Świat powoli odwraca uwagę od sprawy wyborów w USA. Wszyscy przyzwyczaili się już do myśli o tym, że od 20 stycznia prezydentem zostanie Joe Biden. Tym niemniej obraz Ameryki, jaki wyłania się po tych wyborach, jest coraz bardziej niejasny i nieprzystający do tego jak powinna wyglądać ostoja światowej demokracji. Masa skandali związanych z wyborami mocno nadwerężyła renomę amerykańskiej demokracji.
Dotychczas pewne jej osobliwości, odróżniające ją od modeli i standardów, praktykowanych w Europie, były traktowane jak dziwactwa olimpijskich bogów, którzy mogą sobie pozwalać na pewne zachowania, jakie zwykłym śmiertelnikom nie są dozwolone, bo przecież amerykańska demokracja była niepodważalnym wzorcem dla całego świata. I teraz, z uwagi na to, że te nieprawidłowości zostały mocno nagłośnione, to się skończyło. Wszyscy dowiedzieli się, jak przebiegają wybory w Ameryce, i większość musiała skonstatować, że gdyby w normalnym państwie europejskim coś takiego miało miejsce, to w żadnym wypadku nie można by takich wyborów uważać za uczciwe i przejrzyste.
I nie chodzi tu o to, że prezydenta wybierają w USA elektorzy, a o sposób w jaki są ustalane wyniki, jak przebiega procedura. Okazuje się, że w USA nie ma żadnej jednolitej i przejrzystej procedury, a każdy stan, a nawet hrabstwo, ma swoją, która często zawiera w sobie pozostałości jeszcze z czasów kolonialnych. To co funkcjonowało ponad 200 lat temu, gdy w miasteczku wszyscy się znali, a burmistrz i szeryf zapewniali działanie prawa, dziś już nie funkcjonuje i tworzy pole możliwości dla wszelkich nadużyć.
Zacząć należy od tego, że w USA, jest wiele stanów, które nie wymagają zidentyfikowania wyborcy przed wydaniem karty do głosowania. Okazuje się, że obecnie w USA, aż w 17 stanach i w Washington DC, nie wymaga się przedstawienia żadnego dokumentu celem identyfikacji wyborcy przed wydaniem karty do głosowania w lokalu wyborczym. Aż w 15 tych stanach wybory wygrał Biden, uzyskując tam łącznie 210 głosów elektorskich, czyli ponad 2/3 wszystkich uzyskanych przez niego głosów elektorskich. Zaś aż w 12 z tych 15 stanów władzę sprawują gubernatorzy z Partii Demokratycznej. Jakiż piękny zbieg okoliczności: nie identyfikują wyborców te stany gdzie rządzi Partia Demokratyczna i ich kandydat tam wygrywa. Już tylko to powinno wystarczyć do zakwestionowania uczciwości całych tych dziwnych wyborów. Kilka razy pracowałem w Polsce jako członek komisji wyborczej i u nas jest niemożliwe by ktoś otrzymał kartę do głosowania, kto nie przedstawił dokumentu ze zdjęciem, które umożliwia identyfikację. A w USA jest to powszechne i, na dodatek, akurat w stanach gdzie wygrywa kandydat jednej partii. Te sprawy były podnoszone już wcześniej i Republikanie, oraz Trump, żądali powszechnego wprowadzenia wymogu dokumentów identyfikacyjnych podczas wyborów. Demokraci się temu żądaniu skutecznie opierali.
A przecież nie tylko o takie sprawy chodzi. Już trochę dokładniejsze sprawdzenie, w ramach powtórnego przeliczenia głosów w niektórych stanach, wykazało odkrycie wielkich pakietów głosów, które zostały pominięte. I tak, na przykład, w stanie Georgia, przy ponownym liczeniu głosów odkryto dwa, dotąd niezliczone, pakiety głosów: jeden zawierający ponad 2,6 tysiąca kart i drugi złożony z 2755 kart. Przy czym większość niezliczonych głosów było oddanych na Trumpa. Takie nieprawidłowości, przy niewielkiej różnicy miedzy kandydatami, umacniają tylko przekonanie, że wybory nie były uczciwe.
Cechą amerykańskich wyborów jest to, że wyborcy sami rejestrują się na spisach wyborców i potem już tam figurują jako uprawnieni do głosowania. W międzyczasie wielu z nich zmienia miejsce zamieszkania, a w końcu umiera, i często zdarza się, że władze lokalne nie weryfikują tych zapisów. Swego czasu media podawały przykład mieszkańca Kalifornii, który nie miał problemu by zarejestrować w spisie wyborców zamarłego ojca i jeszcze swojego psa. Staje się to wszystko powodem tego, że w spisach znajdują się tysiące osób zmarłych i nieuprawnionych, do których w tym roku, pandemii Covid-19, wysłano pakiety wyborcze. Według organizacji pozarządowej Public Interest Legal Foundation (PILF), tylko w Pensylwanii było na listach 21 tysięcy osób, które już nie żyją, spośród których 9212 zmarło co najmniej pięć lat temu. Podsumowaniem takiego stanu rzeczy jest dowcip: „Mój dziadek całe życie był Republikaninem, ale po śmierci zaczął głosować na Demokratów”.
Wątpliwości budzi także stosowanie w niektórych stanach maszyn do głosowania, które mogą działać niepoprawnie i pojawiły się podejrzenia, że mogły one zaliczać głosy oddane na Trumpa Bidenowi. Jeśli do tego wszystkiego dodać wiele sygnałów o usuwaniu siłą obserwatorów z lokali wyborczych, to amerykańska demokracja jawi się jako coś ułomnego, zdeformowanego i niegodnego zaufania. Wszystko to wzmacnia jeszcze postawa obecnego prezydenta Trumpa, który zaraz po wyborach ogłosił swoje zwycięstwo i podtrzymuje to do dziś twierdząc, że zwycięstwo zostało mu ukradzione poprzez masowe zaliczanie nielegalnie oddanych głosów. Trump stwierdził także, że w ten sposób USA stały się podobne do kraju Trzeciego Świata.
Te zastrzeżenia, co do uczciwości wyborów w USA, to nie jest rzecz nowa. To ma swoją długą historię. Za taki przykład mogą służyć wybory w roku 1960. Zostały one rozstrzygnięte tylko przez 100 tysięcy głosów. Nikt nie zaprzecza, że towarzyszyły im fałszerstwa na masową skalę. W wielu okręgach poparcie dla syna Joe Kennedy’ego, jak też i same wybory, organizowała mafia, a jeden z jej szefów – Sam Giancana – przechwalał się, że John F. Kennedy tylko dlatego został prezydentem, ponieważ on sam nie miał syna. Już wiele lat wcześniej amerykański biznesmen Marcus Hanna, którego pieniądze zadecydowały o wyborze McKinley’a na prezydenta, wyraził się o amerykańskiej demokracji: „W polityce są dwie ważne rzeczy. Pierwsza to pieniądze, a drugiej nie pamiętam”. Problematycznym rozstrzygnięciem zakończyły się także wybory w roku 2000, które wygrał George W. Bush. O zwycięstwie rozstrzygnął wynik w stanie Floryda, w którym miał wygrać właśnie Bush. Zadecydowała o tym przewaga tylko 537 głosów. Wielu podnosi sprawę, że gubernatorem Florydy był wtedy Jeb Bush, brat George’a W. Busha, zaś zadecydował o wyniku Sąd Najwyższy, gdzie Republikanie mieli przewagę.
W obecnych wyborach ostrość podziałów, i wręcz wzajemna wrogość, powoduje, że droga do wojny domowej może zostać łatwo otwarta. Jest to sytuacja podobna do tej przed wojną secesyjną, kiedy to wystarczył incydent w postaci ataku na Fort Sumter, aby zaczęła się najbardziej niszcząca wojna domowa w historii USA. Dziś takim odpowiednikiem ataku na Fort Sumter mogłoby być unieważnienie głosów części stanów przez Sąd Najwyższy. Wniosek o to został złożony przez prokuratora generalnego stanu Teksas z poparciem 17 innych stanów. Wniosek został oddalony, gdyż, według wykładni Sądu Najwyższego, „Teksas nie wykazał uzasadnionego prawnie interesu w tym w jaki sposób inne stany przeprowadzają swoje wybory”. Najwyraźniej Sąd Najwyższy nie chciał sprokurować sytuacji, która groziłaby nieobliczalnymi następstwami, z wojną domową włącznie.
W ten sposób nic już nie stoi na przeszkodzie, by Biden został wybrany przez Kolegium Elektorów w dniu 14 grudnia, zaś w styczniu zaprzysiężony na prezydenta. Jednak będzie on musiał żyć z odium niejasnych wyborczych praktyk, a przez to i sam nie będzie mógł zbyt się rozpędzać z programem wewnętrznych zmian w USA. W wyborach miała być wielka niebieska fala, która wprost zniesie trumpizm. Ale żadnej wielkiej fali nie było, a pozostał niesmak po nieprzejrzystych działaniach Demokratów. W takie atmosferze żadnego wielkiego programu reform, żadnej rewolucji, nie da się uruchomić, bo druga strona łatwo może uznać to za przekroczenie akceptowalnej granicy i przejść do radykalnych działań blokujących. Prestiż Ameryki w świecie zdecydowanie, na tym wszystkim, ucierpiał i będzie ona zmuszona zmagać się z piętnem ułomnej demokracji, co będzie jej często wypominane, także jako powód odrzucania amerykańskich pretensji do hegemonii i oceniania innych.
Stanisław Lewicki
Propunuję przestać nakręcać się i w pierwszej kolejności poprawić błędy stylistyczne.
Pan prezydent Donald Trump miał przeciwko sobie nie tylko demokratów ale całą administracje państwową, wymiar sprawiedliwości i elitę.
W tych warunkach musiał przegrać. Ci ludzie byli przygotowani wszystko.
Trump przegrywając wybory wygrał życie – być może – bo to też nie jest takie pewne.
drobny problem w tym, że ten 'kurz’ zwali się nam na łby jako lawina aluwialna – proszę se wyguglać- przy wybuchu wulkanu.
Część 'publiki’ amerykańskiej określa – przywołam Stephen Lendman’a>wg metodologii
w oczyszczalni ścieków=Polin>’marksista’ a na pewno jest Żydem i pisze>
US Election 2020 is over. Trump won. Biden/Harris lost. He’s out. They’re in — the triumph of fantasy democracy over the real thing.
.
When inaugurated in January, they’ll serve illegitimately=BEZPRAWNIE, a testimony to election theft>ŚWIADECTWO KRADZIEŻY WYBORCZEJ.
It won’t be the first time that US election losers took office.>pierwszy raz że przegrany w US wyborach przejmuje urząd’
It’s Over. The Fat Lady Sang
.https://stephenlendman.org/2020/12/its-over-the-fat-lady-sang/
a dotyczy to naszego okupanta od 1989>staraniem wszystkich elyt czy 'zjednoczonej prawicy’ czy 'totalnej opozycji+lewicy’ z tym.
Przygrywkę już mamy>’STRAJK KOBIET’>i jest stricte wg opus operandi stosowanej przez USA wobec krajów gdzie ma nastąpić tzw. regime change u nas miało miejsce w 1989
ale pierwszy raz się zdarzyło, że ten US opus operandi wykorzystano w USA za prezydentury
Trumpa>
: Legal Hatchet Man and Central Operative in the “Color Revolution” Against President Trump _i zwracam uwagę na 'projekt’ Transition Integrity Project’
https://www.sott.net/article/443904-Meet-Norm-Eisen-Legal-hatchet-man-and-central-operative-in-the-color-revolution-against-President-Trump
a tam pisze się m.in.
'For readers who wish to read further, please consult the full Politico piece from which we have excerpted the above highlighted passages. There is also a fascinating documentary on Sharp instructively titled „How to Start a Revolution.”
POLITICO>>Gene Sharp: The Academic Who Wrote the Playbook for Nonviolent Revolution December 30, 2018
https://www.politico.com/magazine/story/2018/12/30/gene-sharp-obituary-academic-nonviolent-revolution-223555
his list of 198 methods of nonviolent action have been circulated by democracy groups in many of the world’s most repressive states. His basic theory is that power comes from the people and from institutions such as the police, army, media, business and religious groups that support a government; when the people and institutions of a country remove their support for a dictatorial government—without using violence—the dictatorship will fall. From Burma to Serbia, from the former Soviet states to the countries of the Arab Spring, that simple but powerful message has shaken countless.
a u nas>’strajk kobiet’ to odpowiednik KORu czy Otporu w Jugosławii jak Ciechanowska na Białorusi czy Guido w Wenezueli.
a tu macie o facecie od czarnej roboty przy operacjach 'regime change’ a jest nim niejaki Eliot Abrams:
Litany=litania= of Big Lies on Iran by War Criminal Elliott Abrams
https://stephenlendman.org/2020/12/litany-of-big-lies-on-iran-by-war-criminal-elliott-abrams/
i 'polski’ akcent>jedną z operacji była operacja 'Iran-contras’ (w nikaragui) gdzie 'pomocna’ było zaangażowanie się papieża Jana Pawła II
w 'likwidacji’ teologii wyzwolenia a czy to było (likwidacja) ze względów doktrynalnych KK czy na prośbę podwładnego Reagan (starego kumpla JPII) czyli szefa CIA>williama casey’a>katolik jak dzisiaj Biden.
Pakowanie głowy w piasek >polacy nic się nie stało>jest pakowaniem głowy w piasek
czyli prawidłowej identyfikacji zagrożenia.
.
BTW. tak jak dzisiaj używa się określenia 'bezprawny’ (chodzi o objęcie urzędu POTUS przez Bidena) to identyczna retoryka jest przecież używana przez tzw. totalną opozycję czy strajk kobiet względem Dudy: 'szanują urząd 'prezydenta RP’ nie szanują osoby zajmującej ten urząd”>
a technologia Transition Integrity Project to samograj i jak w USA tak w RP>DUUUUUUUUUUŻE PIENIĄDZE.
I co>’lawina aluwialna’ wali się nam na łby a my co?????