Gomułkowski: Demokracja, liberalizm, parlamentaryzm albo…

Ostatnie 4-5 lat obnażyły w Polsce i Europie słabości liberalnej demokracji parlamentarnej. W tym okresie mieliśmy do czynienia z różnymi działaniami demokratycznie wybranych władz, które zmierzały (paszporty szczepienie, blokada kont protestujących kierowców w Kanadzie) bądź zmierzają w przyszłości (podatki klimatyczne, cyfrowa tożsamość, CBDC, projekt federalizacji EU, etc) do: ograniczania wolności obywateli, pauperyzacji społeczeństwa, kontroli człowieka, deprecjacji roli rodziny oraz ograniczania roli państw narodowych, a co za tym idzie suwerenności samych narodów wraz z ich kulturową różnorodnością.

W tym kontekście należy się zastanowić nad istotą samej liberalnej demokracji parlamentarnej uznawaną obecnie za najpowszechniejszą i najdoskonalszą formę sprawowania władzy wyrażającej wolę ludu, opartą na idei umowy społecznej między jednostkami. Bo być może liberalna demokracja parlamentarna stała się (o ile nie jest od zawsze) w istocie tylko mitem, iluzją, którą próbuje się tanio sprzedać obywatelom, a w rzeczywistości jest to system prowadzący do rządów nowej oligarchii? Natomiast wspomniana wyżej forma demokracji sprowadza się tylko do partyjniactwa i jak powiedział J.S.Mill, w sumie demoliberał:

„Żaden rząd utworzony przez demokrację lub liczną arystokrację nie wzniósł się nigdy, i nawet wznieść nie mógł ponad mierność.”

Zanim przejdę do dalszej części chciałbym zaznaczyć, że wszystko co zapisane jest poniżej jest jedynie moją prywatną opinią z którą można się zgodzić lub nie, gdyż nie śmiem rościć sobie tu prawa do rozważań w kategoriach kategorycznych prawd z powodu braku ku temu kwalifikacji. Poniższe rozważania należy traktować jako opinię człowieka  zaniepokojonego tym jak w ostatnich czasach w imię liberalizmu i demokracji zapomina się lub wręcz niszczy dorobek nie tylko dorobek kulturowy poszczególnych narodów ale również całej  cywilizacji łacińskiej.

Swoje rozważania oprę tutaj na trzech elementach związanych z liberalną demokracją parlamentarną; demokracji jako formie ustroju państwa, w której: zakłada się udział obywateli w sprawowaniu władzy (gr. demos-lud i kratos-władza) (tzw. rządy ludu – pierwszy element), a decyzje polityczne podejmowane są przez przedstawicieli społeczeństwa wybieranych w powszechnych wyborach (parlamentaryzm – drugi element), natomiast całości opartej na zasadach liberalizmu (liberalna jednostka jako podstawa państwa, narodu, kultury, cywilizacji etc. – trzeci element); oraz na przekonaniu demoliberałów o prymacie liberalnej demokracji jako najlepszej formie sprawowania władzy, którą to należy wprowadzić w każdym kraju „by żyło się lepiej”

Rządy ludu?

Osławione rządy ludu, czy aby na pewno? Czy aby na pewno są tą rządy ludu? Demokracja w moim przekonaniu nigdy nie była rządami ludu, a jedynie rządami tłumu; tłumu wyborczego, bo czymże są te „rządy ludu” jak nie chwilową reprezentacją nastrojów i poglądów politycznych tej części społeczeństwa, która głosuje w wyborach lub bierze udział w referendum. Ten kto umiał, umie sprawniej i lepiej wpływać na emocje wyborców ten może spodziewać się tego, że to on zdobędzie władzę, że to jego postulat zostanie poparty. I chociaż na przestrzeni lat znacząco się zmieniały się ordynacje wyborcze, zmieniała się struktura społeczna i metody walki politycznej to sam mechanizm pozyskiwania przychylności wyborców, głosujących nie uległ znaczącej zmianie i sprowadzał się głównie do chwytliwych haseł oraz zwalczania przeciwników politycznych (w ten czy inny sposób). Obecny świat mediów i specjalistów od PR-u tylko znacząco ten mechanizm unowocześnił, uczynił bardziej widocznym i masowym,  a walka o przychylność wyborców przyjęła formę często mydlanej opery, w której główną rolę grają emocje i nagłe zwroty akcji.

Cała sztuka tego teatru, tej manipulacji wyborcami polega na tym aby jednostka, która sama w sobie potrafi być rozumna i racjonalna stała się nieracjonalna, histeryczna i nie zdolna do podejmowania przemyślanych decyzji. Dzieje się tak za sprawą społecznej natury człowieka (chęć przynależności do grupy), którą partie polityczne perfidnie wykorzystują i obracają przeciwko człowiekowi wykorzystując mechanizmy demokracji parlamentarnej z jej partiami, kampaniami politycznymi angażując przy tym w proces wyborczy wszelkiego rodzaju media (a w dzisiejszych czasach również internet). Jednostka chcąc przynależeć do grupy zostaje niejako wtłoczona (za sprawą mediów, środków masowego przekazu i PR-u politycznego) w system funkcjonowania partii politycznych, ich programów, poglądów, ideologii i spotów wyborczych.  W takim środowisku człowiek bardzo często przestaje podejmować racjonalne i indywidualne decyzje, a przejmuje nastroje panujące w danej grupie społecznej lub też nastroje i poglądy podsuwane jej przez poszczególne partie polityczne. To wszystko dodatkowo jest wzmacniane przez media, które w znacznej części są mało obiektywne [eufemizm]. W ten sposób partie polityczne razem z mediami czynią z ludu (czyli mniej lub bardziej racjonalnych ludzi) tłum wyborczy; tłum ze swej natury histeryczny i podatny na manipulacje. Wystarczy tylko wytworzyć odpowiedni impuls: odpowiednie hasła wyborcze, odpowiednio przeprowadzić dyskredytację przeciwników wyborczych, etc., a tłum będzie reagował zgodnie z założeniami. Decyzje podejmowane w trakcie wyborów są więc często, nie racjonalnymi decyzjami jednostki, a jedynie decyzjami tłumu poddanego działaniu określonego impulsu. Wynik wyborów staje się więc w istocie sumą działań osób i jednostek mających wpływ na decyzje tłumów: media, partie polityczne, fundacje, NGO-sy, PR-owcy, dziennikarze, a nawet jeśli się dobrze przyjrzeć organizacje międzynarodowe, czy politycy innych krajów.

Efekt tego wszystkiego jest często taki, że w społeczeństwie poddanym tego typu działaniom dochodzi do polaryzacji poglądów politycznych (co można zaobserwować m.in. w Polsce w ostatnich latach), a każda głosująca grupa wyborców myśli, że to jej wola jest wolą narodu i sama jest suwerennym narodem. Otóż prawda jest taka, że ani nie myśli, ani nie jest narodem.

Umowa społeczna między jednostkami – liberalny prabłąd

Liberalni demokraci wywodzą formowanie się państw i systemów władzy z pojęcia umowy społecznej wg której jednostki żyjące w stanie natury formowały wspólnoty w celu ochrony życia, mienia, wolności etc. W wyniku tak formowanych wspólnot miały tworzyć się państwa, kultura, a później narody. Cała koncepcja tak rozumianej umowy społecznej jako porozumienia między jednostkami jest w mojej opinii całkowicie błędna, a miała służyć tylko i wyłącznie usankcjonowaniu zmian przeprowadzanych w trakcie czy to rewolucji angielskiej (filozofia J. Locke’a) czy francuskiej (filozofia J.J. Rousseau).

Podstawowy błąd w moim przekonaniu to założenie, że jednostki stanowią fundament państwowości, kultury i cywilizacji (kultura i cywilizacja jako dzieło jednostek na przestrzeni wieków) oraz wyżej wspomnianej umowy społecznej.

Państwowość i formy sprawowania władzy nie zrodziły się jako umowa społeczna (wola) pojedynczych jednostek, gdyż w stanie natury ludzie nigdy nie tworzyli pojedynczych jednostek a rodziny, rodziny, które nie były formą umowy społecznej. Były czymś znacznie silniejszym, gdyż wynikały z więzów pokrewieństwa oraz chęci podtrzymania ciągłości pokoleń lub jak chcą biolodzy podtrzymania gatunku. Takie rodziny  z czasem zaczęły tworzyć klany, a klany zaczęły tworzyć plemiona. Te zaś pod wpływem wspólnego dziedzictwa kulturowego języka, zachowań społecznych, etc zaczynają tworzyć grupy etniczne z których wyrastają pierwsze państwa, a później narody z charakterystycznymi dla nich systemami sprawowania władzy będącej pokłosiem wcześniejszego procesu kulturotwórczego, tradycji pokoleń, uwarunkowań historycznych i geopolitycznych.

Mając na uwadze kulturę jako jeden z ważnych czynników państwowo a później narodowotwórczych należy się zastanowić nad sposobem jej powstawania, nad tym co gwarantowało możliwość jej formowania, tworzenia bez których to czynników nigdy by nie zaistniała. Rozważając to zagadnienie należy poddać w wątpliwość prymarną rolę jednostki jako tej, która miała odpowiadać za tworzenie kultury i cywilizacji. Powodem tego typu wątpliwości jest to, że pojedyncza jednostka w stanie natury skazana jest na zagładę, gdyż w sama nie jest w stanie poradzić sobie z przeważającymi siłami żywiołów. Tak więc jednostka w stanie natury nie jest zdolna do tworzenia jakiejkolwiek kultury czy zaczątków cywilizacji, gdyż cała jej energia skierowana jest na walkę o byt. Dopiero wspólnota jaką jest rodzina, klan czy plemię pozwoliły jednostce na tworzenie abstrakcyjnych rzeczy jak sztuka, pismo, literatura, poezja etc. Gdyż to wspólnota zapewniała jednostce ochronę i elementarne potrzeby, a ta jednostka mogła sobie wtedy pozwolić na tworzenie i wcielanie w życie abstrakcyjnych idei. Bez takiej wspólnoty nigdy nie powstałoby pismo, rysunki na ścianie jaskini Lascaux, jak również nie powstałaby Iliada, Mona Lisa czy rzeźba Dawida.

Tak więc państwo, naród, kultura i cywilizacja to efekt nie tyle jednostek i jakiejś figury filozoficznej jaką jest umowa społeczna, co długotrwały proces u którego podstaw leżą najpierw więzy rodzinne, plemienne, etniczne a później w miarę rozwoju państw więzy wspólnotowe i narodowe gdzie wspólnym mianownikiem jest idea dobra wspólnego. To one w zależności do tego gdzie się formowały prowadziły do formowania się odmiennych kultur, struktur państwowych i narodów. Dlatego idee takie jak libertarianizm, a szczególnie jego skrajna wersja – anarchokapitalizm są czysto darwinistycznymi ideami gdzie jednostka zostaję sprowadzona do istoty walczącej o przetrwanie i nie ma szans na stworzenie czegokolwiek, żadnych form kultury czy cywilizacji.

Liberalna demokracja parlamentarna dla wszystkich

Idea umowy społecznej między jednostkami doprowadziła, w moim przekonaniu, liberalnych demokratów do tego, że jest to jedyna możliwa najlepsza forma sprawowania władzy. Bazując na założeniu, że państwo jest tylko formą umowy społecznej między jednostkami to nie jest istotne jaką formę sprawowania władzy te jednostki przyjmą. Wyrywając jednostkę z jej otoczenia kulturowego, uwarunkowań obyczajowych, dziedzictwa przeszłości są oni przekonani, że jednostka zapomni o tym wszystkim i przyjmie standardy liberalnej demokracji. Ignorują przy tym całkowicie fakt, że liberalna demokracja została stworzona przez ludzi wyrosłych w ściśle określonej często zupełnie odmiennej kulturze, posiadającej zupełnie inne doświadczenia historyczne i społeczne. Kulturze, która rozwinęła swój indywidualny typowy dla niej model zachowań i relacji społecznych. Dlatego przeszczepianie zachodniego modelu demokracji bez uwzględniania tych różnic prowadzi do nieporozumień, nadużyć, wypaczeń i często destabilizacji całych krajów.

Tak samo błędne jest założenie demokracji liberalnej wyrastające w moim przekonaniu wprost z błędu antropologicznego okresu oświecenia, a prowadzące do wniosku, że przedstawicielstwo wybrane w wyniku powszechnych wyborów będzie reprezentować interesy społeczeństwa. Liberalna demokracja parlamentarna zdaje się całkowicie ignorować naturę ludzką z jej wszystkimi wadami, przywarami i przyzwyczajeniami; ignorować fakt, że wybrani przedstawiciele będą przedkładać interes własny, partyjny czy interes środowiska z którego pochodzą nad interes całego narodu i państwa. Ignorując również fakt, że w niektórych kulturach więzy rodzinne czy więzy wynikające z przynależności do społeczności lokalnych, grup etnicznych są dla jednostki o wiele ważniejsze niż interesy całego narodu czy państwa.

Czym jest więc w istocie liberalna demokracja parlamentarna w dzisiejszych czasach o ile nie była nią zawsze? Patrząc na ostatnie lata można dojść do wniosku, że liberalna demokracja jest formą władzy, w której lud co wybory głosuje przeciwko własnym interesom niepomny doświadczeń z przeszłości wybierając przedstawicieli podejmujących później decyzje wbrew interesom wyborców, wbrew interesom narodowym, a wspierających interes wielkich korporacji czy realizujących program różnego rodzaju ideologów z NGO-sów, czy wytyczne niewybieralnych organizacji międzynarodowych. Formą władzy gdzie w imię nieograniczonej wolności jednostki niszczy się kulturę, tradycję i podważa definicję i status rodziny. Formą władzy tak dobrą, że trzeba ją zaprowadzić w każdym kraju na Ziemi, często pod groźbą szantażu ekonomicznego lub użycia siły.

Być może więc liberalna demokracja parlamentarna jest więc tylko iluzją, za którą chowa się nowa oligarchia, nowi panowie feudalni, nowa kasta wybranych. Iluzją o tyle doskonałą, że jest legitymizowana przez samych ludzi sprawiając, że społeczeństwo za sprawą demokracji, liberalizmu i parlamentaryzmu zwodzi i tyranizuje samo siebie. Tyranizuje w myśl zasady z rewolucji francuskiej, którą można sparafrazować:

Demokracja, liberalizm, parlamentaryzm albo wykluczenie.

  Mieczysław Gomułkowski

Click to rate this post!
[Total: 15 Average: 4.4]
Facebook

6 thoughts on “Gomułkowski: Demokracja, liberalizm, parlamentaryzm albo…”

  1. A krócej. Nie udając Greka, demos to lud, a kratos siła, władza. W prostym tłumaczeniu demokracja, to władza ludu. Wódz krowopasów, Lincoln w 1863 roku rozwinął to przebiegle twórczo bredząc, że to „rządy ludu, przez lud i dla ludu” A lud to tłum, który ma wiele głów, ale nie ma mózgu i jak mówił w filmie Wielki Szu widzi przedstawienie, a nie widzi rzeczy. Każda demokracja jest dyktaturą wiecznie nienasyconej, bez skrupułów nawet w najkrwawszy sposób dążącej do zysku, panującej klasy kapitalistycznej. Teraz, to powtarzając za Panem „nowa oligarchia, nowi panowie feudalni, nowa kasta wybranych”.

    1. Z tym terminem kratos to w ogóle ciekawa sprawa, bo w mitologii greckiej jest to również imię personifikacji przemocy i siły. Kratos miał być tym, który pojmał Prometeusza.
      W takim kontekście słowo demokracja nabiera nowego znaczenia.

  2. To w końcu my tu mamy liberalną demokrację, chrześcijańską demokrację, narodową demokrację, czy może socjaldemokrację?

  3. Ja stawiam na demokrację w obrządku szwajcarskim, z elementami amerykańskimi (wybory lokalne szeryfów, prokuratorów, sędziów). Każda inna („przedstawicielska”) jest fikcją, kosztownym teatrem. Szwajcarzy nie są jakoś wyraźnie inteligentniejsi niż Polscy, i nie są w tej demokracji zanurzeni od czasów rzymskich. Gdzieś kiedyś wypracowali te rozwiązania (to kontra do: „Polacy nie mają takich tradycji”-nie mają ale mogą je stworzyć) i one są moim zdaniem bardzo dobre. Problem jest tylko z wdrożeniem. Oczywiście optymalny byłby „powrót Króla”, katolika, z katolickim systemem wartości jako obowiązującym w Polsce, ale to jest znacznie mniej prawdopodobne niż demokracja bezpośrednia. Bez tego idziemy na dno (już jesteśmy blisko) i staniemy się łupem globalistycznej mafii, zarządzającej nadwiślańskim bantustanem za pośrednictwem tubylczych kolaborantów.

    1. Ja natomiast jestem zwolennikiem merytokracji połączonego z systemem prezydenckim.
      Trudno tu znaleźć jakiś odpowiednik.
      I tak ma Pan rację, wdrożenie to jest problem, bo tak jak po rewolucji francuskiej nie było powrotu do tego co było. Tak po „obdarowaniu” nas liberalną demokracją parlamentarną trudno mówić o jakimś powrocie, jakiejś radykalnej zmianie.
      Myślę, że polska scena polityczna potrzebuje nowej jakości politycznej, nowej partii antyglobalistycznej, narodowej i merytokratycznej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *