Wirtel: Powstanie warszawskie 1944, czyli niepotrzebna rzeźnia



W historii każdego narodu znajdą się momenty chlubne i tragiczne. Tych drugich też nie trzeba przemilczać – wręcz przeciwnie, trzeba o nich pamiętać i wyciągać wnioski. Niedobrze jest jednak, jeśli klęskę próbuje się zmienić po latach w „moralne zwycięstwo”, a jej sprawców stawia się jako wzór do naśladowania. A niestety mamy taki przykład w historii najnowszej – jest to powstanie warszawskie 1944, po dwóch miesiącach zakończone klęską i rzezią Polaków (oraz zagładą ich największego miasta). Po latach nie brak komentatorów, którzy wychwalają ten zryw jako potrzebny i uzasadniony (!!!) Najwyraźniej nie pamiętają o powiedzeniu – fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki.

Dla kogo, po co ?

W połowie 1944 karty były już rozdane. Wojna jeszcze trwała (i miała potrwać niemal rok), ale jej wynik w Europie był już przesądzony. Rzesza Niemiecka broniła się zajadle, ale była w ciągłej defensywie, naciskana od trzech stron. Od roku cofała się na froncie wschodnim (po przełomowych bitwach o Stalingrad i Kursk w 1943), od niedawna istniał też front zachodni, gdzie Niemcy cofali od się pod naciskiem Amerykanów i Brytyjczyków (od desantu w Normandii w czerwcu 1944), na dodatek od 1943 istniał też front włoski (znany Polakom m.in. z bitwy o Monte Cassino w maju 1944).

Niemcy byli po prostu słabsi od aliantów (zwłaszcza, że już w 1943 włoski sojusznik wypadł z gry), i nie mieli już szans na odwrócenie losu wojny. Na dodatek Europa Wschodnia (w tej liczbie i Polska) była skazana na zajęcie przez wojska ZSRR, i na powojenną przynależność do strefy wpływów tego państwa. Akurat Polacy mieli przy tym jak najgorsze doświadczenia ze stalinowskim reżimem (dość wspomnieć wymordowanie polskich jeńców w Katyniu w 1940, czy wywózki polskiej ludności Kresów w tym samym roku), więc nie powinni mieć złudzeń co do jego intencji.

Jeszcze do 1943 na czele AK stał inteligentny oficer – S.Rowecki (Grot), przedwojenny zawodowy pułkownik, a w konspiracji generał. Ten dowódca był realistycznym wojskowym, zdeklarowanym antykomunistą, i raczej nie dopuściłby do samobójczej awantury. Na wielkie nieszczęście, końcem czerwca 1943 gen. Grot został aresztowany na Ochocie, a jego następcą w roli komendanta AK został gen. Komorowski (Bór), który do owej roli nadawał się jak najmniej.

Burzowe chmury nad Polską

Obłędna idea powstania w Warszawie narodziła się w kierownictwie AK w miarę zbliżania się armii radzieckiej do Polski. Powstanie w stolicy miało być zwieńczeniem ruchu zbrojnego w całym kraju, znanego pod kryptonimem Akcja Burza. Właśnie owa akcja, rozpoczęta w 1944 na Kresach Wschodnich, miałaby dać do myślenia przywódcom AK. Miałaby, gdyby myślenie było ich mocną stroną. A tak niestety nie było.
Akcja Burza na wschodzie (zwłaszcza w rejonie Wilna) miała podobny przebieg – po okresie początkowej współpracy przeciw Niemcom następowały radzieckie represje do AK – oficerów aresztowano i wywożono, żołnierzy siłą wcielano do czerwonego WP. Nierzadkie były również egzekucje dawnych AKowców. Tylko naiwny człowiek mógł sobie wyobrażać, że w stolicy i okolicy Rosjanie zachowają się inaczej niż na Kresach.

W opinii gen. Komorowskiego (Bora) i jemu podobnych, powstanie w Warszawie miało jednak wstrząsnąć światową opinią i dać świadectwo. AKowski generał najwyraźniej wyobrażał sobie, że w międzynarodowej polityce decyduje głos sumienia. Takie założenia miałyby może cień realizmu, gdyby w grę wchodziło wkroczenie wojsk USA lub Wlk. Brytanii – polityczna przyszłość Roosevelta czy Churchilla zależała wszak od powojennego głosu wyborców. Tyle tylko, że najbliżej do Polski miał akurat tow. Stalin (a od 1943 było już oczywiste, że to jego wojsko do nas wkroczy, raczej prędzej niż później). Ile jest wart ten „sojusznik”, to pokazały już kresowe epizody Akcji Burza. No cóż, gen. Komorowski wiedział lepiej.

Nie lepsi od niego byli płk Chruściel (Monter) i gen. Okulcki (Niedźwiadek), którzy wyobrażali sobie że powstanie … wymusi na światowych liderach zmianę postanowień konferencji w Teheranie.

Bez broni na wroga

AK w Warszawie miało zaprzysiężonych ponad 30 tys. ludzi. Jak każda armia konspiracyjna, zmagała się z niedostatkami w uzbrojeniu. Istnieją szacunki, że broni palnej starczyło tak max. dla 1/5 przyszłych powstańców (było jej bowiem kilka tysięcy sztuk). Tymczasem niemiecki przeciwnik był mniej liczny, za to solidnie uzbrojony. Niemcy planowali bowiem obronę przed Rosjanami na linii Wisły, a jednym z głównych punktów oporu miała być akurat Warszawa.

Zaczynać powstanie przeciw silniejszemu okupantowi jest rozumne tylko w dwóch wypadkach – albo dysponując trudnym (górskim czy bagiennym) terenem i poparciem ludności, albo licząc na wkroczenie silnego sprzymierzeńca. Jak postępowała „sojusznicza” armia radziecka, już się tutaj rzekło. Powstanie było więc skazane na porażkę od samego początku – było bowiem wiadome, że Polacy są zbyt słabi na samodzielne zwycięstwo, Anglicy i Amerykanie zbyt daleko na skuteczną pomoc, a Rosjanie nie udzielą powstaniu wsparcia, bo nie leży to w ich interesie (no chyba że owo wsparcie miałoby wyglądać jak w Wilnie, tzn. skończyć się wywózkami AKowców na wschód).

Na początek rzeź … a później nie lepiej

Faktem jest, że ludność początkowo przyjęła wybuch powstania z entuzjazmem (i trudno się dziwić, po 5 latach okupacji i niemieckiego terroru). Faktem (mniej znanym) jest i to, że ów entuzjazm z biegiem czasu malał. Już pierwszy dzień przyniósł bowiem powstańcom pokaźne straty (i trudno się dziwić, zważywszy na dysproporcje w uzbrojeniu), a z biegiem czasu było już tylko gorzej (i bardziej krwawo).  AK owszem wyzwoliła kilka dzielnic w lewobrzeżnej Warszawie (na prawym brzegu, tzn. na Pradze, powstanie miało minimalny zasięg), nie opanowała jednak głównych instytucji ani najważniejszych szlaków komunikacyjnych – przeciwnik mógł się więc swobodnie przemieszczać po mieście,  a powstańcze dzielnice już po niedługim czasie stanowiły izolowane „wyspy”.

Już po kilku dniach Niemcy dopuścili się wielkiej zbrodni wojennej, znanej jako Rzeź Woli. Za 3 dni (5-7 sierpnia) okupant wymordował ponad 30 tys. ludzi (owa dzielnica leżała przy strategicznym wylocie na zachód, a przed wojną uchodziła za rejon robotniczej biedoty). Niemiecka rzeź (w jednej dzielnicy i tygodniu) liczbą ofiar przypominała stalinowską zbrodnię w Katyniu czy ukraińską na Wołyniu. Niejako w cieniu rzezi Woli doszło do podobnych wydarzeń na Ochocie (dziś mniej znanych, bo liczba ofiar była cokolwiek mniejsza).

Owe zbrodnie miały nie tylko pełną aprobatę z samej góry III Rzeszy, ale wręcz dokonano ich na rozkaz stamtąd. Sam Hitler początkowo nakazywał nie brać jeńców i mordować jak leci – powstańców i cywilów (a to dla zastraszenia innych okupowanych regionów). Szef SS Himmler, zresztą jeden z największych zbrodniarzy na służbie Fuhrera, otwarcie nazywał powstanie błogosławieństwem – zapowiadając wymordowanie warszawiaków pod pretekstem tego zrywu.

Już po tygodniu było więc jasno, na co się zanosi – AK broniła się w kilku odciętych dzielnicach, Niemcy palili i mordowali na skalę hurtową, a Rosjanie zatrzymali się na linii frontu. Polskiemu dowództwu pozostało więc tylko wzywać pomocy Wlk. Brytanii, ta jednak siłą rzeczy była ograniczona (a to ze względu na odległość). Znamienny jest fakt, że wschodni „sojusznik” ani nie zezwolił na lądowania brytyjskich samolotów na „wyzwolonych” (polskich przecież) terenach między Wisłą a Bugiem. I ten jeden fakt (jak wiele innych) weryfikuje tezy o „sojuszniku” i „wyzwoleniu”.

Znikąd pomocy

Po miesiącu krwawych walk było już jasne, że powstanie jest skazane na porażkę, a miasto na zniszczenie (w początkach września w rękach powstańców były jeszcze trzy izolowane dzielnice – Śródmieście, Mokotów i Żoliborz). Nie nadeszła pomoc ani z kraju (idące na pomoc stolicy jednostki AK zostały rozbite przez Niemców), ani zza granicy, ani tym bardziej zza wschodniego frontu. Jednym jedynym politycznym osiągnięciem było brytyjskie żądanie uznania powstańców za stronę walczącą (w końcu przyjęte przez Niemców). Miało to kapitalne znaczenie dla AKowców idących do niewoli, bo nie czekała ich natychmiastowa egzekucja, a obóz jeniecki (gdzie jednak jakaś szansa przeżycia istniała).

Mało kto wie, że 9-11 września toczyły się tajne rozmowy n/t kapitulacji powstania. Każdy rozumny dowódca, (nie mając żadnych szans zwycięstwa, a wiedząc o prawach kombatanckich zapewnionych dla jeńców) w tym momencie zakończyłby walkę dla zaoszczędzenia przelewu krwi.  Każdy, ale nie gen. Komorowski (Bór). Ten przecież musiał dalej „dawać świadectwo”, jakby 40 dni na to nie wystarczyło. Powodem zerwania negocjacji (przez stronę polską !!!) była wiadomość o radzieckiej ofensywie. Najwyraźniej gen. Bór uwierzył, że Rosjanie posłuchali głosu sumienia i zmienili swoje zwyczaje pod wpływem powstania. Miastu zafundowano więc 20 dni dodatkowej agonii i tysiące dalszych ofiar, w ramach „dawania świadectwa”. Armia radziecka zajęła 14 września prawy brzeg stolicy (Pragę) i zatrzymała się znów. Cóż za zaskoczenie.

Decyzja o kontynuacji walki po 11 września wystawia Komorowskiemu jak najgorszą cenzurkę, bodaj czy nie bardziej jak sam rozkaz o wybuchu powstania. Nawet przyjmując mało rozumne założenie o „dawaniu świadectwa” i „wstrząsaniu sumieniem świata”, one te cele zostały aż w nadmiarze spełnione w sierpniu (i nic nie przyniosły, dodajmy).  Pan generał Bór chciał jednak pokazać się światu jako dzielny rycerz, aż do końca walczący ze złem. Zapomniał jedynie, że poświęca nie swoje własne życie i mienie, ale tysięcy mieszkańców stolicy.

Nie warto było

Pod koniec września padły ostatnie powstańcze bastiony (Mokotów i Żoliborz), a broniło się tylko Śródmieście. Generał Komorowski (Bór) aż wtedy zrozumiał, że tej walki jednak nie wygra, i 2 października podpisał kapitulację w Ożarowie.

W wyniku powstania zginęło ponad 10 tys. AKowców oraz powyżej 150 tys. cywilów (przy stratach Niemców ok. 1500-2000 ludzi). W trakcie 2-miesięcznych walk zniszczono ponad 25% zabudowy lewobrzeżnej Warszawy, a po ich zakończeniu (na osobisty rozkaz Fuhrera) jeszcze drugie tyle. Wraz ze stratami z 1939 (obrona stolicy w kampanii wrześniowej) i 1943 (zniszczenie getta) oznaczało to ruinę 80% zabudowy stolicy na drugim brzegu. Ponad 500 tys. warszawiaków zostało wypędzonych z miasta, a stolica Polski na kilka miesięcy stała się „miastem widmem” – bezludną kupą gruzu.

Powstanie warszawskie przyniosło Polakom potężne straty (a wrogom niewielkie), a nie osiągnęło ŻADNEGO celu, i trzeba to wyraźnie powiedzieć. Co chyba najgorsze, ono to powstanie UŁATWIŁO powojenną stalinizację Polski (oczywiście wbrew intencjom jego przywódców, ale w polityce obowiązuje biblijna zasada – po owocach ich poznacie). J. Stalin pozbył się bowiem tysięcy potencjalnych przeciwników (polskich patriotów z AK), tym razem cudzymi rękami – wymordowała ich zdychająca, ale wciąż groźna Rzesza Niemiecka. Gdyby nie 2 miesiące rzezi latem 1944, szeregi powojennych „żołnierzy wyklętych” byłyby liczniejsze i skuteczniejsze. A też czasów po 1954 (tzn. po upadku stalinizmu) doczekało by więcej patriotów, którzy bardziej przydaliby się Polsce żywi.

Nie zdała egzaminu ani koncepcja „dawania świadectwa” (swoją drogą, dość naiwna). Wojna światowa była bowiem konfliktem globalnym, i lokalna bitwa (a taką było powstanie) mogła przyciągnąć uwagę świata tak max. przez tydzień. A później przyszły inne epizody, w oczach światowych przywódców bardziej istotne – już w sierpniu 1944 powstanie w Paryżu i przewrót w Rumunii, czy we wrześniu 1944 powstanie na Słowacji i przewrót w Bułgarii. Po 2 miesiącach od wybuchu powstania w Warszawie mało kto na świecie o nim pamiętał. Za naiwność Bora czy Montera zapłaciła Polska – ceną była zrównana z ziemią stolica i życie dziesiątek tysięcy ludzi.

Innym (a odczuwalnym do dziś) efektem powstania był powojenny wygląd stolicy – zamieniona przez Niemców w kupę gruzu, po wojnie została odbudowana w socjalistycznym stylu. Warszawa po dziś dzień nie należy do pięknych miast (oględnie mówiąc), gdzie jej tam do Pragi, Budapesztu, czy choćby Krakowa i Torunia.

Zaklinanie rzeczywistości 

Nie brakowało Polaków, tak wtedy (gen. Anders) jak i teraz (R.A.Ziemkiewicz, J.Korwin Mikke, P.Zychowicz), nazywających powstanie po imieniu – katastrofą i obłędem. Trudno jednak nie odnieść smutnego wrażenia, że taki przytomny punkt widzenia ciągle jest w Polsce w mniejszości. Długo by wymieniać obłędne tezy różnych komentatorów (niestety głównie z prawej strony), jak to powstanie było „potrzebne”, „słuszne” i okazało się „moralnym zwycięstwem”. Bodaj najbardziej karkołomna teoria głosiła, że powstanie opóźniło marsz armii radzieckiej na zachód (!!!) Autor tej dziwnej myśli nie wyjawił, jakim cudem powstanie (w sierpniu i wrześniu, na długości kilkunastu km), zatrzymało Rosjan aż do stycznia 1945, na 600 km od Bałtyku do Karpat.

Po latach trzeba przynajmniej powiedzieć, że powstanie warszawskie było dla Polski katastrofą i ciężkim błędem. Szanując odwagę AKowców i  ofiarę ludności cywilnej, racjonalne myślenie każe potępić przywódców AK – Komorowskiego, Okulickiego i Chruściela. Ludzie ci mają w Polsce ulice i pomniki, a mieliby trafić na śmietnik historii. Ich decyzja o powstaniu doprowadziła do tysięcy ludzkich dramatów, mierzonych utratą życia, zdrowia lub majątku (cała trójka przywódców wojnę przeżyła, a jakże). Pamiętajmy powstanie, ale takie jakim było – niepotrzebną rzeźnią polskiej stolicy.

Michał Wirtel

Click to rate this post!
[Total: 32 Average: 4.8]
Facebook

15 thoughts on “Wirtel: Powstanie warszawskie 1944, czyli niepotrzebna rzeźnia”

  1. Kolejny stek kłamstw. Brak radzieckiej pomocy dla powstania wynikał nie z tego powodu że Stalin nie chciał, a z racji tego, że Armia Czerwona nie była w stanie go udzielić. Owa Armia Czerwona właśnie wykonała najbardziej błyskotliwą operację II WŚ, rozbijając całą niemiecką grupę armii i przesuwając front o 1200 km w miesiąc. Owszem, tuż przed powstaniem czołówki radzieckie wyszły nad Wisłę, ale zostały odrzucone przez świeże siły niemieckie, ściągnięte dla ratowania frontu. Dopiero w sierpniu, po przegrupowaniu Armia Czerwona zdołała umocnić się na linii Wisły i w ciężkich walkach zdobyć kilka przyczółków(częściowo zlikwidowanych później przez Niemców), w tym z pomocą polskich partyzantów różnych ugrupowań(nikt ich na Sybir nie wywiózł, a to z takiej racji że w przeciwieństwie do tych z Wilna nie zamierzali tworzyć sobie grup zbrojnych na radzieckich tyłach). W walkach tych uczestniczyła ostatnia nienaruszona rezerwa radziecka, 1 Armia Wojska Polskiego. W tych wszystkich działaniach zabudowania miejskie Warszawy były kierunkiem drugorzędnym, bo najważniejsze było opanowanie przyczółków do dalszej ofensywy przeciw Niemcom. Gdy tylko pojawiła się taka możliwość, w połowie Września marsz. Rokossowski z frontu część związków 1 Armii WP, celem opanowania Pragi i ewentualnego sforsowania Wisły w Warszawie. Jak wiadomo, próby uchwycenia przyczółków w dogorywającej Warszawie nie udały się, głównie z przyczyn błędów w dowodzeniu gen. Berlinga(które przypłacił stanowiskiem), ale o żołnierzach polskich tam poległych się nie pamięta, bo to nie te wojsko co trzeba było… Co do sprawy lądowania samolotów alianckich na wyzwolonych terenach, co to niby zły Stalin zabronił, to sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana niż się wydaje. Żeby samoloty transportowe i bombowce nie tylko wylądowały ale i potem wystartowały, potrzebne były utwardzone lotniska: te Niemcy wycofując się niszczyli. Potrzebna była znająca te samoloty obsługa naziemna i znająca angielski kontrola lotów wraz z odpowiednią aparaturą radiową: tego nie dało się załatwić z dnia na dzień. Był też jeszcze jeden problem, najważniejszy: w ZSRR nie było wysokooktanowej benzyny lotniczej, wymaganej przez amerykańskie silniki, zaś wielogodzinny lot na radzieckiej spowodowałby uszkodzenia silników. Niestety, nie wszystko jest tak proste, jak się wydaje kanapowym ekspertom 75 lat po wojnie. Polityka polityką, ale żadne wojsko, nawet Armia Czerwona cudotwórstwa nie praktykowało

  2. Ja głoszę bardziej niepoprawne polityczne tezy, iż postawa samych powstańców powinna być oceniana bardzo ostrożnie indywidualnie. W żadnym razie nie hołduje hasłu ze dowódcy źli, a powstańcy to jacyś bohaterzy.
    Cnota posłuszeństwa na każdej płaszczyźnie (wojskowej, rodzinnej, pracowniczej itd.) ma swoje granice i nie należy jej mieszać z serwilizmem. Każdy ma prawo odmówić np. rozkazu o którym z góry wiadomo, że jest samobójstwem, dlatego tutaj świadomość indywidualna sytuacji każdego powstańca powinna być w ocenie brana pod uwagę.
    Żaden to przykład do naśladowania: zbiorowe „hurra” w imię nie bardzo wiadomo czego. Nawet do takiego napalonego późniejszego posła Osmanczyka dotarło, że postawa romantyczno-insurekcyjna jest błędem, gdy wskutek chorób i wycieńczenia stracił swojego syna.
    Dodatkowo obecne coroczne świętowanie rocznicy powstania jako happeningu z grillem i piwem jest przykładem braku wyciąg ujęcia jakichkolwiek wnioskow. Tu raczej stosowne powinno być requiem za dusze poległych, a nie feta i pokazywanie postawy powstańców jako wzoru do naśladowania.

    1. (…)W żadnym razie nie hołduje hasłu ze dowódcy źli, a powstańcy to jacyś bohaterzy.(…)
      A może wolisz narrację dowódców, w której powstańcy to nie Armia Krajowy tylko dzicz?

  3. Z jakiegoś powodu każdy w Polsce boi się powiedzieć prawdę o powstaniu Warszawskim.
    Tymczasem realia wyglądały następująco, Armia Krajowa, oczywista oczywistość, znała rezultaty układów Jałtańskich. To w Jałcie ustalono wschodnie granice Polski na nili Curzona – nota bene Curzon nie był Rosjaninem, był Anglikiem.W tym czasie wyglądało na to ze Polska, jeśli w ogóle powstanie, terytorialnie będzie o połowę mniejsza, satelitą sowieckim i niczym więcej. W tych warunkach, postanie było krzykiem rozpaczy, dramatyczną próbą odwrócenia biegu historii. Dopiero konferencja w Poczdamie sprawiła że Polska z 2 wojny światowej wyszła w przyzwoitych granicach, etnicznie i religijnie jednolita – takiego luksusu nigdy nie miała i z szerokim dostępem do morza, którego również nigdy nie miała. Każdy boi się powiedzieć że układy Jałtańskie okazały się korzystne dla Polski, to w ich wyniku stało się możliwe odtworzenie armii Polskiej, bez układów Jałtańskich nie było by armii Andersa ani Berlinga, obie armie powstały w ZSRR i miały być użyte na froncie wschodnim. Nie można krytykować ówczesnej elity narodu tylko za to, że nie przewidziała Poczdamu.
    Należy również pamiętać o tym, że rezultaty konferencji w Poczdamie spotkały się ze sprzeciwem zarówno Anglii jak i USA.

    1. szkoda że Dom nie wie, że układ w Jałcie zawarto pół roku po powstaniu, gdy AK właśnie sie rozwiązywała …

  4. No cóż, u autora bije wprost brak szerszej wiedzy historycznej na temat Powstania Warszawskiego oraz sytuacji międzynarodowej owego czasu. Oczywiście pomijam komentarz „Anonima” piszący jawne bzdury na temat zachowania Armii Czerwonej (komentarz na zamówienie). Gdy chodzi o politykę polską to powstania nie wywołali samodzielnie gen. gen. Bór – Komorowski, Okulicki i Pełczyński (o którym autor najwyraźniej nic nie wie), a obciąża płk/gen. Chróściela – Montera, który był poza ośrodkiem decyzyjnym. Decyzję o postaniu, za cichą zgodą Anglików podjął rząd polski w Londynie, a w szczególności Stanisław Mikołajczyk i jego otoczenie. Była to decyzja realizująca sugestie brytyjskie, np. twórcą polskiej koncepcji współdziałania AK z Armią Czerwoną i ujawniania się władz polskich przed nią, był min. spr. zagranicznych W. Brytanii Eden, który takie rozwiązane już pod koniec 1943 r. zasugerował premierowi S. Mikołajczykowi. Władze polskie nazwały to „Planem Burza”. Powstanie było w istocie próbą realizowania brytyjsko – polskiej koncepcji odwrócenia, a przynajmniej „rozmiękczenia” polityki J. Stalina wobec Polski, a faktycznie wobec całej Europy Środkowo – Wschodniej. Otóż, Churchill, w przeciwieństwie do Roosewelta, starał się osłonić Europę S-W przed jarzmem sowieckim, gdyż zagrażało to już bezpośrednim interesom W. Brytanii. Niestety, w tej części Europy, po załamaniu się planu otwarcia II frontu na Bałkanach (jego karykaturą był front we Włoszech), nie miał on żadnych atutów poza „Kartą polską”, w postaci polskiego podziemia (AK). Jednocześnie, co świadczy fatalnie o Mikołajczyku (późniejszym realiście), dał się on wykorzystać Brytyjczykom, budując na złudnych założeniach polską politykę w stosunku do ZSRR uważając, że powstanie będzie dla niego zasadniczym atutem w rozpoczynających się na początku sierpnia 1944 rozmowach w Moskwie. Jednakże, Stalin bardzo szybko pokazał Churchillowi i Mikołajczykowi, że nie będzie „żadnych wolności” dla Polski i Europy Wschodniej. Powiedział wprost: albo Polska (czytaj E. S-W) przyjmą „ofertę ZSRR”, albo i tak do władzy dojdzie „lud pracujący miast i wsi (czytaj: lokalni komuniści)”. Mikołajczyk podczas drugiej wizyty w Moskwie, w październiku 1944 r. przy pełnym wsparciu Churchilla (który też był w tym czasie w Moskwie) ofertę faktycznie przyjął, starając się ratować to, co jeszcze można było uratować. Niestety, w listopadzie został obalony przez większość Rady Narodowej w Londynie (PPS, Piłsudczycy, Stronnictwo Narodowe), gdyż nieprzejednani, walczyli o całość i niepodległość RP (nadal nie chcieli oddać ani guzika, więc w lipcu 1945 r. stracili wszystko). Konkludując, decyzję polityczną o powstaniu w Warszawie podjął rząd polski w Londynie, a kierownictwo krajowe miało go wywołać w odpowiedniej chwili. Polecenie takie otrzymał wprost gen. L. Okulicki, który w tym celu przyleciał kilka tygodni wcześniej do Warszawy. Następnie, dowódcy wojskowi w Warszawie na prawdę mieli tak mało pewnych danych, że na ich podstawie każda decyzja mogła być właściwa lub niewłaściwa. A decyzja polityczna centrali była jednoznaczna, którą należało wykonać (decyzje takie wykonywali od 1939 r). Gra szła o wielką stawkę. Pamiętajmy też, że była wojna, gdzie dowództwa wojskowe podejmowały właściwe decyzje, ale też katastrofalne (np. operacja „Market Garden”, pod Dunkierką i szereg innych). I nic się dowódcom nie stało, gdyż na wojnie błędy ludzkie zawsze będą występować. Natomiast jednoznacznie błędna, źle skalkulowana, była decyzja polityczna St. Mikołajczyka, który ją zrozumiał i starał się ją skorygować, ale znalazł się w mniejszości politycznej w Londynie. Autor pisze:
    „Bodaj najbardziej karkołomna teoria głosiła, że powstanie opóźniło marsz armii radzieckiej na zachód (!!!) Autor tej dziwnej myśli nie wyjawił, jakim cudem powstanie (w sierpniu i wrześniu, na długości kilkunastu km), zatrzymało Rosjan aż do stycznia 1945, na 600 km od Bałtyku do Karpat”. No właśnie zatrzymało. Co prawda nie Powstanie wprost, ale sprawa polska. Otóż dla Stalina, by osiągnąć swoje zasadnicze cele w Europie było: po pierwsze opanowanie Berlina i Niemiec, a po drugie – zdobycie – podporządkowanie sobie Polski, która była kluczem do zdobycia Europy Środkowo – Wschodniej. Dlatego też wybuch Powstania skomplikował sprawę polską tak bardzo, że należało ją wyjaśnić, by ruszyć na zachód po ostateczny cel – Berlin i całe Niemcy. Należy przypomnieć, że podczas Defilady zwycięstwa w Moskwie 1945 r. gdy przemawiał Mołotow krzycząc że zdobyliśmy Berlin, Stalin się wtrącił stwierdzając: „przede wszystkim zdobyliśmy Polskę”. Zdobywając Polskę ZSRR zagwarantował sobie zdobycze w Europie Środkowo – Wsch., a zdobywając Berlin nie zdobył całych Niemiec. Dlatego też, należało wstrzymać marsz wojsk sowieckich na kilka miesięcy by ugruntować władzę PKWN i przygotować zniewolenie Polski. Bez zdobycia „bramy do Rosji” jaką była wg niego Polska, nie można było zdobyć E. Ś – W, a następnie Niemiec.

    1. (…)No właśnie zatrzymało. Co prawda nie Powstanie wprost, ale sprawa polska. Otóż dla Stalina, by osiągnąć swoje zasadnicze cele w Europie było: po pierwsze opanowanie Berlina i Niemiec, a po drugie – zdobycie – podporządkowanie sobie Polski, która była kluczem do zdobycia Europy Środkowo – Wschodniej. Dlatego też wybuch Powstania skomplikował sprawę polską tak bardzo, że należało ją wyjaśnić, by ruszyć na zachód po ostateczny cel – Berlin i całe Niemcy.(…)
      Gdyby się Niemcy cofnęli po za zasięg ruskiej artylerii i przestali atakować z własnej inicjatywy oddziały polskie oraz wyznaczyli jakieś punkty kontaktowe w celach negocjacyjnych to by Stalin musiałby się zatrzymać na jeszcze dłużej… Absurdalne? Oczywiście, ale w świetle tej narracji takie pomysły nabierają sensu.

      1. „Gdyby się Niemcy cofnęli po za zasięg ruskiej artylerii i przestali atakować z własnej inicjatywy oddziały polskie oraz wyznaczyli jakieś punkty kontaktowe w celach negocjacyjnych to by Stalin musiałby się zatrzymać na jeszcze dłużej” – to jest dopiero absurd. Taki tekst mógł powstać w głowie kogoś, kto zna historię Polski z Wikipedii.

        1. Why not? gdyby sprawnie przeprowadzić negocjacje to na miejscu NIemiec byłbym gotowy cofnąć się do linii Odra-Warta. I niech Stalin kombinuje co zrobić z tym buforem. A do tego może zdołałbym wygospodarować trochę wojska do wysłania na front zachodni?
          Ogólnie sytuacja dyplomatyczna się mocno komplikuje… i te komplikacje byłyby jedynym ratunkiem dla III Rzeszy.

  5. Niejaki Wrocławski pisze: „No cóż, u autora bije wprost brak szerszej wiedzy historycznej na temat Powstania Warszawskiego”. Po czym nazwisko jednego z najważniejszych aktorów tego wydarzenia, Antoniego Chruściela, obciąża „ó” („płk/gen. Chróściela – Montera”). Od razu widać, że fachowiec w temacie…

    1. Niejaki Gierwazy pisze „Po czym nazwisko jednego z najważniejszych aktorów tego wydarzenia, Antoniego Chruściela, obciąża “ó” (“płk/gen. Chróściela – Montera”). Od razu widać, że fachowiec w temacie… ” Znalazł się fachowiec od pisowni nazwisk. Gdybym chciał śledzić niepoprawność językową na tym forum, to zabrakłoby miejsca w rubryce: Komentarz. A poza tym, w literaturze spotyka się i tę formę nazwiska.

      1. Wystarczy, że niejaki Wrocławski poprzestanie na śledzeniu własnej niepoprawności językowej miast popisywać się niczym nie popartym tupetem pod postacią zacytowanego powyżej przemądrzałego wstępu swojego wpisu…

        1. Wystarczy, żeby niejaki Gierwazy choć w jednym zdaniu coś sensownego na temat Powstania Warszawskiego napisał, a nie silił się na puste uwagi.

  6. Ciekawe, że niejaki Wrocławski, który poza prostackim atakiem ad personam względem autora tudzież grafomańskim bajdurzeniem nie napisał nic sensownego domaga się tego ode mnie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *