Wielomski: Psy, liberalizm i konserwatyzm

W związku z wypowiedziami dwojga kandydatów Konfederacji do Sejmu na temat zniesienia prawnego zakazu zjadania psów (z których to kandydatów jeden znikł z listy jeszcze przed jej rejestracją), jako zapalony psiarz czuję się zobowiązany zabrać w tej sprawie głos. Będzie to kontynuacja moich licznych wypowiedzi na portalu społecznościowym X (dawniej TT) i dla jednego z kanałów Youtube. Problem uważam za istotny nie z praktycznego punktu widzenia (tutaj zgadzam się z posłem Dobromirem Sośnierzem, że „temat nie istnieje”), co z punktu widzenia relacji pomiędzy podstawami liberalizmu i konserwatyzmu.

Liczne wypowiedzi liberałów na ten temat – włącznie z miłościwie nam panującym w „Najwyższym Czasie!” red. dr Tomaszem Sommerem – oparte są na założeniu, że pies z punktu widzenia prawnego jest rzeczą, a każdy właściciel może ze swoją rzeczą zrobić co tylko chce, łącznie z używaniem i nadużywaniem rzeczy, jak to określał art. 544 Kodeksu Napoleona. Dlatego też red. Sommer pisał u siebie na portalu X, że Pimpusia można kochać, ale można go także zjeść. Jako argument przytaczany jest fakt, że w wielu krajach psy są zjadane, na przykład w Chinach, a więc zakaz ich zjadania ma charakter „tylko kulturowy” i nie wynika z natury rzeczy. Jeśli więc, argumentują potencjalni zjadacze Pimpusiów, ktoś zakazuje komukolwiek spożycia psa, to tym samym ogranicza jego wolność. Ta zaś miałaby być wartością absolutną.

Jako konserwatysta nie mogę się z tym rozumowaniem zgodzić i to nie tylko dlatego, że patrzę w tej chwili na siedzącą obok mnie moją Krzysię i wzdragam się przed myślą, że ktoś mógłby ją zabić i ugotować. Chodzi mi o to stwierdzenie liberalnego Ja, że prawny zakaz zjadania psów ma charakter „tylko kulturowy”. Nie tylko, lecz kulturowy! Źródłem prawa generalnie powinien być obyczaj i tradycja, czyli normy kulturowe. Gdy dana norma staje się w pewnej wspólnocie ludzkiej powszechna, a jej złamanie budzi zgorszenie, zażenowanie lub oburzenie, to znak, że prawodawca taką normę powinien potraktować jako prawo tradycyjne niepisane i gdy widzi, że jest jakaś grupa ludzi je łamiących – ku powszechnemu oburzeniu – to winien do normy tradycyjnej dodać sankcję. W ten sposób obyczaj przekształca się w normę prawną. Problemem naszych współczesnych czasów jest właśnie całkowite oderwanie stanowionego prawa od norm obyczajowych, a na końcu tego charakterystycznego dla epoki nowożytnej procesu znajduje się postmodernizmem, wraz z jego ustawami „afirmującymi” agendę LGBT, włącznie z małżeństwami osób tej samej płci i ustawowym prawem do wyboru własnej płci. I liberał, który powie, że zjadanie psów na obiad to „tylko kultura” powinien być konsekwentny i rzec, że nieakceptacja związków homoseksualnych i wyboru swojej płci to także „tylko kultura”. Najważniejsze jest bowiem egoistyczne i egocentryczne liberalne Ja, które wszystkie normy tradycyjne i zwyczaje lekceważy, bo to „tylko kultura”.

Zwracam uwagę, że skoro uznamy, iż zakaz zjadania psów to „tylko kultura”, gdyż pies jest rzeczą i należy do właściciela, który może z nim zrobić co mu się tylko żywnie podoba, to podobnie możemy podejść do ludzkich zwłok. To, że mamy zakaz zjadania zmarłej babci lub dziadka to także „tylko kultura”. W Amazonii u Indian ponoć po dzień dzisiejszy zjada się zmarłych, ponieważ tamtejsza kultura uważa, że jest to rzecz oczywista. Z punktu widzenia prawnego ciało zmarłego także jest rzeczą, gdyż przestaje być podmiotem prawa. Jeśli więc egocentryczne liberalne Ja ogłosi, że zakaz zjadania krewnych to „tylko kultura”, to również powinno się taki zakaz zjeść i kto ma ochotę może dziadka pochować, a kto ma ochotę przerobić go na parówki, to również może mieć do tego prawo. Dlatego budzi mój sprzeciw określenie „tylko kultura”. To jest kultura. Człowiek cywilizowany i kulturalny tym się różni od barbarzyńcy, że pewnych rzeczy nie robi i prawnie zakazuje pewnych rzeczy, acz są one możliwe i w kulturach niższych praktykowane.

Rozróżnienie na kultury wyższe i niższe logicznie prowadzi nas do Chin, które podawane są jako przykład cywilizacji, gdzie psy są zjadane. Otóż, mało kto w Polsce wie, że w tej chwili w Chinach panuje zakaz zjadania psów, wprowadzony ustawowo w 2020 roku. Chińskie ministerstwo rolnictwa wydało z tego powodu specjalny komunikat, z którym powinno zapoznać się każde egocentryczne liberalne Ja: „Zgodnie z powszechną praktyką międzynarodową, podążając za postępem cywilizacji oraz z publiczną troską o ochronę zwierząt, psy zostały wyszczególnione jako zwierzęta towarzyszące. Na świecie nie są powszechnie uważane za część inwentarza i nie powinny być do tej grupy zaliczane w Chinach” (cyt. za: otwarteklatki.pl/blog/przelomowa-decyzja-chinskich-wladz-zakaz-sprzedazy-psiego-miesa). Otóż władze Chin wprowadziły ten zakaz „podążając za postępem cywilizacji”, tym samym przyznając, że ta wielotysięczna praktyka w Państwie Środka zaprzeczała temu, co uważamy za rozwój cywilizacji. Oczywiście, w praktyce – niestety – psy z pewnością nadal są zjadane przez Chińczyków, lecz nie cieszy się to już sankcją państwa. Tym samym „cesarz” Xi Jinping uznał, że psy są „zwierzętami towarzyszącymi” człowiekowi, a nie częścią jego obory lub stodoły. Jest to ten sam pogląd, który przez ostatnie stulecia ukształtował się w naszej Cywilizacji Łacińskiej, gdzie konsumpcja psów uchodzi za coś obrzydliwego.

Aby nie było nieporozumień: broniąc ustawowego zakazu zjadania psów bronię naszej kultury i cywilizacji. Odcinam się przy tym od lewicowej nowomowy o „psiecku”, „psynku” i „psórce” – to jest jakieś ideologiczne dziwactwo. Pies jest „zwierzęciem towarzyszącym” człowiekowi zachodniemu, jego przyjacielem, a nie dzieckiem. Nie należy jednak przyjmować poglądu, że skoro „lewactwo” mówi o psiecku, to „prawctwo” powinno wpadać w drugą skrajność i opowiadać o „zjadaniu Pimpusia”. To, że „lewactwo” zgłupiało i pomyliło psy z dziećmi, nie oznacza, że „prawactwo” musi odrzucić naszą kulturę i popadać w barbarzyństwo!

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 43 Average: 4.6]
Facebook

15 thoughts on “Wielomski: Psy, liberalizm i konserwatyzm”

  1. Jeśli można zjeść krowę — to można także i psa. Osobiście „psiny” nie jadam, wszakże jeśli np. jacyś Wietnamczycy, których w Polsce (niestety) jest pełno, czasem sobie „psem przekąszą”, to ich sprawa.
    Jestem przeciwko formalnemu, prawnemu zakazowi.
    To ze „zwierzęciem towarzyszącym” to takie tworzenie najzupełniej sztucznych kategorii, jako mocno wątpliwego „uzasadnienia” dla czegoś, czego nie da się inaczej uzasadnić. No to wymyśla się jakieś „cuda”, aby było moża w ogóle na cokolwiek się powołać.

  2. Hmmm, nie zgodziłabym się z tym, że w Polsce wszyscy ze względów kulturowych nie jedzą psów, gdyż są to zwierzęta towarzyszące człowiekowi. Pochodzę z domu, gdzie nie był trzymany pies, nie lubię psów i boję się ich. I muszę powiedzieć, że nie wzdragam się na myśli, że Chińczycy jedzą psy. Już bardziej, że jedzą np. pająki. Miałam koleżankę, która miała psa, hodowanego od szczeniaka, bardzo go kochała. Jednak gdy zachorowała na płuca, uznała, że może jej pomóc psi smalec. Zabiła tego psa i leczyła się jego tłuszczem. Dla mnie było to cokolwiek dziwne, ale z pewnością bym jej za to nie ukarała ani np. nie zerwała z nią stosunków. Może pewne znaczenie ma tu fakt, że to była góralka 🙂

  3. „Ja, że prawny zakaz zjadania psów ma charakter „tylko kulturowy”. Nie tylko, lecz AŻ kulturowy!” – tyle tylko, że konserwatysta właśnie tym się różni od liberała, że nie idzie w stronę dywagacji o kulturowym charakterze zjadania psów, bo ta jest wtórna wobec innego porządku. Konserwatysta kieruje się więc nie aspektem kulturowym tylko ONTYCZNYM a aspekt kulturowy tylko z aspektu ontycznego wynika (lub nie, jeśli kultura jest na modłę liberalną). Pies nie może być podmiotem prawa, bo nie dysponuje rozumnością, wolną wolą ani godnością przysługującą jedynie człowiekowi. Nie ma więc czegoś takiego jak „prawa zwierząt”, które po latach wsiąkną w kulturę a konserwatysta będzie musiał za 100 czy 200 lat robić szpagaty w argumentacji trzymając się właśnie mylnego przeświadczenia o konieczności trzymania się kultury bez zwracania uwagi na jej przyczynę i charakter. Zresztą prof. Wielomski już wpadł w tę pułapkę i mówi językiem red. Sommera, czyli liberała, bo dał się wciągnąć w podskórną dyskusję o prawach zwierząt. Redaktor Sommer redukuje prawa zwierząt do tylko praw własności ale nie widzi, że od tego jest tylko krok od praw zwierząt. Trzeba zauważyć, w czyich rękach jest właśnie kultura, czyli wytwór człowieka, odwrotność natury, czyli porządku obiektywnego. Jest w rękach liberałów. Kultura więc będzie kształtowana w oderwaniu od natury i innych aspektów, bo stała się, tak jak ludzka działalność, indywidualistyczna i subiektywistyczna. Dlatego konserwatysta musi pamiętać o tym, skąd kultura wypływa, bo to tam są zasady ogólne i to tam jest odpowiedź. Dzięki temu unika się argumentacji, która jest całkowicie chybiona, bo właśnie oparta na uznaniowości jak w przypadku Chin i „zwierząt towarzyszących”, z czego prof. Wielomski wyciąga błędny wniosek o obronie cywilizacji i o tym, że Chiny w tym aspekcie naprawiły się na modłę cywilizacji łacińskiej. W naszej cywilizacji, z perspektywy jej trwania i rozwoju, o wiele bardziej istotnym zwierzęciem niż pies jest koń. A jakoś nie istnieje przekonanie, że koń jest „zwierzęciem towarzyszącym”, mimo że dzięki niemu ludzkość miała przez długie wieki co włożyć do garnka. Nie istnieje też przekonanie, że jedzenie koniny jest obrzydliwe. Po prostu mamy w głowach to, co dało nam m.in. Pismo Święte, czyli świadomość, że koń jest elementem tego, co dane nam we władanie, byśmy Ziemię czynili sobie poddaną. Nie ma żadnego argumentu za tym, by psa stawiać wyżej niż konia a co za tym idzie, by uznać, że nasza kulturowa norma niejedzenia psów była koherentna, skoro mamy w tym samym momencie kompletnie gdzieś konie pod względem ich jedzenia. To jest właśnie efekt kultury kształtowanej pod uznaniowość i zignorowanie porządku ontycznego. Nie jemy psów tylko dlatego, że na kanwie ich niskich wartości odżywczych i funkcji obronno-pasterskiej nadaliśmy psom niejako inną, wyższą kategorię niż innym zwierzętom z sobie tylko znanych powodów. I ten porządek wcale nie trwa zbyt długo – w XIX wieku do izby chłopi nie wprowadzali psa w srogą zimę – ten musiał sobie radzić sam przy ewentualnym wsparciu w postaci ochłapów a w izbie by te nie zamarzły trzymano np. krowę albo konia, bo te dawały realne wsparcie i gwarantowały byt. Pies więc siedział na zewnątrz albo w stodole a nie jak obecnie – na kanapie. Nie jedliśmy psów, bo po prostu nie są ani smaczne ani nie mają zbyt dużo mięsa i mieliśmy na swoich ziemiach masę innych, łatwiejszych do upolowania i bardziej pożywnych zwierząt. Z tych samych powodów nie jedliśmy wielu rodzajów ptactwa – jakoś nikt nie walczy o status zwierzęcia towarzyszącego w przypadku wróbli, które ratowały przed nadmiarem szkodników na polach uprawnych w epoce przed pestycydami. Dopiero niedawno dorobiliśmy ideologię do piesków a zmierzamy w stronę rozszerzenia spektrum, co jest efektem niczego innego, jak przydawania zwierzętom praw podmiotowych oraz uznaniowości.

    1. Dobrych kilka lat temu,bedac w Korei Pd.mialem okazje sprobowac „psiny”.Ma ona tam swoich
      zwolennikow,chociaz nie jest to czyms powszechnym a potrawy z psiego miesa sa podawane w specjalnych „psich” restauracjach.W sumie nic specjalnego,w smaku podobne nieco do wieprzowiny.No ale trzeba bylo sprobowac,bo to tak jakby byc w Wadowicach i nie sprobowac kremowek.Za to jedzenie koniny jest absolutnym tabu-tez ze wzglegow kulturowych.

  4. U Konecznego stało, że w cywilizacji łacińskiej etyka jest szersza od prawa. Norma kulturowa polega na tym, że np. nie podaje się ręki, nie zaprasza na imprezy towarzyskie, nie robi interesów z kimś kto ją narusza. Ale raczej polegała w społecznościach, w których wszyscy się znali.

    Prawo oznacza, że organy państwa mają możliwość kontrolowania, czy ktoś zjadł Pimpusia lub Krzysię. Porównując to do LGBT, współcześnie raczej nikt się nie domaga kontrolowania, czy ktoś się prywatnie LGBTizuje „w szafie”. Problemem dla konserwatystów jest publiczna agitacja lub prawna normalizacja.

    Poza tym sprowadzanie dyskusji do kulturowej obrzydliwości (lub nie) jedzenia psiny, oddala nas od właściwego problemu, czyli aktu zabijania. Tj. czy człowiek powinien być karany za zabicie zwierzęcia. Kulturowo konsekwencje zabicia zwierzęcia wynikały z praw własności, ew. z zasad religijnych. To nie zwierzę było stroną poszkodowaną, ale jego właściciel. Jeśli właściciel zabił swoje zwierzę, to nie było poszkodowanego.

    P.S. Odnośnie jedzenia zwierząt towarzyszących, czy ktoś pamięta „Sokoła” Boccaccia?

  5. Zrodlem prawa w naszym kregu kulturowym jest 10 Przykazan. To z nich wynika liberalizm i traktowanie psow jak rzeczy. Dlatego liberalizm oderwany od religii nie ma najmniejszego sensu . Sprowadza sie do jakichs metnych bredzen o prawach przyrodzony itp nonsensach. Poza Europa , oczywiscie rozumiana z sensie kulturowym , nie zaistnialo pojecie liberalizmu , poniewaz nie mialo ono z czego wynikac . Traktowanie psow jak rzeczy tez wynika z podzialu dokonanego przez 10 Przykazan na czlowieka i reszte przyrody , ktora nalezy czynic sobie poddana. Uznanie , ze istnieja tylko 2 plcie sa spowodowane realistycznym ogladem rzeczywistosci w Europie. Co rowniez zawdzieczamy chrzescijanstwu , czyli 10 Przykazaniom. Dlatego na tym poziomie rozumienia liberalizmu nie ma sprzecznosci w traktowaniu psow jak przedmioty i uznawaniu ilosci i rodzaju plci jako obiektywnie uwarunkowanego faktu. Na pewno biedota w Europie zjadala regularnie psy i byc moze z tego powodu to sie nie przyjelo.

    1. Gdyby był Pan uprzejmy przedstawić tok rozumowania stojący za stwierdzeniem, że obiektywne normy moralne będące przykazaniami spowodowały liberalizm, który zasadza się na subiektywnym „chceniu” oraz subiektywnej zgodzie obu stron kontraktu to będę wdzięczny.

      1. Przede wszystkim z nadania przykazan wynika wolna wola , rozum i podmiotowe traktowanie czlowieka . Czlowiek z tego punktu widzenia nie jest niemym stworzeniem , ktore trzyma sie w oborze i na przyklad zarzyna wedle potrzeb. W skrocie, mozna domniemywac , ze, jesli Bog traktuje czlowieka podmiotowo , to czlowiek bogobojny musi robic to samo. Tresc przykazan reguluje wszystkie sprawy zapewniajace czlowiekowi wolnosc. Jesli ktos przestrzega przykazan , to nie jest mozliwe , zeby zabral drugiej osobie wolnosc. Ochrona zycia , co nalezy rozumiec rozszerzajaco , i wlasnoci, ta sama uwaga co poprzednio, konstytuje wolnosc czlowieka w wymiarze materialnym. Jednak przykazania nalezy traktowac jako calosc nie mozna wyjac z nich tylko sfery materialnej i olac reszte. Bez wiary wBoga , swiecenia dnia swietgo i czczenia rodzicow to nie zadziala. Wszystkie kolektywistyczne pomysly sa zabronione. Przestrzegajac przykazan nie mozna kogos pozbawic zycia lub majatku dla dobra ogolu itd. Ktos , kto robi takie rzeczy , bedzie musial solidnie to uzasadnic i wykazac sie rzeczywista uczciwoscia w swoim postepowaniu wiadomo przed kim. Naturalnie , jesli wierzy. Jest jeszcze trzeci wymiar funkcjonowania przykazan. Tylko chrzescijanie , zydow po stalmudyzowaniu ich wierzen to nie dotyczy, maja obowiazek posiadania realistycznego ogladu rzeczywistosci, zeby przestrzegac przykazan. W swietle przykazan na przyklad nie jest moziiwe zamordowanie kogos w ramach eutanazji po nazwaniu tego dobra smiercia. W Pismie sw jest specjalne ostrzezenie dla inteligentych/madrych , ktorzy deprawuja prostakow mogacych pewnych rzeczy nie rozumiec . Realistyczny oglad rzeczywistosci kaze nazywac rzeczy po imieniu . Nie mozna komus zabierac wolnosci i przy pomocy lamancow logicznych nazywac tego wolnoscia. Przy tak tak szeroko rozumianym liberalizmie libertarianizm uzasadniany chciwoscia jest zwyklym klamstwem dla naiwnych. Po prostu ludzie , ktorzy juz maja pieniadze i wladze nie pozwola jakims golodupcom dorobic sie , zeby pozniej golopdupce wysadzily ich z siodla. Libertarianizm jest wentylem bezpieczenstwa wymyslonym przez korporacje dla skanalizowania energii ludzi przedsiebiorczych na dorobku . Oni maja wierzyc , ze kiedys dojda do swojej Arkadii z niewyobrazalnie niskimi podatkami i wtedy zacznie sie super zycie. Liberalizm w wersji lewicowej jest z kolei wymyslonym przez korporacje opium dla mas. On opiera sie glownie na obietnicy , ze po zrobieniu zlych rzeczy zacznie sie uczestniczyc w czyms waznym . Dzieki liberalizmowi w wersji lewicowej nawet sprztaczka moze miec zludznie , ze uczestniczy w procesie dziejowym. W byciu nowoczesna. Chyba aspekt czerpania przyjemnosci z deprawowania samego siebie jest mniej wazny, choc pewnie to ma znaczenie.

        1. Sam Pan właśnie wykazał, że liberalizm/libertarianizm nie mogą wynikać z przykazań, bo nie opiera się na obiektywnych normach i stoi z nimi w sprzeczności, więc nadal nie rozumiem skąd Pana interpretacja.

          „Realistyczny oglad rzeczywistosci kaze nazywac rzeczy po imieniu” i „ludzie , ktorzy juz maja pieniadze i wladze nie pozwola jakims golodupcom dorobic sie , zeby pozniej golopdupce wysadzily ich z siodla” – bez względu teraz na dyskusję o słuszności lub braku słuszności liberalizmu/libertarianizmu realistyczny ogląd rzeczywistości nakazuje zauważać, że naturalnym procesem jest bogacenie się bogatych – oni po prostu kontynuują proces, który zaczęli z pewnej stopy i nie ma w tym niczego dziwnego. Bogaci mieliby popaść w bierność, by nie można było im zarzucić bogacenia się? Dodatkowo najbogatszym nie dali pieniędzy krasnoludkowie – oni też zaczynali od pewnego poziomu, który nie pozwalał na stwierdzenie, że są bogaci. Taki Bill Gates pochodził z dobrze sytuowanej rodziny, ale to pokolenie jego dziadków dobrze trafiło w gorączce złota (od strony ojca). Gdyby nie to i sprawne inwestowanie, to Bill Gates nie miałby pewnie nawet możliwości realizacji swoich pomysłów. Ponadto od pewnego pułapu finansowego bogaci mogą pozwolić sobie na inwestowanie w to, w co nikt inny nie jest w stanie. Już powoli zaczyna mówić się o pozyskiwaniu surowców z ciał niebieskich przelatujących stosunkowo blisko Ziemi. I kto miałby w to inwestować? Ja? Jest oczywiste, że zrobią to najbogatsi a że surowce pozyskiwane w ten sposób są horrendalnie drogie, to ich majątek się powiększy. To jest naturalna kolej rzeczy i trzeba mieć świadomość, że tak jak kilka procent najzdolniejszych pcha wózek o nazwie „rozwój” tak samo jest z najbogatszymi, którzy sensownie inwestują.

  6. potraktuję to pisanie autora jako dowód upadku intelektualnego każdej ze stron 'debaty’ 'jeść czy nie jeść psa’ i z całą satysfakcją odnotowuję toto, że ideologicznie: jedna strona to polski konserwatyzm a druga strona to pożal się boże 'libertarianie’ z konfederacji aka wolnościowcy i kategoryzując wg kryteriów mojego profesora Bonieckiego z ekonomii politycznej kapitalizmu (z czasów bb. głębokiej komuny-lata 60te) mamy do czynienia z tzw. gołodupcami czyli takich, z którymi nie robi się interesów.
    BTW. W CHRL zakazono nie jedzenie psów ale 'potrawy’ – wyjadania mózgu z żywych małp (obcinając im uprzednio płat czaszki) co było bb drogą 'potrawą’ i stać było na to tylko bogatych i wyszukanych 'konsumentów) i było toto od czasów kiedy KPCH objęła rządy w CHRL

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *