Rękas: Pakt Ribbentrop–Mołotow jako karta z dziejów głupoty w Polsce

Polaków wyjątkowo łatwo jest też podburzać przeciw wszelkim formom bezemocjonalnego stosunku do historii i polityki. Związek Sowiecki zawarł pakt z Niemcami, bo było to w jego interesie. – „Nie wolno tak pisać, to była bezprzykładna zbrodnia, hańba, krwawiąca rana!„. Polityka II RP miała wpływ na rozpoczęcie wojny właśnie w 1939 r. od ataku na nasz kraj. – „Obrzydliwe zwalanie winy na ofiarę, byliśmy niewinnym obiektem napaści, zdrada!„. I tak dalej. Skoro Polakom nie pozwala się niczego zrozumieć z historii – to jak mają rozumieć współczesną politykę i spodziewać się jakiejkolwiek przyszłości?

Ciężko też jest łatwo emocjonalnym Polakom rozdzielać kilka kwestii, które w krytycznie i rzeczowo należałoby analizować łącznie:

  • Czy pakt Ribbentrop-Mołotow był niekorzystny dla Polski?

Oczywiście, że był.

  • Czy umowa ta była czymś tak niespotykanym w stosunkach międzynarodowych, by diabolizować ją po dziś dzień?

Nie, stosunki międzynarodowe są realizowane w taki właśnie sposób, tak w przeszłości, jak i współcześnie

  • Czy Polska miała możliwość wcześniej uregulować swoje stosunki albo z III Rzeszą, albo ze Związkiem Sowieckim tak, by uniknąć niekorzystnych skutków porozumienia tych państw?

Tak, miała.

  • Czy skorzystała z którejś z tych możliwości?

NIE.

Ot i cała nauka z 23. sierpnia. Nie tygrysy są „winne„, że zeżarły myśliwego, który polazł do lasu bez broni i amunicji. I nie one „zawinią„, gdy jego wnuk uprze się powtórzyć ten sam wyczyn…

Z polskiego punktu widzenia wydarzenia sprzed 80 lat stanowią tylko jedno z wielu zignorowanych uświadomień jak zorganizowany jest świat. Jest pomnikiem nie jakiejś szczególnej diaboliczności czy choćby nawet zaborczości potęg światowych (ta bowiem jest czynnikiem stałym historii i polityki i żadnych dodatkowych upamiętnień nie potrzebuje, by być oczywistością). Nie, 23 sierpnia to czarna karta w historii Polski nie ze względu na działania naszych sąsiadów, ale ze względu na tradycyjny i zwyczajowy brak działań polskich, na polską bierność dyplomatyczną, na ślepotę geopolityczną, na tromtadrację, chciejstwo i hurraprzecenianie swego znaczenia, posiadanych sojuszy z odległymi, zachodnimi potęgami. Słowem – ze względu na polską głupotę. Bo dla Polaków pakt Ribbentrop-Mołotow, do którego ze wszelką cenę można i należało było nie dopuścić – to przede wszystkim kolejna stronnica dziejów głupoty w Polsce.

Pakt Ribbentrop – Mołotow jako skutek błędów polskich

My jednak nie chcemy widzieć własnych błędów, bo przecież wszelkie nieszczęścia zawsze spotykały nas tylko i wyłącznie z winy obcej, my bez grzechu, choć i myślą nie skalani. 23 sierpnia ma więc być tylko kolejną okazją do pokłócenia się z Rosją. Ku widocznemu niezadowolenia nadwiślańskich macherów – dzisiejsza historiografia rosyjska stosunkowo rzadko dyskutuje z polską polityką historyczną, bo też i w ogóle styczność nauki i propagandy bywa przecież raczej okazjonalna. Oczywiście też jednak, ta niewielka część Rosjan, która wciąż jeszcze zwraca na nas uwagę – niekiedy również lubi się drażnić z Polakami przypominając nam relatywnie bliskie relacje II RP i III Rzeszy, a nawet sugerując, że były one (a w każdym razie mogły być) jeszcze bliższymi. Strasznie to niektórych u nas oburza, a tymczasem jest poniekąd… komplementem, w dodatku niezasłużonym, acz nie nowym…

Faktem jest bowiem, że to polityka ministra Becka doby Kłajpedy, Monachium i później sprawiła, iż cała Europa była absolutnie pewna posiadania przez Polskę jakiegoś tajnego paktu z Niemcami. Wydawało się bowiem niemożliwe, by szef dyplomacji z ambicjami był po prostu tak ślepy i nierozumiejący prostych konsekwencji własnych deklaracji, działań i – zwłaszcza – zaniechań. Część historyków rosyjskich (jasne, pewnie część w złej woli) nadal więc szuka takiego paktu Beck-Ribbentrop. Są zatem ostatnimi, którzy mają jeszcze o polskim ministrze jakieś resztki tak dobrego zdania…

Niestety jednak, polityka zagraniczna II RP, zwłaszcza po śmierci marszałka Piłsudskiego – była najgorszą z możliwych, czego skutki ponosimy poniekąd po dziś dzień, co jednak rozumieć należy inaczej niż się to zdarza współczesnym reżyserom oficjalnie podsuwanych historii alternatywnych. Po prostu – jasny i prosty interes Polski sprowadzał się w latach 30-tych do jak najpóźniejszego włączenia się do coraz bardziej nieuchronnego dokończenia wojny światowej. Oczywistą potrzebą polską było więc bezwzględne kierowanie się tylko ekonomią krwi, unikanie strat i zniszczeń, kierowanie zagrożeń w stronę innych, niewystępowanie nigdy bez odpowiedniego wsparcia i zaplecza, unikanie sojuszy egzotycznych, budowanie siły własnej i rozumienie konieczności lawirowania między potężniejszymi sąsiadami – a w razie potrzeby i dla optymalizacji wyniku oparcie o jednego z nich w odpowiednim momencie gwarantującym maksymalizację zysków.

Gdyby nawet część z tego udało się zrealizować – być może życia nie straciłoby tyle milionów Polaków, nie trzeba by było zaczynać w 1944/45 niemal od zera (czy mniej niż zera na wielu płaszczyznach), uratować udałoby nam się więcej naszego historycznego terytorium bez wyrzekania się nowych nabytków, uniknęlibyśmy też, a przynajmniej zminimalizowali skutki wiele negatywnych eksperymentów, także politycznych, dokonywanych na narodzie polskim. Wymagało to jednak rozsądku i zimnego osądu, a także dużej dozy elastyczności, czyli cech, których tradycyjnie brakuje rządzącym naszym krajem. Zamiast tego jednak wolimy rozwodzić się nad „podłością Stalina” albo wypominać Rosjanom, że Związek Sowiecki umiał o dwa lata odwlec moment konfrontacji z Niemcami – faktycznie, polskim kosztem. Pytanie jednak brzmi: czemu my nie potrafiliśmy tego samego, skoro to nam czas był jeszcze bardziej potrzebny by przeżyć?

Ponieważ jednak nie chcieliśmy i nie chcemy uczyć się od Stalina, bez wątpienia najskuteczniejszego gracza tamtej epoki – to wspomnijmy chociaż, że w tamtej wojnie stronę skutecznie zmieniała choćby taka Rumunia, Francja miała efektywną reprezentację polityczną po obu stronach konfliktu i tylko my tkwiliśmy w nim od pierwszego do ostatniego dnia, ponosząc szczególne straty i ofiary, w jakiejś naiwnej wierze, że zostanie to nagrodzone i że niczym w olimpiadzie, liczy się udział, a nie wynik. To dodatkowo uwypukla wymiar naszej ówczesnej klęski, klęski dyplomatycznej i geopolitycznej, zawinionej przez nas, bo tylko my sami mamy obowiązek troszczyć się o Polskę.

Z Bałtami – czyli płacz po Hitlerze

Zamiast jednak zdobyć się na dojrzałą refleksję historyczną – III RP uparła się upamiętniać rocznicę paktu Ribbentrop-Mołotow wspólnie z władzami Litwy, Łotwy i Estonii, co samo w sobie stanowi kuriozum. Przede wszystkim ze względu na udział nacjonalistów litewskich, będących w istocie historycznymi beneficjentami i uczestnikami rozbioru Polski dokonanego w następstwie niemiecko-sowieckiego porozumienia. Auksztocka mitologia antypaktowa jest utrwalona jeszcze od niesławnej pamięci Sąjūdisu, od kolejnego pobudzenia tamtejszego szowinizmu pod koniec lat 80-tych, co jest przykładem niebywałego nachalstwa wobec trwającej wszak nieprzerwanie po dziś dzień – a wcześniej pod osłoną sowiecką, nazistowską i znów sowiecką – okupacji polskiego Wilna.

Po drugie, występując wspólnie z Bałtami i Estończykami – Polska znów sama klasyfikuje się po stronie wojennych sojuszników III Rzeszy, co nijak nie odpowiada ani naszej rzeczywistej pozycji w latach 1939-45, ani nie służy współczesnym interesom naszego państwa w relacjach międzynarodowych. Nie można zapominać, że pierwszym objawem sprzeciwu Łotyszy i Auksztotów wobec wspominanego dziś paktu – było ich masowe wstępowanie do Waffen-SS, Strzelców Ponarskich i innych kolaboranckich formacji odpowiedzialnych następnie za zbrodnie na narodzie polskim. Narody te nie tyle więc protestowały i protestują przeciw paktowi Stalina i Hitlera – co czynnie opowiedziały się za tym drugim, stając po stronie wrogów Polski.

I wreszcie aspekt trzeci, współczesny. Wspomina się dziś także tak zwany Bałtycki Łańcuch, pokazówkę zorganizowaną przed 30 laty, a stanowiącą element wyrywania krajów bałtyckich z Bloku Wschodniego. Rzewnie przypomina się, że w tamtej manifestacji miało uczestniczyć nawet 2 miliony ludzi z tych mikrokraików. Czemu jednak nie dopowiada się co stało się z nim po skonsumowaniu ich transformacji, nie mniej dotkliwej niż polska?

Oto po 30 latach w każdym z tych państw zostało blisko połowy ludności z 1989 r., około 3 miliony wyjechały za chlebem. Wraz z utratą własnych walut pobyto się i gospodarek, w okresie sowieckim dofinansowywanych ponad średnią związkową. Niepodległość okazała się dla Litwy, Łotwy i Estonii demograficzną i ekonomiczną katastrofą. Tak, w takich obchodach, przypominających jaką tragedią okazały się dla naszych oszukanych narodów ostatnie trzy dekady – moglibyśmy nawet wziąć udział. Takiego wspomnienia dziś jednak z pewnością zabraknie. Zamiast niego będzie rozlegał się płacz: „Czemuż nie zginęliśmy wszyscy razem walcząc o wielką, aryjską Europę pod wodzą niemieckiego Führera, bez tych okropnych paktów z komunistami?!”.

Bo taki właśnie wymiar nadano publicznemu przeinaczaniu dzisiejszej rocznicy.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 22 Average: 4.4]
Facebook

6 thoughts on “Rękas: Pakt Ribbentrop–Mołotow jako karta z dziejów głupoty w Polsce”

  1. Pakt R-M był konsekwencją uległości wobec Niemiec oraz ciągłej izolacji ZSRR. Kluczowym punktem był upadek Czechosłowacji – jedynie Moskwa zaoferowała Czechosłowacji wsparcie na wypadek wojny z Niemcami (faktycznie niemożliwe do zrealizowania, ponieważ ani Polska ni Rumunia nie pozwoliłyby na jakiekolwiek przekraczania wojsk czy transportów radzieckich – w dużej mierze spowodowany racjonalnym lękiem) a wszyscy dookoła skakali w rytm grania Hitlera.

    Pakt R-M było korzystne dla obu stron. Układ Monachijski zaś korzystny był tak naprawdę dla Niemców. O jednym się ciągle biadoli a o drugim się milczy. Dziwne, co nie….

  2. (…)Ku widocznemu niezadowolenia nadwiślańskich macherów – dzisiejsza historiografia rosyjska stosunkowo rzadko dyskutuje z polską polityką historyczną, bo też i w ogóle styczność nauki i propagandy bywa przecież raczej okazjonalna.(…)
    A to ciekawe… neobanderowców tłuką już całe 4 lata.

  3. Z tekstu nie wynika jak była alternatywa dla Polski w 1939 r. Co innego rok 1920 kiedy Polska stanowiła znaczącą siłę a Niemcy i Sowieci byli słabi. Wtedy należało nakreślić plany na przyszłość. W 1939 r. było już za późno, a ponadto obydwa państwa wyprzedziły nas gospodarczo. Polska trzymała się standardu złota i dlatego stagnacja gospodarcza trwała do 1938 r. Doktryna wojenna była przestarzała. Zamach majowy wypędził z państwa lub odsunął na boczny tor wielu zdolnych Polaków uniemożliwiając włączenie ich kapitału intelektualnego do rozwoju państwa. 1939 rok był tylko nieuniknionym skutkiem błędów poprzednich kilkunastu lat.

  4. Juz Erazm z Rotterdamu stwierdzil w swoim wiekopomnym dziele,ze glupota ma rowniez aspekt
    pozytywny-glupi sa po prostu szczesliwi.

  5. Szanowny Panie Konradzie, nie do końca „odrobił Pan lekcję” i wypowiada się Pan na tematy, które w znacznym stopniu przerastają Pana zdolności ówczesnej percepcji. układów w przestrzeni politycznej, jak też innych okoliczności. Temat potraktował Pan dość pobieżnie i w oczywistej narracji ideologicznej tego portalu. A Polska w tamtym czasie miała ogromną szansę na to aby powstrzymać Adolfa. Być może tak samo jak powstrzymała w 1920r. Lenina. Proszę sobie wyobrazić, że gdyby Francja, tylko zamiast przesyłu broni drogą morską przez Rumunię, zrealizowała naloty na Niemcy, Rosjanie by nie weszli w nasze granice. O którym to fakcie opieszałości Francuskiej powiedział ichniejszy zwierzchnik sił zbrojnych. Polska z zasobami za linią Bugu i przy granicy Rumunii, z czego rozkazu o zgrupowaniach tam naszych cofających się oddziałów, celem płynnego zaopatrzenia w broń, a przez wielu „ekspertów’ fakt wyśmiewany, byłaby w stanie walczyć jeszcze miesiąc. A Niemcy musiałby wojować na dwa fronty. Sukcesem zaś dyplomacji Becka, było wywołanie II wojny światowej, bo gdyby zajęcie naszego kraju, czy to przez Hitlera, czy też Stalina na wzór Czechosłowacji, skończyło by się dla nas niewolą na kolejne ~120 lat i zapewne większym rozlewem krwi, tak jak to miało miejsce w bitwach o nie do końca swoją sprawę podczas I wojny św. Dzisiaj nie byłoby wolnej Polski, lecz kolejna republika, albo jakiś wschodni land z wiecznie ledwo ciepłą wodą w kranie.
    Porównywanie zaś dzisiejszych czasów do tamtych, jest zgoła lekkim nie porozumieniem i marnowaniem Pańskiego czasu i obnażaniem braków w wiedzy,. Gdyż teraz za Odrą stacjonuje potężna armia USA i ma pieczę nad chłopcami w rurkach oraz kochających inaczej, co jest już zalegalizowane i mile widziane w bundeswerze. A na wschodniej granicy nasz większy brat, do którego propagandy i jego „wiecznie żywych” bandytów i rzekomo „oświeconej” tyrani tutejszy portal tak ochoczo się odwołuje, mają oni od zaplecza jeszcze potężniejsze Państwo Środka , które na ich rzecz swego czasu straciło ponad 2 mln km/kw. swoich rdzennych ziem. O czym Chiny dość skutecznie im już przypominają. Także wszelkie porównania do czasów sprzed 80 lat są wielką głupotą.
    Zatem Proszę patrzeć szerzej i się dalej rozwijać, a nie zamykać na wieczną poddańczość. Pozdrawiam serdecznie.

  6. (…)Sukcesem zaś dyplomacji Becka, było wywołanie II wojny światowej, bo gdyby zajęcie naszego kraju, czy to przez Hitlera, czy też Stalina na wzór Czechosłowacji, skończyło by się dla nas niewolą na kolejne ~120 lat i zapewne większym rozlewem krwi, tak jak to miało miejsce w bitwach o nie do końca swoją sprawę podczas I wojny św. Dzisiaj nie byłoby wolnej Polski, lecz kolejna republika, albo jakiś wschodni land z wiecznie ledwo ciepłą wodą w kranie.(…)
    Nie 120 lat w niewoli tylko 60, zaiste sukces… moralny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *