Rozmowy małżeńskie Wielomskich 31: Seksedukacja

Magdalena Ziętek-Wielomska: Przygotowując się do referatu na wrocławskie szkolenie „Seksedukatorzy w natarciu. Jak wygrywać współczesne bitwy o dzieci?” postanowiłam zwrócić uwagę słuchaczy na to, że zbyt rzadko bronimy się przed „seksedukacją” powołując się na postulat ochrony dziecka. Zamiast tego prawicowi „antygenderowcy” koncentrują się prawie wyłącznie na obronie rodziny. A dobro dziecko i dobro rodziny wprawdzie nawarstwiają się na siebie, ale przecież nie są synonimami. Jest to sprawa zupełnie fundamentalna z tego powodu, że ochrona dziecka jest wprost uregulowana w Konstytucji RP. Artykuł 72 ustęp 1 stanowi, że „Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją”. Istotne oczywiście jest ostatnie wyrażenie, czyli ochrona przed demoralizacją. Jak większość pojęć prawnych, jest ono niejasne i wymaga doprecyzowania. Ale właśnie na tym należałoby się skoncentrować, aby wymusić na ustawodawcy jasne wypowiedzenie się w kwestii tego, co jest demoralizacją, a co nie jest. Należałoby tutaj dokładnie zapoznać się z osiągnięciami nauk z zakresu psychologii rozwojowej, którą niestety, szczególnie na prawicy, mało kto się interesuje, a która ma naprawdę sporo do powiedzenia w kwestiach prawidłowości związanych z rozwojem młodego człowieka. Prawda jest brutalna dla seksedukatorów: nie są w stanie w żaden sposób naukowo udowodnić słuszności swoich postulatów. I w gruncie rzeczy są silni tylko dlatego, że ich przeciwnicy, niestety, nie wykorzystują tej broni, która leży na wyciągnięcie ręki.

Adam Wielomski: Nie jestem prawnikiem i w związku z tym nigdy nie zastanawiałem się jakie istnieją argumenty konstytucyjne za pomocą których można bronić dzieci przed demoralizacją. Niechętni seksedukacji i genderyzmowi prawnicy nigdy nie podnosili kwestii art. 72 i, prawdę mówiąc, jego zapis, aż do dzisiaj, nie istniał w mojej świadomości. Sformułowanie, że „każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed (…) demoralizacją” ma charakter fundamentalny i powinniśmy maksymalnie wyzyskać jego treść. Wiele się mówi w mediach na przykład o planach władz Miasta Stołecznego Warszawy przymusowego seksualnego i „tolerancjonistycznego” wychowania dzieci szkolnych, czy też o, jak się zdaje z zapowiedzi, podobnych pomysłach partii Roberta Biedronia. W mojej ocenie ten zapis konstytucyjny może stanowić podstawę prawną do uchwalenia ustaw mających zapobiec demoralizacji dzieci i propagowania wśród nich np. homoseksualizmu. W mojej ocenie przedwczesna seksualizacja, genderyzacja pojęcia płci, jako czegoś umownego, lub też indoktrynacja dzieci w duchu „tolerancjonizmu”, może być skutecznie zaatakowana z punktu widzenia tego zapisu. Jak się domyślam, zapewne brak jest odpowiednich ustaw, aby zapis konstytucyjny opisać i zinterpretować w postaci norm prawnych wprowadzających zakazy i sankcje, włącznie z penalizacją. To, że poprzednie demoliberalne rządy takich regulacji nie wprowadziły, to nie dziwi. Wydaje się jednak, że rząd PiS-u – tak chętnie przedstawiający się jako patriotyczny, katolicki, narodowy i tradycyjny – szybko i sprawnie powinien taką regulację uchwalić. Nie mam nic przeciwko temu, aby uchwalono ją nawet w nocy, pod osłoną ciemności, lub z zaskoczenia, czyli wedle trybu, gdy PiS uchwala coś naprawdę istotnego. Bo to jest kwestia istotna. Przy okazji oznaczałoby to zrównoważenie akcentu wyłącznie z ochrony rodziny, poprzez przejście do języka praw dziecka, czyli odebrania pojęcia praw/uprawnień lewicy, aby wykorzystać je dla kontrataku w pożądanym przez prawicę kierunku. Jako nie-liberał nie jest przyzwyczajony argumentować racjami uprawnień, ale w tej sprawie nie miałbym najmniejszych obiekcji.

Click to rate this post!
[Total: 8 Average: 4.4]
Facebook

2 thoughts on “Rozmowy małżeńskie Wielomskich 31: Seksedukacja”

  1. A ja mam wrażenie, że najwięcej w majtkach między innymi dzieci gmera kościół katolicki… którego nauka to głównie kwestie seksualne/rozrodcze.
    Drugie żródło gmeraczy to tzw. stare plotkary.

    1. To masz błędne wrażenie. Począwszy od kwestii „kto najwięcej gmera” a skończywszy na to, czym są nauki Kościoła Katolickiego. Otwórz sobie chociażby Katechizm Kościoła Katolickiego – zgodnie z Twoim wrażeniem kwestie seksualne/rozrodcze powinny stanowić min 50% zawartości. W przypadku tematu gmerania wystarczy sporządzić prostą ankietę wśród nieletnich nt. źródeł poboru informacji zw. z erotyzmem.

      Dodatkowo powiem, że metodologia bazująca na zasadzie „A ja mam wrażenie”, nie jest akceptowalna przez żadną prawdziwą naukę. Gdyby medycyna funkcjonowała wedle Twoich zasad to do tej pory choroby leczylibyśmy pachnidłami i dymem bo „wydaje mi się, że morowe powietrze jest głównym powodem” ¯\_(ツ)_/¯

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *