To zdumiewające, ale w Polsce nie powstała do tej pory żadna solidna i obiektywna biografia Stepana Bandery. Dlatego z tym większą ciekawością czekaliśmy na tłumaczenie niemieckiej biografii autorstwa Grzegorza Rossolińskiego-Liebe, która ukazała się w 2014 roku. Biografia ta spełnia oczekiwania – jest bardzo obszerna (ponad 800 stron) i bogato udokumentowana.
To co może przykuć naszą uwagę na pierwszym miejscu są perypetie autora – a raczej wrogość jaka okazywali mu i okazują „prawdziwi patrioci” ukraińscy. Nie jest to rzecz jasna nic nowego, by wspomnieć perypetie prof. Włodzimierza Osadczego przy publikacji książki bpa. Grzegorza Chomyszyna „Dwa królestwa”. Tym niemniej w tym przypadku mamy do czynienia z autorem niemieckim (co prawda urodzonym w Zabrzu jako Grzegorz Rossoliński).
Okazuje się, że próby propagowania wiedzy na Bandery przy pomocy jednej z niemieckich fundacji działającej na Ukrainie – spotkały się z fizycznym niemal sprzeciwem „patriotów” ukraińskich. Ale to co autora książki zaskoczyło najbardziej, to sprzeciw wobec niego kręgów uchodzących za „liberalne”. Przypomina o tym bulwersującym fakcie co najmniej kilka razy. Warto też nadmienić, że wbrew temu co u nas się często sądzi, Niemcy wcale nie są „tolerancyjni” wobec kultu Bandery, nie mówiąc już o wspieraniu nacjonalizmu ukraińskiego. W tej kwestii prym wiodą Amerykanie, których uznać należy za protektorów spadkobierców Bandery.
Poniżej prezentujemy fragment wstępu Grzegorza Rossolińskiego-Liebe, który odnosi się do swoich „przygód” u Ukraińcami, także tymi „liberalnymi”:
„Kiedy planowałem dogłębne badania nad Banderą i jego ruchem i napisanie wszechstronnego opracowania na ten temat, niektórzy badacze ostrzegali mnie, że lepiej poświęcić uwagę mniej kontrowersyjnym tematom. Jak się okazało, reakcje na moje dociekania i niektóre z poczynionych przeze mnie ustaleń przekroczyły ich najśmielsze przewidywania. Zwłaszcza w ostatniej fazie pisania tej książki stałem się obiektem wielu nieprzyjemnych ataków na to opracowanie, a niekiedy również na moją osobę. Ataki te pochodziły zarówno od skrajnej prawicy ukraińskiej, jak i badaczy, którzy uważali Banderę za narodowego albo miejscowego bohatera, a jego zwolenników za antyniemiecki i antyradziecki ruch oporu, lub też za ukraiński „ruch wyzwoleńczy”.
Wiele osób pośrednio lub bezpośrednio wyrażało opinię, że poruszanie takich tematów jak masowa przemoc, jakiej dopuszczali się ukraińscy nacjonaliści, kult Bandery i negowanie Holokaustu wśród diaspory ukraińskiej i postradzieckich intelektualistów stanowi atak na tożsamość ukraińską, oraz kwestionowało przydatność i uczciwość takich badań.
Gdy Fundacja Heinricha Bolla, Niemiecka Służba Wymiany Akademickiej i niemiecka ambasada w Kijowie zaprosiły mnie do wygłoszenia sześciu wykładów o przywódcy ukraińskich nacjonalistów w trzech ukraińskich miastach pod koniec lutego i na początku marca 2012 roku, wybuchła zorganizowana histeria, nie tylko wśród działaczy ukraińskiej skrajnej prawicy i historyków z nacjonalistycznymi poglądami, ale również wśród wielu „liberalnych” badaczy na Ukrainie i niektórych znawców historii Europy Wschodniej w innych krajach. Organizatorzy mieli wielkie trudności ze znalezieniem uniwersytetów albo innych instytucji, które mogłyby gościć moje wykłady. Znalazły się sale w Kijowie i Dniepropietrowsku, ale nie we Lwowie. Jednak nawet te cztery instytucje (w tym Ukraiński Instytut Badań nad Holokaustem „Tkuma”), które zgodziły się na moją obecność, odwołały prelekcje na kilka godzin przed ich planowanym rozpoczęciem.
W rezultacie odbył się tylko jeden wykład w pomieszczeniach ambasady niemieckiej w Kijowie. Przed budynkiem około setki protestujących próbowało przekonać kilkuset zainteresowanych studentów, naukowców i zwykłych Ukraińców, by nie brali w nim udziału, twierdząc, że jestem „wnukiem Josepha Goebbelsa” i „liberalnym faszystą z Berlina”, który nie ma zielonego pojęcia o temacie, który będzie prezentować.
Sprzeciw przeciwko wygłoszeniu przeze mnie wykładów na Ukrainie na początku 2012 wyraziły dwie grupy oponentów. Pierwsza składała się z działaczy skrajnej prawicy, głównie z partii Swoboda, którzy zastraszali uniwersytety i inne instytucje. W skład drugiej grupy wchodzili nacjonalistyczni i „liberalni” intelektualiści i naukowcy, którzy kontaktowali się z tymi instytucjami, a także ogłaszali publicznie, że lepiej nie pozwalać mi wypowiadać się o temacie moich badań, ponieważ nie jestem historykiem, tylko „propagandzistą”, który oczerni kraj albo spróbuje wywołać wojnę domową i podzielić Ukrainę.
Podczas tej fali obelg i protestów wiele osób, w tym Antony Polonsky, Delphine Bechtel, Per Anders Rudling, Marco Carynnyk, Andreas Umland, Jared McBride, Mark von Hagen, Arnd Bauerkämper, Christian Ganzer, Frank Golczewski, Anton Szechowcow, Gertrud Pickhan, Grzegorz Motyka, Omer Bartov, Simon Hadler, Susanne Heim, a zwłaszcza moja żona Martina, okazało mi wiele wsparcia. Utwierdzili mnie oni w przekonaniu, żeby nie zwracać zbyt wiele uwagi na nacjonalistyczną i intelektualną histerię, tylko skoncentrować się na ukończeniu pracy i opublikowaniu książki”.
Grzegorz Rossoliński-Liebe, „Stepan Bandera – Życie i mit ukraińskiego nacjonalisty. Faszyzm – Ludobójstwo – Kult”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2018, ss. 902.
za: http://www.mysl-polska.pl/1529