Modzelewski: Czy grozi nam czwarta wielka grabież?

Przypomnę, że od czasu „upadku komunizmu”, co wiązało się z – jak wiemy – „odzyskaniem niepodległości” przeżyliśmy już trzy wielkie grabieże:

  • pierwszą było odebranie – poprzez ich deprecjacje nominalną oraz bez wprowadzania ustawowych zasad waloryzacji – oszczędności całego życia ogółu obywateli oraz wszystkich podmiotów gospodarczych: jest to stratą bezwzględną, nigdy nie zrekompensowaną (lata 1989-1991),
  • drugą była masowa wyprzedaż za bezcen majątku publicznego; szacowana przez niezależnych naukowców strata z tego tytułu wynosi około 90% wartości tego majątku (apogeum wyprzedaży nastąpiło w latach 1989-1991, ale proces ten w stabilnej tendencji trwał jeszcze dużo dłużej – do dziś?),
  • trzecią grabieżą było wyłudzanie podatku od towarów i usług oraz akcyzy przy pomocy zharmonizowanych wersji tych podatków obowiązujących od 2004 r., czyli od wstąpienia do Unii Europejskiej. Grabież ta faktycznie rozpoczęła się od 1 maja 2004 r. i trwa do dziś, przy czym jej apogeum w podatku od towarów i usług wystąpiło w latach 2008-2016.

Ile kosztowała nas więc nasza „niepodległość” i „przynależność do Zachodu”? Nikt jeszcze nie zrobił „bilansu trzydziestolecia”, ale bardzo ostrożne zsumowania sporządzanych szacunków zamykają się w kwotach liczonych w bilionach złotych. Ograbiono nas wszystkich, dając nam jednoznacznie odczuć, że ową „przynależność do Zachodu” należy rozumieć dosłownie: należymy do kogoś i on bierze co chce, bo również nasz majątek „należy do Zachodu”.

     

Czwartą grabież zapowiadają nasi „strategiczni sojusznicy”, czyli Stany Zjednoczone i Izrael, a jej pretekstem ma być „jakieś mienie bezspadkowe” ofiar niemieckiej agresji i okupacji lat 1939-1945.  Żądania te nie mają jakiejkolwiek podstawy prawnej ani faktycznej: w tamtych latach całość terytorium państwa polskiego było okupowane przez najeźdźców, nie istniały jakiekolwiek polskie struktury kolaboracyjne o charakterze publicznoprawnym (w latach poprzedniej okupacji – lata 1916-1918 – były), które można byłoby uznać za substytut państwa polskiego, współpracujące z okupantem, a państwo niemieckie prowadziło świadomą politykę wymordowania wszystkich, w tym obywateli polskich, których uznali za Żydów. Była to zbrodnia ludobójstwa, wykonana z iście niemiecką (zachodnią) systematycznością, majątek ofiar był przecież zagrabiony przez okupanta, co było aktem bezprawia. Zgodnie z prawem polskim, które w całym okresie okupacji obowiązywało obywateli polskich, spadki po osobach zmarłych – w przypadku braku innych spadkobierców – są dziedziczone przez Skarb Państwa: jest to skutek ex lege, który skutecznie nastąpił – nie da się go cofnąć. Tylko państwo polskie (potencjalnie) mogłoby znacjonalizować ten majątek, lecz akt ten – przynajmniej w świetle obecnej Konstytucji – byłby bezprawny.

Owe pseudoroszczenia szacowane są na kilkaset miliardów dolarów, czyli znów mówimy o ponad bilionie złotych.

Obecnie przedstawiciele władz amerykańskich oraz izraelskich nie patyczkując się po raz kolejny przypominają o swoich żądaniach a władze Polski i nas Polaków traktują w sposób obraźliwy i poniżający: jest to typowa mowa nienawiści i akt wrogości.

Czy podobnie jak w poprzednich trzech przypadkach damy się okraść? Czy już choć trochę zmądrzeliśmy, a nasza klasa polityczna reprezentuje interesy obywateli polskich? Po której stronie jest czwarta władza? Jak dotychczas „opiniotwórcze” media były po stronie grabieżców. Gdy przed kilku laty podzieliłem się  gorzką refleksją na temat poniżającego zachowania ówczesnego amerykańskiego Sekretarza Stanu (chyba nazywał się Pompeo), który poniżył publicznie ówczesnego ministra spraw zagranicznych (Jacka Czaputowicza) za to, że „nie oddajemy majątku Żydom”, byłem przedmiotem nikczemnych ataków ze strony tych mediów: rej prowadziła tu „Dziennik Gazeta Prawna”, która należy do AntyPiSu i ma głównie  „opłacalne poglądy”.

Aby przykryć tę grabież cały czas usiłuje się przestraszyć nas jakąś wojną z Rosją, utratą naszej armii i innymi tego rodzaju bzdurami. Opowieści te nie są przez polskich obywateli traktowane na serio, a ich autorów traktuje się jak wariatów lub niewiarygodnych lobbystów. W jednym można się jednak z nimi zgodzić. Trwa już coś co oni nazywają „wojną hybrydową” przy czym agresorzy są nie na wschodzie tylko na zachodzie i południu.

Witold Modzelewski

Click to rate this post!
[Total: 25 Average: 4.8]
Facebook

32 thoughts on “Modzelewski: Czy grozi nam czwarta wielka grabież?”

    1. Niestety ma Pan rację. Tylko co jest z nami nie tak, że nie jesteśmy w stanie go wytworzyć?

  1. (…)Żądania te nie mają jakiejkolwiek podstawy prawnej ani faktycznej: w tamtych latach całość terytorium państwa polskiego było okupowane przez najeźdźców,(…)
    Tam gdzie ma podstawy ustawowej tam są kancelarie adwokackie i proceder IV Wielkiej Kradzieży trwa w najlepsze.

    (…)Zgodnie z prawem polskim, które w całym okresie okupacji obowiązywało obywateli polskich(…)
    Ciekawe pojmowanie granic jurysdykcji… zgodnie z takim rozumowaniem Izrael ma prawo rozciągnąć zasadę dziedziczenia bezspadkowego na każdego Żyda popierającego ideę syjonistyczną.
    Ponadto trzeba zauważyć jedną rzecz… przy tak rozciągniętej jurysdykcji należy stwierdzić, że niewywiązywała się (conajmniej) z obowiązku obrony życia swoich obywateli, a zatem złamało umowę społeczną.

  2. Ponadto nie wiem czy ten zwrot można nazwać jakąkolwiek kradzieżą… pod polskim władztwem całe dzielnice aglomeracji ulegają ruinacji co w połączeniu z upadkiem polskiej służby zdrowia może łacno spowodować epidemię grużlicy. Sami sobie powiedcie co jest gorsze być biedniejszym, ale zdrowszym czy być bogatym suchotnikiem.

  3. 1. Nie było żadnej „grabieży oszczędności” w latach 1989-1991, choćby z tego powodu, że Polacy żyjący w PRL nie mieli żadnych oszczędności (bo i z czego mieliby odkładać?)

    2. Nie było żadnej „wyprzedaży za bezcen” majątku w latach 1989-1991, choćby dlatego, że nie było żadnego „majątku” do wyprzedania. Istniejący wtedy przemysł to był skansen technologiczny, rodem nawet czasami z XIX wieku. Park maszynowy był przestrzały i całkowicie zdekapitalizowany (oszczędzano na remontach i naprawach) i przedstawiał wartość sterty złomu. Technologie ciągle w PRL stosowane nadawały się jedynie do muzeum techniki. Polska była np. wtedy chyba drugim na świecie producentem telewizorów. Czarno-białych. ;-(

    Jeszcze z 10 lat PRL i Polska stałaby się tym czym dzisiaj jest Kuba. Społeczeństwem cofniętym w rozwoju do czasów sprzed rewolucji przemysłowej. 🙁

      1. Jakie znaczenie ma to, ile lat ma pilaster i co z tamtych czasów pamięta?

        Pilaster nie opiera się na osobistym subiektywnym wrażeniu, ani na dowodach anegdotycznych, tylko na solidnych opracowaniach naukowych, np „W pogoni za straconym czasem” Orłowskiego – najlepsze dostępne opracowanie na temat „gospodraki” PRL.

        PRL w roku 1989 był całkowitym bankrutem, pozbawionym jakichkolwiek aktywów i kapitału. Można go, z niewielką przesadą, porównać do dzisiejszej Wenezueli, czy Kuby. Zwyczajnie nie było czego kraść ani grabić.

        Zresztą można popatrzeć np na listy najbogatszych obecnie Polaków. Nie ma tam żadnych byłych funkcyjnych PZPR.

        1. @pilater – pisząc, że w 1989 PRL był pozbawiony jakichkolwiek aktywów i kapitału się pan po prostu ośmiesza. Proponuję na sam początek dogłębną edukację w zakresie podstaw ekonomii od pojęć elementarnych, jak właśnie „aktywa” i „kapitał”. Do tego warto też sięgnąć po definicje słów jak „bankructwo” i kiedy ono staje się faktem. Znając języki obce mógłby sięgnąć też do raportów i statystyk zagranicznych dot. przedsiębiorstw (tak średniego szczebla jak i korporacji) aby przekonać się, że bycie ekstremalnie zadłużonym (bliski całkowitej wartości spółki) to nie jest jednak żaden problem dla dalszego funkcjonowania i bez deklaracji bankructwa przez dekady, wypuszczania na giełdę coraz droższych akcji itp. Oczywiście należy przezwyciężyć zaślepienie ideologiczne i przeczytać więcej niż 1 książkę omawiający dany temat oraz skonfrontować publikacje z rzeczywistymi danymi. Następny wątek. Uważa pan też, że publikacja prof. Orłowskiego (notabene – niby tak go pan szanuje, a pomija tytuł naukowy? Toć to elementarne ukazanie braku szacunku dla człowieka nauki…) „W pogoni za straconym czasem” jest najlepszą. Na jakiej podstawie? Kilka not widzę, ale nie są one z jakiś poważanych ośrodków czy szerokich publikacji zagranicznych a sama książka omawia (wedle opisu) nie tylko Polskę ale całą Europę Środkowo-Wschodnią. Zatem ktoś z czołowych globalnych uczelni powinien zacytować oraz dokonać publikacji na swój natywny język. Tymczasem prof. Orłowski nawet nie zadecydował się dokonać samemu przetłumaczenia chociażby na język angielski. Chyba jednak prof. Orłowski za bardzo zasiedział się na stołkach politycznych, aby zajmować się kwestiami propagowania swej nauki. I na końcu raz jeszcze co pisałem w kilku miejsach, panie pilater. Świat to nie jest manichejska dychotomia. To, że ktoś krytykuje proces transformacji ustrojowej nie oznacza, że popiera w 100% „to co było”. Pańskie wielokrotne podejście bardziej przypomina podejście tej modnej młodzieży zachodniej, dla której każda forma skrytykowania czarnoskórego to z góry „rasizm”; albo podejście twardogłowych komunistów dla których każda próba rewizji marksizmu-leninizmu to bycie zwolennikiem niewolnictwa i kolonializmu. Ot taki polityczny pies Pawłowa… Buńczuczne krzyki i hasła, które całościowo nie są związane z tematem, bardziej pana ośmieszają niż sprzyjają promocji jakiś idei. Niech uzupełni pan braki, jeżeli jeszcze ma czas i pieniadze to pójdzie na studia zaoczne z dziedziny ekonomii. A jak nie to samemu zaopatrzy się w odpowiednią literaturę. Sylabusy generalnie są publicznie dostępne i proponowałbym jakieś z porządnych uczelni (czyli te z pierwszej 200 wg Listy Szanghajskiej).

          1. (…)Znając języki obce mógłby sięgnąć też do raportów i statystyk zagranicznych dot. przedsiębiorstw (tak średniego szczebla jak i korporacji) aby przekonać się, że bycie ekstremalnie zadłużonym (bliski całkowitej wartości spółki) to nie jest jednak żaden problem dla dalszego funkcjonowania i bez deklaracji bankructwa przez dekady, wypuszczania na giełdę coraz droższych akcji itp.(…)
            Te mega zadłużone korporacje mają produkt, który ma perspektywy na to, że kiedyś zacznie zarobiać wagony pieniędzy… patrz na taką Teslę, do której oferty tradycyjne firmy samochodowe nie potrafią się nawet zbliżyć.
            Polski przemysł niestety nie miał jak to się mówi: Tego czegoś.

        2. Oj Panie pilaster, Panie pilaster, jakie Pan musi czasami szpagaty odstawiać, żeby tylko nie przyznać, że ktoś inny ma rację, to aż żal patrzeć.

          „Jakie znaczenie ma to, ile lat ma pilaster i co z tamtych czasów pamięta?” – spore w kontekście tego, że w jednej z dyskusji pisał Pan, że jest z okolic Łodzi, więc Pana obowiązkiem jest pamiętać ilość przekrętów przy wykupie zakładów produkujących odzież w tym mieście przy wypowiadaniu się w tej dyskusji. Zresztą nawet jeśli nie jest Pan z okolic Łodzi, to jest to szczególny przypadek ze względu na skalę przemysłu odzieżowego a co za tym idzie skalę sprzedaży zakładów. Szczególnie, że te sprzedaże pokryły się z momentem ogromnego wzrostu znaczenia targowisk w Głuchowie, Tuszynie, handlu na ŁKSie, giełdzie samochodowej i powstania Ptaka, gdzie handlowano ubraniami szytymi w garażach w Chinach i na tym masa osób dorobiła się grubych milionów. Oczywiście może Pan znów robić fikołki i opowiadać, że wszystkie łódzkie zakłady były zacofane technologicznie względem chińskich garażowych szwalni – to pewnie wynikałoby stąd, że w życiu Pan takiej szwalni nie widział i oprze się na jakichś nic nie wartych statystykach. Może też Pan opowiadać, że bardziej opłacało się Polakom narażać na przemyt pieniędzy do Chin, inwestowanie tam w ciemno, oczekiwanie po kilka tygodni na cargo albo płacenie fortuny za kontener drogą lotniczą niż zwyczajnie produkcja w Łodzi, którą de facto sporo osób z pieniędzmi było zainteresowanych, ale uniemożliwiono im wykup, bo przetargi były ustawione. Nota bene to ostatnie falsyfikuje Pana bzdurę o tym, że nikt w Polsce nie miał oszczędności – oczywiście, że była spora gruba osób, która takowe miała – badylarze, spekulanci, cinkciarze czy nawet ci, którzy po prostu wrócili pod koniec PRL z emigracji z USA albo wysyłali dolary rodzinom. No i na dokładkę – jakoś tak się dziwnie złożyło, że takie zakłady były tak zacofane, że np. Textilimpex utrzymał się do dzisiaj. Od razu zaznaczam – nie mówię, że nie było zakładów, które się do niczego nie nadawały, mówię tylko, że znów opowiada Pan bzdury trzymając się swojej interpretacji, która nie ma zbyt wiele z rzeczywistością, co widać po ostatnim akapicie, w którym zapomina Pan np. o Stokłosie a i Urban swego czasu na niej był 🙂

          1. (…)spore w kontekście tego, że w jednej z dyskusji pisał Pan, że jest z okolic Łodzi, więc Pana obowiązkiem jest pamiętać ilość przekrętów przy wykupie zakładów produkujących odzież w tym mieście przy wypowiadaniu się w tej dyskusji.(…)
            Z kolei obowiązkiem oskarżenia jest udowodnienie winy… a z tego co wiem to nie było nawet aktu oskarżenia.

            1. „Z kolei obowiązkiem oskarżenia jest udowodnienie winy… a z tego co wiem to nie było nawet aktu oskarżenia.” – chyba nie jest Pan na tyle naiwny, żeby wierzyć, że każdy nielegalny czyn zostaje ukarany albo chociaż rozpatrzony.

              1. O nie… albo jest wina albo humbuk. To dotyczy zarówno kradzieży przysłowiowych 5 groszy jak i zamachu w Smoleńsku. Ta zasada dotyczy zwłaszcza tej władzy, która buduje swoją siłę politycznąo narracji o układzie… tylko dziwnym trafem jedyne układy o których słyszę to akurat Bana&kolesie, afera podkarpacka, tzw. układ wrocławski i spółka Srebrna.

                1. Nie zmienia to faktu, że w żadnym systemie ludzkim nie będzie tak, że każdy nielegalny czyn zostanie ukarany.

          2. Urban nie był funkcyjnym PZPR, a nawet w ogóle do Partii nie należał. Dorobił się zresztą sam, własnym talentem i przemysłem, a nie rozkradając cokolwiek. Co by o nim nie mówić, złodziejem nie był.

            Oszczędności w PRL owszem bywały, ale mikroskopijne. Najbogatsi PRLowscy rentierzy mieli odłożone po kilka tysięcy, a znaleźliby się i tacy, którzy mieli nwet kilkanaście tysięcy dolarów. W PRL czyniło to z nich krezusów, ale w skali rynkowej to nie było nawet na waciki. 🙁 99,9% obywateli PRL nie miało nawet i tego.

            1. „Urban nie był funkcyjnym PZPR” – funkcyjnym był w PRL a w PZPR nie, bo za późno złożył deklarację. Przynależność do partii nie ma jednak nic do rzeczy, skoro profity czerpało się z systemu. A dorobił się byciem mendą i kapitał na początku lat 90-tych miał właśnie z tegoż procederu. Nie złapałem go za rękę, ale rozmawialiśmy na inny temat.

              To, że Pan nie zna ludzi, którzy mieli po kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy dolarów i byli dzięki temu w stanie lecieć na początku lat 90-tych do Chin albo rozkręcać inne biznesy nie oznacza, że nie było takich osób. To oznacza, że po prostu mało Pan wie 😉 nie bez powodu w Polsce pojawiało się wiele luksusowych samochodów na ulicach na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Zapewne to byli kosmici. No i jak zwykle do meritum się Pan nie odniósł – standard.

              1. Ale on tego do wiadomości nie przyjmie, bo tego nie napisano w „Krótkim kursie historii liberalizmu-korwinizmu”. Wyjście poza wyuczone dogmaty jest trudne…

              2. Urban nie dorobił się w PRL, tylko po jego upadku, w latach 90. Funkcja w PRL pomogła mu na tyle, że znał ludzi, których później w „NIE” zatrudnił i którzy mu ten sukces rynkowy wyrobili. Po drugie zaś wyrobił sobie rozpoznawalność.

                Materialnie jednak w PRL niczego się nie dorobił.

                W drugiej kwestii – proszę zatem Szanownych Oponentów o podanie konkretnej wysokosci oszczędnosci w PRL – liczonych w prawdziwej walucie (dolarch USA) w przeliczeniu na mieszkańca.

                A potem o przykład w jaki sposób owe oszczędnosci zostaly „rozkradzione”…

                Jak ktoś miał w PRL zachomikowane w pawlaczu 500 dolarów, to przecież nadal je miał. Nikt mu ich nie ukradł.

                1. A jakie znaczenie ma przeliczenie tych oszczędności na USD, skoro to były oszczędności do wydania w Polsce? No ale w „Krótkim kursie historii liberalizmu-korwinizmu” nie wyjaśniono terminu „siła nabywcza”. Nie wyjaśniono też w jaki sposób hiperinflacja PLZ działała na wymianę handlową prowadzoną w PLZ, a także na spłaty zadłużenia zaciągniętego w PLZ. Ale co tam jakieś banialuki, jeśli rzeczywistość nie odpowiada idei liberalnej to tym gorzej dla rzeczywistości

                2. Przykładowo latami zbierano na książeczkach mieszkaniowych a potem okazało się, że zostały z tego marne grosze. Podobnie rzecz się miała z książeczkami oszczędnościowymi i ubezpieczeniami dla dzieci na start życiowy. Tymczasem zachodnim „inwestorom” płacono wysokie odsetki na lokatach przy utrzymywaniu sztywnego kursu dolara, aby nie stracili.

                3. Gwoli ścisłości kilka faktów – Urban pochodził z zamożnej rodziny. Na tyle zamożnej, że w latach 70-tych Urban nie zadawał się z biedotą, tylko śmietanką towarzysko-artystyczną ówczesnej rzeczywistości. A ta śmietanka miała sporo pieniędzy – Andrzejewski, Osiecka, Passent, to nie byli ludzie „goli” i z gołotą się nie zadawali. I jakoś dziwnym trafem Urban tak się niczego nie dorobił poza kontaktami, że w 1990 roku zakłada tygodnik – stać go na druk, siedzibę, zatrudnienie redaktorów etc. Normalnie biedny jak mysz kościelna – każdy Kowalski po upadku PRL mógł przecież zrobić to samo 😉 Tak samo zresztą, jak kupić w latach 90-tych willę w Konstancinie. O słodka naiwności.

                  Co do drugiej kwestii – nie. Rozmawialiśmy o tym, że istnieli w PRL ludzie ze sporymi oszczędnościami, którzy byli w stanie wykupić np. fabryki odzieżowe i uruchomić produkcję. Statystyki nie mają tutaj nic do rzeczy i niczego nie powiedzą. I nie mówiliśmy o rozkradaniu oszczędności z pawlacza, więc niech Pan nie udaje idioty, tylko o ustawianiu przetargów i uniemożliwianiu zakupu np. wyżej wspomnianych fabryk/zakładów przez ludzi prywatnych.

  4. Prof. Modzelewski nie widzi jeszcze jednej wielkiej grabieży, która też będzie nas kosztowała biliony, a w dodatku cofnie nas cywilizacyjnie (przerwy w dostawach prądu, koniec motoryzacji dla każdego, niemożność ogrzania domu zimą, koniec z dostępem do mięsa i innych produktów odzwierzęcych itd.). Mam tu oczywiście na myśli unijny „zielony ład”, na który elita III RP w całości (a jej pisowska odnoga w szczególności) przystała. To będzie największa pauperyzacja narodu polskiego w dziejach.

  5. No proszę, tyle słów, a merytorycznych argumentów ani mru mru…

    Wartość polskiej gospodarki w 1989 roku była zerowa, lub nawet mniejsza od zera. Skoro nawet chińska tandeta odzieżowa była w stanie zmieść z rynku wyroby „narodowego przemysłu włókienniczego”…

    Może dlatego, że chińskie maszyny szyjące odzież pochodziły wtedy jednak z XX wieku. A prlowskie z XIX.

    1. Pilaster dalej sobie nie doczytał, że te chińskie maszyny szyjące to były 12 letnie dzieci na skraju śmierci głodowej. Pilaster też udaje idiotę, nie przyjmując do wiadomości że każde jedne przedsiębiorstwo, nawet monopolistyczne przy złym zarządzaniu i wrogim działaniom władz państwowych upadnie w bardzo szybkim czasie. No ale to się nie mieści w wyznawanych przez pilastra liberalnych dogmatach wziętych z jakiegoś korwinistycznego odpowiednika „Krótkiego kursu historii WKP(b)”, bo w istocie pilaster zachowuje się jak jakiś wioskowy agitator z czasów stalinowskich, głoszący przeczytane idee niczym religię.

    2. Jeśli się nie widzi podanych faktów i bredzi pod tezę, to dalej żyje się w kłamstwie. Pan robi to wyśmienicie.

      „Skoro nawet chińska tandeta odzieżowa była w stanie zmieść z rynku wyroby “narodowego przemysłu” – naprawdę tyle Pan wyczytał z rzeczywistości albo mojego komentarza? Naprawdę serwuje Pan coś tak żałośnie miałkiego? Chińska odzież niczego nie zmiotła, bo wyroby z „narodowego przemysłu” już nie istniały. Ludzie z pieniędzmi, a takowi byli w PRL wbrew Pana biadoleniu, jak najbardziej chcieli wykupić czy to sprzęt czy nawet całe hale i produkować odzież w Polsce. Ale im nie pozwolono, bo przetargi były ustawione. I naprawdę trzeba być albo kompletnym naiwniakiem, albo ignorantem, albo skończonym idiotą, żeby tego nie wiedzieć i tak interpretować rzeczywistość.

      „A prlowskie z XIX.” – tak, tak, ale tylko w Pana głowie. Widział Pan kiedyś na jakim sprzęcie pracowały łączarki np. w zakładach Buczka (inaczej Zenit) w Łodzi? Oczywiście, że nie (znając życie nie ma Pan nawet bladego pojęcia czym zajmuje się łączarka a maszynę do szycia to Pan widział w google), co nie przeszkadza Panu palnąć bzdurę, że był to sprzęt z XIX wieku i był gorszy niż z chińskiego garażu. Ma Pan prawo dalej żyć w swojej bańce bzdurek, ale proszę nie oczekiwać, że ludzie znający temat nie będą uważali Pana twierdzenia za bełkot.

      1. Jak kiedyś napisał że mięso z marketów cieszy się wciąż sporą popularnością to już mi to wystarczyło by wiedzieć skąd facet czerpie wiedzę o rzeczywistości, że po prostu nie ma co do końca brać go na poważnie

        1. W sumie przypomniał mi Pan o tej rozmowie i ma Pan rację a do tego rozbawił mnie Pan, bo przypomniał mi się fragment o tym, że jajka od rolnika są be i fuj, bo są brudne. Nie wiem jak pilaster, ale ja jajka przed jedzeniem obieram xD

            1. W świetle marketowej żywności mało interesuje mnie czy stragan jest ładny, jeśli sprzedaje normalną żywność – to nie jest moment na wybrzydzanie na estetykę, bo zbyt dużo chłamu jest nam wciskane. Zresztą od dłuższego czasu wiele produktów kupuję z pierwszej ręki, więc może dlatego mnie to tak w oczy nie kole.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *