Eksperymenty hybrydowe
Słowo hybryda, jako symbol relatywizacji pojęć, łączenia rzeczy sprzecznych i w normalnych warunkach nie łączonych, weszło do obiegu i świadomości współczesnego społeczeństwa jako nowa jakość, znak „nowych czasów”. Podobnie jak z postmodernizmem, który dość często sprowadza się do udawania, że absurdalne i sprzeczne z zdrowym rozsądkiem twierdzenia określa się jako nurt filozoficzny, jako symbol najnowocześniejszej nowoczesności, tak też rzeczywistość hybrydowa z mądrą miną jest przedstawiana w medialno-publicznej przestrzeni jako sama z siebie zrozumiała oczywista konieczność. Stąd dziwna wojna ukraińsko-rosyjska, w czasie której „kraj agresor” jest największym nabywcą broni od „kraju najechanego”, a prezydent-oligarcha „kraju najechanego” w czasie agresji rozwija swój rodzinny biznes na terenie „kraju agresora” i płaci do jego budżetu spore podatki, wymiana zaś handlowa między obu stronami konfliktu kwitnie w najlepsze i ustawicznie wykazuję rozwój postępowy, godząca w zdrowy rozsądek i wszelką uczciwość i normalność, w świetle nowoczesnej postnowoczesności jest normą i wzorcem najnormalniejszej „wojny hybrydowej”.
W takiej rzeczywistości z pogranicza obłędu doszło do powstania niezwykłej hybrydy łączącej emigracyjnych „postępowych” intelektualistów z kręgu Jerzego Giedrojcia a mniej intelektualnych banderowców uchowanych z Zachodzie „na wszelki wypadek” przez zwycięskie mocarstwa. Koniec II wojny światowej miał w myśl twórców nowego światowego porządku przekształcić się w nowe globalne starcie, w którym wszelkie niedobitki mogły się przydać.
Uwarunkowania geopolityczne
Polska za zgodą sojuszników strategicznych z Zachodu została bez skrupułów odstąpiona „wujkowi Joe” pozbawiona połowy terytorium, ogołocona z elit a też skazana na upodlenie przez narzucony system sterowany z Moskwy. Przezorny Zachód układając się z Sowietami szykował się do kolejnych konfliktów. Hasło wolności ludów zniewolonych przez Rosję było na sztandarach zimnej wojny. Za tym kryła się jednak wyrachowana polityka instrumentalnego wykorzystania ruchów narodowych krajów europejskich w swych kalkulacjach geopolitycznych. Bynajmniej nie chodziło o przywrócenie sprawiedliwego ładu europejskiego. Analizując wszystkie poczynania Zachodu wobec odradzającej się Polski w 1918 r., kiedy mimo porażki Niemiec zwycięskie demokracje zachodnie pilnowały by Polska nie odzyskała swe ziemie na zachodzie, nie była potęgą morską, by nie powstała jak wielkie państwo dumne ze swej historii i tradycji i aż do serii zdrad kończących żywot II Rzeczypospolitej, dobrotliwie określanej przez strategicznych sojuszników „hieną Europy” można przyjść do wniosku, że pełnowartościowe państwo polskie, którego rola wykraczałaby poza bycie korytarzem sanitarnym między bolszewią a zachodem nie wchodziło w rachubę.
Kreśląc scenariusze świata po upadku ZSRR zachodni demokraci przewidywali Polsce rolę narzędzia ograniczającego rosyjskie wpływy. Instrumentalna rola Polski miała być realizowana w nowych okolicznościach dziejowych, kiedy z zachodnich kresów imperium rosyjskiego wykroi się szereg nowych państw z którymi Polska, jako byt o dawnej tradycji politycznej miałby odgrywać rolę kluczową. Stąd też wsparcie kierowano przez zachodnich mocodawców nie dla niepodległościowych środowisk polskich, a dla „intelektualistów” budujących fantasmagorie geopolityczne przez oderwanych od rzeczywistości dziennikarzy i myślicieli. Firmowany przez Jerzego Giedrojcia ośrodek o wydźwięku liberalno-laickim brzydzący się Polską katolicką i „endecką” stał się wymarzonym wzorem polskości nowoczesnej, nie wartości samej w sobie opartej na głębokim etosie patriotycznym i chrześcijańskim, a jedynie narzędzia do ucywilizowania antysowieckich rębajłów pośpiesznie ewakuowanych ze schronów wołyńskich czy kniej litewskich na Zachód.
Istota hybrydy
„Polscy intelektualiści” mieli zawrzeć sojusz bezwzględny z zbroczonymi krwią przedstawicielami banderowskiej emigracji. Trudno zachowując odrobinę nie tyle że uczciwości, ale czci i honoru byłoby zawrzeć taki mezalians. Tym nie mniej przy hojnym wsparciu i umotywowaniu hybrydę udało się powołać do życia. Oczywiście motywacje do kreowania takiego odrażającego dziwoląga musiały być dość silne. Z jednej strony atmosfera zimnej wojny zachęcała obie strony – zarówno totalitarny obóz komunistyczny jak demokratyczny „wolny świat” – do wykorzystywania wszelkich środków, zgodnie z założeniami Machiavellego, by osiągnąć cel. Tak, z jednej strony dało się pogodzić hasła wolności z dzikim ruchem talibanu w Afganistanie by dołożyć Sowietom, z innej zaś strony kojarzono marksistowsko-leninowską ideologię z odrażającymi, prawie kanibalistycznymi rządami w Afryce, by powstrzymać parcie amerykańskich imperialistów na flance południowej. Powstałe na skutek niemieckiego projektu Mitteleuropa państwa narodowe na obrzeżach Rosji na krótki termin stały się republikami związkowymi. Hasło ich niepodległości przemawiało do nielicznych elit, pozbawionych głębszych tradycji i uzasadnienie racji niepodległości swych krajów. Większość ludu wtopiła się w rzeszę „sowieckich ludzi” i nie posiadała aspiracji politycznych (poza krajami bałtyckimi, mającymi w okresie międzywojennym krótką tradycję życia państwowego).
Typowanie Polski na rolę lokomotywy w projekcie ULB nawiązując do zniekształconej wizji historii Rzeczypospolitej jako nieokreślonej przestrzeni „Europy Środkowo-Wschodniej”. O ile Litwa, państwo nieduże i utożsamiające się z tradycją narodu bałtyckiego, katolickiego, zdecydowanie różnego od Rosjan, potrafiła realizować swój projekt niepodległościowy samodzielnie, o tyle Białoruś i Ukraina, traktowane przez wieki nie tylko przez Rosjan, jako przestrzeń „ruska”, tworzącą całość cywilizacyjną w oparciu o wspólną tradycję cerkiewną i językowo-kulturową.
Dla większości mieszkańców tych ziem Związek Sowiecki był państwem swoim. Spośród nich rekrutowały się elity komunistyczne, działaczy partyjni, tworzyła się kultura socjalistyczna, będąca dotąd wzorcem pewnych osiągnięć w życiu narodowym. Twardą opozycję tworzyli nacjonaliści proweniencji banderowskiej, związani z OUN, należący do nurtu umysłowo-ideologicznego będącego lokalną odmianą faszyzmu czy też nazizmu, uwikłani w czasie II wojny światowej w kolaborację z III Rzeszą i co najgorsze, będący sprawcami zbrodni ludobójstwa w polskich województwach południowo-wschodnich.
Łącząc więc polskich emigracyjnych intelektualistów brzydzących się „Polski endeckiej” ze zbroczonymi krwią nazistowskimi kolaborantami dało się wyhodować bardzo przydatną hybrydę na okres zimnej wojny, a też na czasy przyszłe.
Misja hybrydy
Hybryda z samego założenia jest zjawiskiem żałosnym i smutnym. Została bowiem wyhodowana przez kogoś dla jakichś celów wyższych, sama będąc jedynie narzędziem destrukcji i realizacji cudzych interesów. Przykładem tego zjawiska wśród zwierząt może być muł, krzyżówka konia i osła, wytrwała i przydatna, ale nie zdolna do rozmnażania się i będąca jedynie narzędziem wykonywania ciężkiej niewdzięcznej pracy. Połączenie polskiej emigracji antykomunistycznej z ukraińskimi nacjonalistami z założenia miałoby być narzędziem walki z Rosją. Takie było założenie. Ale jak wiemy Związek Radziecki runął bez wysiłków połączonych sił giedrojciowsko-banderowskich. Zadziałały inne mechanizmy, na innym szczeblu. Natomiast w późniejszych czasach po upadku ZSRR ten tandem próbowano cały czas uruchamiać dla „europeizacji” Ukrainy, również ze skutkami mniej niż skromnymi.
Większa sukcesy hybryda osiągnęła na odcinku demoralizacji polskich elit, społeczeństwa polskiego, tworzenie nibypaństwa bez godności, świadomości historii, pamięci i zwykłych normalnych mechanizmów komunikacji społecznych. Można zakładać, że takie plany były brane pod uwagę na obradach w Magdalence, kiedy wytaczały się zręby nowego państwa polskiego. Żeby nie było zbyt suwerenne i zbyt polskie wprowadzono zarówno na stronie tych – niby prawych, i tamtych – niby lewych – jedyną słuszną wizję państwa. Dogmaty Giedrojciowskie weszły do kanonu dyplomacji polskiej, zostały wprowadzone przez wizjonera Bronisław Geremka, jako szefa MSZ, i do dnia dzisiejszego czczone przez wszystkie ekipy przychodzące na zmanię, czy też „dobrą zmianę”. Widmo zagrożenia rosyjskiego przekreślało możliwości racjonalnego myślenia i analizy. Zamykało debatę publiczną i niczym w czasach komunistycznych narzucano jedyną słuszną wizję.
Temat zbrodni banderowskich na narodzie polskim pozostał tematem taboo. Ponad 130 tys. szczątków ludzkich, ofiar ludobójstwa, pozostały bez pochówku do dnia dzisiejszego. Licząca nawet ok. miliona ludność polska na Ukrainie w czasie suwerenności Macierzy pozyskała aż 50 % nowych szkół. Do istniejących już 2 szkół polskich we Lwowie dołączyły w Dowbyszu i Mościskach. Dla porównania Węgry dla 150 tys. swych ziomków na Zakarpaciu ufundowali 71 szkołę węgierską. Nie zwrócono żadnego kościoła zabranego przez komunistów we Lwowie. Ks. abp. Mieczysław Mokrzycki wprost woła o dyskryminacji Kościoła łacińskiego, lecz pozostaje to głos wołającego na pustyni[1]. Razem z tym z budżetu państwa polskiego hojnie wspierane są wydawnictwa promujące ideologię banderowską wśród mniejszości ukraińskiej, wspiera się edukację, zapewnia się bezkarność w szkalowaniu ofiar ludobójstwa na kresach i gloryfikacji oprawców[2].
Społeczeństwo polskie niczym ofiara sztokholmskiego syndromu zmuszona do przyjmowania tego rodzaju postępowań jako właściwych. Struktura narodu, jako wspólnoty, jako rodziny, którą łączy pamięć i wspólna tradycja uległa głębokiej erozji. Normalne w każdym społeczeństwie odruchy zmierzające do pamięci o ofiarach, pochówku umarłych, troszczeniu się o swoje, czci dla przodków i ich dorobku skutecznie się eliminuje z życia publicznego. Jeżeli za „komuny” była prawda publiczna i prawda właściwa, którą się znało od rodziców i nauczycieli poza lekcjami, to obecnie, w społeczeństwie zdominowanym przez hybrydę nawet tej przestrzeni na przysłowiowej „kuchni” nie pozostało, żeby reflektować nad dramatem narodu i poznawać prawdę. Dyktatura relatywizmu, o której pisał prof. de Mattei, zdominowała przestrzeń publiczną. Ustawiczne afery i kłótnie w życiu politycznym, ośmieszanie historii i podważenia wszystkiego co „krzepiło serca” wprowadziło zamieszanie i zniechęcenie.
W takiej atmosferze substancję narodu zaczęto zastępować polskojęzyczną ludnością dla której pamięć o dziesiątkach tysięcy wymordowanych współplemieńców stała się epatowaniem niepotrzebnej przemocy, jątrzeniem ran czy upolitycznieniem historii. „Zostawmy historię historykom”, wołają rzecznicy tej substancji. „A czy my zawsze byliśmy wobec nich w porządku” w pierwszym odruchu na informację o strasznych okolicznościach śmierci ofiar ludobójstwa odpowiadają postnarodowi Polacy. Spustoszenie posiane przez hybrydę giedrojciowsko-banderowską dotknęło przede wszystkim naród polski. Zadało mu cios demoralizujący dokonujący spustoszenia porównywalnego z komunistyczną okupacją.
Metody działania
Hybryda przy pomocy postmagdalenkowskich elit weszła do wszystkich obszarów życia politycznego i społecznego. Opanowała media, elity polityczne w różnych „opcji światopoglądowych”, życie religijne i kulturalne. Jej postęp w społeczeństwie polskim przypomina postęp i metody utrwalania się w rzeczywistości społeczno-politycznej krajów Europy Zachodniej wywrotowych amoralnych i antychrześcijańskich postaw światopoglądowych. Ten mechanizm opisał prof. Roberto de Mattei pokazując sposoby niszczenia tradycyjnych krajów i narodów europejskich. Podkreśla on, że anomalie stopniowo stają się obowiązującą narracją a początkowa tolerancja wobec nich zamienia się na totalitaryzm. „Marsz w kierunku totalitaryzmu rozkłada się na trzy etapy. Pierwszym jest negacja prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencję stanowi zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim – instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę. Trzecim wreszcie – wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra”[3].
Widzimy to na przykładzie traktowania osób nie zgadzających się z wizją narzucaną przez hybrydę banderowsko-giedrojciowską: początkowe ignorowanie i wykluczenie z przestrzeni publicznej, potem oszczerstwa i stygmatyzacja. Nękanie i pomówienie o prorosyjskie powiązania – osławiona V kolumna czy „ruscy szpiedzy” – staje się udziałem nie tylko marginesów, ale i przenosi się do tzw. mediów głównego nurtu. Potem następują oskarżenia sądowe tych, którzy próbują czynnie się sprzeciwiać postępowi kłamstwa. Ksenofobia, sianie wrogości, dyskryminacja itd. to są na razie najbardziej popularne zarzuty. W sytuacji niesamowitego przyśpieszenia historii nie wiadomo, czy niepostrzeżenie nie pojawią się nowe artykuły prawa karnego i bardziej surowe kary, mające na celu nie tylko zastraszać niezgodnych z kłamstwem ale i skutecznie ich eliminować?
W sytuacji ograniczonej suwerenności państwa jego elity polityczne są uzależnione od zewnętrznych czynników. Decydują one o polityce zewnętrznej i wewnętrznej kraju dla osiągnięcia swych celów geopolitycznych. Włączona w struktury świata zachodniego Polska mając przygotowane na Zachodzie elity „opozycyjne” połączone z postkomunistycznymi „demokratami” mogącymi funkcjonować tylko jako agentura łatwo zmieniająca swego mocodawcę nie miała szans wybudować suwerenną politykę, a zwłaszcza dyplomację. Wobec ustawicznej propagandy antyrosyjskiej utrwalało się przekonanie o konieczności przyjęcia giedrojciowskiej opcji i uprawiania w jej duchu polityki. Zmiany dotyczące ekip rządzących, tzw. układów partyjnych, nieustająco następujące na polskiej scenie politycznej, nie dotyczyły wektorów polityki zagranicznej, przede wszystkim tzw. polityki wschodniej. Postępowano zgodnie z zasadą cel uświęca środki, o czym świadczy głośny ostatnio casus Fundacji Otwarty Dialog, z założenia mającej realizować giedrojciowską politykę wobec krajów Europy Wschodniej. Powstała przy wsparciu polityków związanych z PIS-em i realizująca także różnego rodzaju misje wsparcia opozycji na Ukrainie, w Kazachstanie, Gruzji, z jeszcze większym rozmachem działała ona za rządów PO-PSL. Zasiłki pieniężne nie malały, a nawet zostały wzmożone przez znanego budowniczego nowego światowego porządku Georga Sorosa. Na przemian politycy prorządowi i opozycyjni pojawiali się na finansowanych przez Fundację imprezach w czasie obalenia na Ukrainie rządów prezydenta Wiktora Janukowycza. Zresztą jak i na samym Majdanie polskie elity polityczne różnych wrogich, zwalczających się opcji tworzyli doskonałą harmonię wykazując się jednolitą postawą, zewnętrznym przejawem której było wyściganie się we wznoszeniu banderowskich zawołań „Sława Ukrainie”!
Osławiona ostatnio Fundacja, zamieszana w próby obalenia legalnego polskiego rządu nie mało przyczyniła się do ocieplenia wizerunku nacjonalistów ukraińskich w Polsce. Wspólnie ze znanym z neonazistowskich manifestacji pułkiem ochotniczym „Azow” organizowano wydarzenia w Warszawie przedstawiając skrajnych nacjonalistów jako obrońców demokracji i wartości europejskich[4]. Podobnie też „gazeta dla Polaków na Ukrainie” z dumą umieszczała na swych stronach informację o „hołdzie”, który wyznawcy nacjonalizmu banderowskiego składali przy pomniku polskich ofiar ludobójstwa OUN-UPA w Porycku eksponując swój sztandar ze stylizowaną swastyką[5]. Ocieplenie wizerunku banderowców stało się oficjalną polityką środowisk i mediów wyznających giedrojciowskie dogmaty.
Przy tym nie powstrzymywano się przed żadnymi granicami moralnymi – prawie zgodnie z tzw. dekalogiem nacjonalisty ukraińskiego – żeby lansować swą politykę propagandową. Począwszy od wyroczni ekspertów i resortowych profesorów, orzekających z wysokości swej pozycji społecznej, że banderyzmu na Ukrainie nie ma, że jest to tylko wymysł rosyjskiej propagandy[6], że jest to zjawisko marginalne w życiu politycznym Ukrainy.
Wszystkich nie zgadzających się z tą opinią zalicza się do grupy „ruskich szpiegów” lub agentów Putina stosując pomówienia i ordynarne oszczerstwa. Znane są niejednokrotnie zakończone wyrokami sądowymi ataki na działaczy kresowych i patriotycznych nijakiego łowcy „V kolumny rosyjskiej” Marcina Reya[7]. Pomówienia i oszczerstwa są kolportowane przez media „niezależne” dla zmyłki rzekomo różnorakiej orientacji światopoglądowej, ale dążących do tego samego celu zbieżnego ze strategią hybrydy giedrojciowsko-banderowskiej.
Nie zabrakło w tym nurcie także ukraińskich organizacji mniejszościowych[8] oraz, niestety, środowisk Kościoła greckokatolickiego[9]. Mamy więc do czynienia z postawą wybitnie amoralną, sprzeczną z etyką podstawową, nie biorąc pod uwagę już etyki chrześcijańskiej.
Cele hodowców hybrydy.
Cele, które stawiają hodowcy hybrydy – sama bowiem hybryda jest tylko narzędziem wyhodowanym w sprzyjającej koniunkturze politycznej – są bardzo dalekosiężne. Docelowo chodzi o zniszczenia Polski jako państwa narodowego, katolickiego, świadomego swej historii. Dlatego karmi się społeczeństwo wypaczoną wizją historii, chętnie się powiela tezę propagandy banderowskiej.
Mimo różnych uszczerbków społeczeństwo polskie pozostaje jeszcze opornym na demoralizację i cywilizacyjne spustoszenia, które dotknęły Europę Zachodnią. Zejście ze sceny politycznej Kościoła nie postępuje tak szybko, jak tego chcieliby budowniczowie nowego porządku świata. Dla pewności, że chrześcijaństwo pozostanie w dalekiej przeszłości zachód jest stopniowo zalewany muzułmańskim potopem. Kościoły się zamienia na meczety, prawo szariatu wprowadza się w poszczególnych dzielnicach, regionach krajów będących kolebką chrześcijaństwa. Społeczeństwo, w którym tradycyjną rodzinę zastąpiono partnerami, gdzie kwestie praw mniejszości seksualnych stały się najważniejszym problemem wokół którego koncentrują się dyskusje publiczne, gdzie na mocy ustawy zatwierdzono trzecią płeć, nie jest w stanie się bronić. Bo też nie ma czego bronić.
Dla Polski został utorowany inny szlak, prowadzący do tego samego celu. Demoralizacja i amnezja ma być połączona z szeroko zakrojonym planem połączenia kraju z obszarami na wschodzie. Podobne głosy o utworzeniu „wspólnego organizmu polsko-ukraińskiego” docierają od zawziętego antypisowca red. Adama Michnika a także od umocowanego przez „dobrą zmianę” w Kijowie ambasadora teoretycznie Polski Jana Piekłę. Emigracja z Ukrainy hojnie wspierana przez rząd i prowadzona na niespotykaną skale ma położyć kres państwu narodowemu. Zaprawieni nacjonalistyczną ideologią przybysze z Ukrainy nie są neutralnym elementem, który zostanie wchłonięty przez większość. Narzucane zasady poprawności politycznej niespodziewanie jednakowo brzmiące w wydaniu Gazety Wyborczej i Gazety Polskiej, szokujące wyroki sądowe na tych, którzy się odważyli sprzeciwiać, a też wspominane ogłupiania narodu w duchu pedagogiki wstydu czynią bardzo szybkie postępy demoralizujące. Ocieplając wizerunek banderyzmu na Ukrainie, kłamiąc i manipulując środowiska te próbują kreować nową rzeczywistość polityczną. Zarówno od redaktora Michnika z Gazety Wyborcej jak i od PIS-owskiego ambasadora w Kijowie Piekły, wychodzą wizjonerskie projekty tworzenia „wspólnego organizmu” polsko-ukraińskiego cokolwiek to znaczy[10].
Niestety w walce o prawdę też nie ma możliwości też liczyć na Kościół, który przeżył głębokie przemiany. Pełniący zawsze rolę interrexa urząd prymasowski przeszedł do historii. Głosu mężów wielkich i prawych jak Prymas Tysiąclecia nie słyszymy. Zamiast głębokiej pokuty i przybliżenia prawdy w relacjach polsko-ukraińskich wybrzmiewają – jak powiedział abp. Mokrzycki – puste słowa bez treści, gdy chodzi o prawdziwe pojednanie w prawdzie.
Przy pomocy hybrydy zamierza się uczynić Polsce to, co w innych krajach zostało poczynione przy pomocy ideologii gender, wszelakich manipulacji pojęciami tolerancja, otwartość, postęp.
Czego się boi hybryda?
Tak jak relatywizm rozsypuje się uderzając o twardą opokę wartości fundamentalnych i jasnych, jak ciemność znika przy brzasku światła, tak też kłamliwe zaczadzenie spowodowane aktywnością hybrydy odstępuje przed świadectwem prawdy. Podobnie jak z złym nie wolno wchodzić w dyskusję ze środowiskiem, którego narracja jest oparta na zakłamaniu i manipulacji. Tylko świadectwo, tyko poważne badania i tylko nazywanie wszystkich zjawisk właściwą nazwą pozwoli odbudować ład i wyrzucić pokrętną mutację światopoglądową z przestrzeni publicznej. Tak straszny skowyt wywołało dążenie środowisk patriotycznych o właściwą nazwę zbrodni ludobójstwa. Tak wielkim był sprzeciw, żeby wprowadzić właściwą datę pamięci ofiar ludobójstwa. Zupełnie zaczął uciekać grunt spod nóg hybrydzie, kiedy udało się zatwierdzić nowelizację Ustawy o IPN[11].
Hybryda zobaczyła, że nie posiada monopolu na życie publiczne, mimo iż opanowała obie strony życia politycznego. Zobaczyła, że ci, których zazwyczaj lekceważąco szkalowała i wyzywała od ruskich szpiegów czy V kolumny potrafią się zjednoczyć i wygrywać. Dlatego tak wściekle atakowani są obecnie wszyscy pragnący dobra dla Polski. Wskazuje to też na to, że nie ma innej możliwości, żeby pokonać kolejną plagę w życiu narodowym jak dawać świadectwo – głośne i publiczne – prawdzie, jednoczyć siły patriotyczne i sprawiedliwe na wszystkich krańcach sceny politycznej i realizować konkretne, precyzyjne i przemyślane postulaty, które przybliżą nas do ostatecznego celu – odzyskania godności narodu i przywrócenia w pełnym wymiarze pamięci Polaków strasznej prawdy o ludobójstwie na Kresach.
Włodzimierz Osadczy
[1] Zob. : M. Mokrzycki, Archidiecezja Lwowska. XXV lat wolności, demokracji i dyskryminacji. Referat wygłoszony na KUL 9 maja 2016 r. z okazji inauguracji działalności Instytutu Pamięci i Dziedzictwa Kresów w Lublinie, „Nasz Dziennik” 2016, nr 135(5583), s. M 7.
[2] Zob.: https://kresy.pl/publicystyka/kolejny-atak-naszego-slowa-na-ks-isakowicza-zaleskiego/
[3] R. de Mattei, Dyktatura relatywizmu, Warszawa 2009, s. 45.
[4] Zob.: https://odfoundation.eu/a/5756,premiera-filmu-dwa-dni-w-ilowajsku-w-ukrainskim-swiecie
[5] Wspólna pamięć, „Kurier Galicyjski” 2016, nr 16(260), s.9.
[6] Szczególnie w tym zakresie owocnie się udziela prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski negujący i bagatelizujący zjawisko banderyzmu na Ukrainie. Jest to jeden z czołowych rzeczników giedrojciowskiej propagandy, który mimo statusu akademickiego zaprzecza rzeczy oczywiste, wykazując się brakiem uczciwości lub rzetelności. Razem z tym jest to szanowany ekspert w środowiskach rządowych – MSZ, a także związanych Kancelarią Prezydenta RP. https://kresy.pl/wydarzenia/zurawski-vel-grajewski-banderyzm-na-ukrainie-to-wymysl-propagandy-rosyjskiej/
[7] https://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4711-rosyjski-lacznik-marcin-rey-czlowiek-ktory-laczy-gazete-polska-z-gazeta-wyborcza
[8] Np. za skandaliczną wypowiedź dot. relacji polsko-ukraińskich, w które rozpoznano oszczerstwa, został zaskarżony do prokuratury działacz ukraiński z Lublina dr Grzegorz Kuprianowicz. Za naganną postawę został on wyrzucony z Komitetu Ochrony Miejsc Pamięci Walk i Męczeństwa. Zob.: https://kurierlubelski.pl/grzegorz-kuprianowicz-odwolany-z-komitetu-ochrony-pamieci-walk-i-meczenstwa/ar/13453379
[9] Powszechne zgorszenie wywołały szydercze wpisy na stronie seminarium greckokatolickiego w Lublinie jego prefekta ks. Pańczaka, który zaprzestał tych praktyk dopiero po interwencji metrpolity lubelskiego. Zob.: M. Walaszczyk, Nobel za szyderstwa, „Nasz Dziennik” 18 lipca 2013 r., http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/48411,nobel-za-szyderstwa.html; Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – Nie będzie pojednania bez prawdy, http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2015/08/ks-tadeusz-isakowicz-zaleski-nie-bedzie-pojednania-bez-prawdy/
[10] http://www.fronda.pl/a/polska-i-ukraina-jednym-panstwem-to-marzenie-michnika,3383.html; https://kresy.pl/wydarzenia/pieklo-przyjecie-milionow-ukraincow-dla-polski-problemem-zagrozeniem-sa-polskie-partie-prawicowe/
[11] Wspominany prof. Żurawski vel Grajewski widząc zagrożenie w nowelizacji Ustawy o IPN dla swego mało szlachetnego rzemiosła nie omieszkał dostrzec „rękę Moskwy” w jej przygotowaniu. Zgodnie z logiką tego eksperta moskiewskie wpływy sięgnęły Sejmu, z Marszałkiem i całym aparatem prawnym przygotowującym analizę projektów ustaw, to samo dotyczy Senatu, dalej Prezydenta, który ją podpisał, partii rządzącej, która decyduje o losach kraju mając większość w Parlamencie i tworząc rząd itd. Zgodnie z tą logiką można dojść do puenty, że tylko ten ekspert pozostanie nieskalany moskiewskimi wpływami, w jego mniemaniu. Niestety historia zna już podobne przykłady. Towarzysz Beria całe życie łapał angielskich szpiegów, aż w końcu się okazało, że sam był angielskim szpiegiem. Przynajmniej dla tych, którzy dokonali rozprawy nad nim. Zob.: https://wschodnik.pl/polityka/item/16327-doradca-szefa-msz-przypuszcza-ze-fragment-ustawy-o-ipn-mogl-byc-napisany-w-moskwie.html