Zdawać by się mogło, że w dzisiejszym świecie nie ma już miejsca na wielkie prywatne armie mogące rozstrzygać wojny. Chyba ostatnią taką, w dziejach Europy, była armia sformowana przez Albrechta von Wallensteina, która 400 lat temu, podczas wojny trzydziestoletniej, walczyła po stronie cesarza Ferdynanda II. W tamtych czasach także i Rzeczpospolita posługiwała się różnymi prywatnymi formacjami, że wspomnę lisowczyków, towarzystwo stworzone przez Aleksandra Lisowskiego, którzy wzbudzali trwogę po całej prawie Europie, od Renu, aż po Morze Białe.
Te czasy prywatnych armii, w miarę jak miejsce monarchii stanowych zajęła monarchia absolutna, a potem suwerenne państwo narodowe, musiały odejść w przeszłość. Nikt nie mógł mieć prywatnych armii, gdyż państwo suwerenne musi mieć monopol na stosowanie przemocy.
Jednak po raz kolejny okazało się, że to co miało ostatecznie i nieodwołalnie zniknąć w mrokach historii, bezpowrotnie przepaść jako nieprzystające do obecnych czasów, nagle znowu się pojawiło, budząc zdziwienie i grozę. Oto w czasie wojny na Ukrainie objawiły się formacje prywatnej firmy militarnej PMC „Wagner”, stanowiącej własność Jewgienija Prigożyna.
Przedtem, jego oddziały dały się poznać podczas wojny w Syrii, Libii i w innych krajach afrykańskich. Sam pomysł był pewnie naśladowaniem, powstałych wcześniej, tego rodzaju firm w USA. Przy czym tamte firmy zajmowały się właściwie tylko świadczeniem usług ochroniarskich, natomiast Prigożyn szybko wybił się na samodzielną rolę polityczną, zaś jego formacje okazały się chyba najsprawniejszą i zdolną do walki siłą po stronie rosyjskiej na Ukrainie.
Szczególnie jest to prawdą, gdy chodzi o zdolności ofensywne, gdyż od siedmiu miesięcy jedynie Grupie Wagnera udało się poczynić pewne postępy w terenie poprzez zajęcie miast Solidar i Bachmut. Obserwatorzy i analitycy podkreślają, że odbyło się to kosztem wielkich strat osobowych, które nie są do zaakceptowania dla innych formacji, dla armii regularnej.
Sam Prigożyn coraz mocniej podkreśla zalety swoich formacji i twierdzi, że Grupa Wagnera jest najlepszą armią na świecie, zaś armia ukraińska znajduje się zaraz na drugim miejscu. Siły zbrojne Rosji, podległe ministrowi Szojgu, nie znajdują u niego uznania, a szczególnie źle wyraża się o samym Szojgu i szefie Sztabu Generalnego, generale Gierasimowie.
Co więcej, oskarża ich o celowe wstrzymywanie dostaw amunicji dla swoich sił, co miało być główną przyczyną dużych strat podczas zdobywania Bachmutu.
Wydawać by się mogło, że Prigożyn porusza się po cienkiej linie jawnie, rzucając wyzwanie całemu systemowi stworzonemu przez Putina.
Wiadomo przecież, że Siergiej Szojgu, którego usunięcia Prigożyn się domaga, jest uważany za postać numer 2 w Rosji, zaraz po Putinie. Szojgu jest nie tylko ministrem obrony, ale także należy do grupy pięciu głównych liderów rządzącej partii Jedna Rosja, jak też, przede wszystkim, jest bardzo bliskim współpracownikiem Putina. Przez wiele lat stał on też na czele Ministerstwa Obrony Cywilnej, Sytuacji Nadzwyczajnych oraz Likwidacji Następstw Klęsk Żywiołowych. Jego służby brały udział m.in. w działaniach wokół katastrofy smoleńskiej w 2010 roku, zaś on sam był wiceprzewodniczącym komisji powołanej do wyjaśnienia przyczyn katastrofy. To pokazuje, że Szojgu za wiele wie o działaniach Putina, by ten mógł się go tak zwyczajnie pozbyć.
A jednak, pomimo to, Prigożyn bezceremonialnie, z użyciem najbardziej obraźliwych określeń, z których najłagodniejszym jest „kreatura”, atakuje Szojgu i wprost wyśmiewa się z podległych mu oficerów. Taki przykład: ostatnio, gdy Prigożyn zaczął opuszczać zdobyty Bachmut i przekazywać swoje pozycje armii, to zaprezentował Bibera i Dolika, dwóch swoich, o dość dziwnym wyglądzie, „ochroniarzy”, którzy mają zablokują drogę Ukraińcom, gdyby ci zaatakowali rosyjską armię. Przykazał im jednocześnie by traktowali wojskowych z szacunkiem. Znaczy dwóch jego ochroniarzy ma ratować rosyjską armię.
Pod pewnymi względami Prigożyn może jednak mieć rację. Rzeczywiście jego oddziały mogą być efektywne w walce, ale sposób jej prowadzenia, nieoglądanie się na straty, stanowi o tym, że takie metody są nieakceptowalne dla regularnej armii.
Tym niemniej jego Grupa Wagnera ma już wiele doświadczeń bojowych, w tym zdobytych w Syrii i Afryce. Przechwalał się, że jego organizacja jest w stanie opanować 20 procent terytorium Afryki.
Przypomniał też, że to jego ludzi opanowali kryzys w Syrii, jaki powstał po odbiciu przez ISIS miasta Palmyra i ponownie usunęli stamtąd terrorystów, zaś to Szojgu i jego generałowie przypisali sobie zasługi i podzielili się orderami.
Faktem jest, że zastępcą dowódcy sił Grupy Wagnera został trzygwiazdkowy generał Michaił Mizincew, poprzednio wiceminister obrony Federacji Rosyjskiej. Już samo to jakoś uwiarygadnia Prigożyna i uzasadnia jego twierdzenia o jakościowej przewadze jego oddziałów i metod walki nad wojskowymi. Sam Mizincew, mający duże doświadczenie militarne, powiedział w wywiadzie, że odbiera jako odkrycie strukturę organizacyjną Wagnera, która jest elastyczna i składa się z modułów pozwalających łatwo dostosować się do stawianych zadań.
Być może, tego rodzaju struktura jak Grupa Wagnera, jest taką rosyjską odpowiedzią na ogólny kryzys sił zbrojnych, funkcjonujących nadal nad zasadach wypracowanych podczas zimnej wojny, czy też, w przypadku Rosji, jeszcze wcześniej, bo podczas II wojny światowej.
Odczucie, że taki kryzys zaistniał, jest powszechne, także i Polsce, czego wyrazem jest propagowanie przez grupę skupioną wokół Jacka Bartosiaka, idei Armii Nowego Wzoru. Istota tego problemu polega na tym, że trudno dziś, z całą pewnością, wskazać jakikolwiek funkcjonujący gdzieś model organizacji militarnej, którą należałoby tylko naśladować.
Do takich nie można już zaliczyć armii izraelskiej, której renoma została mocno naruszona podczas II wojny libańskiej w roku 2006, kiedy to najlepsze jednostki izraelskie nie mogły poradzić sobie z bojownikami Hezbollahu. Trudno też brać wzór z armii USA, która zaliczyła ostatnio niepowodzenie w Afganistanie, a i wcześniej słabo sobie radziła, jak choćby w Iraku po roku 2003.
Nie można też całkowicie negować działań Prigożyna twierdząc, że to tylko kucharz, który przy pomocy tysięcy skazańców usiłuje prowadzić wojnę.
Ukraina, ze swej strony, uczyniła z obrony Bachmutu symbol swojego oporu wobec Rosji. Źle to, w takim razie, wygląda, że Bachmut, okrzyknięty bastionem Ukrainy, został zdobyty przez kucharza i jego skazańców.
Nie należy też szczególnie kręcić nosem na zaciąg skazańców do oddziałów zbrojnych. Takie praktyki są powszechne od wieków i historia wielokrotnie pokazała, że tacy ludzie sprawdzali się świetnie w roli żołnierzy, gdyż są gotowi ponosić zwiększone ryzyko. Wystarczy przypomnieć fakt, że armia Napoleona, z którą zdobył Italię w roku 1796, składała się w znacznej części ze skazańców wypuszczonych z więzień Tulonu i Marsylii.
Zaś przeciwnik Napoleona i jego ostateczny zwycięzca, spod Waterloo, lord Wellington, o swojej armii mówił, że żołnierzami są tam szumowiny: „we have in the service the scum of the earth as common soldiers”.
Ostatnio Prigożyn coraz śmielej wstępuje w politykę; zaczął objeżdżać cały kraj i niektórzy wskazują, że może wystąpić w następnych wyborach prezydenckich w Rosji, w roku 2024.
Interpretacja tej sytuacji nie jest jednoznaczna. Gdyby Prigożyn chciał rzeczywiście rzucić wyzwanie Putinowi to musiałby przecież brać pod uwagę, że Putin nie toleruje działania autentycznej politycznej konkurencji. W takim przypadku mógłby mu się przydarzyć jakiś fatalny wypadek. Tak w Rosji bywało nieraz. Prigożyn dobrze o tym wie, zaś kryminalna przeszłość musiała jeszcze bardziej wzmocnić u niego zdolności do przeżycia. Nie będzie zatem rzucał wyzwania Putinowi, przynajmniej do czasu, gdy ten trzyma władzę.
Wspomniany, na początku, Albrecht Wallenstein, będąc, podczas wojny trzydziestoletniej, w podobnej sytuacji jak Prigożyn, popełnił błąd i faktycznie wystąpił przeciwko cesarzowi. Z tego powodu, na rozkaz cesarza, został uśmiercony, gdy przebywał w mieście Cheb. Być może Prigożyn nawet nie słyszał o Wallensteinie, ale wprost instynktownie będzie unikał symbolicznej drogi do Chebu.
Bardziej tutaj może chodzić o to, że Putin chciał, przez działania Prigożyna, stworzyć alternatywę pozorną, a faktycznie mu nie zagrażającą, zaś pozwalającą rozgrywać i kontrolować scenę polityczną, wszelkich, potencjalnych nawet, konkurentów do władzy. W takiej sytuacji, wielu z tych, co być może myśleli o usunięciu Putina, zdaje sobie sprawę, że potem będą mieli do czynienia z oddziałami Grupy Wagnera, wobec których nawet armia może okazać się za słaba. Zatem usunięcie Putina może być otwarciem drogi Prigożynowi. Taka diabelska alternatywa, którą Putin, pewnie świadomie, sam stworzył.
Podobną rolę, jak dziś Prigożyn, przez wiele lat pełnił, nieżyjący obecnie, Władimir Żyrinowski, który także stwarzał wrażenie tworzenia konkurencji dla Putina, ale faktycznie było to współdziałanie. Nie przeszkadzało temu wcale tworzenie w mediach pozoru konfliktu z partią Putina, którą Żyrinowski publicznie nazywał partia „oszustów i złodziei”. Można przyjąć, że Prigożyn, po śmierci Żyrinowskiego, stał się jego odpowiednikiem na czas wojny. Co ciekawe, obaj oni wywodzą się z tej samej grupy etnicznej, co nie musi, aczkolwiek może, przekładać się na podobny stal politycznego działania.
Stanisław Lewicki
(…)Nikt nie mógł mieć prywatnych armii, gdyż państwo suwerenne musi mieć monopol na stosowanie przemocy.(…)
Czasami potrzebują możliwości wiarygodnego twierdzenia (…)Nie mamy z tymi bandytami nic wspólnego(…)…
(…)Przy czym tamte firmy zajmowały się właściwie tylko świadczeniem usług ochroniarskich(…)
No nie… wcale nie były oskarżane o zbrodnie wojenne.
(…)Nie należy też szczególnie kręcić nosem na zaciąg skazańców do oddziałów zbrojnych.(…)
A powiedzmy sobie szczerze… mafijne doły nie bez przyczyny są nazywane żołnierzami. Ktoś to nie podejmuje walki długo miejsca nie zagrzeje.
Istnienie PMC „Wagner” świadczy o tym, że w Rosji panuje prawdziwy, liberalny i wolnorynkowy kapitalizm, czyli balcero-korwinizm. Thatcher, Reagan i Pinochet nie pogardziliby prywatną armią. Socjalizm (państwowa forma własności) jest zawsze nieefektywny, więc nie powinno dziwić, że armia rosyjska działa gorzej i bardziej topornie niż wagnerowcy.
panie lewicki>ośmieszania się ciąg dalszy>kto 'wygra’? bo historia mówi, że jednak wielkie brat potrafi wykorzystać swój autorytet i 'działania’ lokalnego pajaca na stanowisku 'prezydent rpjakiśtamnumer’ ośmieszają się wystarczająco.
Przy okazji>zjepy (czyli zjednoczone prawiczki aka patrioci) tak czy inaczej są przeznaczeni do 'regime change’ przez jankesów o czym sikorki konserwatywne w usa ćwierkały od 11.2021
i z mojego punktu widzenia>te 'skur……syny’ czyli zjepy aka patrioci – od 2015- oddali Polskę w pacht jaczejce amerykańskiej a rpjakiśtamnumer jest państwem upadłym w każdej aspekcie cywilizacyjnym>robili i robią to co sobie jankesi zażydzą!!!
Mnie się podoba jak się lokalne watahy czyli szabesgoje się wyrzynają>>tak trzymać
Całkiem interesująca lektura. Pan Lewicki w swoim stylu pozwala sobie na żarty (mam nadzieję) pisząc: ”Sam pomysł był pewnie naśladowaniem, powstałych wcześniej, tego rodzaju firm w USA. Przy czym tamte firmy zajmowały się właściwie tylko świadczeniem usług ochroniarskich”. Oczywiście żart kryje się w drugim zdaniu przytoczonego cytatu.
Niemniej jeszcze ciekawsze jest zakończenie tego pasjonującego tekstu. Niestety p. Lewicki nie wyjawia nam tajemniczej grupy etnicznej, z której to ”wywodzą się” Prigożyn i Żyrinowski, co podobno ”nie musi, aczkolwiek może, przekładać się na podobny stal (prawdopodobnie chodzi o styl, przyp. Gierwazy) politycznego działania.” A bardzo szkoda, iż nie wyjawia, bo przecież moglibyśmy sobie pogdybać, czy przypadkiem styl politycznego działania prezydenta Zełenskiego też nie wynika ”z wywodzenia się” z jakiejś tam grupy etnicznej, o czym w Polsce, w dobie rozchełstanej wolności słowa, lepiej głośno nie mówić…