Ziętek-Wielomska: „Teologia trójmorza” a „nacjonalizm jagielloński”

Bez wątpienia nie ma jednego pojęcia narodu, które byłoby uznane za powszechnie obowiązujące. Niektórzy dopatrują się istnienia narodów już w starożytności, niektórzy uważają, że powstały one dopiero pod koniec XIX w., czyli wraz z utworzeniem się społeczeństwa masowego. W zależności od tego, jakie znaczenie nadaje się temu terminowi, takie też przyjmuje się rozumienie nacjonalizmu.

W książce, którą napisaliśmy z Adamem Wielomskim pt. „Nowoczesność, nacjonalizm, naród europejski. Dylematy samoidentyfikacji Europejczyków” ustaliliśmy, że bardzo pożyteczne jest przyjęcie rozróżnienia na etnie (wspólnoty etnograficzne) i narody, które różnią się między sobą przede wszystkim w dwóch kwestiach: 1. W przypadku narodów mamy do czynienia z poczuciem ogólnonarodowej jedności, które jest silniejsze niż solidarność wewnątrzstanowa, kastowa czy też klasowa. Etnie natomiast nie muszą charakteryzować się takim poczuciem jedności. 2. Każdy naród dąży do posiadania własnego państwa, natomiast grupy etniczne – nie koniecznie.

Jeśli przyjmiemy takie rozróżnienie, musimy ściśle odróżnić od siebie tożsamość etniczną od tożsamości narodowej. Ta pierwsza zakłada utożsamianie się z etniczną kulturą, tradycją, ale nie musi łączyć się z żadną chęcią działania na rzecz rozwoju narodowego. Natomiast tożsamość narodowa to coś więcej niż fascynowanie się np. polskim folklorem i kibicowanie polskim sportowcom – zakłada ona żywe pragnienie działania na rzecz pełniejszego rozwoju narodu.

We wspomnianej pracy postawiliśmy też tezę, że zacieranie różnicy między obydwoma pojęciami jest narzędziem do resetowania tożsamości narodowej tak, by sprowadzić ją tylko i wyłącznie do tożsamości etnicznej. A w związku z tym, że według nas, w obrębie jednego państwa mogą pokojowo współistnieć różne grupy etniczne, ale nie narody, resetowanie tożsamości narodowej jest sposobem niszczenia instytucji państwa narodowego, które ma być zastępowane przez wieloetniczne, wynarodowione imperia.
W praktykę zacierania wspomnianego rozróżnienia wpisuje się idea tzw. nacjonalizmu jagiellońskiego, jak również propagowanie idei – rzekomo wielonarodowej, a tak naprawdę wieloetnicznej – Polski jagiellońskiej.

Promowanie idei Wielkiej Polski, Magna Polonia, mocarstwa czy też imperium polskiego, ma służyć zniszczeniu narodu polskiego i sprowadzeniu go do grupy etnicznej, jednej z wielu, zamieszkującej wieloetniczne państwo polskie. Polska etnia będzie współegzystowała z etnią ukraińską, żydowską czy też niemiecką – dokładnie tak, jak to było w I RP. Ponadto, tą mieszanką etniczną zarządzać będzie grupa uprzywilejowana, również jak to miało miejsce w I RP – a tak jak wspomniałam, tożsamość narodowa zakłada pragnienie działania na rzecz rozwoju narodu, natomiast tożsamość etniczna świetnie łączy się z biernością polityczną.

Na pojęcie nacjonalizmu jagiellońskiego natknęłam się w książce M. Chodakiewicza, J. Mysiakowskiej-Muszyńskiej oraz W. Muszyńskiego „Polska dla Polaków! Kim byli i są polscy narodowcy”. Autorzy promują w niej wizję Polski wieloetnicznej, pisząc: „Narodowość polska winna więc opierać się na „nacjonalizmie jagiellońskim”. W okresie rozbiorów terytorium Rzeczypospolitej zamieszkiwały potężne masy mniejszości narodowych, które nie tylko zwykle nie identyfikowały się z Polską i polskością, a wręcz potrafiły być im wrogie; znaczna część elit (szczególnie w warstwie średniej) miała obce korzenie – wówczas naturalnie hasło „Polski piastowskiej” było aktualne i zrozumiałe. Było hasłem narodowej defensywy w momencie, gdy Polacy musieli bronić się przed uciskiem zaborców. Dziś, w państwie, które funkcjonuje w granicach piastowskich, realizowanie tej koncepcji hamowałoby jego rozwój. Obecnie zamiast zamykać się w piastowskim getcie trzeba otworzyć kraj na osoby, które pragną stać się Polakami, czyli przyjąć jako własną polską kulturę i służyć polskiemu interesowi narodowemu” (s. 526). Autorzy dalej piszą: „Tak więc nie „Żydzi” i nie etnonacjonalizm, a projekt jagiellońskiego nacjonalizmu: konserwatywny, tradycjonalistyczny, wolnościowy i narodowy” (s. 529).

Od 2016 r. ten kierunek promuje wydawany przez Przemysława Holochera periodyk „Magna Polonia”. Wśród autorów znajdziemy przedstawicieli i konserwatyzmu, i tradycjonalizmu i liberalizmu i rzekomo tradycji narodowej (których łączy jedno: koncesjonowany przez zachodnie kanały wpływu antykomunizm, ale to tylko na marginesie). Co ciekawe, po aferze „Holochergate” to właśnie jej główny bohater podjął się roli propagowania idei nacjonalizmu jagiellońskiego, podczas gdy Ruch Narodowy zaczął ewoluować w zupełnie innym kierunku – nacjonalizmu piastowskiego. Nie będę tutaj wnikać w to, jakie są tego powody, ale warto zwrócić na to uwagę. Świadczy o tym choćby powołanie do życia przez osoby związane z RN Fundacji Piastowskiej – jej fanpage na Facebooku pojawił się w marcu 2016 r., do KRS została wpisana w 2017 r.

Jeśli prześledzimy autorów i tematy poruszane na łamach „Magna Polonia”, szybko dostrzeżemy, że pismo służy zwalczaniu całej endeckiej tradycji nacjonalizmu polskiego i idei polskiego państwa narodowego. Prześledźmy cztery elementy nacjonalizmu jagiellońskiego, wymienione przez Muszyńskich i Chodakiewicza: konserwatywny, tradycjonalistyczny, wolnościowy i narodowy.

Element konserwatywny i tradycjonalistyczny: kryje się pod tym promowanie tych idei, które są skierowane przeciwko egalitaryzmowi Narodowej Demokracji, która dążyła do upodmiotowienia politycznego i społecznego wszystkich Polaków. Kryje się także monarchizm, skierowany przeciwko elementowi demokratycznemu endecji. Takie postawienie sprawy jest konsekwentne: naród Polski w I RP był tak naprawdę „narodem szlacheckim”, podczas gdy absolutna większość mieszkańców ziem należących do Rzeczypospolitej nie posiadała żadnej tożsamości narodowej, a wyłącznie etniczną.

Promowanie antydemokratycznego i antyegalitarnego „nacjonalizmu jagiellońskiego” służy więc przywróceniu dawnych stosunków społecznych: większość Polaków ma zostać wynarodowiona i sprowadzona do poziomu „Polaków etnicznych”, którzy pokornie dadzą sobą rządzić przez nową szlachtę, panującą niepodzielnie nad kolejnym wcieleniem imperium jagiellońskiego.

Element wolnościowy: chodzi o gospodarkę wolnorynkową, stanowiącą przeciwieństwo modelu solidarystycznego charakterystycznego dla nowoczesnego nacjonalizmu. Pod pozorem „wolnego rynku” nowa szlachta będzie mogła dokonywać koncentracji majątkowej, tak jak to miało miejsce w I RP: większość mieszkańców musiała pracować na „pańskim”.

I dochodzimy do elementu narodowego: jest to największe oszustwo tego projektu, gdyż nie chodzi o żadną ideę narodową lecz etniczną, a jeśli już, to co najwyżej ideę „narodu szlacheckiego”.
Żeby wyjaśnić tę ostatnia kwestię, omówimy dokładniej wypowiedź jednego ze stałych publicystów tego periodyku, ks. Romana Adama Kneblewskiego. Konkretnie chodzi o jedno z jego nagrań, w którym przedstawił zręby czegoś, co można by nazwać „teologią nacjonalizmu jagiellońskiego” bądź też teologią trójmorza. Dlaczego trójmorza – o tym poniżej. Chodzi o filmik umieszczony na kanale jego parafii Tuba Cordis, z datą 5 II A.D. 2017, zatytułowany: Korona + Litwa + Ruś = … (link do nagrania: https://www.youtube.com/watch?v=YixvTtBHkcw&featur…).

Pod materiałem znajduje się krótki opis: „Wielka Polska przed rozbiorami składała się z Korony Polskiej, Litwy i Rusi. Polska postrzegana była jako wspólna macierz trzech narodów. Oczywiście Rusinów nie należy mylić żadną miarą z Moskalami..!”. Przed swoimi widzami ks. Kneblewski rysuje całą wręcz eschatologiczną wizję, z której ma wynikać, że … sam Bóg pragnie tego, by terenem aż do Bramy Smoleńskiej rządzili Polacy… Polacy, posłuszni woli samego Boga, powinni zacząć dążyć do restauracji dawnego imperium. Ks. Kneblewski dalej dosłownie wymyśla teologiczne dyrdymały na temat tego, jak to rzekomo trójnarodowe państwo łączyła miłość do Boga, jak również miłość wzajemna. Włącza w to Matkę Bożą, która zażądała, by ogłoszono ją Królową Polski, a ponieważ Polska wtedy składała się z trzech członów, więc jest sprawą oczywistą, że to sama Maryja chce sprawować pieczę nad Bramą Smoleńską… Mamy też Archanioła Michała, który rzekomo widniał w herbie I RP, o czym ks. Kneblewski wspomina, żeby wzmocnić swoje teologiczne „argumenty”. Nie ma natomiast wątku Chrystusa Króla, który w gruncie rzeczy także doskonale by pasował do tej farsy. Pojawia się natomiast Mickiewicz, twórca pseudokatolickiej teologii mesjanizmu polskiego.

Cały ten wywód jest jedną wielką mistyfikacją, o czym świadczy choćby właśnie wątek anielski. Godło prezentowane przez ks. Kneblewskiego jako herb I RP, to godło przyjęte przez … powstańców styczniowych. W myśl dekretu z 10 maja 1863 r. zaproponowano herb przyszłego państwa, łączący polskiego Białego Orła, litewską Pogoń i Archanioła Michała symbolizującego Ruś, czyli Ukrainę. Całość tarczy zwieńczała korona jagiellońska. Prezentowanie przez ks. Kneblewskiego, w sposób zakamuflowany, właśnie godła powstańczego jest bardzo zastanawiające, zważywszy na okoliczności wybuchu tegoż powstania. W każdym bądź razie ma to bardzo jasne znaczenie: Rosja ma wypuścić ze swoich łap cały obszar, który przed zaborami należał do Polski.

Manipulacja dokonana przez ks. Kneblewskiego dotyczy przede wszystkim jego twierdzenia, że Polska stanowiła macierz trzech narodów: polskiego, litewskiego i rusińskiego (ukraińskiego). Warto zauważyć, że jednocześnie – w innym miejscu – mówi o jednym narodzie, polskim, składającym się z trzech rodów… A jak było naprawdę: bez wątpienia nie można mówić o żadnych trzech narodach, tylko co najwyżej o jednym „narodzie szlacheckim”, który obejmował przedstawicieli różnych grup etnograficznych, którym udało się „załapać” na polskie szlachectwo. Tenże naród szlachecki rządził nieposiadającymi żadnej tożsamości narodowej różnymi grupami etnograficznymi, które jednakże w przeciągu wieku XIX zaczęły podlegać procesom narodotwórczym. Procesy te, we wszystkich grupach etnicznych, skierowane były właśnie przeciwko narodowi szlacheckiemu. Dotyczyło to tak samo ziem rdzennie polskich, jak i tych rusko-litewskich.

W przypadku tych pierwszych, ideę utworzenia prawdziwego narodu polskiego, który obejmowałby wszystkich Polaków, reprezentowała Narodowa Demokracja. Zgodnie z narracją ks. Kneblewskiego procesy te były wyrazem łamania woli Boga, a więc konsekwentnie – Dmowski to narzędzie samego Szatana. Bo przecież sam Bóg dał polskiej – tzn. tej etnicznie polskiej i tej etnicznie niepolskiej – szlachcie prawo do panowania nad wielkimi połaciami ziemi, od morza do morza.

Ostatnie stwierdzenie prowadzi nas do zasygnalizowanego problemu „teologii trójmorza”. Należy stwierdzić, że jest sprawą oczywistą, iż cały projekt nacjonalizmu jagiellońskiego czy też rozwijanej przez ks. Kneblewskiego religijnej legitymizacji prawa Polaków do władzy nad terenami byłej I RP służy realizacji idei międzymorza czy też trójmorza. Idea ta – w równie oczywisty sposób – skierowana jest przeciwko Rosji, która ma zostać wypchnięta poza Bramę Smoleńską, którą tak fascynuje się współpracownik Klubu Jagiellońskiego, Jacek Bartosiak (na marginesie warto wspomnieć, że na dniach ukaże się jego druga książka pt. „Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju”). Stąd też w opisie filmiku ks. Kneblewskiego pojawia się dopisek o Rusinach, których nie wolno mylić z Moskalami.

Jednym słowem: cały jego filmik stanowi teologiczne uzasadnienie praw polskich do panowania nad ziemiami, do których pretensje rości sobie Rosja. I tak jak powstańcy styczniowi mieli swoją teologię mickiewiczowską, tak współcześni „narodowcy jagiellońscy” mają swoją własną teologię stworzoną przez ks. Kneblewskiego.

Sam ks. Kneblewski swojej awersji do endecji nie ukrywa. W wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Polska Niepodległa” powiedział: „Odrzucam Narodową Demokrację, ponieważ, będąc zdecydowanie nacjonalistą, pozostaję równie zdecydowanie antydemokratą”. Po czym, krytykując demokrację, sam sobie zaprzecza: „Znany jest mi w dziejach świata tylko jeden przypadek w miarę udanej. Mam na myśli tę naszą szlachecką, zwłaszcza XVI-wieczną. Proszę jednak zauważyć, że wpisywała się ona w monarchię oraz była przez długi czas trwale osadzona na fundamencie wyznawanych przez naród wartości – zgodnie z zasadami: Ad maiorem Dei gloriam et pro publico bono” (https://polskaniepodlegla.pl/wydarzenia/item/11679…). Jednym słowem: w I RP nawet demokracja nie była taka zła…

Podsumowując należy stwierdzić, że cała wizja „nacjonalizmu jagiellońskiego” i „teologii trójmorza” świetnie wpisuje się w amerykańskie plany realizacji tejże idei. Sam George Friedmann na łamach „Naszego Dziennika” opowiadał w końcu Polakom, że Niemcy i Rosja upadną, a Polska stanie się potęgą… I tak jak obce kanały wpływu wywoływały w Polsce antyrosyjskie powstania „narodowe”, w II RP rękami Sanacji niszczyły Obóz Narodowy i pchały nas w realizację antyradzieckiej idei prometejskiej, tak samo teraz w III RP dążą do całkowitego zniszczenia dziedzictwa Narodowej Demokracji.

W momencie, kiedy Polska ma się stać stacją przeładunkową dla amerykańskich surowców, miejscem eksploatacji przez międzynarodową finansjerę i rezerwuarem mięsa armatniego dla ewentualnej konfrontacji z Rosją, Polacy posiadający silną tożsamość narodową nie są nikomu potrzebni. Zamiast tego mają być biernym stadem znajdującym pocieszenie w religii i pielgrzymującym do Gietrzwałdu, które może i będzie sobie zdawać sprawę z tego, że wróciło do stanu chłopa pańszczyźnianego z I RP i chłopa post-pańszczyźnianego II RP, ale nie będzie w stanie nic zmienić. Bo jak uczy psychologia: jeśli przed oczami będzie miało „nacjonalizm jagielloński” i stosunki społeczne panujące w I RP, samo będzie się programowało do pełnienia tej funkcji, którą pełniło w tamtym systemie. Obrazy sterują zachowaniem – wie to każdy, kto zajmuje się polityką.

Dlatego też obrazy związane z całym wysiłkiem modernizacyjnym i emancypacyjnym Narodowej Demokracji mają zostać polskim katolikom zohydzone. Czemu też właśnie służy cała przemyślnie skonstruowana propaganda skierowana do Polaków, którzy mają uwierzyć, że sam Bóg chciał, by „polski pan” panował od morza do morza, i że wszelka opozycja w stosunku do realizacji tegoż projektu ze strony osób przyznających się do tradycji Narodowej Demokracji to podszept Antychrysta… Rzecz w tym, że ktoś może i będzie panował, ale na pewno nie będzie to polski naród.

Magdalena Ziętek-Wielomska
Myśl Polska, nr 29-30 (15-22.07.2018)

Click to rate this post!
[Total: 26 Average: 3.8]
Facebook

1 thoughts on “Ziętek-Wielomska: „Teologia trójmorza” a „nacjonalizm jagielloński””

  1. Czy należy to rozumieć tak, że ten chodakiewiczowsko-sommerowski nacjonalizm jagielloński wPiSuje się w PiS-owską wizję stosunków międzynarodowych? Sam chętnie poczytałbym, która z tych dwóch koncepcji nacjonalizmu bliższa jest poglądom JKM, Michalkiewicza, Ziemkiewicza, Kukiza czy Brauna. Może czas przestać owijać w bawełnę i postawić sprawę jasno – kto jest po której stronie barykady?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *