Piętka: Wolnorynkowcy

Ze wszystkich dziwaków po prawej stronie sceny politycznej w Polsce najbardziej dziwaczni są dla mnie oczywiście tzw. „wolnorynkowcy”. Nie ze względu na dziwactwa, które od 30 lat opowiada w różnych telewizjach ich guru w muszce i białym szaliku oraz wypisuje w internecie i różnych gazetach ich naczelny publicysta, ale dlatego, że także oni – tak samo jak tzw. „niepodległościowcy” – swój punkt odniesienia widzą w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Bardzo łatwo jest rozpoznać stronnictwo amerykańskie w Polsce, chociażby po przejaskrawionej krytyce Unii Europejskiej, nie mówiąc już o wrogości do Rosji i Chin. Każdy kto tego rodzaju krytykę uprawia jest zwolennikiem dominacji amerykańskiej w Europie. No i właśnie owi „wolnorynkowcy” nie rozumieją najbardziej – wydawałoby się – banalnej rzeczy. Mianowicie tego, że największym wrogiem „wolnego rynku” na świecie są właśnie Stany Zjednoczone Ameryki. Wszędzie tam, gdzie pojawia się najmniejsza konkurencja gospodarcza gospodarcza dla Stanów Zjednoczonych, tzn. mających siedzibę w tym państwie globalnych korporacji gospodarczych i finansowych – a ten cały „wolny rynek” polega przecież na swobodzie konkurencji – prędzej czy później pojawią się wojska amerykańskie, by w ramach „misji stabilizacyjnej” przywrócić „demokrację”. W najlepszym wypadku pojawi się w takim kraju „demokratyczna opozycja” sponsorowana i sterowana przez Stany Zjednoczone, by walczyć z „łamaniem praw człowieka”. Waszyngton uderzy wówczas w gospodarkę takiego kraju „sankcjami gospodarczymi”, czyli zorganizuje w oparciu o swoje wpływy i sojuszników międzynarodową blokadę gospodarczą owego państwa. Jeśli to nie pomoże, to „demokratyczna opozycja” zrobi „kolorową rewolucję”. W ostateczności dojdzie do „wojny o demokrację”, „misji stabilizacyjnej” lub „interwencji NATO” pod mandatem ONZ.

W ogóle, żeby w XXI wieku wierzyć w istnienie „wolnego rynku” trzeba być infantylnym albo nie mieć podstawowej wiedzy historycznej. Tzw. „wolny rynek” istniał tylko w początkowej fazie rozwoju kapitalizmu – czyli od XVII wieku do najpóźniej połowy XIX wieku, kiedy symbolem kapitalizmu były manufaktury. Ale kiedy jego symbolem stały się monopole, „wolny rynek” zaczął być likwidowany. Stąd m.in. obie wojny światowe w XX wieku. Dla kapitalizmu globalistycznego – polegającego na jednobiegunowej dominacji politycznej i gospodarczej USA w świecie – „wolny rynek” jest największym wrogiem. Z tego samego powodu są też dla niego wrogiem państwa narodowe. Poza USA i kilkoma jego „żelaznymi” sojusznikami.

Bohdan Piętka

za: FB

Click to rate this post!
[Total: 27 Average: 3.2]
Facebook

4 thoughts on “Piętka: Wolnorynkowcy”

  1. USA uderzają głównie w państwa o systemie socjalistycznym, albo neofeudalnym, które na prędce próbują dogonić zachód nie poprzez własność prywatną, ale poprzez tworzenie państwowych molochów, które miałyby stanowić konkurencję dla zachodnich korporacji. To tak, jakbyśmy niemieckim realom i francuskim Auchanon przeciwstawiali unowocześnione, postPRL-owskie blaszki. Z Coca-Colą konkurowałyby socjalistyczne ptysie i oranżady, zaś shellom i BP przeciwstawiłyby się komusze CPN-y. Amerykańscy farmerzy i niemieccy bauerzy mieliby godnych przeciwników w nowocześnie zarządzanych PGR-ach.

  2. Ten tekst byłby dobry, ale 15 lat temu. Od tamtego czasu sporo się zmieniło. JKM nie chce – jak kiedyś – Polski w NAFTA, przeniesienia bazy z Rammstein, ani amerykańskich patriotów. W superlatywach rozpisuje się o JCM W. W. Putinie, który – jego zdaniem – jest konserwatystą. Chwali także „chiński kapitalizm”, który – rzekomo – jest bardziej wolnorynkowy niż ustrój ekonomiczny większości państw UE. Poza tym, JKM bywa w ambasadzie Federacji Rosyjskiej.

  3. Ze wszystkich dziwaków po prawej stronie sceny politycznej w Polsce najbardziej dziwaczni są dla mnie oczywiście tzw. rusofile. Ich główny redaktor jest tak zafiksowany na punkcie Putina że dostaje intelektualnych orgazmów słuchając jego przemówień. Łatwo jest poznać stronnictwo rusofilskie po stawianiu upadłej Rosji w opozycji do zdegenerowanego zachodu.No i właśnie owi “rusofile” nie rozumieją najbardziej – wydawałoby się – banalnej rzeczy że (nie licząc Szwajcarii) od Lizbony po Władywostok rozciąga się jedno wielkie plugawe bagno. A imperializmy różnią się tylko metodami, ich główny cel zawsze jest sam, jak najwięcej ziemi, jak najszersza strefa wpływów. Utyskują tylko a rusofobów, innych prawicowców ze nie są właściwie prawicowi tak jak oni, a sami nie robią nic aby cokolwiek zmienić.

    1. Imperializm jest takim samym narzędziem jak nóż czy koło. Imperializm został użyty przez Pana przeciwko Izraelczykom a następnie został użyty by rozpowszechnić i umocnić Chrześcijaństwo wśród zamroczonej Europy. Został też użyty do upokorzenia dumnych Europejczyków. Hiszpański czy rosyjski imperializm zaniósł wiarę w Chrystusa na dalekie zakamarki świata, podczas gdy imperializm brytyjski często zwalczał działalność misyjną. Gloria należy się tym imperializmom a biada należy się tym organizmom, które zignorowały akcję misyjną czy też odwróciły się plecami wobec Kościoła a cześć oddają Mammonowi, Bachusowi, Libertasie i innym pomiotom piekła, sojusznikom Lufycera. Szwajcarię stawiasz za wzór, zapewne przez wolności, demokrację bezpośrednią oraz bogactwo. Ja jednak wolałbym być niewolnikiem na służbie faraona ale z gwarancją zbawienia, niż mieć pełny brzuch, głowę pełną mądrości, ręce bez żadnych kajdan a serce wolne od trosk lecz będąc jednocześnie na prostej drodze do piekła.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *