Wielomski: Kto powinien wygrać wojnę?

Czytam w mediach taki oto newsik: „SZOKUJĄCE słowa Samueli Torkowskiej, która ODMÓWIŁA odpowiedzi na pytanie kto powinien wygrać wojnę rosyjsko-ukraińską!”. Przyznam, że też jestem zszokowany, lecz nie odmową odpowiedzi ze strony kandydatki Konfederacji, lecz z powodu idiotyzmu tego pytania.

Kto powinien wygrać wojnę? – pytanie jest tak sformułowane, że polityk (a kandydując Samuela Torkowska tym samym stała się politykiem) nie może na nie odpowiedzieć, gdyż jest to pytanie z innego świata. Podobnie jest w przypadku politologa. Kategoria „powinien” pochodzi z filozofii Immanuela Kanta i z jego rozróżnienia pomiędzy tym, jaki świat jest (niem. Sein) a jaki być powinien (niem. Sollen) i kryła się za tym rozróżnieniem chęć likwidacji świata takim jakim on rzeczywiście jest, aby zastąpić go w przyszłości światem takim, jakim on powinien być. Kant i jego uczniowie nigdy nie zrozumieli, że świat zawsze był, jest i będzie taki sam, ponieważ kierują polityką ludzie, którzy zawsze byli, są i będą tacy sami. Pytanie „kto powinien wygrać wojnę?” od biedy zadać można byłoby także scholastykom i neoscholastykom pracującym nad problemem wojny sprawiedliwej, o ile założymy, że wojnę powinien wygrać ten, kto prowadzi ją w słusznej sprawie (łac. justa causa).

Jednak polityka międzynarodowa nie funkcjonuje wedle kategorii „powinien wygrać”, lecz wedle kategorii „wygra lub przegra”. Dlatego poprawnie sformułowane i posiadające jakikolwiek wymiar praktyczny pytanie do Samueli Torkowskiej powinno brzmieć: „Kto Pani zdaniem wygra wojnę rosyjsko-ukraińską?”. Można także sformułować je jeszcze inaczej: „Pani zdaniem lepiej dla Polski byłoby, aby wojnę wygrała Ukraina czy Rosja?”. Albo jeszcze inaczej: „Czy Polska ma interes w dalszym popieraniu Ukrainy?”. To byłyby pytania adekwatne do polityka, a nie do oderwanego od realiów kantysty, który funkcjonuje w kategoriach „powinien”.

Polski problem od całych dziesięcioleci, albo i kilku stuleci, polega właśnie na tym, że nie myślimy w kategoriach jak jest (Sein), lecz jak być powinno (Sollen). Prawdę mówiąc uważam, że źródło tego błędu tkwi bardzo głęboko w naszej historii i wiąże się z naszym niedorozwojem ustrojowym jeszcze z epoki Rzeczypospolitej Szlacheckiej, gdy nasi przodkowie nie zbudowali silnej władzy monarchicznej, która kierowałaby się w polityce międzynarodowej kategorią racji stanu. Nie powstała w Polsce szkoła myślenia o polityce w kategoriach racji stanu, własnego interesu, etc. W to miejsce mieliśmy demokrację szlachecką z masami politycznie ignoranckiej szlachty, która nie rozumiała polityki międzynarodowej i którą magnaci i agenci obcych dworów szprycowali kategorią moralną co jest słuszne, co niesłuszne, sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Oczywiście, ci, który te idee popularyzowali swoje własne interesy ubierali w futerka sprawiedliwości i dobra, a interesy im przeciwne przedstawiali jako złe i niesprawiedliwe. I to nam zostało. Stało się trwałym i antypolitycznym dziedzictwem Rzeczypospolitej Szlacheckiej, wzmocnionym następnie tradycją insurekcyjną, która nigdy nie funkcjonowała w kategorii interesów narodowych, lecz „moralnego oburzenia”. I Polacy ciągle się na coś w polityce światowej „moralnie oburzają”, przy czym nie widzą, że ich oburzenia są skrajnie wybiórcze, skoro „oburzają się” na rosyjski atak na Ukrainę, a nie „oburzali się” na przykład na agresję NATO na Serbię. Działo się tak dlatego, że to media dyktują moralizatorskiej polskiej opinii publicznej na co należy się oburzać, a na co nie należy. Stąd to pytanie, od którego zacząłem ten tekst, a mianowicie „kto powinien wygrać wojnę?” – pytanie, które dla osoby myślącej w kategoriach racji stanu jest kompletnie bez sensu.

Weźmy taki przykład. Wyobraźmy sobie, że na mundialu polska reprezentacja trafiła do jednej grupy eliminacyjnej z Francją, Izraelem i Zimbabwe. Każdy kto mnie zna wie, że kulturowo jestem skrajnym frankofilem, a francuską filozofię i literaturę polityczną znam zdecydowanie lepiej niż polską. Równocześnie jestem antysyjonistą i nie darzę Państwa Izraela specjalną sympatią. Pierwszy mecz w grupie rozgrać zaś mają Francja i Izrael. Komu powinienem kibicować jako Polak? Jakkolwiek jako frankofil czuję, że moje serduszko bije dla Francji, to rozpoczynam rachunki futbolowe: bezsprzecznie najsilniejszym zespołem w grupie jest Francja, będąca absolutnym faworytem, aby wyjść z grupy z pierwszego miejsca. Izrael i Zimbabwe to drużyny słabsze od polskiej. Jeśli więc Polacy mieliby wyjść z pierwszego miejsca w grupie, to należy kibicować komu? Francji i czy Izraelowi? Oczywiście jesteśmy zainteresowani, aby Izrael wygrał ten mecz, aby choć zremisował, aby chociaż urwał jeden punkt, albo choć jedną bramkę!

Jednak nie umiemy tych samych kategorii przenieść do stosunków międzynarodowych i zacząć liczyć czyje zwycięstwo się nam opłaca, a czyje nie. Nie umiemy odróżnić naszych prywatnych sympatii do poszczególnych narodów i państw od realnych interesów politycznych. Jestem skrajnym kulturowym frankofilem, ale absolutnie nie życzę sobie zwycięstwa francuskiej polityki zagranicznej, która chce doprowadzić do federalizacji Unii Europejskiej. Wiem, że to dziś niepopularne, ale zawsze byłem także rusofilem, a jednak wcale nie chciałbym, aby na przykład Rosja dokonała aneksji Ukrainy i Białorusi, co spowodowałoby, że bylibyśmy kolejnym i naturalnym celem dalszej ekspansji rosyjskiej. Po prostu sympatie prywatne do konkretnych narodów i państw muszą zostać schowane do szuflady, gdy rozpatrujemy stosunki międzynarodowe i rację stanu. Sympatie są namiętnościami, które zakrywają nam rację stanu, a racja – jak mówi sama nazwa (od łac. ratio) – to rozum! Stąd też całkowicie uprawnione byłoby pytanie „Pani zdaniem dla Polski lepiej byłoby, aby wojnę wygrała Rosja czy Ukraina?” – szczególnie, że już wiemy, iż Ukraina pozycjonuje się jako sojusznik Berlina przeciwko Warszawie, czyli i z Rosją i Ukrainą będziemy mieć złe stosunki.

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 83 Average: 4.7]
Facebook

17 thoughts on “Wielomski: Kto powinien wygrać wojnę?”

  1. Jak można pisać takie elukubracje. Przecież jest jeszcze trzecie rozwiązanie (a nawet o wiele więcej): nikt nie wygrywa i nie przegrywa tej wojny (ewentualnie przegrywają ją obie strony). Oczywiście pan jako człowiek od „mącenia wody na polskiej prawicy” niczego nie rozstrzyga, chociaż w tego typu wypowiedziach powinno się zasugerować swoje stanowisko. Zrobię więc to za szanownego Pana: jeżeli USA nie znajdą sobie dość szybko nowego państwa – kandydata do wskoczenie do piekła za ich interesy, a kandydatem USA i większości polskich „prawicowych” publicystów, (już nawet nie będę ich wymieniał, wszyscy wiemy kim są!), jest Polska wchodząca w międzyczasie w sojusz z Ukrainą – Ukropolin. Dzięki jednak ostatnim wyborom parlamentarnym (2023 r). prawdopodobnie Polska uratowała się od zaszczytnego miana „mięsa armatniego” w wojnie USA z Rosją na Ukrainie. Natomiast dla polskiego interesu narodowego wojna ta powinna być nierozstrzygnięta, zakończyć się tymczasowym rozejmem na aktualnej linii forntu ukraińsko-rosyjskiego. Ukraina powinna być więc cały czas w strefie buforowej między Rosją a UE (w tym Polską). W tej sytuacji Ukraina nigdy nie będzie mogła wejść do UE i NATO. Będzie miała status zbliżony do neutralnej Finlandii z lat 1945 – 2022. I to wszystko.

  2. A czy w Polskim interesie leży, aby ChRL rzuciła USA na kolana – doprowadzając do rozpadu 'jankeskiego mira’ ?

    1. Corvin-19 pisze – Odpowiadam: Nie, Chiny nie rzucą na kolana USA, to jest oczywiste dla ludzi średnio zorientowanych w temacie. Co najwyżej zdeprecjonują je do pozycji jedynie mocarstwa światowego i wtedy powstanie świat wielobiegunowy. Jest on gwarantem wzajemnego szachowania się mocarstw, a co za tym idzie względnej równowagi sił na świecie i względnego pokoju i rozwoju. Taka sytuacja na świecie pozytywnie będzie wpływać na stan polskich spraw na świcie, a więc polskiego interesu narodowego. Tak, pojęcie interesu narodowego nie jest jakimś wysublimowanym zagadnieniem filozoficznym, a ważną i niezbyt trudną koncepcją polityczną do opracowania i zrozumienia przez elitę państwa narodowego. Inaczej jest, gdy jest to państwo quasinarodowe, rządzone przez sprzedajną elitę państwowa (kompradorską). Wtedy wszystko jest wyjątkowo trudne do ustalenia, a zwłaszcza pojęcie interesu narodwego. Ale przecież to jest czynione świadomie przez rządzących kompratorów i ich pomocników w sferze intelektualnej (głównie uniwersytety), medialnej, itp. Właśnie, jak się czyta komentatorów na niniejszej stronie, to niemal w sposób modelowy widzimy, jak pozornie z wielką troską dyskutuje się o polskim interesie narodowym, ale tak, by nikt nie zrozumiał jaki on właściwie jest. Należy tak dużo o nim pisać, by nic nie napisać (vide twóczość sz.p. Wielomskiego). I tak ten chocholi taniec kompradorski sobie trwa, a szanowni komentorzy z nanaszczeniem wykonują swoje „kawałki” pytając z głupia frant: A czy w Polskim interesie leży, aby ChRL rzuciła USA na kolana – doprowadzając do rozpadu 'jankeskiego mira’ ?

  3. „szczególnie, że już wiemy, iż Ukraina pozycjonuje się jako sojusznik Berlina przeciwko Warszawie, czyli i z Rosją i Ukrainą będziemy mieć złe stosunki.”

    Nie powiedziałbym tak kategorycznie, gdyż Moskwa nigdy nie przyjdzie do Warszawy prosić o pomoc, a Kijów to owszem. A jak przyjdzie, to coś tam uda się zrealizować z „17 punktów Bunikowskiego”.

  4. Ciekawe, czy (anty)polityka, właśnie ta zwłaszcza wobec Rosji, jaką narzucił Polsce taki Kaczyński z kolegami (Orzeł, Żurawski itd.) też ma podłoże emocjonalne — czy jednak inne (np. agenturalne).

  5. „Kategoria „powinien” pochodzi z filozofii Immanuela Kanta i z jego rozróżnienia pomiędzy tym, jaki świat jest (niem. Sein) a jaki być powinien (niem. Sollen) i kryła się za tym rozróżnieniem chęć likwidacji świata takim jakim on rzeczywiście jest, aby zastąpić go w przyszłości światem takim, jakim on powinien być.” – Panie Profesorze ja rozumiem, że jest Pan politologiem a nie filozofem, ale takie babole nie przystoją. Kategoria powinności jako czynienia w oparciu nie o arbitralne „chcenie” a o rozumnie rozpoznane obiektywne dobro to już u Platona jest. Dialogi chyba jednak Pan Profesor zna, więc nie ma wytłumaczenia dla takiej interpretacji. Do tego nie, Kantowi w ogóle nie o to chodziło. Proszę się zapoznać z bodaj jedynym sensownym w języku polskim opracowaniem myśli Kanta pióra Ottfrieda Hoffego, tam jest to wyjaśnione. Podpowiem, że intuicja jest zupełnie odwrotna.

    „Jednak polityka międzynarodowa nie funkcjonuje wedle kategorii „powinien wygrać”, lecz wedle kategorii „wygra lub przegra”.” – a to już wynika tylko i wyłącznie stąd, że przyjmuje się bezkrytycznie realizm polityczny, który owszem funkcjonuje w polityce i trzeba wejść w tę grę, aby sobie w niej radzić, ale przestańmy się oszukiwać, że jest to bardzo często dorabianie nadbudowy do moralnego zła, którego niektórzy zwyczajnie nie akceptują i nie musi to być żaden romantyzm tylko zwykła przyzwoitość. Realizm polityczny nie ma dylematu między wyborem czy ma zginąć 100 osób czy 1000. Normalny człowiek z prawidłowo uformowanym sumieniem ma. A polityka, jak to pisał również już Platon, jest subdziedziną etyki, nie odwrotnie, jak to uznają często realiści.

    „Jednak nie umiemy tych samych kategorii przenieść do stosunków międzynarodowych i zacząć liczyć czyje zwycięstwo się nam opłaca, a czyje nie.” – bo polityka to nie piłka nożna. Efekty polityki to realne ofiary i realne szkody a nie chwilowa euforia lub zażenowanie po 90 minutach kopania napompowanego tworzywa. Jest to więc porównywanie pralki do lodówki.

    1. Problem tylko w tym, że w większości wojen(wojny rosyjsko-ukraińskiej też się to tyczy) przy głębszym przyjrzeniu się i podłożom, i przebiegom ciężko znaleźć stronę „moralną”, bo okazuje się często że obydwie strony dążyły do niej z jednakowym uporem, a gdy już wybuchła to obydwie jednakowo przejmowały się ofiarami strony przeciwnej. Dlatego nie ma co na siłę zbawiać świata, i szukać wyższych wartości w starciu zła ze złem. A moralnością i etyką jest pomoc dla poszkodowanych cywili, po obu stronach…

  6. Trochę za późno nawet na takie pytania: https://sott.net/en485737

    „Anglo-American legacy media this week „quietly” announced an „end” to the Ukraine War, informing – correctly, for the first time since February 2022 – Western audiences that Kiev doesn’t stand a chance militarily against Russia, that Zelensky is „deluded” and „messianic” about recovering the four provinces lost to Russia, and that American and European leaders have begun pushing him to enter negotiations with Moscow.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *