Wbrew medialnemu lobbingowi (mamy wszak również „wolne media”) podatnicy nie chcą nie tylko obowiązku wystawiania tzw. faktur ustrukturyzowanych, lecz przede wszystkim nie chcą wydawać pieniędzy w związku z wprowadzeniem nowych, pseudonowoczesnych powinności podatkowych. Do przyjętych rytuałów legislacyjnych należy od kilku lat nakładanie na podmioty prawa podatkowego coraz to nowych oraz „niezbędnych” obowiązków informatycznych, zwłaszcza w dziedzinie ewidencjonowania, dokumentowania i sprawozdawczości (mimo że ich wdrożenie w ustalonym terminie jest obiektywnie niemożliwe) tylko po to, aby następnie odraczać ich wprowadzenie (i to kilkukrotnie). Ten chaos ma jednak ukryty cel: podatnikowi można w tym czasie wmawiać, że wprowadzenie tychże obowiązków i związane z tym wydatki są „nieuchronne”, oni powinni się tylko cieszyć, że dano im jeszcze trochę czasu. Prawdopodobnie faktycznym sponsorem tego chaosu są oczywiście dostawcy owych „narzędzi”, które trzeba będzie kupić, aby wykonać te zbędne obowiązki. Tak daleko idącej „prywatyzacji” tworzenia prawa podatkowego nie mieliśmy w historii.
Nowym zjawiskiem legislacyjnym są „nowelizacje nowelizacji”: nowelizacją zmienia się nie „ustawę matkę”, lecz ustawy, które ją poprzednio zmieniły, dodając do tego przepisy przejściowe do przepisów przejściowych.
Podatnicy już nie mają ani czasu ani siły na śledzenie tego chaosu. Zresztą po co?
Jakie są tego skutki ogólne? Obniża się dramatycznie jakość prawa: przepisy są pisane w sposób niekompetentny lub bez dbałości o ich profesjonalizm, nie tylko bez znajomości rzeczy, ale nawet nowelizowanych przepisów. Dożyliśmy czasów kompletnego upadku prawodawstwa podatkowego: tu nigdy ilość nie przechodzi w jakość.
Czas to zatrzymać: w warunkach narastającego kryzysu ekonomicznego, wysokiej inflacji a przede wszystkim absurdalnej drożyzny nośników energii i ogólnego zubożenia, będącego (jakoby) skutkiem pandemii, można przynajmniej zakończyć chaos legislacyjny, zwłaszcza w podatkach. Tyle i aż tyle można dać podatnikom jako program na najbliższe cztery lata po wyborach.
Wiem, że nawet konsekwentna realizacja tej wizji nie gwarantuje stabilizacji treści norm prawnych, bo są jeszcze trzy ośrodki, które tradycyjnie mieszają w tym kotle. Przypomnę, że jest to:
TSUE i po części również inne organy UE, które chcą rządzić podatkami również a może przede wszystkim w Polsce,
sądy krajowe, które swego czasu wzięły się za „poprawianie nieudolnego prawodawcy”, do czego nie miały ani formalnych kompetencji ani przygotowania,
resort finansów, który wydaje corocznie kilkadziesiąt tysięcy „interpretacji” i „objaśnień”, którymi również „poprawia” to, co przed chwilą wprowadził rękami Sejmu jako obowiązujące prawo.
W polskim prawie podatkowym rządzi od około dwudziestu lat znana zasada, że „śpiewać każdy może”, a nasz parlament uchwali nie czytając to, co się mu podrzuci, a mieszać w tym, co się uchwali, będzie można bez jakichkolwiek ograniczeń.
Jak więc dotrzymać słowa i zapewnić podatnikom czas kilku lat stabilizacji? Przecież na wyczyny TSUE i jego radosną twórczość nie mamy wpływu (ostatnio ów Trybunał orzekł, że można odliczyć z faktury, która dokumentuje czynność pozorną – co w Polsce jest jakoby bezprawnie zakazane). To bardzo trudne zadanie. Aby to osiągnąć trzeba przede wszystkim chcieć. Należy przede wszystkim wyrzucić za drzwi wszystkich (bez wyjątku) interesariuszy korzystających z obecnego chaosu. Stan erozji obecnej władzy podatkowej budzi największy niepokój. Wśród praktyków powtarzana jest „teoria”, że poszczególne podatki zostały „podzielone” między kilka firm zajmujących się ucieczką od opodatkowania i z nimi należy rozmawiać, jeśli chce się zmian w przepisach. Padają nawet ich nazwy. Nie chcę mi się w to wierzyć, ale dowód jest tu dość przekonywujący: istotne funkcje pełnią ludzie, którzy jeszcze niedawno byli długoletnimi pracownikami tych firm. Pikanterii dodaje tu znany fakt, że owe firmy do 2015 roku były powiązane z „rządami liberalnymi” i jednym głosem gardłowały przeciw „księżycowym pomysłom PiSu”. A dziś w jego imieniu rządzą prawem podatkowym w Polsce. To się w głowie nie mieści chyba że mam za mała głowę.
Może tu przydałaby się nowa komisja śledcza albo po prostu rzetelne sprawdzenie tego stanu przez Najwyższą Izbę Kontroli?
Prof. Witold Modzelewski
Modzelewski: Należy natychmiast zatrzymać biegunkę legislacyjną w podatkach
Click to rate this post!
[Total: 7 Average: 4.7]
Facebook
Kiedy Pan Modzelewski zajmie się odwalutowanie Frankowiczów?