoty nad jednostką,
  • swoje interesy narodowe (np. w Unii Europejskiej etc.),
  • swoich obywateli, których traktuje lepiej niż obcych.

Zacznijmy od końca. Warto zauważyć co do pkt 3, że samo obywatelstwo jako instytucja jest przejawem nacjonalizmu: jeden jest ”lepszy” od obcego, Innego. Jest tak pod względem praw, wolności i obowiązków. Obywatel jest bowiem w szczególnym stosunku z państwem jako wspólnotą polityczną, wspólnotą obywateli[2]. Trzeba by chyba znieść instytucję obywatelstwa, aby uniknąć zarzutu o nacjonalizm państwowy[3]. Co do pkt 2, to walka o swoje interesy narodowe jest cechą sporów i targów w Unii. Dyrektywy unijne uderzają czasem w interesy określonych państw lub często stanowią ich ochronę. A co do pkt 1, to całe szybko rozwijające się prawo publiczne wskazuje na to, że interes publiczny, w tym interes wspólnoty, coraz częściej dominuje nad interesem prywatnym. Przykładowo, rozwój systemu ubezpieczeń społecznych oraz system podatkowy wskazują na dominację tego pierwszego interesu.

Co ważne jednak, retoryka nacjonalizmu umiarkowanego nie jest agresywna ani wulgarna, a sama forma zbliża nas raczej do patriotyzmu. Zmiana terminologiczna z „nacjonalizmu” na „nacjonalizm umiarkowany” czy „patriotyzm” ma zatem charakter taktyczny i strategiczny, ale także jakościowy. Nacjonalizm umiarkowany potępia sianie nienawiści wobec innych narodów. Szanuje się wszystkie narody.

            Fakt 2: nacjonalizm to „brzydkie” słowo, jest jak tabu, napawa wielu przerażeniem. Zastępowane jest innym słowem: „patriotyzmem”. Dlaczego? „Nacjonalizm” kojarzy się z rasizmem, nazizmem czy szowinizmem oraz faszyzmem (z lat 20. i 30.).

            Fakt 3: nacjonalizm żyje, ale inaczej go nazywamy. Zadajmy sobie pewne pytania…

Czym jest patriotyzm konsumencki? To nacjonalizm.

Czym jest patriotyzm sportowy? To nacjonalizm.

Czym jest patriotyzm językowy? To nacjonalizm.

Idea w tych patriotyzmach jest prosta: moje, nasze  – lepsze.

            Teraz zastanówmy się nad doktrynalnym ujęciem nacjonalizmu. Czym jest w ogóle nacjonalizm, oto pytanie. Wyjść trzeba od narodu. Naród to macierz, ojczyzna (język, kultura, historia, tożsamość, wspólnota). To ludzie. Państwo jest tylko formą. W państwie są decyzje i procesy i jest obrona narodu. Przez Państwo Naród rządzi, podejmuje decyzje.

            Czym jest zatem nacjonalizm… Przedstawmy najprostsze doktrynalne ujęcie. Jako ideologia posiada trzy cechy:

  • naród, wewnątrz wspólnoty patrząc, jest nad jednostką,
  • w stosunkach zewnętrznych – interesy narodowe i państwowe są nad interesami innych państw/narodów,
  • lepiej traktuje się swoich, tj. obywateli, zwłaszcza etnicznych,
  • swoje (narodowe) jest lepsze, np. produkt, literatura, styl życia.

Odnosząc się do punktu 1, to przypomnijmy w myśli sobie trzy kryteria patriotyzmu wedle A. Zybertowicza[4]. Czy my wszyscy (jako obywatele polscy lub ludzie polskiego pochodzenia) je spełniamy? Ponadto, zauważmy, że cecha z pkt 1 sugeruje komunitaryzm, dobro wspólnoty na pierwszym miejscu, ale już niekoniecznie socjalizm.

Cecha z pkt 2 oznacza, że mój naród jest nad innymi, tj. interesy mojego narodu są ważniejsze od interesów innego narodu czy państwa. Zwróćmy uwagę, że zawsze jest tak, że najpierw dbam o siebie, bronię siebie, a potem dbam o innych. Najpierw bronię siebie i swojej rodziny, potem swojego sąsiada i swojej grupy, a na koniec bronię świata. (Oczywiście, są wyjątki, tj. osoby zaangażowane na poziomie globalnym, ale i często bez dbałości o te niższe poziomy dbania.) Tak jest także na poziomie krajowym i międzynarodowym. Dbamy o państwa i narody, o interesy grupy państwowej (zorganizowanej w państwo) i narodowej, o swoich ludzi. Np. tak czyni Francja w UE, Niemcy w UE, ale i USA za Trumpa i nie tylko za niego.

Cecha z pkt 3 dotyczy koncepcji znanej socjologii niemieckiej od XIX w. „Staatskultur” nie jest „Volkskultur”. Posiadanie obywatelstwa nie jest przynależnością do „Volkskultur”, kultury narodowej, ludowej. Swój to ktoś, kto należy do tej samej grupy w sensie narodu etnicznego, kultury i języka, nie tylko w sensie narodu politycznego i obywatelstwa. Oczywiście, posiadanie obywatelstwa też jest ważne dla określenia czyjegoś statusu w sensie kultury państwowej i narodowej. Przykładowo, obywatel USA swobodnie wjeżdża do swego kraju, a ktoś inny robi to z wizą i za zgodą władz. Obywatel też jest swój… na swój sposób, ale obywatel ”etniczny”, z dziada pradziada, jest „bardziej” swój, a jest tak, czy to w Anglii, czy w Polsce, czy w Finlandii. Pewien angielski antropolog, młody i liberalny, powiedział mi parę lat temu w Manchesterze, że Anglik to w zasadzie jest biały i tak się postrzega angielskość. Poza tym, jest też tak, jak sądzę, że „duchowo należę do ziemi”, gdyż nic nie zmienia faktu, że moje więzy z daną ziemią są trwałe. Przykładowo, mój praprapradziadek ze strony ojca brał ślub w skórzeckim kościele w 1817 r., w którym mnie ochrzczono 163 lata później. Jest to, jak sadzę, ciągłość pokoleń na danej ziemi (tu: kociewskiej), wrażliwość na lokalizm i tradycje rodzinne. Ta myśl o kulturze i ziemi nie jest obca współczesnej antropologii. Brytyjski antropolog Tom Ingold twierdzi, że kultura wypływa z ziemi i z miejsc, będąc z nimi związana. Ingold pisał o tym w kontekście ludów rdzennych na Północy, ale ma to szersze zastosowanie. Ktoś jest swój w sensie kultury.

Co do pkt 4, to tytułem przykładu dodam, że większość uczonych anglosaskich w określonych dziedzinach, jak w filozofii prawa czy antropologii, bazuje tylko na anglosaskich źródłach, co wynika po części z braku wiedzy, ignorancji, a po części z powodu poczucia wyższości kulturowej. Z drugiej strony, przejawem nacjonalizmu może być także uważanie, nieliczące się z prawdą obiektywną, że np. mój naród robi dane rzeczy w sposób najlepszy na świecie albo że posiada jakąś cechę, która czyni go najlepszym na świecie, albo że nawet nasze produkty czy literatura są najlepsze na świecie.

Powstaje też pytanie, czy nacjonalizm, w tym umiarkowany, różni się od patriotyzmu. Nieodżałowany Sędzia Scalia powiedział kiedyś, że „patriotyzm to jest miłość do ojczyzny i umiłowanie konstytucji”. Czy ta miłość jest nacjonalistyczna?… Czy po prostu jest patriotyczna?… Czy życzenie dobrze przede wszystkim mojemu krajowi jest zbrodnią?… Czy jest to nacjonalizm?… Czy jest to czymś moralnie nagannym i złym?…

A teraz wróćmy do nacjonalizmu w praktyce. Zejdźmy trochę na poziom bardziej praktyczny. Podajmy przykłady z życia, z różnych krajów, które znam dobrze z racji stałego mieszkania w nich (Finlandia, wcześniej Polska) albo podróży.

Fakt 4: istnieje nacjonalizm ekonomiczny. To, po pierwsze, przejawia się w instrumentach takich jak cła, opłaty na produkty z zewnątrz, ale i różne ograniczenia dla podmiotów zagranicznych. To jest nacjonalizm państwowy, obrona swojego rynku i swoich producentów. Wojna handlowa Trumpa jest dobrym przykładem. Po drugie, jest też patriotyzm konsumencki, tj. kupuj swoje, bo lepsze! Np. w Finlandii, która powszechnie uważana jest za tolerancyjny i otwarty kraj, Finowie częściej kupują fińskie mleko, a nie tańsze szwedzkie. Celem jest wsparcie fińskiego rolnika i „danie” mu pracy, ale jest gdzieś poza tym świadomość przynależności do jednego narodu. A tak na marginesie, Finowie jako naród i społeczeństwo boją się jakichkolwiek oskarżeń o rasizm czy skrajny nacjonalizm. Natomiast lubią, gdy mówi się o tym, jakim to są hokejowym, wielkim  narodem albo patriotycznym, fajnym narodem. Ale broń Boże, nacjonalistycznym!

Fakt 5: istnieje nacjonalizm sportowy.

Nacjonalizm ten jest prosty do zauważenia: swoje, nasze występuje podczas rywalizacji, np. w piłce nożnej. Jest lepsze, bo nasze. Nasze flagi, nasi sportowcy, nasze emocje, nasza wspólnota, nasze… Nasz Robert Lewandowski. Przykładowo w Anglii, Walii czy Szkocji są własne, odrębne piłkarskie reprezentacje narodowe. W ramach jednego państwa, Wielkiej Brytanii. I to tzw. nasze jest w każdym sporcie, i w każdym państwie czy narodzie. A czy w aktywności FC Barcelony nie eksponuje się nacjonalizmu Katalonii? Kto był na Camp Nou, wie, jak eksponują tam hasło, że są „czymś więcej niż klubem”. A jak jest na ulicach i na boiskach w Kraju Basków, np. w Bilbao, nie mówiąc już o propagandowym nacjonalizmie baskijskim w zabytkowym Oñate? Z kolei ”fajnym” Finom nie przeszkadzało, gdy jako kibice gwizdali na polską reprezentację koszykówki podczas Mistrzostw Europy w Helsinkach rok czy dwa lata temu. Bądźmy ironiczni. Nie był to nacjonalizm, ale patriotyzm… Wcale pewnie nie chcieli, by swoi wygrali, a obcy się pomylili ze względu na gwizdy i nieprzyjazną atmosferą, pełną presji. I obcy, którzy prowadzili, pomylili się w dogrywce… ku uciesze stadionu. A potem swoi byli celebrowani. Swoi, nie obcy.

            Fakt 6: istnieje nacjonalizm kulturowy.

Oznacza on dbanie o język i kulturę narodu. W szkołach w Polsce dba się o naukę i czystość języka narodowego. A bynajmniej powinno. Uczy się też przede wszystkim historii własnego państwa. Państwo i samorządy organizują różnego typu akcje kulturalne, np. festiwale i konkursy, aby integrować wspólnotę narodową czy mniejsze wspólnoty lokalne w obrębie danej kultury. A czy w Polsce nie ma poza tym ustawy o języku polskim? Czy nie jest on chroniony? Czy nie jest „narzucony”? Czy nie szczycimy się naszą poezją i literaturą albo sztuką? Bylibyśmy zakompleksionymi istotami, gdybyśmy się tego wstydzili, że mamy tak bogate dziedzictwo kulturowe. A jak jest w innych krajach?… W wielu krajach działają centralne rady języka. Organizuje się festiwale i inne wydarzenia kulturalne, które mają promować rodzimą kulturę. Szkoły promują wartości danego społeczeństwa i jego tradycję. W Finlandii prawie co tydzień wiszą flagi narodowe, nawet na podwórkach, i obchodzi się jakieś święta, bo oto ten pisarz się urodził, a tamten umarł… Kultura narodowa jest ważna dla integracji społecznej. To także jest nacjonalizm państwowy.

            Fakt 7: istnieje nacjonalizm akademicki.

Czy nie ma w Polsce stypendiów dla polskich naukowców i tylko dla nich? Czy nie wspiera się „nauki polskiej” i „kultury polskiej”? Co innego zatem robi (robić winno) Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego albo Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego? Granty naukowe są często dla swoich, czego przykładem jest także Finlandia. Trudno o środki bez obywatelstwa i realnego włączenia, tj. rzeczywistej inkluzji i zaakceptowania jako swojego przez decyzyjną część wspólnoty etnicznej. Jest to wiedza nieoficjalna, ale praktyczna. Zresztą, niektóre naukowe fundacje w Finlandii, które „dają” granty, wyraźnie zastrzegają, że dotyczy to tylko naukowców fińskich i „promocji fińskiej kultury”. Kiedyś w Waszyngtonie rozmawiałem o tym nacjonalizmie na uczelniach z wybitnym amerykańskim uczonym, historykiem prawa i znawcą teorii prawa naturalnego, Kennethem Penningtonem. Pennington twierdzi, że w USA jest tak samo jak w krajach nordyckich, to znaczy swój jest lepiej traktowany, a obcy ma zawsze gorzej, trudniej. Nie ma tu nic dziwnego, to jest całkiem naturalne, jak sądzę, choć nieco na początku jakby wydaje się to smutne, bo naiwna iluzja kosmopolitycznej, ponadnarodowej, uniwersalno-ludzkiej utopii upada. Realizm rządzi. Realność nacjonalizmu rulez. Człowiek jest istotą plemienną. Nacjonalizm państwowy działa także mniej lub bardziej oficjalnie w akademii.

            Nota bene, jest też nacjonalizm migracyjny ostatnio… Wybuchnął w wielu krajach, przynosząc sukcesy nacjonalistom, którzy doszli nawet do współrządów. Przykładami niech są Liga Północna czy Austriacka Partia Wolności. W Szwecji mocni są Szwedzcy Demokraci. W Finlandii Partia Finów przegrała wybory parlamentarne tylko o 0,2 % miesiąc temu. A jest to partia nacjonalistyczna, antymuzułmańska, antyimigracyjna, eurosceptyczna, a raczej antyunijna. Ludzie pewnie boją się obcych, nawet jeśli wiedzą, że wielu z nich ma podstawy ubiegać się o azyl. Zresztą, jest jasne po analizie dotychczasowych statystyk dotyczących decyzji o azylu, że z ok. 35 tys. osób, które przybyły oficjalnie do Finlandii w 2015 r., tylko może jedna dziesiąta otrzyma status azylanta, a reszta będzie deportowana po długich procedurach odwoławczych. Zaostrzono faktycznie polityki dotyczące nadawania statusu azylanta, jak również, co ciekawe, te dotyczące nadawania obywatelstwa. Urzędy migracyjne są bardzo konserwatywne obecnie. Oczywiście, jest to nacjonalizm, próba obrony własnej grupy. Jest to nacjonalizm migracyjny, ale i państwowy. Tytułem ciekawostki wspomnę, że nowe prawo fińskie ze stycznia tego roku nakazuje deportować obcokrajowców-przestępców seksualnych, którzy popełnili przestępstwa seksualne w Finlandii. A dodam też, że według oficjalnych danych, które ostatnio ku mojemu zdziwieniu podała publiczna TV, osoby zza granicy popełniają przestępstwa seksualne 10 razy częściej niż rodowici Finowie[5]. Nieoficjalnie wiemy, że dotyczy to głównie migrantów bliskowschodnich. O co chodzi w ratio legis tego prawa… Finowie nie chcą, aby ci ludzie nawet odsiedzieli swoje wyroki w Finlandii. Czy to nie jest nacjonalizm?… Wszak chronimy swoich przed obcymi. Chcemy pozbyć się przestępców z naszego terytorium. Pojawiła się także propozycja zmiany prawa o obywatelstwie tak, aby zaostrzyć kryterium integracji kulturowej i, powiedzmy, aksjologicznej. Nowy obywatel fiński po prostu musi wyznawać fińskie wartości. Minister spraw wewnętrznych jasno wypowiedział się na ten temat. A czy jest coś takiego jak fińskie wartości?… Wystarczy sięgnąć do fińskiej konstytucji. A czy są np. brytyjskie wartości? Oczywiście, że są, i powołuje się na konieczność ich obrony każdy premier na Downing Street po kolejnym ataku terrorystycznym na Wyspach.

            Nacjonalizm migracyjny czy kulturowy przejawia się w zachowaniach zwykłych ludzi (nacjonalizm państwowy to zaś działania państwa). Starszy Polak, który mieszka w Finlandii prawie 50 lat, powiedział mi, że Finowie robią się teraz „bardziej nacjonalistyczni”, gdyż za dużo przybywa imigrantów, a „oni są małym narodem i muszą się bronić”, co jest „zrozumiałe”. Kiedyś obcokrajowiec był mile widziany, bo było mniej przybyszy. Obcy był ciekawy. Dziś jednak warunki jego pracy czy rozwoju są gorsze. Oczywiście, nikt tego nie powie oficjalnie przed kamerami ze względu na panującą poprawność polityczną i powszechną chęć nieeskalowania konfliktów społecznych publicznie. Podczas gdy telewizja publiczna promuje pozytywny obraz tolerancyjnej Finlandii i multikulturalizmu, praktyka i działania urzędników czy pracodawców mogą przeczyć tej tolerancji i multikulti. Nie idzie tylko o wiecznych kandydatów na azylantów, ale i o legalnych obcych, w tym obywateli UE, a nawet tzw. lud rdzenny, tj. Samów. To dość złożony problem.

Nacjonalizm kulturowy?… Dla orientacji dodam, że kraje nordyckie miały okres liberalnego nacjonalizmu, który zaczął się w wieku XIX. Jeszcze jednak w l. 80 XX w. Norwedzy, Szwedzi i Finowie zabierali dzieci rdzennym Samom, aborygenom północnej Europy, i umieszczali w internatach na cały rok szkolny, gdyż uważali Samów za gorszych i głupszych. Chcieli oderwać samskie dzieci od ich środowiska językowego. Spotkałem kiedyś w Karasjok w Norwegii taką „oderwaną” ongiś osobę, w momencie spotkania już ok. czterdziestoletnią pieśniarkę i działaczkę kulturalną, pochodzącą z pogranicznej, fińskiej wioski Angeli. Wspominała z bólem, żalem i wzruszeniem swoje szorstkie, szkolne dzieciństwo w fińskiej Laponii, w szkole w Vasatokka. „Wszystkie państwa nordyckie tak robiły”. Dzieci zapominały własnego języka, zwyczajów, tradycji. Trauma trwa.

Nacjonalizm migracyjny? Jest faktem. Gdy zatem idzie o sprawy kryzysu migracyjnego, to pewien norweski antropolog powiedział mi w Bergen o ostatnich migrantach z Bliskiego Wschodu z lat 2015-2017, że ci ludzie „nie są lojalni” wobec jego państwa, „mają roszczenia”, nie mają zamiaru „dostosować się do wartości norweskich” (nawet jeśli nie jest „tak łatwo” je od razu zdefiniować – dodał!) i w każdej chwili są „gotowi przenieść się tam, gdzie dostaną więcej” (np. do Niemiec). Była to uczciwa, szczera opinia. Nacjonalistyczna w ustach liberalnego akademika? Czy można w ogóle mówić o tym trudnym problemie integracyjnym publicznie bez łatki wariata i ksenofoba?

Nacjonalizm kulturowy w liberalizmie? Z kolei pewien przedstawiciel narodu Samów, starszy pan z Kiruny we Szwecji, zapytał mnie retorycznie i prywatnie po konferencji w Rovaniemi kilka lat temu: „Zastanawiam się wciąż, jak te państwa nordyckie chcą rozwiązać problemy ludzi, którzy wciąż tu przybywają, i tej wielokulturowości, skoro nie rozwiązali naszych problemów – ludzi, którzy tu mieszkają od wieków?”. Z punktu widzenia Samów polityka Norwegii, Szwecji i Finlandii jest w wielu miejscach nacjonalistyczna, gdyż dyskryminuje się ich rdzenny naród w zakresie prawa do ziemi, zasobów naturalnych, edukacji, hodowli reniferów, a także prawa do samostanowienia, etc. Oni widzą na co dzień nacjonalizm rządów uznawanych powszechnie na świecie za liberalne, otwarte, prawo-człowiecze, tolerancyjne. Jest to jakiś niesamowity paradoks, który zaobserwowałem dość wcześnie. Zapachniał bowiem hipokryzją. Państwa i narody nordyckie, jak widzę na przykładzie Finlandii, chcą uniknąć zarzutu o nacjonalizm i wskazują na argument z egalitaryzmu, który mówi, że skoro jesteśmy społeczeństwem egalitarnym, to wszyscy mamy takie same prawa i obowiązki i nie ma miejsca na grupy z prawami ekskluzywnymi. Nota bene, ten sam wspomniany (liberalny) norweski antropolog krytycznie wypowiadał się też o narodowych dążeniach Samów do autonomii politycznej („chcą mieć nawet własne ambasady”).

Ludzie, zresztą, są ciekawi, przewrotni, niespójni, a i zabawni. Znam ludzi urodzonych w Polsce, którzy z dumą otrzymali obywatelstwo największego imperium, tego za oceanem, a jednocześnie ze swoim kosmopolityzmem godzą także swe bardzo narodowe poglądy dotyczące kraju ich pochodzenia. Na przykład, ostro wspierają polski rząd w konflikcie z Unią czy Niemcami albo Rosją i popierają polską neosanację we wszystkim w polityce krajowej. Z kolei emigranci, którzy otrzymali brytyjskie obywatelstwo albo długo żyli w kraju „brexickim”, uważają się wręcz za Brytyjczyków.

Oczywiście, zmiana tożsamości narodowej jest możliwa. Wynika często ze zmiany stylu życia i dominacji innego języka. Czasem także wynika to ze wstydu z powodu własnego pochodzenia i z myślenia o innej kulturze jako o lepszej, bardziej wizerunkowej także („lepiej wyglądającej”). Zmiana tożsamości narodowej jest dość częsta u części dzieci wychowywanych za granicą, które przejmują kulturę większościową i stają się jej częścią. Oczywiście, stając się jej częścią, w jakimś stopniu modyfikują ją, jeśli stanowią jakiś widoczny odsetek społeczeństwa. Kwestie tożsamości narodowej dzieci są dość skomplikowane, a każdy przypadek jest inny, choć często występuje rodzaj mieszanej tożsamości. Ponadto, żyjąc w wielkich tyglach kulturowych jak w Londynie, także możemy mieć specyficzny rodzaj tożsamości (quasi-)narodowej – należymy do miasta-państwa. Czasem jest też jakaś ekstrawagancja u samych dorosłych w potrzebie wyboru nowej tożsamości narodowej, np. ktoś z Ameryki Północnej czy kraju anglosaskiego bardzo pragnie być nordykiem i mieć obywatelstwo jednego z państw nordyckich; państw o wysokim statusie życia, spokojnych, bogatych i z dużym zaufaniem społecznym. Znam takie przypadki. Jest jasne, że etnicznie i kulturowo ktoś taki nigdy nie będzie nordykiem (np. Finem, Szwedem, Duńczykiem, Norwegiem czy Islandczykiem), nie będzie mówił, myślał i zachowywał się jak nordyk, gdyż nie został tu wychowany, ale może dumnie nosić paszport jednego z nordyckich państw. Inni ludzie, oryginalnie obcy (np. ze wschodu, powiedzmy), szukają zaś w takich państwach zarówno obywatelstw, jak i nowych tożsamości narodowych z zupełnie innych powodów, tj. z powodu dużych możliwości co do poprawy jakości życia, ułatwień biurokratycznych oraz często dla benefitów, w tym głównie socjalnych.

            Jakie zatem wnioski?… Nacjonalizm podkreśla przynależność do grupy. Chodzi o przynależność do grupy ze względu na urodzenie, pochodzenie, język, etc. Jest to, powiedzmy, nacjonalizm „polityczno-kulturowy”. Są jednak i inne podłoża i tła. „Socjalny” nacjonalizm odnosi się do solidarności, tej z innymi w swojej grupie narodowej. To nacjonalizm „polityczno-ekonomiczny”. „Liberalny” nacjonalizm odnosi się bardziej do wolności. To nacjonalizm „moralny” i „ekonomiczny”. „Konserwatywny” nacjonalizm podkreśla ZASADY. To „moralny” i „społeczny nacjonalizm”. Podsumowując, nacjonalizm istnieje, ale nie używa się tak chętnie tego terminu. Można raczej mówić o patriotyzmie („Kocham Polskę, jestem patriotą”), a w kuchni można wspomnieć o nacjonalizmie umiarkowanym czy ukrytym („Interesuje mnie dobro Polski, a nie Niemiec, to chyba nie jakiś wielki nacjonalizm”), a będąc w piwnicy, gdy nikt nie usłyszy, można rzec o otwartym nacjonalizmie („Nie lubię Niemców”/„Nie lubię Ruskich”/„Jestem nacjonalistą”).

Nacjonalizm jest faktem. I nie oznacza od razu nawoływania do ludobójstwa. Jest bardziej złożony, czasem subtelny, czasem ukryty, a występuje na wielu dziedzinach życia, na różnych poziomach, tj. społecznie, państwowo, prywatnie. Jest też, oczywiście, czasem agresywny, wulgarny, prymitywny. Przykładowo, ktoś zostanie pobity, bo odezwał się w innym języku. Jest to wówczas kulturalna i kulturowa „masakra”. Anglicy biją Polaków w Anglii, Polacy Ukraińców w Polsce. To jednak rzadkie sytuacje. Główne fora dla „prawowiernych” nacjonalistów stanowią obecnie, z jednej strony, świat wirtualny i, od czasu do czasu, z drugiej strony, manifestacje.

            Nie każdy nacjonalizm jest zły. Jest taki, który jest zły i jest taki, który nie jest zły. Jest nacjonalizm zły, który prowadzi do szowinizmu i ludobójstwa wobec innych narodów. Jest tu agresja, są tu środowiska skrajne, jest poniżanie innego narodu i stawianie go w gorszej pozycji. Jest jednak też nacjonalizm, który nie jest zły, ale nie podoba się liberałom i skrajnej lewicy, gdyż kwestionuje on liberalny ideał kosmopolityzmu i człowieka oderwanego do kultury, tradycji i narodu. Jest za to umiarkowany, a nawet raczej jest de facto patriotyzmem.

Na marginesie, mam nadzieję, że napisawszy ten esej, nie spotkam się z zarzutem bycia narodowym szowinistą. Nie wykluczam jednak niczego, bo jak zauważył Ortega y Gasset w swoich „Medytacjach o polowaniu”, „żyjemy w głupich czasach”, tzn. trwa rewolucja mas i totalna pauperyzacja wszystkiego, od edukacji i zawodów po instytucje i fora dyskusji. A „minuta każdego z nas jest policzona”, dodaje Ortega. Polaku… Minuty masz policzone. Rodzisz się, jak sądzę, Polakiem, bo wspólnota czyni cię Polakiem, a umierasz też jako Polak, bo jako kto masz umrzeć… Rodzisz się w grupie i… umierasz jako jej członek, nawet jeśli jesteś od lat na bezludnej wyspie. Jak w wierszu Kawafisa, „to miasto pójdzie za tobą”. „Nigdy nie opuścisz tego miasta”, tego narodu. W każdym razie, jest to trudne. A potrzeba przynależności, np. do narodu, i fakt przynależności, np. do narodu, nie są fikcją. Te potrzeby i fakty to byty realne. Naród to też byt i konstrukt realny. Realności tych konstrukcji i bytów nie można lekceważyć. Jest to przestroga dla konstruktywistów lekceważących te konstrukcje, a o której to wspomina (liberalny) amerykański socjolog Calhoun.

Oczywiście, powinienem był zacząć ten tekst od tego, że jesteśmy najpierw ludźmi i w ludziach powinniśmy widzieć nade wszystko ludzi niezależnie od ich pochodzenia. Ich piękno, indywidualność, mądrość, ale dobro i zło. Powinienem był zastrzec, że dopiero w drugiej kolejności jesteśmy członkami jakiegoś narodu czy religii, etc. Skupiłem się jednak na narodzie i nacjonalizmie. Równie dobrze mogłem skupić się na małej ojczyźnie, lokalności i lokalizmie, zwłaszcza w czasie globalizacji kulturowej, politycznej i ekonomicznej. Chodzi o to, by pokazać, że nacjonalizm jest częścią naszych państw i życia społecznego, nawet, gdy nie zdajemy sobie sprawy z tego albo nawet, gdy w manii wyższości moralnej uważamy, że gardzimy wszystkimi nacjonalistami, patriotyczną dumą i wszelką tzw. ksenofobią, czyli dosłownie lękiem przed obcymi. A są przecież różni nacjonaliści i są różne nacjonalizmy. To jest wśród nas, to są nawet instytucje prawne.

W tym samym czasie, gdy już nawet potępimy nacjonalizm, będziemy jednak trzymali polskie paszporty w kieszeni, kibicowali polskiej drużynie[6], brali granty naukowe dla polskich obywateli, chwalili się na fejsbuku swoimi podróżami za granicę, zajmowali stanowiska urzędowe (gdyż jesteśmy polskimi obywatelami), brali polskie emerytury, renty i pensje, mówili polskim językiem, marudzili, jak na Polaków przystało, i mieli pretensje do całego świata, jak na Polaków przystało, etc. Możemy zawsze powiedzieć, że traktujemy to wszystko „technicznie”, np. obywatelstwo. Ale jednak będziemy tego obywatelstwa potrzebować. Możemy mówić, że inni jako narody są fajni i inteligentni czy niepretensjonalni, ale nie my. Ale jednak będziemy to mówić po polsku i z polską melancholią. Te stereotypy o polskości i polskim nacjonalizmie można dalej tak rozwijać. Przypomina mi się takie zdanie o mniemaniu o sobie i reszcie… ”Ludzie są plagą, ale ja jestem w porządku”, odpowiada ironicznie młody, waszyngtoński, libertariański filozof Brennan staremu, proekologicznemu podróżnikowi Sir Attenborough. Żarty na bok!

Żyjemy w czasach, gdy łatwo kogoś o coś oskarżyć albo wrzucić do jednego worka („naziol”, „lewak”, „liberał”, „katol”). I tak jest z nacjonalizmem. Wracając do pierwszego zdania tekstu, Komorowski[7] wskazał tylko, że są różne nacjonalizmy i nie każdy jest zły. Jak podniosłem w tym tekście, nacjonalizm jest wszechobecny i to nie w formie mordobicia czy nawoływania do bicia. Jest to czasem państwowy nacjonalizm, czasem społeczny, czasem prywatny. Nie zawsze jest zły. Pomagał obudzić świadomość narodową i wspomagał walkę o niepodległość i suwerenność. Nikomu nie przeszkadza ponadto na co dzień, że państwo jest od dbania o interes narodowy i o swoich obywateli, tych w kraju i tych za granicą. A czy to nie nacjonalizm (umiarkowany)?… Arystoteles dodałby, że państwo jest od dbania o wszystkich obywateli, gdyż tam, gdzie tylko część obywateli jest szczęśliwa, nie może być dobrych rządów. I na tym polega dobro wspólne. Niekoniecznie narodu etnicznego tylko[8].

Dawid Bunikowski

W Karelii, 24. i 25.5.2019 r., pisane na podstawie notatek z 2018 r.

[1] Zob. https://www.newsweek.pl/polska/polityka/komorowski-w-programie-tomasz-lis-prezydent-i-rzad-podjeli-nieudolna-probe-przejecia/gyq9wyb (24.5.2019). Komorowski powiedział: ”Nie każdy nacjonalizm jest godny potępienia, ale radykalny nacjonalizm jest niebezpieczny”.

[2] Powszechne obywatelstwo dla rodowitych mieszkańców danego państwa jest de facto owocem państwa narodowego z XIX w. Zastąpiło poddaństwo oraz feudalny system społeczny. Klasy nieuprzywilejowane politycznie stały się politycznie równe klasom uprzywilejowanym, jak szlachcie czy burżuazji. Nie nastąpiło to od razu, był to proces rozłożony na ponad 100 lat.

[3] Wówczas wszyscy na świecie traktowani byliby wszędzie tak samo, a np. Chińczyk, który trzy miesiące temu przybył do Warszawy, mógłby zostać prezydentem Polski. Jest to utopia.

[4] Zob. https://natemat.pl/222697,na-bycie-polakiem-trzeba-sobie-zasluzyc-minimum-patriotyczne-prof-zybertowicza-jeszcze-bardziej-pogrzalo-emocje (25.5.2019). Zybertowicz powiedział: „Ja proponuję bardzo otwarte minimum patriotyczne: Polakom potrzebne jest własne suwerenne państwo, uznanie historycznej roli narodowotwórczej kościoła katolickiego i historii, od której nie można się odwracać, manipulować nią i jej fałszować”.

[5] Zob. https://yle.fi/uutiset/osasto/news/tuesdays_papers_finlands_sexual_abuse_statistics_human_rights_talk_in_china/10596457?fbclid=IwAR3uI7725wnAwUHqkqCPpxjUxR5lhEQILXr961rH3q41gaSEHqgZXQbyID8 (25.5.2019). Czytamy, że „A large proportion of asylum seekers from Iraq and Afghanistan are young men, and 20-34-year-old people from Iraq were found to have committed 10 times more sexual offenses of some kind in 2017 than Finnish citizens of the same age”.

[6] W trakcie Mistrzostw Świata w piłce nożnej w 2018 r. pewna chorwacka pisarka napisała esej, chyba dla Gazety Wyborczej. Istotą eseju była odpowiedź na pytanie, dlaczego ona nie kibicuje Chorwacji. Argumentacja była taka, że autorkę przeraża nacjonalizm chorwackich kibiców, a dokładnie ich zachowanie takie jak narodowe stroje na ulicy, przebieranie dzieci w narodowe stroje, tzw. szachownice, ich zbyt patriotyczne śpiewy i cała ta, wykluczająca szacunek dla innych ludzi, duma narodowa z powodu zwycięstw reprezentacji. Chorwacja ostatecznie została wicemistrzem świata, po raz pierwszy w swej historii. Autor tego eseju kibicował właśnie Hrvatskiej, nie będąc ani Chorwatem, ani nie deklarując się jako nacjonalista.

[7] Na marginesie, nigdy nie myślałem, że będę kiedyś pisał jakiś esej, zaczynając i kończąc Komorowskim ani w ogóle powołując się na niego. No, tak wyszło.

[8] Polecam lekturę art. 5 konstytucji RP: „Rzeczpospolita Polska strzeże niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium, zapewnia wolności i prawa człowieka i obywatela oraz bezpieczeństwo obywateli, strzeże dziedzictwa narodowego oraz zapewnia ochronę środowiska, kierując się zasadą zrównoważonego rozwoju”. Zob. http://www.sejm.gov.pl/prawo/konst/polski/1.htm (25.5.2019). Czy art. 5 ustanawia nacjonalizm konstytucyjny, nakazując zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom? Swoich wszak traktuje się inaczej, lepiej.

Click to rate this post!
[Total: 3 Average: 5]
Facebook

1 thoughts on “Bunikowski: Krótki esej o nacjonalizmie i nie tylko”

  1. O ludzkiej subiektywności opisu rzeczywistości pisało wielu filozofów poczynając od Stoików. Kim tak naprawdę jesteśmy. Zwierzętami, trochę bardziej rozwiniętymi ewolucyjnie niż inne zwierzęta na ziemi. Jaki jest nasz główny zwierzęcy cel: replikacja genu. Wszystko inne jest wyłącznie wytworem naszej fantazji, subiektywnego pojmowania naszej funkcji w otaczającym nas świecie. Oczywiście posiadamy, dzięki ewolucji, rozwinięty, w porównaniu do innych zwierząt, umysł i realizujemy dzięki niemu zdolność abstrakcyjnego, czasami nawet racjonalnego myślenia. Wszystko inne jest ułudą, subiektywnością utworzoną, w naszym umyśle, dzięki reaktywnemu stosunkowi do rzeczywistości, jaka nas otacza. Po prostu dostosowujemy się do niej.
    Dlatego nacjonalizm, który „jest przekonaniem według którego interes własnego narodu jest nadrzędny wobec interesu jednostki, grup społecznych, czy społeczności regionalnych”, jest naturalną dla jednostki reaktywnością na stosunki społeczne, jakie panują lub panowały wokół niej. W czasach kiedy istniały hordy, rody, czy plemiona, a walka o przetrwanie była nadrzędną funkcją jednostki wszelkie egoizmy były koniecznością życiową. Tak jak lew po pokonaniu samca sąsiedniego stada zagryza wszystkie męskie dzieci, które są konkurencją genetyczną, średniowieczny władca eliminuje wszystkich potencjalnych konkurentów do tronu, plemię podbija sąsiadów i ich sobie podporządkowuje, czyniąc z nich niewolników lub poddanych, król ma swych podwładnych, szlachta chłopów pańszczyźnianych, a bóg modlących się na kolanach wyznawców. Z tego samego behawioralnego, zwierzęcego pnia wyrasta każdy nacjonalizm, który można określić jako reaktywny efekt funkcji przetrwania.
    Problem jednak polega na tym, źe świat się zmienia, stosunki społeczne również, ale co najważniejsze ewoluuje również sam człowiek. Inne wyzwania czekały na jednostkę w okresie zbierackich-łowieckim, inne w agrarnym i inne w systemie industrialnym, dla którego specyficznym „ekosystemem” są miasta. Dzięki swojej specyfice stosunków społecznych, ukształtował się tutaj inny typ człowieka. Ta sama reaktywność na bodźce zewnętrzne, która w systemie agrarnym doprowadziła do ukształtowania patriarchalizmu, w szerokim rozumieniu, np. jako feudalizm, w mieście dzięki innym typom tych stosunków całkowicie zmieniła stosunek do świata zewnetrznego jednostki. Aby zrozumieć co się stało należy wrócić do porównań z agraryzmem. Uprawa roli, która dokonała się ok. 11 tys lat p.n.e. spowodowała nie spotykaną do tej pory kumulację własności, która doprowadziła do zniewolenia jednej części społeczeństwa przez drugą. Egoistyczne interesy jednostek lub grup społecznych, które można wyłącznie wytłumaczyć behawioralnymi, zwierzęcymi egoizmami doprowadziły do wszelkich możliwych form podporządkowania sobie jednych przez drugich. Szlachtę przez królów i arystokrację, chłopów przez szlachtę, księży przez biskupów czy narody przez inne, silniejsze narody.
    Miasto dzięki nagromadzeniu dużej ilości ludzi na małym obszarze zmusiło ich do lepszej komunikacji między sobą, a co za tym idzie do szybszej wymiany myśli, a handel i rzemiosło zracjonalizowało ludzki umysł. Zmiany nastąpiły również w etyce. Rozluźnienie więzi plemiennych i rodowych spowodowało pojawienie się biedoty, która musiała uzyskać wsparcie nie uzależnione genetycznie, a czysto racjonalnie i etycznie. Dlatego empatia i altruizm wobec osoby genetycznie niepowiązanej zrodziły się w mieście, począwszy od starożytnego Egiptu, stąd bowiem pochodzi, znane w chrześcijaństwie, 10 przykazań, w Indiach V w pne zrodził się buddyzm, a chrześcijaństwo i islam wkrótce również w przestrzeni miejskiej. W sferze politycznej to miasto Ateny stworzyły pierwszą demokrację, a kolejną miasta włoskie, w sferze intelektu to w miastach jońskich narodziła się filozofia. Można powiedzieć, źe w mieście zrodził się inny niż do tej pory, mniej behawioralny, mniej zwierzęcy człowiek, bo nie poddający się wyłącznie swym pierwotnym egoistycznym instynktom. Można powiedzieć, że ten miejski altruizm ma pewne cech egoizmu i jest tylko dostosowaniem się do nowej rzeczywistości, ale w sensie praktycznym stworzył nowe stosunki międzyludzkie. Pomijając całą drogę ewolucyjną, która w różnych częściach świata, a nawet grupach społecznych, czy jednostkach miała inny przebieg to miasta doprowadziły do powstania ideologii, które nie mają nic wspólnego z behawioralnymi, pierwotnym egoizmem myśli nacjonalistycznej, która jest, głęboko zakorzenionym w ludzkich umysłach, efektem agraryzmu. Są nimi liberalizm (ten społeczny, nie ekonomiczny) oraz socjalizm, które są wyraźnym odejściem od egoizmu na rzecz altruizmu.
    Doszukiwanie się w nacjonalizmie cech pozytywnych jest dość zaskakujące, to jak oswajanie lwa. Wybór terminologii jest fundamentalny. Czy opowiadamy się za narodowym, plemiennym egoizmem czy za liberalnym lub socjalnym altruizmem to dokonujemy jednoznacznego wyboru, bo musimy odnosić się do do semantycznego, ogólnie przyjętego znaczenia terminów, a nie do własnych wyobrażeń na ich temat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *