Z dużym zainteresowaniem zapoznałam się z nowym program Ruchu Narodowego, zaprezentowanym w Sejmie RP na Kongresie Programowych RN (10 XII 2016). Tytuł programu partii „Suwerenny naród w XXI wieku” bardzo dobrze oddaje to, co jest największym wyzwaniem dla środowisk narodowych w naszych czasach. Pisał o tym J. Kossecki tworząc swoją doktrynę nacjokratyzmu, której podstawowym założeniem jest postulat pełnej suwerenności zewnętrznej i wewnętrznej każdego narodu. Czym jest jednak suwerenność w zglobalizowanym, wysoko uprzemysłowionym postnowoczesnym świecie? Program RN podejmuje wyzwanie udzielenia odpowiedzi na to pytanie, i nawet jeśli wymaga jeszcze sporego dopracowania – co zresztą sami autorzy wprost i wyraźnie komunikują, składając zaproszenie do nadsyłania uwag i propozycji do programu – to z pewnością można go potraktować jako punkt wyjścia do szerszej dyskusji.
Dyskusja ta jest potrzebna także z innego powodu. Dzięki takiej dyskusji można by wreszcie zdemaskować zakłamanie tego, co się szumnie nazywa debatą publiczną, a co w rzeczywistości jest tylko jej kiepską imitacją. Bo trudno nazwać debatą coś, co z góry zakłada, że demokracja polega na wybieraniu przez suwerenny lud partii reprezentujących światopogląd liberalno-kosmopolityczny, natomiast wszystko, co się w tym kanonie nie mieści, jest „niedemokratyczne”. Tak mniej więcej wygląda m.in. dogmat założycielski KOD, o którym dyskutować nie można bez narażenia się na oberwanie stereotypem „skrajnej prawicy” albo „populizmu”. RN mógłby więc swój program zatytułować – parafrazując tytuł słynnej książki Ronalda Dworkina Taking Rights Seriously – jako Taking a democracy seriously, czyli Biorąc demokrację (na) poważnie. Debata dotycząca suwerenności w XXI wieku bezpośrednio bowiem dotyka pytania o to, jakie warunki muszą być spełnione, aby demokracja była rzeczywiście demokracją? Wyrażając tę myśl za pomocą pojęć cybernetyki społecznej: jakie warunki muszą być spełnione, aby naród był rzeczywiście systemem autonomicznym?
Program RN skoncentrował się na trzech obszarach suwerenności: politycznej, gospodarczej i kulturowej. Nie będę wnikać, czy podział ten jest trafny i wystarczający, bo jest to w tej chwili najmniej ważne. Dużo bardziej istotną kwestią jest pokazanie, że suwerenność ma wiele twarzy. Odwołując się do jednej z podstawowych dystynkcji cybernetyki, na tor informacyjny i engergetyczny, należy stwierdzić, że suwerenność ściśle powiązana jest zarówno z kwestiami ideologicznymi, jak i materialno-energetycznymi. Ideologia kształuje normy społeczne i preferencje wszystkich obywateli, co jest sprawą zupełnie kluczową w toczącej się wojnie informacyjnej, natomiast jeśli chodzi o kwestie materialno-energetyczne, od dawien dawna wiadomo, że biedny jest słabszy niż bogatszy, a często jest od bogatego zupełnie uzależniony.
Przechodząc do suwerenności politycznej, nie będę wchodzić w kwestie ustrojowe, bo te uważam w tej chwili za najmniej pilne. Dużo ważniejszą kwestią jest sprawa opcji geopolitycznej. Program jasno opowiedział się przeciwko mitowi jagiellońskiemu i za Polską mniejszą, etnicznie jednolitą, ale za to silniejszą. Wybór ten uważam za słuszny, gdyż osobiście cieszę się, że Polska wróciła do swoich piastowskich granic i powinna tych granic bronić i zrezygnować z jakichkolwiek prób realizowania polityki prometejskiej na wchodzie. Niech wschód zajmie się samym sobą, a my dbajmy o utrzymanie bardzo korzystnego dla nas położenia geograficznego, z szerokim dostępem do morza, ze Śląskiem i Wielkopolską. Należy podkreślać, że to właśnie Wielkopolska była kolebką polskiej państwowości, z Gnieznem i Poznaniem jako pierwszymi, oczywiście symbolicznymi, stolicami Polski. Poznańskie to także udane powstanie wielkopolskie, zakłady Cegielskiego, miejsce pracy organicznej realizowanej przez działaczy Narodowej Demokracji, tam też działali słynni wielkopolscy księża spółdzielcy, jak chociażby ksiądz Adamski (polecam krótki tekst prezentujący sylwestki tychże księży: http://biznesspoleczny.pl/wielkopolscy-ksieza-spoldzielcy). Nie Kresy, a Wielkopolska powinna stać się punktem odniesienia dla polskości!
Program RN wprost stwierdza, że wielkie państwa mogą być bardzo niewydolne, natomiast małe – niezwykłe skuteczne. Autorzy programu wymieniają w tym kontekście Prusy. Przy całej mojej powszechnie znanej antypatii do Prus – za również powszechnie znany absolutny brak jakichkolwiek zasad moralnych i militaryzację całego społeczeństwa – należy stwierdzić, że możemy uczyć się od tego państwa determinacji i konsekwencji działania. Od Prusaków tego zresztą uczyli się właśnie Poznaniacy żyjący w zaborze pruskim. I to właśnie oni stworzyli, moim zdaniem, idealną syntezę, która powinna stać się wzorem polskości – silnego morale i postaw etycznych, połączonych z fachowością, skutecznością i konsekwencją działania. I nie mam żadnych wątpliwości, że nasi przeciwnicy również uważają, że tylko taki model polskości może sprawić, że Polska stanie się silnym państwem. I właśnie dlatego ciągle podsuwają nam inne wzory polskości – dla postępowych jest to model „Europejczyka”, a dla prawicy – model sanacyjnej turańszczyzny, rusofobicznej, marzącej o „ucywilizowaniu” wschodu – czyli de facto skolonizowaniu go – czczącej przegrane powstania skierowane przeciwko Rosji. Wzorzec sanacyjny ma po pierwsze zwrócić naszą uwagę na wschód, a odwrócić ją od zachodnich ziem polskich, co oczywiście ułatwia wypchanie nas z tego terenu. Po drugie, wzorzec sanacyjny ma odwrócić naszą uwagę od kwestii przedsiębiorczości i sprawnej, zdecentralizowanej samoorganizacji obywatelskiej, tak typowej dla tradycji wielkopolskiej endecji.
Przechodząc do kwestii suwerenności gospodarczej chciałabym stwierdzić, że jest to temat, który wymaga jeszcze silnego dopracowania, ale nie będę tutaj stawiać zarzutów RN, gdyż uważam, że jeszcze nikomu nie udało się w sposób przekonywujący rozwiązać kwestii trzeciej drogi między „manchesterskim liberalizmem” a socjalizmem. Niemiecki model społecznej gospodarki rynkowej, o którym w Polsce tak chętnie się mówi, jest niczym więcej jak pruskim wariantem socjalizmo-kapitalizmu, w którym prywatna własność środków produkcji jest wprawdzie formalnie zachowana, ale cała gospodarka jest podporządkowana interesom państwa niemieckiego, które dąży do powiększania swojej władzy, i to nie tylko metodami ekonomicznymi, lecz także i ideologicznymi. Podstawowy problem Niemiec został zresztą dobrze opisany za pomocą pojęć cybernetyki społecznej – Niemcy są systemem o niepohamowanym rozwoju, co sprawia, że nie są systemem w pełni suwerennym, gdyż de faco coraz bardziej uzależniaja się od eksportu, i wystarczy odciąć im rynki zbytu dla ich towarów, a cały system z dnia na dzień po prostu się zawali. Należy to brać pod uwagę w procesie projektowania polskiej polityki gospodarczej, gdyż nasza gospodarka nie jest systemem autonomicznym, lecz samosterownym – jej faktycznym homeostatem, czyli organizatorem są Niemcy i oczywiście sterują nią w swoim własnym interesie. Uwolnienie nas spod tej zależności jest procesem niezwykle skomplikowanym, gdyż po pierwsze Niemcy dobrowolnie oczywiście nie wypuszczą tego, co już zdobyli, a po drugie, trzeba mieć pomysł, jak mając takie a nie inne położenie geograficzne postawić Polskę gospodarczo na nogi, nie ulegając w tej kwestii żadnym romantycznym mrzonkom.
Uważam, że w tej chwili znajdujemy się dokładnie w tej samej sytuacji, w której znajdowali się Polacy żyjący w zaborze pruskim. I w związku z tym uważam, że nie odzyskamy suwerenności, jeśli nie pójdziemy śladami wielkopolskich przedsiębiorców, społeczników, spółdzielców, etc. którzy zrezygnowali z bezpośredniej konfrontacji z państwem pruskim, lecz analizując i poznając różne rozwiązania tamtego systemu zaczęli wykorzystywać je do własnych celów. Więc może na początek, zamiast szafować szumnymi hasłami o wystąpieniu z Unii, należy zastanowić się, jak ją wykorzystać do własnych celów. Ponad 100 lat temu endecja zrezygnowała taktycznie z retoryki konfrontacyjnej i poszła zupełnie inną drogą, dzięki czemu stworzono elity, które dysponowały fachową wiedzą i miały konkretne umiejętności, a nie tylko „podniecały się” hasłami patriotycznymi. Kierowanie państwem, gminą czy przedsiębiorstwem naprawdę jest trudnym i odpowiedzialnym zadaniem.
Trzecim obszarem suwerenności, którym zajmuje się program RN, to kultura. RN chce być partią radykalną, a radykalizm dzisiaj oznacza całkowite zerwanie z narracją ideologiczną, antyracjonalistyczną, charakteryzującą się całkowitym brakiem poszanowania dla solidnej wiedzy na temat praw rządzących rzeczywistością. Racjonalizm klasyczny zakłada, że rzeczywistość rządzi się swoimi prawami, a człowiek po to ma rozum, by je poznał, i w opariu o te prawa tworzył ład społeczny. Tym się różni ideologia od nauki i wiedzy, że ta pierwsza to gdybanie i widzimisię, czyli poruszanie się w obrębie własnej wyobraźni, pobożnych życzeń itd., podczas gdy wiedza opiera się na solidnym badaniu praw rządzących rzeczywistością. Niestety, współcześnie jednym ideologiom przeciwstawia się inne ideologie albo pewne eklektyczne zlepki światopoglądowe, tworzone na zasadzie przejmowania różnych tez od „fajnych autorów”, bez zastanowienie się, czy rzeczywiście w sposób adekwatny i spójny tłumaczą one rzeczywistość. Niestety, RN sam jest dzieckiem swojej epoki i walczy z liberalizmem z pocyzji dość mocno zideologizowanej. A z liberalizmem można walczyć zupełnie inaczej, poprzez wykazanie, że nie opiera się on na wiedzy, lecz że przyjmuje różne założenia a priori i z zupełną nonszalancją pochodzi do kwestii adekwatnego poznania praw społecznych i ludzkiej natury. Podajmy przykład: liberalizm kosmopolityczny piętnuje lęk przed obcymi jako wyraz ksenofoboii i zacofania. Po co zwalczać go w taki sposób, jak czynią to środowiska prawicowe, kiedy wystarczy wskazać, że obawa przed tym, co nieznane jest odruchem jak najbardziej zdrowym i podstawowym dla funkcjonowania całej natury? Jeśli małpa zobaczy roślinę, której nigdy nie widziała, skąd ma wiedzieć, że się nią nie zatruje? Tak samo człowiek, jeśli spotka „obcych”, skąd ma wiedziec, kim oni są, jakie mają intencje, etc.? Dlaczego liberałowie zabraniają nam bać się tego, co obce i nieznane? Dlaczego małpa ma mieć do tego prawo, a człowiek nie? Każdy system dąży do utrzymania swojej autonomii i ma prawo bronić się przed tym, kto tej autonomii zagraża. Jest to zupełnie podstawowe prawo cybernetyki, które jest prawem obowiązującym dla każdego systemu autonomicznego – czy to będzie zwierzę, człowiek czy system społeczny. Ostrożność jest podstawą sukcesu – oczywiście, nie może przerodzić się w nadmierną lękliwość, gdyż „obcy” nie zawsze są zagrożeniem, mogą także być szansą i wzbogaceniem. Ale to trzeba najpierw sprawdzić.
Żeby argumentować z punktu widzenia wiedzy, trzeba najpierw ją posiąść, a więc samemu wnieść się na wyższy poziom niż liberałowie. Nie wiem, czy RN postawi kiedyś na tego konia, ale gdyby chciał, to powinien stworzyc „grupę silnego rażenia informacyjnego”, która zostanie solidnie przygotowana do uczestniczenia w publicznej dyskusji i do odgrywania roli liderów opinii. Taka współczesna „husaria informacyjna” powinna znać literaturę, którą czyta przeciwnik i która będzie potrafiła, choćby przed kamerami, bezsprzecznie wykazać miałkość jej tez, a nawet wręcz antynaukowość, a tym samym szkodliwość.
Niestety, póki co RN sam posługuje się terminami żywcem wyjętymi z języka zideologizowanego. Chodzi tutaj m.in. o pojęcie wartości, w tym wartości narodowych. Radykalna zmiana musi oznaczać radykalne wyrzucenie z języka pojęcia „wartości”, poza znaczeniem używanym w kontekście ekonomicznym. Z pojęciem „wartości chrześcijańskich” walczył wybitny filozof o. prof. M. Krąpiec. Niestety, bezkutecznie. W tej chwili mamy wartości europejskie, chrześcijańskie, narodowe, etc., które często są sobie przeciwstawiane. A należy mocno podkreślić, że pojęcie „wartości” jest diametralnie obce łacińskiej tradycji prawa natury! Prawo natury zna jeden podstawowy nakaz: czyń dobro, unikaj zła. Podstawowymi pojęciami świata łacińskiego są pojęcia dobra i zła! Pojęcie „wartości” po to właśnie jest propagowane, żeby wyeliminować z naszego języka pojęcia dobra i zła! Temu samemu celowi służy zresztą dyskurs prawo-człowieczy. Przykładajmy wagę do pojęć, którymi się posługujemy, gdyż walka o język także jest elementem walki o suwerenność. Ktoś oczywiście spyta: a co jest dobre, a co jest złe? Jak to odróżnić, kiedy istnieje tyle różnych wyobrażeń na temat dobra i zła? No właśnie: wyobrażeń. Dobre jest to, co jest zgodne z naszą naturą, którą możemy poznać za pomocą rozumu. I tutaj wracamy do poprzedniego punktu: do kwestii wiedzy i nauki. Jeśli coś jest zgodne z prawami rządzącymi rzeczywistością społeczną, i pozwala, żebyśmy żyli zgodnie z naszą naturą – to jest dobre. Dobre jest więc wszystko to, co sprawia, że jesteśmy bytami prawdziwie autonomicznymi. Zaprzestańmy więc używać pojęcia „wartości narodowych”, a wróćmy do pojęcia dobra narodowego – częścią wspólnego dobra jest język, jest rodzina, jest wiara, etyka, etc.
Z prawdą i dobrem ściśle powiązane jest także i piękno. I tutaj nie mogę powstrzymać się przed sprawieniem komplementu wielu działaczom RN, którzy na Kongresie pojawili się w dobrze skrojonych „slimowych” garniturach, modnych fryzurach i bródkach. Można było poczuć się niemalże jak w Italii. Mam nadzieję, że uda się to przekuć nie tylko na wizerunek RN, ale także na wzór polskiego mężczyzny, który po PRL w dużej mierze stał się „fleją”, i bardzo opierał się przed zadbaniem o swój wygląd, tłumacząc, że nie jest „pedziem”. Elity mają wyglądać dobrze i basta.!
Na zakończenie warto wiec przypomnieć , że słowa prawo-prawda-prawość mają wspólny rdzeń. Za tym kryje się głębsza prawda o rzeczywistości, która przez stworzenie negatywnego stereotypu prawicy została starannie ukryta przed wieloma Polakami. Czas obalić ten stereotyp, ale można to zrobić tylko wtedy, kiedy samemu będzie się stało na straży tego co prawdziwe, prawe i zgodne z prawem natury, czego RN serdecznie życzę.
Magdalena Ziętek-Wielomska