Nawet ktoś mało podejrzliwy może dostrzec coś dziwnego w tym, iż głównym problemem Polski okazują się jakieś małe grupki, wymachujące kolorową flagą. Zagrożeniem tak wielkim, iż po oglądnięciu przekazów TVP głos zabierają nawet masowo biskupi, nie skorzy jakoś, gdyby skomentować mieli bluźnierstwo krzeszowickie, czy zdarzenia łagiewnickie. Kolorowa flaga jest znakomita do budowania gigantycznego konfliktu społecznego, przykrywania medialnie wszystkich innych zdarzeń, które może lepiej, by pozostały tajemnicą gabinetów. A jednak, gdyby tylko na tym miała polegać manipulacja, byłoby to pół biedy.
Niestety, istnieje gorsza hipoteza. Z ostatnich lat znamy już takie zdarzenie, gdy podobnymi kwestiami symbolicznymi, godnościowymi, rozgrzano nastroje do czerwoności. Chodzi oczywiście o osławioną nowelizację ustawy IPN. Na końcu Polska musiała uciekać z podkulonym ogonem. Istnieje wersja, iż rządzący walczyli wówczas o słuszną sprawę i moralnie zwyciężyli, mimo oczywistej faktycznej klęski. A co jeśli to działa inaczej? Czy można dopuścić myśl, że to metoda? Rozpędzanie pojazdu do maksymalnej prędkości ze świadomością, że na końcu nastąpi zderzenie ze ścianą?
Są takie siły w strukturach europejskich, które nakręcanie w Polsce koniunktury przeciw marginalnym grupkom z kolorową flagą, przyjmą z wdzięcznością. Będzie pretekst aby zgłosić milion zastrzeżeń do Polski. I co wtedy władze naszego kraju? Jakie będą wypływać z tego wnioski, jeśli na końcu postąpią dokładnie tak, jak w sprawie ustawy IPN?
Ludwik Skurzak
za: FB
E tam… PiS-iorom zależy na rozkręcaniu tematu LGBT, żeby osłabić platformersów z Czaskoskim na czele. W ten sposób pompują podupadłą lewicę uniemożliwiasjąc konsolidację wyborców wokół PO. Co więcej – wymuszają na Konfederacji opowiedzenie się za działaniami rządu.
Konfederacja opowiedziała się za rządem, gdy by rząd pozwolił na kryterium uliczne…